Skocz do zawartości
tokarex pontony

ku przestrodze


Jacek

Rekomendowane odpowiedzi

Witam

W końcu się zebrałem, żeby opisać Wam, co przydarzyło mi się w sobotę Wielkanocną przy okazji uprawiania naszego hobby. Opisuję to dlatego, że gdybym sam coś takiego przeczytał wcześniej, to może nie doszłoby do tych dramatycznych dla mnie wydarzeń.

Tego dnia udało mi się namówić swoją dziewczynę na wyjazd nad Odrę do Bielinka. Ona miała się opalać na kocyku, a ja porzucać z główek za kleniem i jaziem. Dojeżdżamy na miejsce - piękna pogoda, słoneczko, lekki wiaterek, i ani żywego ducha na brzegu - świetnie!

Początkowo próbuję łowić w woderach, ale stan wody jest dość wysoki, więc zakładam w końcu spodniobuty. Nie przewiązuję się pasem - bo w końcu po co, piękna pogoda, nie ma fal, co może się stać... Na wierzch dość ciężka kamizelka, i do wody. Łowię idąc wzdłuż brzegu w płytkiej klatce między główkami, w wodzie prawie do krawędzi spodniobutów. Wchodzę na główkę, gdzie woda sięga mi po kolana, i schodzę z niej do następnej klatki. Ciągle płytko, spokojnie brodzę ok. 10 m od brzegu.

Dochodzę do następnej główki. Wchodzę na nią, woda znowu po kolana, prąd bardzo silny. Chwilę rzucam, i pomału idę w stronę krawędzi główki, chcąc wyczuć jak jest głęboko, czy uda mi się zejść do następnej klatki. Jestem kilkanaście metrów od brzegu. Jeden krok. Piętą trafiam na śliską, stromą krawędź główki, prąd mnie popycha, tracę równowagę, i wpadam do wody.

Nieco zdziwiony stwierdzam, że nie mam gruntu pod nogami. W jednej ręce mam wędkę, więc energicznie macham nogami żeby utrzymać się na powierzchni. Na początku nawet się nie przestraszyłem, w końcu byłem przy samej główce, zaraz sobie na nią wrócę, cały mokry wrócę do dziewczyny, będzie zabawnie. Ale... nie mogę wrócić na główkę. Prąd jest bardzo silny, i odpycha mnie od niej i od brzegu. Próbuję kilka razy, za każdym razem moje nogi trafiają w pustkę, a ja wypływam z coraz większym trudem. Przyszedł pierwszy moment otrzeźwienia - trzeba wypuścić wędkę, z nią nie dam rady. Mam teraz dwie ręce wolne. Niestety, nic to nie daje. Spodniobuty są pełne wody, wszystkie ciuchy są nasiąknięte. Mimo tego że młócę wodę rekami i nogami, to nie mogę się utrzymać na powierzchni. Próbuję teraz płynąć w stronę brzegu, ale nie mogę, szamocę się tylko w miejscu. Próbuję opuścić się w wodzie i wyczuć nogami dno - nic z tego, i prawie nie udało mi się wypłynąć.

Na brzegu nikogo, moja dziewczyna jakieś dwieście metrów dalej, nie widzi mnie. Nie mam już siły, jestem częściej pod wodą, niż nad nią, nie mogę oddychać. I wtedy przyszedł ten straszny moment - uzmysłowiłem sobie, że nie dam rady. Po prostu nie dam rady, i teraz, tutaj, przy tym słoneczku, utopię się w tej pieprzonej rzece. Nie życzę nikomu tego uczucia. Dopiero w tym momencie krzyknąłem - nie po to żeby ktoś mnie usłyszał, bo na to nie widziałem szans, ale z cholernej frustracji, próbowałem krzyczeć, że nie chcę umierać.

Jakimś cudem chyba, usłyszała mnie Agnieszka. Nie spała na kocu, ani nie miała słuchawek na uszach. Usłyszała coś niewyraźnie, myślała że może coś złowiłem, i wołam ją żeby przybiegła z aparatem. Podbiegła, w pewnym momencie zobaczyła moją głowę wynurzająca się i zanurzająca w rzece. Nie namyślając się jak stała pobiegła, wskoczyła do rzeki, i podpłynęła do mnie. Ja już nic nie widziałem ani nie słyszałem, byłem jak nieprzytomny. Poczułem tylko jak łapie mnie za rękę, i ciągnie w stronę brzegu. Starałem się jej pomóc, machając nogami.

