Skocz do zawartości
przynęty na klenia     Dragon

Wieslaw666

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    27
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez Wieslaw666

  1. Kolego tu bardziej chodzi o sam fakt długiego czekania...

    Sam pracuję w jednej z większych w tym kraju firm zajmujących się e-commerce, epizod z handlem wędkarskim też mam za sobą więc bardzo dobrze wiem jak wygląda czwarty kwartał w firmach handlowych, ale mimo wszystko uważam wszystkie kwestie poboczne dla uczestnika konkursu za mniej ważne niż to, że musi długo czekać tak naprawdę na konkretne informacje co gdzie i kiedy :twisted:

  2. Tak jest gdy regulamin nie określa szczegółowego timeingu po obu stronach. Jeśli konkurs trwa do jakiejś daty granicznej to uczestnicy by wziąć w nim udział muszą w tej dacie się zmieścić. Jeśli po zakończeniu termin określenie ram współpracy, które są w tym przypadku nagrodą określony nie jest więc trwa to już dość długo. Generalnie ja wszystko rozumiem, ale mnie osobiście z lekka co prawda, ale zawsze irytuje fakt, określania terminów i ich niedotrzymywania. Tak jak pisałem wyżej rozumiem, że to wymaga czas i do nikogo nie mam pretensji, ale ja na takie działanie nie mógłbym sobie w pracy pozwolić jeśli organizuję jakiś projekt to terminy to rzecz święta, ale nic :lol:

    Czekamy dalej wygląda na to, że sprzęt do testów trafi do nas jak w sam raz w okolicach prezentowego szaleństwa :wink:

  3. Prawda jest tak i chyba każdy kto łowi sandacze przyzna mi rację, że mimo naszych szczerych chęci, mimo tego, że wędkarstwo kieszenie drenuje niemiłosiernie to wędki uniwersalnej na sandacza nie ma.

    Na początku mojego sandaczowania też łudziłem się, że kupię sobie jeden kijek i będzie super. Teraz mam trzy a w planach jeszcze czwarty.

    Po pierwsze - łowienie z brzegu.

    Łowię głównie na Wiśle, ale zdarza mi się też poszukać zedów na małych zaporówkach. Na Wisłę do gum i łowienia z opadu używam kija FOX-a (300cm, 5,5-35gr) dedykowanego do drop-shota, ale świetnie sprawdza mi się przy łowieniu gumami z opadu, a poradzi sobie również z cykadą czy inną przynętą.

    http://www.foxrage.com/product.php?section=4&product=60&catalogue=5

    Również do łowienia z brzegu tyle, że w nocy i w 99% woblerami używam kijaszka Shimano Beastmaster DX 270cm 7-21 czyli finezja i naprawdę potężny zapas mocy.

    Oczywiście łódka to zupełnie inna bajka i tu w tej chwili używam, kijaszka, taniego ale baaardzo dobrego mianowicie Mikado Inazuma Flash Zander 229 do 22gr. W zamyśle na przyszły sezon mam zbudowanie patyka tylko pod koguty coś na monoblanku. Moje zdanie jest takie - nie da się łowić skutecznie i komfortowo jednym kijem sandaczy w tak bardzo różnych warunkach jak łódka i łowienie z brzegu.

  4. W ostatnich laatach jezior się odradza a woda to naprawdę piękna. Jest sporo szczupaka takiego 50-70cm, ale trafiają się też sztuki około 90cm. Są okonie i to całkiem spore 30-35cm. Nie jest źle, choć prawdą jest, że dzierżawca to typ zachłanny, który w pierwszych latach umowy przetrzebił tą wodę dokładnie. Jakby ktoś chciał jakieś szczegółowe informacje co do tej wody to chętnie pomogę. Jest to jezioro nad, którym się wychowałem i nadal dość często tam łowię.

