Skocz do zawartości
tokarex pontony

luxis

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    39
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Odpowiedzi dodane przez luxis

  1. Te shimaniaki sobie podaruj,semi i paraboliki niespecjalnie pasują pod esoxa,żle się tnie i ilość spadów procentowo spora.Dodatkowo na pierwszy "raz" odpuść kije dedykowane 30-50g,to sztywne,ciężkie pały pod określony typ przynęt,celuj o połowę niżej a obsłużysz większy zakres wabików ,naukę zaczyna się od podstaw a nie od egzaminu.
    Kijkiem rzędu 15-25g lepiej połowisz,lepiej podasz,połów będzie po stokroć przyjemniejszy ,chcesz od razu na poczatku swej spinningowej drogi rzucać big s rapali,czy 25cm savagem? bez jaj,to się nie uda,jedno okręcenie pletką blanku i dolnik ci tylko w dłoni zostanie przy takiej wadze rozpędzonego wabika.

  2. Nic się nie stanie.CW to optymalny zakres wagi wabika podczas "ładowania" się blanku,poniżej będą problemy z wyrzutem zestawu powyżej też i dojdzie niebezpieczeństwo przeciążenia i trzasku.Na chłopski rozum---słabiej poleci,a przy federze możesz nie napiąć odpowiednio szczytówki.

