Gość wobler129 Napisano 14 Września 2007 Napisano 14 Września 2007 El Rifle takie coś to jest podobne do pelletu. Tylko że zmielone. Hmmm nie próbowałem ale coś tam czytałem o tym, że można to dodać do zanęty
maniek Napisano 21 Września 2007 Napisano 21 Września 2007 zmielonej uprzednio karmy dla psow w zanęcieUżywam i do kulek i do makaronu.
Mirosław Napisano 24 Listopada 2007 Napisano 24 Listopada 2007 Witam Wszystkie Koleżanki i Szanownych Kolegów. Witam też Maniusia, Kolegę z pięknego „Wrocka”, miasta, które kocham jak swoje. Nie pisałem Maniuś, ponieważ po prostu chwilowo nie mam czasu. Przeważnie jestem w terenie, nie mam się gdzie podłączyć do Internetu, a jeśli już, to do kranika z piwem. A widzę, że Jarosław podjął ciekawy i trudny temat łowienia jesienią. Ryby zmieniają jadłospis, miejsca żerowania i „spoczynku”, a niektórym zbiera się na amory. To piękny okres łowienia. Cisza, wiatr, zimno, herbata z prądem, lub „sam prąd” i sami wędkarze ze zrytymi beretami, (bo kto idzie na ryby w taką pogodę?).... myślę,że nikogo nie obraziłem. A mam, czym się podzielić. Złowiłem suma 58 kg w Cigacicach (nie jest to mój rekord, ale zawsze jest to coś) i kilka mniejszych w różnych miastach leżących nad Moją Kochanką – Odrą. Łowiłem też w Łagowie (akurat w Lubuskie Lato Filmowe). Byłem w Lginiu, Brennie i wielu innych miejscowościach wspaniałych jezior koło Leszna. Jak nie lubiłem łowić w „bajorach” (jeziorach i stawach), tak urzekło mnie wędkowanie na pickera z brzegu w jeziorze. Coś wspaniałego… Należy tylko dorobić długą szczytówkę sygnalizacyjną, co najmniej 50 cm długości i piętnastkę (takiej w sklepie nie kupicie). Sprzęt można delikatnością porównać do wiszącej szczytówki. Przez „wiszącą szczytówkę” nauczyłem się kląć, a picker we wspomnianym wydaniu, to sama przyjemność. Zap$$$rzyli mi aparat fotograficzny, ale za to wyjąłem w tym dniu z wody piękny kij/gruntówkę z „sumowym” kołowrotkiem. Nie łowiłem tylko w tym roku sumów koło Ciebie Maniuś w Brzegu. Ale... No tak. Zapędziłem się, a tutaj temat łowienia jesienią. OK. Coś przygotuję. Tymczasem… łamcie kije.
maniek Napisano 24 Listopada 2007 Napisano 24 Listopada 2007 Witam też Maniusia, Kolegę z pięknego „Wrocka”,A witam gorąco kolege Miroslawa widze że znikasz i pojawiasz się na haczyku ,z jednej strony to dobrze .bo pamiętasz a z drugiej żle ,no ale takie życie. To piękny okres łowienia. Cisza, wiatr, zimno, herbata z prądem, lub „sam prąd” i sami wędkarze ze zrytymi beretami, (bo kto idzie na ryby w taką pogodę?).... myślę,że nikogo nie obraziłemNIE .Złowiłem suma 58 kg w CigacicachO,żesz ty i nic nie pochwalił się. Nie łowiłem tylko w tym roku sumów koło Ciebie Maniuś w Brzegu.Choć obrodziły w tym roku na ukochanej "Oderce" to nie mam czym zbytnio się chwalić ,ale zato te "byki" czekają na przyszły rok,może na ciebie ,może na mnie zobaczymy.Zapraszam odwiedzaj nas [haczyk] cześciej, zwłaszcza zimą.