  5. Niezbędnik.

    Wrześniowy poranek wita mnie mgłą i przejmującym niemal listopadowym chłodem. Mimo ograniczonej widoczności decyduję się na zaplanowaną dzień wcześniej sesję trollingową. Odbijam od pomostu i kieruję się w trzcinowego cypla, który głęboko wcina się w toń jeziora. Silnik elektryczny pracuje cichutko, uruchamiam echosondę i blokując rumpel na ustalonym kursie zbroję zestaw 15 cm gumą na specjalnym trollingowym systemie z główką 25gr. Gdy tylko mijam cypel i wypływam na skąpaną we mgle szeroką część jeziora rzucam na około 25-30m, tyle wystarczy by holowana za łodzią w średnim tempie przynęta penetrowała głębokość około 5-6m. Takie łowy mają w sobie coś relaksującego, jest cicho, spokojnie, ekran echosondy pokazuje głębokość 8m; 7,5m, powoli zbliżam się do długiego podwodnego garbu, na którym prawie zawsze stoją szczupaki, 6m; 5,5m… twardy zaczep sprawia, że łódź na chwilę staje w miejscu.

    Szybko przełączam silnik w pozycję „0” i docinam, być może mam szczęście i nie jest to dryfująca w toni gałąź. Mimo tego, że na wodzie jest wręcz bardzo zimno w mgnieniu oka robi mi się gorąco gdy wędka zaczyna pulsować a kołowrotek z dokręconym bardzo twardo hamulcem oddaje kilkanaście metrów plecionki. Powoli pompuję rybę i odzyskuję kolejne metry linki, wiatr, który zerwał się nagle rozbija mgłę tworząc coś na kształt nieba upstrzonego poszarpanymi chmurami tyle, że na powierzchni wody. Po 10-15 minutach czuję, że szczupak słabnie i za chwilę pojawi się na powierzchni wody. Odruchowo sprawdzam czy chwytak nadal leży na ławeczce i ze spokojem stwierdzam, że jest na swoim miejscu. Tylko spokojnie a wszystko będzie w porządku. Zębaty ma z pewnością około metra, może trochę więcej i jest gruby bardzo gruby trochę niepokoi mnie fakt, że zacięty jest tylko jednym grocie z „dozbrojkowej” kotwiczki nr6, która wpięta jest bardzo delikatnie "w nożyczki". Szczupak wykłada się przy samej burcie łodzi, luzuję hamulec i pochylam się z chwytakiem mocno ściśniętym w dłoni. Ryba odjeżdża niemal pionowo w dół, wiatr znosi mnie w kierunku środka jeziora, więc szczupak nie ma problemu by w kilka sekund zejść na 8-9m, gdzie zatrzymuje się i stawia tępy opór. Jednak jest już wyraźnie słabszy i szybko daje się po raz drugi podciągnąć na powierzchni, pięknie wykłada się na wodzie jakieś pół metra od burty i w tej chwili żałuję, że nie mam obszernego podbieraka bo byłby już mój. Przez kilka sekund podziwiam rybę i walczę z łodzią, która jak na złość ustawiła się do wiatru w taki sposób, że odpycha mnie od spokojnie czekającej na podebranie ryby. Powoli podciągam rybę do burty, pochylam się i ustawiam szczupaka na wyciągnięcie ręki tak bym mógł użyć chwytaka. Nagły zryw wiatru porusza łódź, która z imptem uderza w rybę. Szczupak szaleje na powierchni by po chwili zniknąć w toni... Przez chwilę z niedowierzaniem ocieram wodę z twarzy i zaczynam kląć na czym świat stoi... DLACZEGO NIE ZABRAŁEM PODBIERAKA?

