Skocz do zawartości
tokarex pontony

ZAPAMIĘTANE Z DZIECIŃSTWA


ociec

Rekomendowane odpowiedzi

przynęty na klenia   Dragon

Każdy, bez względu na wiek, powraca do czasu, który minął i do tego- nie wróci! Wszelkie sentymentalne podróże w czasie mają jednak coś niebywałego, wręcz objęte są nutką tajemniczości i mim zdaniem są potrzebne, chociaż dla wielu stanowią niejednokrotnie powód do ewentualnych uśmiechów czy żartów. Ale niejednokrotnie, to właśnie one, stanowią źródło wszelkich informacji. Może byłoby dobrze, gdyby młodzi adepci naszego wspaniałego hobby, pamiętając własną inicjację wędkarską, poznali także wspomnienia "trochę" starszych stażem.

Trochę moich wspomnień:

http://www.vendi.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=5089&mode=&order=0&thold=0

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

koledzy

ekhm... a koleżanki? ;P

Ja to zawsze z dziadkiem jeździłam na ryby.. w końcu to on zaraził mnie zamiłowaniem do wędkarstwa.. ;] .. wstawało się rano, wsiadało na rower i znikało na cały dzień z domku.. :) Potem wieczorkiem wracaliśmy, dziadek jak zwykle chwalił wnuczkę.. jaka to z niej wędkarka, że wiecej od niego złowiła itp. Aż miło powspominać.. Jednak jutro mija rok odkąd mój dziadek odszedł z tego świata.. teraz jakoś mnie nie ciągnie na połowy... i jeżdżę jak jest ładna pogoda i nie mam co robić..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ociec no co ty, trochę za wcześniej na wspominki, drapieżnik dopiero się rusza po letniej sjeście - jeszcze ze dwa miesiące do wspominek, no może półtora.

A, i serdecznie witam przedstawicielkę płci pięknej wśród pozytywnie zakręconej braci :mrgreen: (wcześniej jakoś niezauważyłem :oops: ale lepiej póżno niż wcale :wink: )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm, dobry temat :)

Moje pierwsze wędkowanie mialo miejszce nad jakąś rzeczką w okolicach Rociborza. Chyba nazwuała sie ta miejscowość Ogonek, ale nie jestem pewien. Rzeczka miała szerokości chyba w najszerszych miejscach 2 m. Tam właśnie zacząłem łowić płotki, jazgarze, liny, wzdręgi na spławik :) Tam miał miejsce mój pierwszy kontakt z papierosem (w wieki 9 lat) Musiałem ... kuzyn kazał, bym nie poskarżył, ze on pali, więc jarałem i tak mi juz do dzis zostało :D

Ale do rzeczy. Byłem tam 6 lat temu i ... jeden wielki rów ze ściekami, zarośnięty, w rzeczce jakieś miski, bramy, meble ... jednym słowem śmietnik :(

A szkoda, tak było tam kiedyś ładnie. MIejscowy mnie pocieszył, że teraz to i tak jest super. No to jak było wczesniej :roll::cry:

Mój pierwszy szczupak na "blachę" padł w takim jeziorku na działkach. Teraz bez problemu bym je przerzucił z zapasem, ale w tym czase, to było dla mnie jak morze 8) Pamiętam mój sprzęt jaki miałem:

- szpanerski kij GERMINA w kolorze niebieskim :D

- kołowrotek PREXER

-na kołowrotku żyłka do prania :lol:

-na końcu żyłki wahadłówka ALGIA 1 :D

To była ryba!!! Pamietam ... niosłem tego szczupaka przez pół miasta w siatce przerzuconej przez ramię, by wszyscy widzieli 8):lol: Ten szczupak miał aż ... pamietam ... 57 cm!!! Ponad pół metra!!! :shock::lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest rok chyba 1983, ciepłe lato co ja mówie gorące, było tak gorąco że strach, starsze chłopaki z osiedla jechali na ryby ,Boże jak ja wtedy niechciałem jechać, z tymi starymi wariatami do grupy której zaliczał sie mój brat, ale sami rozumiecie jechałem jako szpicel Mamuni, takie ucho mamy na odległość, miałem misje do wykonania hahaha - pilnować 18letniego brata coby nie przeginał z piwkami, no i pojechałem. Jechaliśmy starym jelczem " ogórkiem" z pks do miejscowości Solec nad wisłą było ładnie , tak sobie, jak to nad wodą, po drodze kupili piwko i winka a ja to dzwigałem bebe, zaczelismy się rozkładać, to znaczy ja zaczołem młody weż to , weż tamto, przynieś drzewa , rozłóż namiot i tak powoli leciał mój "wypoczynek" a piwka chłopakom ubywało, odpadali z wędkowania jeden po drugim, a było nas chyba 7- miu.Powoli zaczelo się robić ciemno ognisko podtrzymywałem oczywiście ja, został ze mna tylko kolega starszy o 7 lat vel "Czaja" nie zwracałem uwagi na wedki bo nielubiałem może coś brało maże nie, niewiem, az około północy na jednej z wędek zadzwonil dzwonek, co ja mówie DZWON, zrobiony przez mojego Tate z bezpiecznika elektrycznego, a serduszko miał z nakretki, dzwonił jak oszalały, targało kijem jak cholera pierwszy raz widziałem taki numer, Czaja złapał kija i ciągnie , a darł się na mnie przy tym jak głupi, jakis podbierak mu daj czy coś, niewiedziałem o co chodzi, wytłumaczył mi szybko , dodajac przy tym pare qqqqqq, i przyniosłem mu podbierak, włożtł go do wody i wyjoł rybe, ogon wystawał z podbieraka , z obrazków wiedziałem że to sum, był piękny, długie jego ciało leżało na kamieniach wiślanej opaski ale miał wąsy - wielkie pamietam tego suma do dziś choc ja go nie złapałem, a Czaja wyjoł mu z paszczy haczyk i wiecie co zrobił? kazał obudzić chłopaków i zawołać , tak zrobiłem, przyszli obejrzeli pogadali, pooglądali i wiecie CO?

