Skocz do zawartości
tokarex pontony

solver

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    146
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Kontakt

  • AIM
    3260023

Informacje o profilu

  • Lokalizacja
    Poznań

solver's Achievements

0

Reputacja

  1. Dwa lata temu sam bym je pochwalil pod niebiosa. W zeszłym roku było już wyraźnie gorzej, w tym roku - zasłyszane, bo sam nie byłem - już jest prawie źle. Mówię o sandaczu. Niestety, zapowiada się, że dzierżawca zrobi z niego drugie łódzko - dymaczewskie, jeżeli wiesz, co mam na myśli. Jedna rada: jeżeli jedziesz na sandacza, a nigdy tam nie byłeś, jedź z kimś, kto zna to jezioro. Tak " z ulicy" to można tylko doła złapać
  2. solver

    Rady dla poczatkujacych.

    dokładnie. Tak mniej więcej. Ale raczej mniej niż więcej:) Mucha mokra nie jest z reguły konstrukcujnie dociążana, jeżeli to masz na myśli. Jest zbudowana na cięższym (nieco) haku z materiałów dobrze nasiąkliwych. Ołowiem dociąża się czasem streamery ( choć tych klasycznych streamerów się nie dociąża) i przede wszystkim nimfy. Na marginesie tylko dodam, że niektórzy uważają dociążanie much ołowiem ( na wodach fly only) za obejście regulaminu. Ale ogólnie: jeżeli sucha "nie chwyta", to do przyponu wiążemy nimfę, albo zmieniamy sznur ( lub dowiązujemy tonącą końcówkę) i bierzemy się za mokrą lub streamera. Jak mamy, to stosujemy. Nie wymieniamy kołowrotka, tylko szpule. Babrania z tym trochę jest, ale prawie zawsze tonący sznur będzie lepszy niż tonąca końcówka. Jak nie mamy drugiego sznura, to dowiązujemy tonącą końcówkę. DT 5 lub WF 6 A to zależy:) Ja osobiście do suchej stosuje przypon długości mniej więcej wędziska. Tzn. stosuje kupny przypon koniczny z reguły długości 6 stóp, do którego dowiązuje jeszcze ok. 60-70 cm żyłki ( 0,18, 0,16 ). A co do mokrej i streamera, to zależy, jak szybko chcesz zatopić muchę. Im krótszy przypon, tym szybciej mucha zatonie. Ogólnie długość od 0,5 m w wzyż.
  3. solver

    Rady dla poczatkujacych.

    stu6-60, generalnie sznur pływający to sucha i nimfa. Do streamera i mokrej stosuje się przede wszystkim sznury tonące. Możesz sobie poradzić na niezbyt głębokich rzekach na mokrą i streamera dodając do sznura pływającego tonącą końcówkę. Sznury pływające są generalnie jasne, sznury tonące ciemne. Prawie każdy producent i model linki ma inny kolor. Generalnie chodzi o to, że jasna linka (pływająca) ma być mało widoczna na tle niebe. Jasny kolor ma też ułatwiać jej obserwacje, co ma istotne znaczenie szczególnie przy nimfie. Linki tonące są ciemne, bo w założeniu mają być mało widoczne na tle dna. Kolor sznura (czy jest biały, niebieski czy jeszcze inny nie ma znaczenia. Najlepszy dowód na to, że producenci robią jeden model linki z reguły w jednym kolorze. To nie spinning, gdzie plecionka jest dowiązana do przynęty. Tu między muchą a sznurem (w przypadku np. suchej) masz przynajmniej 2-3 metry żyłki przyponu. Sznur pływający ma być w takim kolorze, żebyś go dobrze widział. Jeżeli chcesz łowić na suchą i mokrą i nie chcesz kupować 2 sznurów, kup pływający i 2 tonące końcówki w różnych klasach tonięcia. Co do smarowania przyponu, to nie wiem, co na ten temat mówi literatura, ale mnie się to zdarza, szczególnie ostatni odcinek przed muszką. Przypon, jak złapie trochę brudu, a muszka nie należy do szczególnie dobrze pływających, potrafi muchę przytopić. Smaruję tym samym smarem co suche muchy. Co do obserwacji brań to przy suchej obserwujesz samą muchę, co niejednokrotnie wymaga niezłego wzroku, szczególnie przy muchach bezskrzydełkowych i ciemnych.
  4. nie wiem, czy odpowiedź po roku Cię zadowoli, ale rzadko tu zaglądam:) Ostatnio głównie Wełna i Warta, kiedyś prawie mieszkałem na Bytyniu:)
  5. Wybaczcie odświeżanie starego wątku. lolik, nie wiem, czy jeszcze tu zaglądasz, ale fotochromy z polaryzacją istnieją. Tak w każdym razie twierdzi producent: http://www.eyewear.com/products/action-optics-glide-15568.html
  6. W tym crocodylu jest błąd w opisie aukcji. W tytule i na zdjęciu jest żyłka 0,25, a pierwsze zdanie opisu towaru odnosi się do żyłki 0,35. Poza tym, nie bierz zbyt dosłownie tego, co producenci wypisują na opakowaniach żyłek, w bardzo wielu przypadkach to tylko chwyty marketingowe. Podają na przykład wytrzymałość liniową, a nie na węźle, która jest np. o połowę mniejsza, podają na opakowaniach mniejszą średnicę niż w rzeczywistości itp. Oprócz tego zwróć uwagę na zgrabny zabieg jaxona w tym crocodylu. Nie wytrzymałość (w przypadku 0,25) 12 kg, tylko "fish up to 12 kg". Prawie to samo, prawda ?Prawie Jeżeli zastanawiasz się nad kupnem żyłki, przejrzyj forum, dowiesz się, które warto kupić i opis na opakowaniu zgadza się z rzeczywistą wytrzymałością, a które należy omijać szerokim łukiem.
  7. A wiadomo z jakiego powodu? Tak czy inaczej szkoda
  8. solver