    Opisana sytuacja miała niestety miejsce w rzeczywistości a dokładnie w ubiegłym sezonie. Efektem tego zdarzenia był szybka wizyta w sklepie wędkarskim i zakup moje niezbędnika czyli podbieraka. Wybrałem model z siatką żyłkową (szybki i niełapiący kotwic) czyli przestronny i duży (70x70) podbierak Dragon o oznaczeniu katalogowym 92-32-220. Jest to produkt bardzo wysokiej jakości zapewniający maksymalny komfort łowienia szczególnie tym wędkarzom, którzy tak jak ja wypuszczają złowione ryby. Dużym i szybkim (stawiającym mały opór w wodzie) podbierakiem wyjmuje się ryby bardzo sprawnie i bez kłopotów. Długa siatka sprawia, że nawet najbaerdziej agresywny szczupak uspokaja się na tyle, że można bezpiecznie pozbawić go przynęty a duże żyłkowe oczka siatki mają to do siebie, że zęby ryby nie mają możliwości zaplątania się w nie co było zmorą podbieraków o tradycyjnej siatce.

    Reasumując ten krótki tekst – dziś gdy w modzie jest podbieranie ryb ręką czy też z użyciem coraz to bardziej wymyślnych chwytaków zapomianmy często o tym, że wypuszczając ryby powinniśmy zadbać o to by wracały do wody w jak najlepszej kondycji a podbieraki żyłkowe dają nam pewność i możliwość szybkiego zakończenia holu. C&R.

  6. Rzeczny start.

    Kilka lat temu koleje życiowego losu zmusiły mnie do przeprowadzki. Opuściłem rodzinne Mazury i zamieszkałem w Warszawie. Zmiana ta oprócz wymiaru życiowego miała również wymiar wędkarski otóż zdeklarowany wędkarz jeziorowy musiał stać się wędkarzem wielko-rzecznym. Właściwie już od pierwszego spaceru brzegiem Wisły nabrałem przekonania, że muszę nauczyć się łowić bolenie. Widowiskowe ataki tych pięknych ryb działały na wyobraźnię i rozpalały chęć zmierzenia się z nowym a do tej pory znanym jedynie z teorii wyzwaniem. Jednak zanim pierwszy raz stanąłem nad brzegiem rzeki z wędką w ręku musiałem skompletować sprzęt bowiem moja starannie konfekcjonowana wędkarska „szafa” nie nadawała się zupełnie na wiślane łowy. Rekonesans w sklepach wędkarskich przyprawił mnie tylko o ból głowy, okazało się, że sprzęt, który według wszelkich prawideł powinienem mieć by skutecznie i co najważniejsze komfortowo polować na bolenie jest drogi lub bardzo drogi. Właściwie byłem już bliski rezygnacji. Jednak strzałem w dziesiątkę okazała się być wizyta w jednym z ostatnich na liście punktów handlowych gdzie sprzedawca przekonał mnie do swojej jak się później okazało słusznej racji. „Na początek polecam coś ze średniej półki. Na pierwszy, drugi sezon będzie dobre a później dobierzesz już coś zgodnie ze swoimi doświadczeniami.”

    Wiadomo, że opierać się tylko na opinii sprzedawcy to trochę mało dlatego też na tyle na ile było to możliwe proponowany sprzęt przetestowałem w sklepie i co tu dużo mówić jako, wtedy, rzeczny neofita zdecydowałem, że będzie to wybór optymalny zarówno pod względem cenowym jak i jakościowym. Mój pierwszy zestaw boleniowy przedstawiał się następująco Dragon Millenium HD Superfast 2,85m 5-25 z kołowrotkiem Dragon Maxima HS Match RD830iT. Oczywiście całość uzupełniała dobrej jakości żyłka i jako wymienna linka cienka plecionka o przekroju 0,08. Dziś po kilku sezonach łowienia wiślanych rap używam już innego sprzętu, ale wspomniany zestaw do dziś zachował pełnię sprawności i czasami z sentymentu zabieram go nad wodę.