Mirosław Napisano 24 Listopada 2007 Napisano 24 Listopada 2007 Dziękuję Maniuś za miłe słowa. Późna jesień, łowimy pierwszą rybę, wyjmujemy jej „szperakiem” trochę treści żołądkowej i sprawdzamy. Wydawać by się mogło, że wiedząc, co ryba jadła, oraz gdzie ją złowiliśmy, to wystarczy zarzucić wędkę z dobrą przynętą na haku i już mamy sukces. Jednak w tym okresie (późna jesień i nie tylko), nawet wędkarz znający dane łowisko i mający wieloletnie doświadczenie oczekuje bezskutecznie na następne branie. Wtedy wędkarz rozkłada bezradnie ręce i mówi: „dzisiaj nie brały”. A przecież zastosowaliśmy wszystkie atraktory, o których wspomina Jarosław i… nic. Latem, można w przybliżeniu wytypować łowisko i często mamy sukces poprzez „zwabienie” do naszego łowiska ryb. Można czekać godzinę, dobę. To nic – przypłyną. Późną jesienią to nie jest takie oczywiste. Późną jesienią, zimą i wczesną wiosną „trzeba iść za rybą”. Można je zwabić do swojego łowiska na kilka/kilkanaście metrów stosując atraktory na bazie alkoholu, czy eteru, które w zimnej wodzie szybko „puszczają zapach”. Tyle teorii, a teraz coś z praktyki, co będzie zgodne z tematem postu. Rok 2005. Był nieprzyjemny, jesienny dzień. Gęste chmury ciągnęły z kierunku południowo-zachodniego. Siedząc z kolegą (też wędkarzem) przy kufelku piwa zwierzyłem się, że chcę zapolować na leszcza. Nic nie mówił, bo znał mnie z tej strony i wiedział, że na ryby i tak pójdę. Idąc do domu, u kolegi piekarza kupiłem chleb prosto z pieca, ale niedopieczony, a w sklepie butelkę „bełta” (tanie wino na bazie naturalnego moszczu winnego). Wieczorem przygotowałem zanętę z ziemniaków i płatków owsianych. Zmontowałem zestaw: żyłka 0,14, na przyponie 0,12, haczyk cienki druciak nr 8 (?), spławik własnej roboty z kory topoli 1,2 g z antenką zrobioną z bambusa, który jak wiemy ma małą wyporność. Wystawiłem/wyważyłem antenkę na około 1 cm. Na drugi dzień w ogóle się nie śpieszyłem. Na łowisku (Stara Odra, woda ledwie płynie), jestem około godz. 10:00. Do zanęty dodaję dwie garście rwanych czerwonych robaków własnego chowu, oraz zwilżyłem całą zanętę dodatkowo „bełtem”. Mimo, że znam łowisko, to dokładnie je sonduję i… około 3 metry ode mnie znajduję nową z jesiennego przyboru rynnę głębokości większej od łowiska o 25 cm i szerokości około 1, 5 m. Nęcę przed rynną. Zanęta ma się powoli rozpuszczać i cząstki mają wpadać w samą rynnę. Tuż przy wzniesieniu liczę na rybę. Na hak założyłem czerwonego robaka i zastopowałem białym. Płotka. Wzięła w połowie rynny. Znowu płotka i znowu. Nie przyszedłem przecież na płotki. Chcę leszcza. Uznałem, że zanęta jest za miękka i mało spoista. Płoć weszła w smugę zanętową. Dodałem do niej (zanęty) bułki tartej i trochę proszku ziemniaczanego (puree). Zapaliłem papierosa, wypiłem kieliszek chleba, śrut sygnalizacyjny przesunąłem 6 cm od haka, główny 0,8 g śrut około 20 cm od haka. Po spławiku widzę, że śrut sygnalizacyjny drze dno, więc przynęta nie fruwa. Płotka nie powinna brać. Na hak zakładam 1,5 centymetrowego czerwonego robaczka (urwanego paznokciem), a na kolanko haka duży kawałek ciastowatego miąższu chleba. Delikatnie zarzuciłem na skraj początku rynny i prawie natychmiast spławik się położył, następnie zaczyna powoli odpływać. Zacinam i… zwalniam hamulec kołowrotka. 20 metrów od łowiska wyjmuję ręką (nie używam podbieraka) leszcza ok. 1,5 kg. Jest koloru złotego, więc to jest to. Kieliszek chleba, aby rozgrzać rękę, kawałek robaka i duży kawał chleba na hak, rzut zestawu do wody i następny leszcz. Większy. Leszcze szły jeden po drugim. Później nawet nie puszczałem leszczy dalej od łowiska - i tak mimo chlapania brały. W tym dniu wędkowanie było naprawdę ciężką pracą. Pamiętajcie Koledzy. Spisujcie zdarzenia wędkarskie w zeszytach. Później jak znalazł.
bboobb Napisano 25 Listopada 2007 Napisano 25 Listopada 2007 W tym dniu wędkowanie było naprawdę ciężką pracą. Życzyłbym sobie jak najczęściej tak ciężkiej pracy Mirosław, super tekścik, czekam na następne porady.
joker215 Napisano 14 Marca 2009 Napisano 14 Marca 2009 Jaroslaw fajnie napisales o miksie ale malo a mix to świetny dodatek, ale mam pytanie??? a jaką zanętę stosowac na rzekę ktora płynie są ryby ale jest ich mało jest płytka lekko trącona byłem z kolega na treningu to zlowiliśmy jednego leszcza i ja myśle że trzeba sie na nie nastawiac zlowic jednego i wygrac zawody tylko pytanie do ciebie jet takie jak ty bys sie pod taka wode na te leszcze ustawił ?????? ja juz mam koncepcje ale podpowiedz mile widziana sorki za malo skladna wypowiedz ale na forum pierwszy raz pozdrawiam i dzieki z gory
Rekomendowane odpowiedzi
Temat został przeniesiony do archiwum
Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.