Ostatnio na Pilcach.
Nad wodą melduje się około 11. Pierwszy staw. Po 3 rzutach ... zaczep. Mój ulubiony Savage Gear cannibal zostaje na zawsze w wodzie. Mówię sobie - złe dobrego początki.
Mijają kolejne godziny bezowocnego biczowania wody gumowymi przynętami wszelkiej maści. Zaczyna padać drobny śnieg.
Decyduje się na zmianę zbiornika. Wsiadam do auta, nalewam ciepłej herbaty i jadę szukać szczęście gdzie indziej. Śnieg pada coraz mocniej i robi się z tego lekka zamieć. Dzwonię do ojca, mówi: "Zrobiła się taka pogoda jaką często opisują w wędkarskich opowieściach". Myślę sobie... łatwo mu mówić jak siedzi sobie spokojnie w ciepłym domu.
Dojeżdżam nad zbiornik. Przeczesuje kolejne bankowe miejscówki. NIC.
Zrezygnowany około godziny 14 podejmuje decyzję o końcu wędkowania. Jeszcze tylko pójdę zobaczyć na półwysep za grzybkami (takie pomarańczowe grzybki rosnące w zimie nad wodą, bardzo smaczne swoją drogą, nazwy nie pamiętam).
Coś jednak pcha mnie żeby jeszcze obrzucać jedną zatoczkę w której ze sporej odległości widziałem spławienie się jakiejś ryby.
Podchodzę, rzucam, rzucam, rzucam i NIC.
Zrezygnowany rzucam już tylko odruchowo. Podczas przyciągania przynęty do brzegu podciągam ją energicznie skokami żeby zobaczyć jak pracuje perłowe kopyto Manns z czerwonym grzbietem.
Nagle z głębszej wody wyskakuje strzała i uderza w przynętę. Krótka walka na krótkim dyszlu zakończona sukcesem. Wymiarowy szupaczek równe 50cm ląduje na brzegu. Dwa kolejne rzuty i kolejne uderzenie. Tym razem dalej od brzegu i z głębszej wody. Tym razem maluszek około 35cm. Rzucam dalej. W międzyczasie pod nogami młyn robi niezła torpeda. Kilka minut później znowu wyciągając gumę z wody bawię się nią podrywając tuż przed brzegiem. I tak jak poprzednio. Widzę jedynie zarys sylwetki szczupłego wyginający się w łuk. Około 60-70 cm. Znowu na krótkim dyszlu. Ryba szarpie się niemiłosiernie młócąc wodę przez ładnych kilka sekund. Postanawiam sprowadzić ją trochę pod wodę. Leciutko popuszam. Jeszcze kilka młynków i ryba uwalnia się z haka... Lekko załamany dalej rzucam w tym samym miejscu. Mam kolejne branie z głębszej wody. Zacinam ale widzę jedynie sylwetkę szczupaka wyłaniającą się ku powierzchni. Niestety, nie zaciął się wystarczająco mocno.
Robi się ciemno. Czas do domu. To był dobry dzień