    • Super 2

  3. Od dwóch dni chodziłem jak struty. Powód? Przyjazd ekipy Dragona w celu skręcenia krótkiego info o moim
    potokowaniu i dylematy: jak się skradać i czy w ogóle się skradać, gdzie i jaki kij wpakować w krzakory?
    Wędkarski standard. Ot, wyprawa jakich wiele, pomyślałem; ja z przodu - oni gdzieś z boku, wszystko po
    bożemu. Da się zrobić. Nieraz gościłem u siebie różne wędkarskie teamy, zawsze było spoko. Tomek, Jarek -
    pozdrowionka przy okazji, super chłopy z Elbląga. Piotr (Pruszcz) – typ, z którym z Wielkiej Pardubickiej
    stado ogierów można świsnąć. Ot, norma, oby ryby dopisały, choć z takimi kompanami one są na ostatniej
    pozycji.
    A jednak myśli krążyły gdzieś w podświadomości i chwilami intensywnie myślałem, co i jak pokazać by
    zrobić to najlepiej. Tak więc lecimy...
    Po nieprzespanej nocy (czyżby trema?) zrywam się jak szalony, łapczywie łykam dwie kawy, ogarniam syna,
    by do szkoły go zawieźć i odbieram tel. od Waldka: „Daniel, słuchaj... Drobna zmiana, będę sam bez kamery,
    wezmę aparat i chociaż fotek nastrzelam do artów. Pasi?” Pasi, odpowiadam. Kij i rynsztunek mam już w
    samochodzie, pakuję juniora w fotelik i po minucie jestem z nim w szkole, po kolejnych dwóch ląduję nad
    rzeką w ulubionym miejscu - mam jeszcze dwadzieścia minut, więc śmignę kilka razy.
    Na GS-ie ląduje koł. Specialist, na nim żyłka HM80, na mnie - pas i kamizela, ja cały na brzegu :) Robię z
    dwadzieścia rzutów i widzę kątem oka podjeżdżające auto Waldka na parking, to ledwie 20 m za moimi
    plecami. Parkuje, wysiada z tym swoim wielkim aparaciskiem i...
    W tym momencie czuję... ŁUP! Po plejadzie rzutów i rewii przynęt założyłem czeburaszkę , tym razem ze streamerem (mucha imitująca rybkę), to samo miejsce katowane od 15
    minut otworzyło się, gdy turlałem, podbijałem i szurałem główką i przynętą po dnie.... Znowu. Poprzednio
    tak samo miałem.
    Pięknie wybarwiony potok robi istny "mortal combat" chcąc pozbyć się haka, Waldi leci z aparatem kręcąc
    jakimiś gałkami, Jezus... jak on leciał przez chachory. :) Gdyby stał tam radar to mandat murowany, fotka z
    niego zawstydziłaby połowę zawodowych sprinterów, a Waldek pojechałby na następną olimpiadę ;)
    Niestety nie zdążył, pokonany przez dwumetrowe jeżyny. Ale też potokowiec skapitulował i zagarnął go mój
    podbierak - fotorelacji z holu nie będzie, na osłodę pozostaje nam „zwykła” sesja zdjęciowa. Pykamy ją czym
    prędzej i patrzymy, jak Król Rzeki radośnie odpływa. Robimy krótką naradę i obieramy kierunek Skarszewy -
    Wietcisa, Zamkowa Góra; to mała fajna rzeczka, ze sporą ilością potokowców.
    Czas w drodze mija niepostrzeżenie, a droga przez las jest bardzo trudna. Ostro w dół, głębokim wąwozem
    zjeżdżamy Waldka "kijanką" (Kia), hen na sam dół po rozoranej traktorami leśnej A1, znajdujemy skrawek w
    miarę płaskiej ziemi i parkujemy. Waldek wyjmuje swoją walizę z aparacikami, a ja szukam swoich woderów
    w bagażniku, przewalam stertę gratów, bo auto zawalone aż szok, przewalam i... Widzę waldkową tubę na
    kije :) Ale czad! Rozkręcam i wyskakują mi z niej dwie perełki: CF-X CrossForce oraz MS-X MicroSpecial c.w
    2,5-16 g przy 2,28 m długości. Składam tę ostatnią, macham i montuję zestaw na Micro, zapełniając tubę
    GS-em. Teraz Guide Select sobie odpocznie.
    Mniejsza od GS długość, waga 102 g (!!!), krótki "jednoręczny" dolnik i akcja Med-Fast mówią same za siebie -
    kijek pod delikatne spinningowe podchody, w moim przypadku lipieniowe. Zamykamy „kijankę” i ruszamy
    nad rzekę, ja w pełnym rynsztunku, a Waldek... No właśnie - co on targa ze sobą?
    Chryste, taczkę mógł wziąć; waliza, że teściową bym zmieścił! Jakieś klamociska, statyw, aparacisko z
    obiektywem o średnicy rynny, po co to wszystko? Będziemy coś budować czy co? Standard, jak się okazuje;
    niezbędnik zawodowego fotografa; ot radosne 20 kg szklano-metalowego złomu, co wleczesz ze sobą po
    bagnach, moczarach i towarzyszy przy pokonywaniu prawie nieprzebytych chachorów ;)
    Plan jest taki: ja łowię sobie jak zawsze, a Waldek z partyzanta fotografuje. To teoria.
    Praktyka jednak "nieco" z nią się mija. Robię to, co zawsze: włażę w każdą możliwą lukę, w jakimś skoku
    tygrysa zawisam na pochylonej kłodzie czy w pozycji na węża oddaję rzut w wodną klatkę metr na metr.
    Taaa... Tyle, że tym razem muszę wisieć na kłodzie na czas zdjęcia czy stać na osuwającej się skarpie, bo
    fajne ujęcie da się zrobić. No pięknie, co ciekawsze miejsce to gimnastyka, „Czekaj chwilę, bo ustawiam
    aparat”, „Daj minutkę - ujęcie z drugiej strony zrobię” itd. Wleziesz w jakieś badyle, oparcie masz jedynie w
    dwóch palcach jednej stopy, podpierasz się głową o zmurszały pień, oddajesz kilka rzutów i słyszysz
    „Poczekaj!” i trwasz tak napięty aż ci kręgi wszystkie trzeszczą. Co za harówa...
    A ryby? ktoś spyta..., o nich raczej można w takich warunkach pomarzyć: rozmowy, nadmierny hałas, dzikie
    przeprawy i zmącona woda - gdy pozujesz stojąc w nurcie. A poza tym to nie Szwecja, tu każda ryba ma
    swoje prywatne 100 mb rzeki i aby ją zdobyć trzeba się z przyrodą prawie "zespolić", jak w filmie „Avatar”.
    Ponadto sesja wypadła w okresie dość "przejściowym". Potokowce nie są skore do współpracy, a chaos, jaki
    siłą rzeczy wytwarzamy nie pomaga w ich podejściu; grunt, że nie o nie tu chodzi, a o to "podejście" łowcy
    do tematu.
    Cały czas posługuję się tym MS-X-em, poznaję gadzinę - leciutki jak diabli, świetnie oddający energię przy
    rzutach płaskich i spod siebie oraz celny, co Waldek zauważa, gdy pakuję paprochy w oczka wielkości talerza
    obiadowego pod nawisem gałęzi.
    Prowadząc koguta czy jiga w toni spod kija czuję każde muśnięcie o kamyki, czuję siadanie główki na
    miękkawym ile i szybowanie przy poderwaniu z wyczuciem i znowu osiadanie za sekundę; to czucie jest
    świetnie przekazywane przez blank a żyłka HM80 nie niweczy tej zalety blanku. Obrotówkę "0" czuję
    wyraźnie na 20. metrze poniżej, jej pracę świetnie czuć – moment gaśnięcia po złapaniu ziela jakiegoś,
    moment startu ponownie po silnym strząśnięciu kijem, taki kijek by mi się przydał: pod lipienie, na nimfę
    spod kija wręcz wymarzony.Jedynym mankamentem jak dla mnie jest jednoręczny dolnik, przyzwyczajony
    jestem do dłuższych i ciut "tęższego" stylu łowienia, jednak mając go w arsenale chętnie się przestawię ;)
    Zacna szpada pod okonia, lipienia, jazia, do zabawy z ciurowym potokowcem, muszę go mieć... ;) Dzień
    powoli mija, pokonujemy kolejne metry Wietcisy, przedzieramy się przez kolejne bagienka, robimy przerwę
    na kawę i jakąś starą kanapkę, aż w końcu Waldek mówi: "Dość, starczy zdjęć, można wracać....”.
    Ulżyło mi. Pozornie banalna sesja jest ciężkim kawałkiem chleba, ogrom roboty, której nie widać,
    nienamacalnej wręcz. Zawsze sądziłem, że co to tam pyknąć kilka fotek, a teraz już wiem, ile trzeba zachodu,
    aby zobrazować choć jeden dzień, nawet tak udany jak ten.
    .Mamy masę zdjęć, była fajna ryba, poznaliśmy świetnego gościa, przygodnego wędkarza - prawdziwego
    pasjonata z okolic Gdyni, dziadka z 70. na karku, przemierzającego ze spinem brzegi Wietcisy; przyjechał
    pociągiem i ruszył w dziką wyprawę przez wiele kilometrów w trudnym terenie. Chylę czoło...
    Po powrocie do domu padam na twarz, jestem zajechany jak siodło Lucky"ego Luca, ale z naładowanymi
    akumulatorami, fajnie spędzonym dniem i.... MS-X-em ;) Za dwa dni jego prawdziwy chrzest bojowy - ja
    sam, Wierzyca i on .Wszystko wskazuje na to, że potokowiec po dwutygodniowym grymaszeniu wskoczył na
    swoje pierwotne tory i będzie współpracował jak na niego przystało, a ja zaś znowu nie będę dospać...Pozdrawiam