W końcu poczułem dno pod nogami. Ne miałem siły iść, ani się ruszać. Agnieszka wyciągnęła tylko moją głowę i barki na brzeg, reszta ciała leżała w wodzie. I w takiej pozycji leżałem ponad godzinę. To niewiarygodne, jak byłem zmęczony - cały czas dyszałem nie mogąc uspokoić oddechu, gwałtownie wymiotowałem wodą na swoje ręce, bo nie miałem siły ich odsunąć, nie mogłem nawet otworzyć oczu, bo światło sprawiało mi ból. W końcu jak udało mi się wywlec z tej wody, to nie mogłem iść samodzielnie, Tylko Agnieszka musiała mnie zawlec do samochodu, gdzie mogłem tylko leżeć.

Kolejna głupota - nie wezwaliśmy karetki, i nie pojechaliśmy do lekarza, bo chciałem do domu. Myślałem że jak się rozgrzeje i odpocznę to wszystko będzie OK. Nie było - po całej nocy wymiotowania wylądowałem na Izbie Przyjęć, a po tym na 10 dni w szpitalu z ostrą niewydolnością nerek i silnymi bólami brzucha.

I to na tyle. Na razie odpoczywam od łowienia, jeszcze się nie przemogłem. Błędy jakie popełniłem, to zbytnia wiara w swoje doświadczenie, nie zapięcie pasa w spodniobutach, co ograniczyłoby wlewanie się wody, zbyt nieostrożne poruszanie się po zalanej główce, a w końcu zła ocena sytuacji i tracenie sił na próbę powrotu na główkę pod prąd, zamiast od razu próbować płynąc do brzegu, no i nie wezwanie lekarza. Dużo tego.

Ja otarłem się o śmierć, gdybym był tam sam (a pojechałbym, gdyby nie udało mi się namówić Agnieszki), byłbym kolejną pozycją w statystykach utonięć. Gdyby Agnieszka przybiegła 30 sekund później, też byłoby już za późno.

Proszę, uczcie się na moich błędach, bo swoje własne mogą kosztować za drogo.

Pozdrawiam

Jacek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przynęty na klenia   Dragon

Jacek na szczęscię wszystko się dobrze skończyło :shock:

Miałem podobną historie na wiśle deptałem po twardym piasku i nagle ten piasek przestał być twardy .....

Szacun dla Twojej kobiety !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek na szczęscię wszystko się dobrze skończyło :shock:

Miałem podobną historie na wiśle deptałem po twardym piasku i nagle ten piasek przestał być twardy .....

Szacun dla Twojej kobiety !

Ja już wszystko chyba przerabiałem łącznie z tym co napisałeś Jacek i DAWID a skończywszy na sytuacji gdy u mnie jest słoneczko i szafa gra ale gdzieś dalej w górach pada deszcz , jest ulewa i woda w ciągu 2-3 minut potrafi się podnieść nawet o ponad metr( wiem nie uwierzycie mnie też się zawsze wydawało ,że rzeka bardzo powoli się podnosi ale po tym co przeżyłem i zobaczyłem to zweryfikowałem swoją poglądy co do tego).

Uwierzcie mnie albo nie ale znam miejsca gdzie jest woda po kolana a potem doły nawet 9-14m i są to RZEKI nie jeziora .dlatego jak mam czas i dużo jeźdżę nad daną rzeczkę lubię się w niej pokąpać ( teraz nie ale latem tak ), ale trzeb pamiętając ,że wystarczy JEDNA większa woda i może to być zupełnie inna już rzeka.

