Skocz do zawartości
przynęty na klenia     Dragon

Forrest

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    17
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez Forrest

  1. to ja się pochwalę:

    kij york 2,7 m, cw 10 - 30 g, modelu nie pamiętam oraz kołowrotek jaxon, dość szybki, z 3 szpulami zapasowymi, modelu nie pamiętam. Oblatuje tym wszystkie ryby które łowię, czyli od okoni, poprzez klenie, pstrągi, bolki, szczupaki i sandały, kończąc na sumie w postaci przyłowu (udało się wyciągnąć bez większego problemu na żyłce 0,18).

    Nie obraźcie się koledzy, ale chyba bym oszalał gdybym miał mieć 5 czy więcej zestawów i za każdym razem miałbym się zastanawiać co dziś będę łowił i czy w danych warunkach bardziej właściwy będzie kij mający cw 10 czy 15 g. A już w ogóle nie akceptuję sytuacji noszenia ze sobą dwóch lub więcej kijów. Kiedyś to przerabiałem i stwierdzam, że taki zabieg, zamiast pomóc, zamienia łowienie w mękę. Mam jeden tani kijek i jestem z nim do bólu zżyty, co rekompensuje mi może pewne niedostatki w jakości tego sprzętu.

    Dokładnie mam tak samo :)

  2. Kiedyś jak byłem jeszcze mały, to normalną rzeczą było zabieranie złowionych ryb z łowiska. Przyszła moda z "zachodu" na wypuszczanie ryb i niektórzy za bardzo sobie to wzięli do serca. Powoli zaczynam się bać, jak czytam wypowiedzi niektórych, czy mi ktoś nad wodą nie przypier... za samo posiadanie siatki (tej do przechowywania, której przeważnie nie zabieram) :roll:

  3. Nie rozumiem całej tej napinki z obu stron, bo jak zwykle prawda leży po środku.

    Fajnie jest dbać o rybostan, wypuszczać złowione ryby i sprzątać po sobie (czasem i po innych) na łowisku.

    Fajnie jest też wrzucić na patelnię własnoręcznie złowioną rybę, bo nic tak nie smakuje jak świeża, dobrze przyrządzona rybka.

    Od stu leci ludzie zabierali ryby do domu. Łowili sieciami. Nie zarybiali (choć teraz też to różnie bywa). Jakoś ryby przetrwały do dzisiaj. Cieszę się, że są ludzie stosujący C&R (a właściwie ZiW) i mam nadzieję, że robią to nie ze względu na obowiązujący trend.

    Z mojego punktu widzenia wygląda to tak. Pracuję od poniedziałku do piątku, a czasem w weekendy. Mam żonę i córeczkę. Na ryby chodzę okazjonalnie z kolegą ponarzekać na politykę, pogodę i na nasze kochane małżonki. Napiję się przy tym piwka, czasem naleweczki. Delektuję się pięknem przyrody. Pośmieję z zimorodka, bo śmiesznie się ten ptaszek zachowuje. Czasem w nocy nas szczurek odwiedzi. Nietoperze grają na dzwonkach gruntówek sterczących na brzegu.

    Dodatkiem do tego wszystkiego są RYBY. Raz biorą raz nie. Raz my je bierzemy raz nie. Generalnie słyszymy że: "Zaś nic nie przynieśli. Po co Wy łazicie na te ryby??", ale uśmiechy mamy od ucha do ucha. Ot takie oderwanie umysłu od szarej, polskiej rzeczywistości.

    Polecam każdemu takie podejście do sprawy.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.