    Kije z serii Millenium HD charakteryzuje wyrazisty kolor blanku (lekko wiśniowy) i co ważne markowe komponenty użyte do budowy wędziska. Portugalski korek, ergonomiczny profil dolnika, przelotki SIC – słowem jakość wykonania stawia ten kijek na równi z wędziskami z o klasę wyższej półki cenowej. Wędka charakteryzuje się szybką szczytową akcją, ale co ważne ma też solidny zapas mocy, który sprawia, że staje się kijem bardzo uniwersalnym, który poradzi sobie nawet z dużym boleniem czy przyłowem w postaci suma, który będzie udawał żerującego na wieczornych uklejach sandacza lub bolenia. Kij ugina się bardzo płynnie by pod dużym obciążeniem poddać się mocno zaznaczonej paraboli. Jest to jedna z tych wędek, o których powiedzieć można, że charakteryzuje je ugięcie progresywne. Co ważne kilka sezonów intensywnego użytkowania nie pozostawiło na moim egzemplarzu Superfasta widocznych śladów. Korek jest bardzo trwały, przelotki nie zdzierają się pod wpływem plecionki a lakier na omotkach nie pęka. Kij oznaczony został ciężarem wyrzutu w przedziale 5-25gr jednak osobiście polecałbym tą wędkę do łowienia przynętami w zakresie 7-20gr. Lżejsze wabiki nie pozwalają odpowiednio naładować blanku (zapas mocy robi swoje) natomiast przynęty cięższe sprawiają, że wędka ładuje się w moim odczuciu za głęboko. Zakres gramatur jaki przytaczam dawał mi podczas wiślanych łowów bardzo szeroki wachlarz możliwości. W przedziale tym mieści się większość boleniowych wabików, szczupakowe gumy na główkach 7-18gr, wahadłówki czy cykady. Na zakończenie wspomnę jeszcze o tym, że Superfast, szczególnie w zestawieniu z plecionką świetnie przenosi do dłoni wędkarza wszystko to co dzieje się z przynętą tak, że możemy stosować tą wędkę nawet do sandaczowego lekkiego opadu. Dziś gdy pod kątem rzecznego-boleniowego spinningu przetestowałem już kilka zestawów lecz coraz częściej z sentymentem przypominam sobie początki właśnie z Superfastem – kijem tak naprawdę bardzo uniwersalnym, który z czystym sumieniem polecić mogę każdemu kto zamierza rozpocząć przygodę z rzecznym spinningiem.

    Ważnym i jak się okazało bardzo mocnym punktem mojego pierwszego zestawu był też kołowrotek Maxima HS Match RD830iT. Tu przed kupnem zastanawiałem się jeszcze dłużej niż przy kiju. Szukałem młynka z dużym przełożeniem i większość kołowrotków o takich parametrach reprezentuje wysoką bądź bardzo wysoką półkę cenową. Mój wybór podyktowany był jednak nie tylko kwestiami ekonomicznymi, choć jak już kilka razy wspomniałem miały one wtedy dość kluczowe znaczenie, za Maxim’ą przemawiała głównie jej uniwersalność, poszukiwane przełożenie 6,2:1 oraz trzy metalowe szpule w komplecie co przy systemie tylnego hamulca i banalnie prostej zmianie czyniło zeń maszynkę wręcz idealną do boleniowo-uniwersalengo zestawu. Po kilku latach intensywnego łowienia mogę powiedzieć, że Maxima Match to młynek, który doskonale odnalazł się w wiślanej rzeczywistości. Prawdę mówiąc jestem bardzo zaskoczony, ale dwa sezony intensywnego boleniowania nie sprawiły by z kołowrotkiem działo się coś niepożądanego. A wspomnieć muszę o tym, że bardzo często po kilku godzinach boleniowych poszukiwań zdejmowałem szpulę z żyłką 0,2 i zastępując ją plecionką 0,13 zaczynałem poszukiwanie szczupaków i sandaczy. Główne zalety tego kołowrotka to świetne wyważenie, podwójna korba (nawet przy bardzo szybkim prowadzeniu młynek nie zaczyna nieprzyjemnie wibrować), równe układanie różnych linek (żyłki, plecionki) oraz co nie mniej ważne sprawnie działający hamulec, z którym nigdy nie miałem problemów. O kołowrotkach z dużym przełożeniem mówi się, że są nietrwałe jednak Maxima jest jednym z mocnych punktów przeczących tej tezie i co ważne nie trzeba za nią słono płacić.