Jednak jak już jesteśmy przy tej historii to opowiem własną , która nie do końca tyczy się wędkarstwa ale może komuś pomóc.Było to kilka ładnych lat temu pojechałem z rodzicami i bratem i reszta ich znajomych odpocząć nad malowniczą rzekę Białka .Gorąc ogromny , wiec wszysyc do wody . wybraliśmy jedno z niewielkich , płytkich odnóg tej rzeki i tam się kąpaliśmy i zaczęliśmy robić tzw. tamę( a raczej dokańczać zaczętą przez kogoś wcześniej ) ale tym się różniła od innych tego typu robionych przez dzieci ,że była zdecydowanie szersza i dłuższa .Białka jest rzeką dosyć bystrą ale tam raczej było dosyć spokojnie .ale do rzeczy tak zbudowaliśmy tą tamę ,ze rzeka miała przesmyk 50-100cm ( w tym miejscu miała szerokość 3-4m i druga jej odnoga może tyle samo a może trochę więcej ).Nie wiem już ( nie pamiętam jakim cudem czy chciałem być z tyłu ochlapywany przez rzekę i siadłem w tym przewężeniu czy przechodziłem ,że mnie podcięło , nieważne ) .LUDIZE!! ja nie wiedziałem ,że przez tą ,,głupią tamę" ten przesmyk tak wzrośnie na sile .Woda była na tyle silna w tym miejscu ,że ledwo się utrzymałem , a gdyby puścił się kamieni to wywaliłbym z całym impetem w filar mostu .wiem ,że jest to nie do uwierzenia ja do tej pory nie mogę wyjść z szoku jak takie byle co może zmienić cały charakter prądu rzeki( zmienił się na linii kilkudziesięciu metrów , dalej były już beła , doły wiry , nie maiłbym szans ) .

No dobra powiecie po co to piszę większość na tym forum to ludzie już starsi i nie w głowie im takie głupoty. ale ostrzegam gdybyście kiedyś przechodzili obok czegoś takiego zachowajcie szczególną ostrożność.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek, dobrze że tak się skończyło....

Błędy jakie popełniłem, to zbytnia wiara w swoje doświadczenie

I to jest naszym największym zagrożeniem :roll: Ja też dzisiaj zaliczyłem kąpiel...

Po pierwszej wywózce zestawu karpiowego usłyszałem syczenie powietrza. Pomyślałem, że tą ostatnią wywózkę jeszcze zrobię. Nie spodziewałbym się że mój pontonik potrafi się pozbyć powietrza w sekundę. :???:

Wyrwało dziurę na długości pół metra i momentalnie byłem w wodzie. Na szczęście woda w tym miejscu nie jest głęboka a ja byłem blisko brzegu, ale faktem, jest że rutyna i nadmierna pewność siebie prowadzi do niebezpiecznych sytuacji. :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. Kolego- bierz dziewczynę i do Częstochowy na rękach Ją zanieś. Wielkie BRAWA dla Agnieszki za zachowanie przytomnego umysłu. Bez obrazy ale przecież mogła (jak większość kobiet by zrobiła) powiedzieć - Trzymaj się biegnę po pomoc. Jeszcze raz Wielkie Brawa. Mogę sobie tylko wyobrazić co przeszedłeś, ja miałem 2 razy wodę w śpiochach ( na zaporze- woda stojąca ) Miałem trochę stracha i stracone telefony. I też łowiłem bez opasania spodni. Tak jak pisałeś : człowiek uczy się na błędach,( o ile ma taką szansę ). Ty ją dostałeś USZANUJ TO. Pozdrawiam i życzę zdrowia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dobrze ze jestes dalej z nami, jak widać zycie jest kruche i chwila moment mozna "zejsc" z niego. JA mam respect dla rzeki i boje sie chodzic w spodniobutach po rzece, w ogole jak chodzie po brzegu to sie pilnuje zeby noga mi sie nie zeslizgła. Jeszcze raz dobrze ze zyjesz i wszystko jest na dobrej drodze do powrotu do hobby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek wiem co taki człowiek czuje i myśli w tym momencie ,doświadczyłem takiego zdazenia .Wielkie brawa dla Agnieszki zachowała zimna krew ja osobiście też uratowałem tonacego i jestem z tego dumny.Abyś niemiał już takich przypadkow .Powodzenia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kolega jest płetwonurkiem policyjnym... nasłuchałem się opowieści o wędkarzach - topielcach. Ci w woderach pod wodą wyglądają jak Jezus ze Świebodzina, stoją, ręce rozłożone, oczy otwarte szeroko, wodery ich trzymają na dnie... Od tych opowieści (i własnej historii - wypadłem w sztormiaku z jachtu lata temu pod koniec marca, woda wpadła w spodnie, kurtkę, gumowe napinacze nie pozwoliły się jej wylać, nie mogłem podnieść nawet ręki w górę by płynąć - tylko kamizelka mnie trzymała 10 cm nad wodą tak, że mogłem oddychać, płynąc na plecach, odpychając się nogami, dobiłem do pomostu, chcieli mnie podnieść - nie dali rady... bosakiem dociągnęli do plaży, tam woda zaczęła spływać - koło ratunkowe rzucili pod wiatr), przekonałem się do tego by mieć przy sobie nóż, przypięty do paska woderów... W razie czego rozcinać! Nie patrzeć czy krew się leje przy okazji zacięcia. Ważysz 110 jak ja? Masz 2 metry wzrostu? Wodery sięgają do "klatę"? Wlej w nie wodę - ważysz dodatkowe 150 kg + ciuch (np. kurtka ma napinacze na nadgarstkach - woda się z tego nie wyleje), kamizelka z przynętami? Przecież zawsze chcieliśmy by szybko zeszła do dna :P

