Może i dobrze, że Cukrownia Wrocław na Sołtysowicach, wraz z Młynem Sułkowice, już nie funkcjonuje. Pamiętam, jako nastolatek latem 1975 roku jeździłem autobusem linii 116 do Świniar, a potem "z buta" nad Widawę. Cóż za piękne miejsca były do wędkowania i ryby pływały w tej rzece. Miejscówek było sporo, takich z grążelami. Poniżej mostu kolejowego było zakole z niewielkim spływem i łączyło się z głównym nurtem. W zakolu fantastyczne okazy klenia, takie pod 80cm, oczywiście nie do złowienia i piękne liny oraz płocie. Poniżej mostu, jakieś 50 m było poszerzenie z pięknymi cofkami. takie "kąpielisko", a rzeka dalej meandrowała. Wszędzie był dostęp do brzegu.
Niestety, w październiku 1975 roku, przy niskim stanie wody, Cukrownia Wrocław wpuściła ścieki i doszło do masowego wytrucia ryb. Ponad 65cm leszcze nie były rzadkością,. Z artykułu w Słowie Polskim wyczytałem, że żal było patrzeć, bo ryby chciały wychodzić na brzeg, z powodu braku tlenu. Czytając ten artykuł, ja się wtedy rozpłakałem. Moja ukochana Widawa była w agonii i umierała. Na szczęście, przyszło ochłodzenie z deszczami, a następnie zima i udało się ją jakoś reanimować. Nie wszystkie ryby wygięły i po kilku latach rzeka odżyła na nowo. Szkoda, że po powodzi w 1997 zasypano zakole obok mostu a obecnie Widawę się dalej niszczy, poprzez ingerencję w ekosystem rzeczny. Te kamienie między mostami, brak wysokich drzew, to istna porażka. Kopary, które wybierały muł i piasek z rzeki, chcąc ją wyrównać, spowodowały to co wertykulator, czy areator na zniszczonym trawniku. Tam potem rośnie lepiej trawa, a w rzece rozrasta się trzcina. Nie ma już grążeli, a Widawa mocno zarasta.