    „Na początek polecam coś ze średniej półki. Na pierwszy, drugi sezon będzie dobre a później dobierzesz już coś zgodnie ze swoimi doświadczeniami.” Dziś po kilku latach od opisanej już wizyty w sklepie wędkarskich powiedzieć muszę, że zestaw, który wtedy wybrał mi sprzedawca był przysłowiowym strzałem w dziesiątkę. Szukałem sprzętu, z którym będą mógł spróbować zmierzyć się z boleniami a dostałem zestaw uniwersalny i niezawodny. Czego chcieć więcej?

  7. Dragon Lunatic – przynęta doskonała.

    Większość z nas wędkarzy co roku cierpi na specyficzną przypadłość, którą porównać można tylko do kobiecego „nie mam co na siebie włożyć”. Tak – wędkarze mają dokładnie tak samo. Co roku bardzo wczesną wiosną gdy nawet Ci z nas, którzy łowią przez okrągły rok robią sobie, krótką przerwę wyprawimy się do sklepów i uzupełniamy rzekome braki w wędkarskich pudłach. Bo przecież sezon tuż, tuż a ja praktycznie nie mam na co łowić…

    Cofnijmy się w czasie o kilka sezonów. Do czasu gdy do naszych sklepów zawitały nowe na rynku gumy marki Dragon, gama kilku modeli i kilkudziesięciu kolorów jakie pojawiały się na półkach mogły nawet najtwardszych wędkarskich wygów przyprawić o zawrót głowy. Osobiście od razu zwróciłem uwagę na smukłe, przypominające ukleję gumy o nazwie Lunatic. Przynęty te różnią się zasadniczo od większości kopyto podobnych wabików jakie oferuje większość producentów sprzętu. Różnią się w dwu zasadniczych aspektach. Po pierwsze jest to stosunkowo sztywny i sprężysty materiał z jakiego zostały wykonane( rozmiar 7,5 i 8,5 jest dość miękki, 10,12,5 oraz 15 to gumy sztywne), po drugie bardzo oryginalna i ciekawa praca rippera. Jeszcze zanim zabrałem te przynęty pierwszy raz nad wodę moją uwagę zwróciła staranność wykonania , zaznaczone charakterystycznymi wypustkami miejsca wyjścia haka w praktyce bardzo ułatwiające zbrojenie sztywnej gumy jak i zaznaczona subtelnym wzorem imitacja łuski na bokach rippera. Pierwsze zakupy jak niemal zawsze gdy trafiam na nową, ciekawą przynętę objęły dość solidny zapas kilku sprawdzonych kolorów we wszystkich pięciu oferowanych wielkościach. Jak się później okazało zapas ten wyczerpał się dość szybko.

    Lunatici zwróciły moją uwagę głównie za sprawą uklejopodobnego kształtu co w moim odczuciu dawało tej przynęcie o wiele więcej możliwości niż klasyczne dość szeroko pracujące kopyto. Pierwsze testy miałem okazję przeprowadzić już kilka dni po zakupie czyli w długi majowy weekend. Uzbrojone w lekkie główki 7-10gr dwa największe modele Lunatica (12,5-15cm) okazały się być moją tajną bronią, która mimo załamania pogody i temperatury około 7 stopni pozwoliła mi na trzydniowym wypadzie nad jedno z mazurskich jezior złowić około 30 wymiarowych szczupaków dla porównania dodam, że mój kolega z łódki zamknął „majówkę” mając na koncie jedynie dwie ryby. W czym twki wyjątkowość dużego Lunatica? Otóż jest to przynęta, która daje wędkarzowi bardzo dużo możliwości prezentacji, dobrze pracuje przy równym, średnioszybkim prowadzaniu (charakterystyczny ruch ogonka i lusterkowanie) lecz pełnię swoich możliwości ukazuje dopiero w chwili gdy zaczynamy kombinować z opadem i podszarpywaniem. Lunatic prowadzony w sposób kombinowany zachowuje się jak chora rybka, odjeżdża na boki, mocno luster kuje i cały czas agresywnie pracuje ogonem. Jest to jedna z tych przynęt, które wymagają od wędkarza wypracowania odpowiedniej techniki, ale gdy już zrozumiemy to na czym polega jest sekret zaczniemy stosować ją częściej niż inne „gumy”. Powód? Przekonają nas do tego łowione szczupaki.