Serio - trzeba uważać...

Głupotę popełniłem tydzień temu: spining w woderkach w Tucznie, jestem sam, kolega został w domku, to co? Seta cytrynówki w piersiówce, faja i w wodę... Obczaiłem piękne trzciny, przejdę przez nie i mam piękny widok. W trzcinach woda po kolana, za trzcinami 3-4 m głębi... Noga mi się powinęła... woda wlała się górą, trzymałem sie uschniętych badyli i wytargałem się z kłopotów, już miałem rękę na nożu... Nie ma co... Wodery, brodzenie to cholernie niebezpieczna rzecz.

Cieszę się, że się udało... Szczególnie Tobie! A Pannę na kolację... może i śniadanie będzie pyszne :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moi drodzy, nad wodą trzeba uważać.. też wylądowałem w szpitalu, tyle, że nogą nadziałem się na coś pod wodą. Pozszywano i po bólu jednak - mogłem mieć mniej szczęścia i nadziać się czymś innym.

Też wiele razy była mowa o wędkarzach którzy zginęli poprzez zahaczenie o druty wysokiego napięcia. Ale to trzeba chyba już zaczepić wędką nie żyłką.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Historia dramatyczna, nie ma co. Mam od 2ch lat wodery ale w zasadzie w nich nie łowię. Boję się nierównego dna, grząskości i właśnie nalania wody do środka. Mimo, że nie wędkuje w zasadzie na wodach płynących, coś mnie od woderów odpycha.

Super, że skończyło się tak jak się skończyło. Nie pozostaje nic, tylko oświadczyć się Agnieszce, a na miesiąc miodowy zabrać nie na ryby, tylko tym razem tam, gdzie ona chce :)

Fajnie, że o tym napisałeś. Wiele osób nawet jeśli nie uniknie utopienia to przynajmniej zachowa maksimum ostrożności i wspomni o tym komuś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek zycze Ci szybkiego powrotu do zdrowia!

Historia napewno mrozi krew w zylach..Ja od poczatku kiedy zaczynalem lowic w woderach jestem i bylem uczulony na bezpieczenstwo, zwlaszcza gdy brodze na duzej glebokosci. Nieraz kumpel mnie nawoluje zebym szybciej brodzil, ale zawsze mam swoje tempo i kazdy krok wykonuje z maksymalna ostroznoscia. Zdarza mi sie ,gdy stoje od dluzszego czasu w jednym miejscu na duzej glebokosci, podniesc ktoras z nog aby sprawdzic ,czy sie nie zakopuje w piach- raz nie moglem wyjsc i skonczylo sie upadkiem do wody.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacku wracaj do zdrowia. Pare miesięcy zapewne potrwa zanim otrząśniesz się z tej traumy. Mam nadzieję, że za niedługo zobaczymy Twoje zdjęcia z medalowymi rybami :)

Agnieszka brawo za odwagę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.