    Daniel Luxxxis Kruzicki

    wald1.jpg

    wald2.jpg

    wald3.jpg

    • Super 1
  4. Poniżej mój skopiowany z innej strony art-Zębate szczęście.Może komuś się "nada" przez magicznym 1.01....Garstka spostrzeżeń człeka co esoxowi poświęca 7msc z każdego roku.

     

    Esox lucius-zębaty poczciwnia,najbardziej gnuśna i leniwa ryba naszych wód-za to Go kocham,jest u mnie numerem 2 na wędkarskiej tarczy,zaraz po Królu-potokowcu.Uwielbiam Jego czas za tę przewidywalność,łatwość w  nawiązywaniu kontaktów i głupotę niedoświadczonych osobników,wystarczy minimum chęci,minimum zapału i już radośnie trzeszczy mordowany hamulczyk w kołowrotku.Zawsze z utęsknieniem czekam i odliczam ostatnie dni kwietnia by w pełnym rynsztunku często na przekór wszystkiemu stanąć o szarówce jeszcze nad brzegiem swojego łowiska,w tym roku targałem na własnych plecach ponton,wiosła,kotwicę,cały arsenał i dwa spinningi,ot 2km,takie maleńkie....Czy warto było? a było,bo szczupak nie zawodzi,na niego zawsze można liczyć,jest świetnym kompanem....łatwym celem do sprowokowania.Ma kilka podstawowych zasad którymi się kieruje podczas ataku-gdy chce jeść,z agresji,z  terytorializmu,wszystkie stosunkowo łatwe do wdrożenia na wędkarskiej płaszczyżnie. Pierwsza z nich-na pokarm że tak to nazwę,podrabiamy po prostu wabikiem to co najczęściej na danej wodzie występuje,kijem  staramy się nadać wabikowi optymalny ruch na preferowanej głębokości-w maju zazwyczaj będą to wszelkiej maści śródjeziorne blaty i płycizny bo to tam po zimowym letargu zaczyna buszować drobnica.To tam najszybciej  nagrzewa się woda i większość ryb gotuje się do rozrodu,esox podąża tam jak wilk z głęboczków po zimie-do cieplejszego miejsca przy stole a wiele pozostaje w nich poprostu po skończonym tarle.Teraz mamy też szansę dobrać się do największych sztuk-toniowców które z ww pobudek opuściły swoje zaciszne miejsca postoju pod kilkumetrową warstwą wody.