Wpuścil go do wody , przysiiiiegam wpuścił, odpływał po wierzchu, świeciłem za nim latarką, taki wielki.

Już wtedy uwierzyłem mojemu bratu że wypuszcza ryby które złapie, że mydła niepotrzeba, że Ojciec śmieje sie niesłusznie, że wypuszczenie takiej ryby daje więcej satysfakcji niż jej zjedzenie, mój brat został moim idolem, znależliśmy wspólny język, opowiadać mi zaczoł o wędkowaniu, o kijach ,o rybach, o zanętach, o wszystkim co chciałem jeszcze wiedzieć, mogłem go słuchac godzinami a on tak opowiadał, potrafiliśmy przegadac całą noc na każdym wyjeżdzie, zaczeliśmy jezdzić sami, dwaj bracia na rybach, razem po drzewo, razem rozkładaliśmy namiot, a ja już nie robiłem za ucho Mamusi, to moj brat wciągnoł mnie w piekno wędkowania, dzis mieszkamy bardzo daleko od siebie tęsknie za jego opowiadaniami, nawet za szturchańcem w żebra. Kiedy jade na ryby zabieram moich synów i obserwuje ich z łezką w oku, patrząc jak starszy syn pomaga młodszemu rozplątać żyłkę, opowiadając mu przytym takie rzeczy o rybach że włos jeży się na plecach, a młody robi takie oczy że widzę siebie łykającego każde słowo kiedy słychałem mojego brajdacha.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A, i serdecznie witam przedstawicielkę płci pięknej wśród pozytywnie zakręconej braci

również witam..;)

ale lepiej póżno niż wcale )

dokładnie :)

Wpuścil go do wody , przysiiiiegam wpuścił, odpływał po wierzchu, świeciłem za nim latarką, taki wielki.

mało kto tak robi teraz.. ;]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było gorące lato , roku nie pamietam, pojechalismy oczywiście nad wisłę, ja już miałem swoje kije tata mi kupił czteroczęściowa germina i kołowrotek marki niepamiętam, było pochmurno, nad wisłą nikogo gdy nastała ciemność gdzieś daleko na brzegu widać było ognisko i słychać było śpiewy, atmosfera na typowe ryby, było super .W nocy na moim kiju zadzwonił dzwoneczek delikatnie, bardzo delikatnie pobiegłem z latarką kij stał jak drzewo , nieruchomo, przypatrywałem mu się przez dłuższą chwilę w snopie światła z latarki, i nic cisza postanowiłem wrócić do chłopaków, kiedy już wracałem mój dzwoneczek zadzwonił, bardzo leciutko, tak lekko że przez moment pomyślałem że to na drugiej stronie rzeki, wróciłem do wędki ale tym razem mój kijek stał prosty, żyłka zwisała lużno leciutko ruszając sie na wietrze, niewytrzymałem złapałem kija zwinołem nadmiar żyłki i zaciołem, nic nie poczułem żednego oporu, żadnego szarpnięcia ,nic, gdy zrezygnowany opuściłem kija i zwijałem żyłkę coś kijem szarpneło, szarpneło w inną stronę niż zarzuciłem i szok, zagrał hamulec, ręce trzęsły się a ja nawet niepotrafiłem zawołać kolegów, moj kochana ryba robiła co chciała, była napewno duża, tańczyła wokół główki jak tylko chciała, moje zmagania zauważyli koledzy, przybiegli pomóc, nawet była propozycja abym oddał kija komu innemu, ale mój brat nie pozwolił, niewiem ile trfała walka, kto podebrał moją rybę, kto wyjął haczyk, ręce mi drgały, z wrazenia odebrało mi mowę, na brzegu leżał MÓJ potwór, moja ryba.

Wzioł na rosówkę, był mój, leżał na kamiennej główce na brzegu rzeki, której niezabardzo lubiłem, gratulacje trfały krótko, a szkoda, byłem strasznie zadowolony z siebie i mojej ryby.

Tata pewnie upadnie z zachwytu, kiedy już emocje opadły brat mój podszedł do mnie i cichym tonem powiedział: wiesz młody co teraz?

