Wg mnie wędkarstwo to nie sport , to coś więcej gdyż na stałe pamięta się poranne brnięcie przez łąki , przez poranną rosę by w końcu dojść do upragnionego miejsca - wody.Lub zakotwiczenie pontonu w trzcinach , słuchanie ptactwa patrząc na spławik którego każde drgnięcie przyprawia o emocje.Lub uganianie się za drapieżcą licząc w duchu na olbrzyma lub chociaż wymiarowego szczupaczka.A hol nawet większej krasnopióry ... Kto raz to poczuł już nie wyobraża sobie życie bez wędki.A co do jedzenia to zależy od połowu.Jeśli będą dwie patelnie - biorę , jeśli nie opłaca się smażyć nie biorę , choć zdarza się że wypuszczę kolację ale nie chodzę na ryby tylko żeby przynieść mięso lecz również by przynieść miłe wspomnienia.Rodzinka lubi rybki ja sam również ale ryby to nie tylko żarcie.Winni naszemu stanowi wód nie są smakosze rybiego mięsa lecz kłusownicy. Dziady nie powiem jakie , słowa ich nie opiszą ...
Aha co do zabijania to zabije , oprawie nie ma kłopotu boli mnie tylko to jeśli kilka razy zbyt słabo walnę dużą rybę i drga jej ogon co znaczy że nie dobiłem , staram się zaoszczędzić rybie bólu.