Skocz do zawartości
przynęty na klenia     Dragon

carminek

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    1
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez carminek

  1. carminek

    Kutry

    Witajcie. Rejs 17 marca 2012r. Jestem doświadczonym wędkarzem i dużo pływam na różnych jednostkach. Irena J. – bo tak nazywała się łajba, którą miałem okazję wraz z kolegami płynąć w zeszłą sobotę z Kołobrzegu. Pierwszy niepokój wzbudziła we mnie informacja telefoniczna od szypra Włodka jeszcze w domu, że nie ma kompletu i nie wie czy wypłynie. Zdziwiło mnie to, bo dzwoniłem wcześniej do 15 różnych jednostek i wszystkie były zajęte dlatego też zdecydowaliśmy się na Irenę J bo tylko na tej były wolne miejsca. Mieliśmy wypłynąć o 3:00 rano a wypłynęliśmy o 4:00 z niewiadomych powodów. O 3:10 szyper odpalił silnik, rusza o 4:00 i pierwszy ZONK… zaczęliśmy głośno krzyczeć, że wyrywa kabel zasilania portowego, ciągnie go za sobą… zapomniał odłączyć... Druga sytuacja to taka, że nie było żadnej listy podpisowej, nikt nas nie spisywał z dowodu, nikt z nas nie musiał nic podpisywać ani nikt nas chyba nie policzył, nikt nawet nie upominał się o pieniądze przez cały rejs, a przecież niby ubezpieczenie było gwarantowane. Na jakiej podstawie to ubezpieczenie skoro szyper Włodek nie wiedział kogo wiezie po imieniu i nazwisku a nawet nas dobrze chyba nie policzył? Na Irenie J. z załogi był tylko kucharz, który siedział w mesie i przez cały rejs nie wychodził na pokład i właśnie szyper Włodek. Po ok. 2,5 godz. płynięcia spuściliśmy pilkery i nic. Na 12 wędkarzy przez 3 godziny nikt nic nie złowił. Pływaliśmy z łowiska na łowisko. Gdy po tym czasie złowiłem pierwszego dorsza a kolega drugiego szyper Włodek ruszył się i wiadrem nalał koledze i mi wodę do kuwety po czym wrócił do sterówki. Okazało się, że chyba nie wiedział gdzie się włącza pompę wody dlatego nalewał wiadrem zza burty. Nikt nas również nie zawołał na śniadanie ani na obiad. Kolega zauważył przez bulaj, że śniadanie jest na stole już od godziny – z zupą na obiad było podobnie. Najgorszą rzeczą było to, że gdy złowiłem już 5 dorszy (rekord kutra) nikt mi tych ryb nie wypatroszył. Koledzy mieli po 2 po 3 sztuki, które to każdy sobie na 10 minut przed portem MUSIAŁ SAM WYCZYŚCIĆ. Pływam bardzo dużo ale z czymś takim nie spotkałem się nigdy. Wędkarz musiał sam sobie ryby wyczyścić i wlać wiadrem wodę do kuwety, bo szyper nalał tylko niektórym co mieli ryby jako pierwsi, potem nie było go widać na pokładzie. Trzeba również wspomnieć o czasie jaki był poświęcony na łapanie. Godzinę płynie a 10 minut łapania. Wtedy gdy ktoś zaczął już ciągnąć rybę szyper Włodek dawał sygnał do wyciągania i odpływał. „Najlepszym” łowiskiem był ostatni postój – gdy na łowisku staliśmy ponad godzinę (z zegarkiem na ręku) i nikt kompletnie nic nie wyciągnął – to ewidentnie była gra na zwłokę – totalna pustka. A przecież przez tą godzinę można było poszukać jeszcze ławicy. Na statku panowała bardzo kiepska atmosfera. Każdy był oburzony i załamany. Jakiś wędkarz z drugiej grupy podszedł do nas i zaczęliśmy o tym wszystkim rozmawiać. Okazało się, że szyper Włodek powiedział nam przez telefon 200 zł za rejs a im 160 zł. O co tu chodzi, zaczęliśmy się zastanawiać wspólnie i doszliśmy wszyscy do wniosku, że Irena J. i szyper Włodek nie zasługują na więcej niż 100 zł od każdego. Brak ubezpieczenia, brak czyszczenia ryb, brak jakiejkolwiek obsługi, krótki (10-cio minutowy) czas łapania, bardzo długi czas płynięcia z łowiska na łowisko, bardzo długi postój na pustkowiu, brak informacji o jedzeniu, brak bieżącej wody, totalna zlewka wędkarzy itd. Ciekawostką było to, że wszystkie łajby z Kołobrzegu wyszły w morze a my przez 12 godzin pływania Ireną J. nie widzieliśmy żadnej obok nas a ponoć szyper zaliczył wszystkie kamienie – gdzie on pływał nie wiem. Dopływamy wreszcie do brzegu. Każdy sobie już ryby wyczyścił. Nagle kucharz mówi jednemu z nas, że czeka na nas Straż Graniczna i nie wie czego chcą. Schodzimy ze statku i faktycznie czeka Straż Graniczna wylegitymowali nas. Po zejściu na ląd kolega zebrał od naszej grupy po 100 zł (tak też zrobił gość drugiej grupy) i poszli rozliczyć się z szyprem Włodkiem. Po minucie szyper Włodek wybiegł na ląd z wulgaryzmami pod naszym adresem. Na szczęście obok stała Straż Graniczna i przywołała do porządku szypra Włodka. Gdy zapytałem zdenerwowanego szypra dlaczego nikt nawet nam ryb nie wyczyścił ten nie odpowiedział nic (zatkało go) ale po krótkiej chwili znów się odwrócił i rzekł „bo takim dziadom się nie czyści” – pozostawiam to bez komentarza. Chłopaki ze Straży Granicznej kilka razy mówili do szypra aby liczył się ze słowami, bo to jest karalne. Wyobraźmy sobie, że statek tonie a szyper nie wie ilu ma na pokładzie i kogo – nikt by nie wiedział kogo szukać po nazwisku itd. Miałem już kiedyś okazję płynąć z szyprem Włodkiem na kutrze Hydra, którego rzekomo był jednocześnie armatorem i zdziwiło mnie, że znalazł się obecnie na Irenie J. i to chyba od niedawna. Czy chciał na nas zaoszczędzić, czy chciał na nas zarobić więcej nie wiem – nie wyszło mu to najlepiej, bo ja już z nim nie popłynę i koledzy również. Przestrzegam też innych. Naprawdę chłopaki nie polecam Ireny J. A szkoda, bo statek jako statek nie jest najgorszy, toaleta, koje, mesa ale załoga fatalna… Zastanówcie się dobrze nad wyborem i zauważcie, że Irena J. bardzo rzadko ma komplet wędkarzy – to o czymś świadczy. Szkoda kasy, nerwów i czasu na tą łajbę z tą załogą.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.