Przez głowe mi nie przyszło co ma na myśli, ale uświadomiłem sobie, lipa z gratulacji Ojca , lipa z podziwiania ryby przez Mamę. Zdążyłem tylko go zważyc i zmieżyć z kolegą , miał 125cm, 17,5 kg, to był SUM.

Nie pytałem chłopaków czy mogę go zabrać, znałem odpowiedż, przy pomocy koledzy włożyłem go do wody, wrócił do swojego środowiska, i stała sie rzecz niesłychana , stałem sie dumny że potrafiłem puścić mojego potfora, od tamtej pory ryby jakie mam w lodówce to tylko kupne ze sklepy , na targu, synowie moi tez wypuszczają swoje ryby, w ich oczach widze dume, lecz obawiam sie że gdy złapią taaaką rybę czy sprostaja oczekiwaniom swojego ojca?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co prawda ten post już kiedyś był...... ale to było dawno i trudno go znaleźć więc...

Ile dokładnie miałem wtedy lat, nie pamiętam, może z 7 - 8, ale pamiętam jak do mojego kolegi przyjechał kuzyn z Reska (takie miasteczko nad Regą) i pojechaliśmy na kąpielisko nad jeziorem Głębokie(jeziorko oddalone o 20 minut tramwajem od centrum Szczecina) od mojego domu nad to jezioro jest ok 5 km. tam podczas różnych zabaw znależliśmy piankę którą były wypchane dzioby kajaków, ów kuzyn - Sławek powiedział wtedy że z tego można zrobić swietne spławiki.

co to są spławiki i do czego służą dowiedziałem się w drodze powrotnej do domu, wtedy też powstał plan na pierwszą "wyprawę wędkarską". Na początek szybki wypad do parku po trzy odpowiednie kije leszczynowe, potem mój przyjaciel z piaskownicy - Rafał wykąbinował kłębek dratwy, ja pobiegłem po szpilki z których miały być haczyki, a Sławek w tym czasie robił spławiki. Jakież zdziwienie było moich kolegów jak zamiast szpilek przyniosłem trzy prawdziwe wędkarskie haczyki (raczej haki takie na węgorza) które znalazłem u babci w kredensie. Wędki mieliśmy gotowe............no prawie brakuje jeszcze ciężarków do wywarzenia spławików - potrzeba matką wynalazku - kapsle od wódki i innych napojów były "znakomite". Wędki są a przynęta??? no to jeszcze tylko wypad po robaki i heja nad wodę. celem naszej wyprawy były okonki chowające się pod łódkami, które nieraz obserwowaliśmy na naszym jeziorku. jakie były efekty? nietrudno sobie wyobrazić, ale muszę dodać że Sławek jednego okonia złapał, jak to zrobił nie wiem. Ja bawiłem się wtedy wyśmienicie i chociaż od tamtej pory minęło już ok 20 lat i sposoby łowienia trochę się zmieniły nadal tak samo świetnie się bawię. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Było to 10 lat temu miałem wtedy chyba 12 lat ojciec wziął na Dunajec do Sromowiec pierwszy raz .Do tej pory nigdy niepozwalał mi łowić samemu, zaprowadził mnie na ogromny kamień , powiedział ,ze połowie sobie klenie, jakie było jego zdziwienie gdy w pieszym rzucie zaciąłem lipienia na 31cm.Jako przynętę miałem dość dużą sucha muchę , ale nieprzeszkadzało mi to w dobrej zabawie ( łapałem głownie uklejki , które potem puszczałem ) po godzinie zmęczyłem się i położyłem się spać , wędkę umieściłem tak ,żeby nie wpadła do wody , muszka została w wodzie. Nie wiem ile czasu ale w pewnej chwili poczułem ogromny opór. Był to kleń ale jaki! Ledwo co utrzymałem wędkę w rączkach wrzeszczałem jak głupi. Miał 56 cm. Nie pamiętam jak go wyciągiem ale chyba pomógł mi w tym ale chyba kolega ojca Tadeusz. Kilka dni później pojechaliśmy do Łopusznej tam pozwolił mi ojciec stać w wodzie po kolana i tak sobie łowiłem. Ojciec był jakieś 50 metrów dalej W pewnej chwili znów poczułem ogromny opór , wędka wygięła się do opru choć była dość twarda. Ojciec leciał jak oszalały ale niedążył moje szybkie skręcanie i siła ryby doprowadziła do urwania się przyponu 0,28. prawdopodobnie był to kleń albo pstrąg a może głowacica.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytając powyższe, dochodzę do jednego wniosku. Prawie wszyscy rozpoczynali swoją przygodę wędkarską w wyniku przekazywania wiedzy przez "starszych", tj. dziadka, ojca itp. Takie przekazywanie pokoleniowe pałeczki, w sztafecie zwanej życiem, należy do najmilej wspominanych i przynoszących satysfakcję, nie tylko "nauczycielowi" ale i uczniowi. Oby zawsze tak było i tylko wartości pozytywne były przekazywane, (mam na myśli etykę wędkarską, a nie "

mięsiarstwo).

RomanS

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.