    Od czasu tego pamiętnego otwarcia sezonu stosuję Lunatici bardzo często i w bardzo różnych warunkach. Łowię na nie bolenie na Wiśle (8,5cm) jak i sandacze na zbiornikach zaporowych (10cm) jednak w ubiegłym sezonie odkryłem jeszcze jedno zastosowanie tej doskonałej przynęty. W czerwcu wybrałem się na tygodniowy wyjazd nad jedno z ulubionych mazurskich jezior celem bliższego spotkania z tamtejszymi okoniami, które zawsze o tej porze roku intensywnie żeruję w okolicy śródjeziornych górek. Trzy pierwsze dni upłynęły mi na wytypowaniu miejsc, w których okonie są aktywne. Lecz właściwie od samego początku ryby żerowały bardzo chimerycznie biorąc jedynie na paprochy i mimo tego, że w pobliżu górek widzimy na echosondzie pod stadami drobnicy duże ryby to biorą tylko maluchy. Pod koniec trzeciego dnia trafiamy na głęboką (6m) górkę, której spady opadają do niemal 15-to metrowej głębi. Jest czerwcowy ciepły, cichy wieczór a na szczycie górki odbywa się swoista rzeź, nieprzebrane stada uklei dziesiątkowane są przez głośno cmokające garbusy. Zaczynamy łowienie i niemal od razu łowimy pierwsze średnie okonie. Zmieniam paprocha na kopyto i nic. Kolejne zmiany przynęt i cięgle frustrujący brak efektu. W końcu zakładam 7,5 cm Lunatica w kolorze 01-321 i prowadzę gumę w dość agresywnym opadzie penetrując toń pod ławiącą drobnicy pierwsze branie jest wręcz szokujące agresją. 35-cm okoń wali w gumę z siłą, która sugerować by mogła o wiele większy rozmiar. Do czasu aż robi się zupełnie ciemno dostaję jeszcze okonie 37 i 33 cm. Rano skoro świt meldujemy się na tej samej górce, tym razem warunki są zgoła inne lekka fala i całkowity brak ryb na powierzchni. Jednak echosonda pokazuje ławice drobnicy na głębokości ok. 2-2,5 w toni. Zbroję rozpoznaną poprzedniego wieczoru przynętę czyli Lunatica 7,5cm główką 8gr i zaczynam jigowanie w toni. Okonie są aktywne dlatego też brania zaczynają się niemal od razu tego dnia największa sztuka ma 41cm. Ten bardzo udany okoniowy wypad oprócz kilku fajnych wspomnień dał mi również rzecz o wiele w wędkarstwie ważniejszą – doświadczenie. Od tamtego czasu wiele razy już stosując wspomnianą przynętę łowiłem w toni pod ławicami drobnicy kapitalne garbusy. Ważne jest to by prowadzić wabik w sposób podobny sandaczowemu opadowi tak by przypominał chorą rybką podrywamy przynętę a Lunatic odjeżdża na boki i nieregularnie luster kuje – okonie to uwielbiają.

    Po kilku sezonach gdy Lunatici na stałe zagościły w moich pudłach nabrałem wręcz przekonania, że jest to jedna z bardziej uniwersalnych gum dostępnych na rynku. Kapitalna na szczupaki i okonie, dobra na bolenie, ale też świetna na sandacze po prostu przynęta doskonała.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.