Witam jak obiecałem opisze moją wyprawę dorszową na arthusie
Jak pisałem wcześniej moja wypraw miała odbyć się w środę 1 września, niestety telefon dzień wcześniej do szypra oznajmił że jest sztormowa pogoda i nie wypływamy
Umawiam się na pierwszy wolny termin w poniedziałek, w niedziele popołudniu tym razem dzwoni sam właściciel mówi że wypływamy o 6.00 joja radość nie zna granic i potwierdzam gotowość.
W poniedziałek stawiam się na kutrze o 4.55 niestety już wszystkie dobre miejsca zajęte,
ustawiam się po lewej stronie burty dwa miejsca od dziobu i tam poznaje czterech kilkuletnich już zapaleńców z olsztyna (pozdrawiam ich serdecznie byli lepsi niż najlepsze miejsce na kutrze, dzięki chłopaki za pomoc)
Wypływamy, pierwszy dryf spuszczam pilkera i zrobione przez siebie przywieszki od razu odzywa się Jakub bez jakiejkolwiek prośby mówi rób tak i tak teraz poczekaj ok teraz tak i tak (chwała mu za to) 5 min. i juz mam dwa dorsze w pojemniku
koleś po mojej lewej stronie już żyga nie połowił juz do końca a na rufie co dryf to splątanie (dobrze że już było tam zajęte).
Potem wpada kolejny dorsz, z naszej piątki jestem na czwartym miejscu, aż tu nagle koniec nie ma ryby, oddalamy się coraz bardziej od portu a tu nic.
W końcu chyba jakiś cynk i znów przybliżamy się do lądu, o godzinie 14.00 znów są dorsze do końca złapałem jeszcze 4 sztuki dwa mi się spięły, wrazam do portu z limitem. W ekipie Olsztyna po 10 sztuk jeden 7 akurat Jakub łowił na szprotki miał jeden dublet wpada również jedna około 4 kg sztuka i był również jeden łosoś około 5 kg niestety spina się tuż przy burcie. Zdecydowana większość siadła na pilkery miałem jedną sztukę na przywieszki , no i zdecydowanie lepsze efekty mieli ci co łowili sandaczowo bez przywieszek
Olsztyn zgodnie stwierdził że rewelacji nie było, ja że było ekstra kto chciał to połowił. Mam super zakwasy, ale cieszy mnie to już nie mogę się doczekać następnej wyprawy