No coż, w tym roku obławiałem zalew spinningiem z łódki dość regularnie,ale wyniki miałem delikatnie mówiąc bardzo słabe. Nastawiając się przede wszystkim na sandacza udało mi się złowić na 1.VI na rozpoczęcie sezonu 1 sztukę 50 cm i to było na tyle jeśli chodzi o sandacze na ten rok! Czasem trafiał się szczupak (największy 63 cm - na gumę z opadu) i ładne okonie, złapałem też kilka boleni. W przyszłym roku może uda mi się połowić z echosondą, więc może to pozwoli mi dostać choć kilka przyzwoitych sandaczy. Co do pomysłu całkowitego zakazu zabierania ryb to jestem przeciw, bo okaleczanie ryb dla sportu i ubieranie to jeszcze w płaszczyk humunizmu i etyki mnie po prostu śmieszy. Nie tędy droga. Myślę że wystarczy poprawić chory regulamin PZW, który pozwala zabierać 3 szczupaki czy sandacze dziennie! Obstawiam że uczestnicy tego forum to wędkarze świadomi i wiedzą co to oznacza w praktyce, więc daruję sobie opisywanie konsekwencji tych skandalicznych przepisów. Zamiast tego napiszę jak ja to widzę. Uważam że zamiast pozwalać zabierać 3 sztuki cennych drapieżników dziennie, myślącym wędkarzom (chyba o takich członków panom działaczom PZW chodzi, prawda?...) zupełnie wystarczy limit 2 ryb tygodniowo z gatunków szczupak, sandacz, powiedzmy 2 okonie dziennie i 1 sum na miesiąc. Konieczny jest też wymiar max, po przekroczeniu którego rybę bezwzględnie należy wypuścić np. 65 cm sandacz. Od razu po złowieniu rybę obowiązkowo wpisywalibyśmy w rejestr albo zwracali jej wolność. Brak takiego wpisu lub przekroczenie limitu musiałoby nieść ze sobą bardzo wysokie kary - pieniężne i okresowo pozbawiające praw do wędkowania. Bardzo istotna jest tu nieuchronność kary, co można by było uzyskać przyznając powiedzmy 50% wysokości wypisanego mandatu na konto strażnika który wytropił wykroczenie. Zmniejszałoby to też ryzyko łapówek, a wysokie prowizje za mandaty mobilizowałyby strażników do rzetelnej pracy. Co sądzicie o takich pomysłach?