    Kolejną że tak powiem zasadą którą można wykorzystać jest wrodzona agresja naszego milusińskiego,prowokujmy go kolorem,żywą agresywną pracą wabika,czymś co hałasuje w wodzie,choćby dużą obrotówką,gwałtowną zmianą głębokości prowadzenia przynęty-podbicie i opad się kłania,nawet na metrowej wodzie . Etap następny -terytorializm- jest pośrednio związany z etapem drugim-agresją-bo w sumie nie wiadomo co tak naprawdę sprawia że metrowa ,mądra ryba rusza do ataku na jakiegoś oczojeba co rogówkę pali.Jedno jest pewne-tu dołączyć powinny większe przynęty,esox nie ma tu żadnych hamulców,wali nawet w 40 cm woblerzyska a gdy połączymy kolor z wielkością to czasem możemy trafić na 7 w totolotku:)Wracając na chwilę do etapów....Miałem kiedyś szczęście mieć w domu potężne,blisko 400l akwarium,jego gościem był mały,ok 20 cm szczupaczek,sporo czasu poświęciłem na obserwację jego zachowań.Nieraz widywałem jak mój pupil,nażarty gupikami stał sobie leniwie przy swojej prywatnej kryptokorynie i w dupie miał wszystko,molinezje do oka mogły mu wejść a glonojad malinkę pyknąć:) Nic,zero reakcji.Małe,nieświadome ilości jego zębów bydlęta 2 cm od jego paszczy pływały...Nic,zlewka totalna.Wystarczyło jednak tylko to że któraś z nich zbyt gwałtownie  wpadła w jego pole widzenia-z dołu do góry a atak występował natychmiast...Opad się kłania,agresja i terytorializm jednocześnie. Dodatkowo zaobserwowałem jeszcze coś-mój Kiełek jak go nazwałem,nigdy,przenigdy  nie strzelił w nic co było niżej niż on sam-chyba cymbał tego nie widział,budowa czaszki i osadzenie oczu na to wskazuje,na taki styl  pobierania pokarmu.Tu kolejne cenne spostrzeżenie-nie łówmy za głęboko,poniżej wzroku zębatego bo może na olać,widywałem Kiełka jak się powolutku ustawiał pyskiem w kierunku ofiar ,prawie w miejscu czasem,tylko gałami ruszał przy namierzaniu,czasem podnosił się ciut wyżej ale nigdy nie spływał w dół w ataku.Może Kiełek był jakiś inny,zagraniczny? nie wiem tego ale wiem jedno-jego obserwacje dużo mi dały. Trochę o namierzaniu...Esox jest rybą z reguły  stacjonarną,na ogół znajduje jakąś przeszkodę denną,kępę ziela,badyl i ustawia się bokiem przy nim mając swoje pole rażenia w zasięgu wzroku.Co z tego wynika? ano fakt że najszybciej znajdziemy go wokół takich miejsc właśnie-wokół potencjalnych kryjówek,rzadziej na gołej,otwartej  wodzie.Wtedy obiera stanowisko bliżej dna,ustawia się pod katem mniejszym od 45 st,z reguły w oddaleniu o około połowę swojej długości od dna-poważnie,kiedyś to wyczytałem. Na początku sezonu szukam go zawsze w takich miejscach które opisałem-płytko do metra,z zielem i badylami,bo tam się grzeje i pasie na rozochoconej słońcem drobnicy.
    Jak łowię...Tu zaskoczę wszystkich-cienko,tj delikatnym kijem aby maksymalnie poczuć wszystko,z reguły dragonowski Perch wespół z ichnią maximą,ewentualnie spro passion,linka główna-0,12 - 0,13.Moje druty to spinwalowskie wolframy o długości minimum 35 cm i wytrzymałości 11kg,takie długie bo esox lubi podczas holu okręcić sobie linką pysk a  taki zabieg skraca bezpieczna długość przyponu,potem jest tylko ciach i donośne-Kur....a mać.... Przynęty... Moim number one jest od trzech sezonów soft4play,sam bądż w mixie z wirówką nr 3 bądż 4,softy zbroję sam-po swojemu i tak też łączę je w pary z obrotówką,ale o tym kiedy indziej. Dodatkowo powiem jeszcze że zawsze napływam na miejscówkę tak aby mieć wiatr w plecy,nawet jeśli oznacza to pokonanie całego jeziora na wiosłach ,wzięcie bokiem miejscówek i zaczęcie od ich końca.Robię tak po to aby maksymalnie wydłużyć rzuty,mam wiatr w plecy a łowisko przed sobą,na lince wtedy nie robi sie balon a przyneta idzie jak ja chcę.Zauważyłem także że rzadko duże atakują przynety w bezpośredniej bliskości pływadła,90proc ataków mam na skraju rzutu właśnie.Stąd też upartość do ich wydłużania...Pozdrawiam.Luxxxis

  5. Ciężki temat zapodałeś...sama wiedza o odcinkach niewiele ci da kolego,rzeka uczy pokory...Gdybyś jednak chciał zaryzykować to polecam ci odc od starego mostu kolejowego za chemikiem(Owidzka) do samej Troi,oraz od mostu w Kręgskim Młynie w górę rzeki do Okola.To moje ulubione mety i regularnie darzą mnie królem rzeki...

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.