Zbliżamy się do końca kwietnia. Planów na maj jest mnóstwo, ale na dzisiejsze łowienie pomysłu specjalnie nie było. Nadwodę mogłem wyskoczyć dopiero około 15:00, nieco zmęczony na długie wyjście ze spinningiem, nieco późno na solidne przygotowanie łowiska dla gruntówek. Wybór padł na Odrę i zabawę ze wzdręgami. Na mojej miejscówce jest ich sporo i nie spadają wymiarem poniżej 20cm. Co prawda nie ma olbrzymów, ale są też stada krąpi, więc zabawa z drobnym białorybem gwarantowana.
Dzień wcześniej przy trzcinach tarł się leszcz, więc na nie nie liczyłem. Dla osobnika ze zdjęcia najwyraźniej amory były zbyt dużym wysiłkiem
Wzdręgi i krąpie były w sporych ilościach, więc się nie przeliczyłem (zdjęcie z krąpiem akurat z wczoraj)
Pod koniec, około 19:00 bardzo delikatne skubanie na szczytówce. Ponieważ nie ustawało, zaciąłem. Przypon metrowej długości, haczyk 18, trzy białe robaki - czyli delikatnie. Poczułem spory ciężar, ale bez walki. W pierwszej chwili myślałem, że jednak usiadł spory leszcz. Po dość szybkim doholowaniu pod brzeg nastąpił gwałtowny odjazd. Przy leszczu spodziewałem się tego, więc hamulec ustawiłem leciutko. To jednak nie był leszcz. Odjazdów było kilkanaście. Hamulec terkotał cały czas, ale ostatecznie ryba trafiła do podbieraka. Była to troszkę inna złota rybka niż zaplanowane - 46cm lin.
Gruba samiczka wróciła do wody. Przechodzący starszy wędkarz, zdziwiony próbował uświadomić mnie, że przecież mogłem tak dużą rybę spokojnie zabrać i zjeść
Ryby łowiłem na wodzie o głębokości około 1,0m.