    Kołowrotki Shimano

    A ja już dość dawno przestałem opierać się na tym, "co koleś w sklepie mówi", chyba, że to znajomy, o którym wiem, że na 100% kitu mi nie wciska. Zbyt wiele razy się zdarzyło, że bazując na mojej ówczesnej niewiedzy wciśnięto mi to, co akurat leżało na magazynie i nie schodziło, albo trzeba było szybko zepchnąć, bo nowa dostawa w drodze.
  9. Jesteśmy, jesteśmy Tym razem Poznań. Pozdrawiam
  10. Po długich poszukiwaniach znalazłem człowieka, który handluje kulkami w pełnej interesującej domorosłych producentów form odlewniczych rozmiarówce:) Co więcej, wysłanie kilkunastu kulek nie stanowi dla niego problemu. Ceni się co prawda dość słono, ale ideałów nie ma. Jeżeli ktoś sobie życzy namiary, niech da znać na pw.
  11. Przeczytaj ten temat od początku, a w szczególności obejrzyj zdjęcia i przeczytaj opis Shoguna na temat mocowania kotwiczki. Moim zdaniem mocowanie kotwiczki w ten sposób nie różni się od mocowania haka.
  12. Do Giełdy Kulek pisałem, że chciałbym nabyć kilkadziesiąt kulek. Nie raczyli mi nawet odpisać. Oni to chyba traktują raczej jako reklamę, a nie chęć sprzedaży jednej kulki. W każdym razie jeżeli gdzieś namierzysz kogoś, kto by chciał sprzedać kulki takie, jakich potrzebujemy, daj proszę znać. Zaraz dostaniemy po uszach za zaśmiecanie tematu:) Jakby co, to daj znać na pw.
  13. Fakt, oni handlują kulkami. Do Gewy co prawda nie pisałem, ale zwróć uwagę na ilości, jakie są w ofertach w Giełdzie Kulek. Najmniej to chyba 500 szt. i to w jednym rozmiarze. A na potrzeby wytwarzania główek potrzebnych mi jest kilkanaście w przeróżnych rozmiarach. Także problem jest raczej w ilości i kosztach. Aktualnie negocjuje zakup z jednym facetem z allegro, ale u niego też jest problem z rozmiarami. Jak pozbiera takie, które mnie interesują, to ma się odezwać. Jak mi ta transakcja przejdzie, to na pw mogę podać do niego namiary. Na razie od trzech tygodni się nie odzywa, a do Dnia Dziecka coraz bliżej:), stąd poxilina.
  14. Alternatywna forma do główek To może ja wtrącę swoje trzy grosze o moich bojach z kogutami, czy też raczej w główkami do kogutów. Może przyda się komuś mniej sprawnemu w pracach ręcznych ( jak na przykład ja:), względnie komuś, kto ma marne dojście do materiałów. Przygotowania do produkcji kogutów rozpocząłem w styczniu, a więc trzy miesiące temu. Po długich poszukiwaniach w końcu na którymś z koleii skupie złomu znalazłem odpowiedniej grubości płaskowniki aluminiowe, uzupełniłem stan warsztatu , nabyłem ołów ( z tym był najmniejszy problem), zamówiłem u p. Gawlika niezbędne materiały typu pióra itp., nabyłem drut stalowy ( też nie bez kłopotów) Więc w czym problem? Rozbiłem się o kulki łożyskowe. Ani na złomie, ani w internecie, ani w specjalistycznych sklepach nie znalazłem takich kulek, jakie chciałem. tzn. w odpowiednim rozrzucie średnic. W akcie desperacji zacząłem jeździć po zakładach ślusarskich celem zamówienia formy. Podobno mamy w kraju bezrobocie. Byłem w ok. 12 zakładach ślusarskich. I co się okazało? W ok. połowie dowiedziałem się, że nie mają odpowiedniego sprzętu do obróbki aluminium i żeliwa, a w tych, które sprzęt miały, mówili, że w takie małe bzdury bawić się nie będą. Więc zacząłem zastanawiać się, z czego można zrobić formę, co nie będzie wymagało kulek stalowych. Za radą jednego z konkurencyjnych portali wędkarskich zacząłem od gipsu. Główki wychodziły niedokładne i forma starczała na max 3-4 główki. Potem traciła dokładność i kruszyła się. Silikon żaroodporny też nie zdał egzaminu. Forma nie związała pomimo, że stała tydzień. Tekstolitu polecanego na innym forum nie udało mi się zdobyć. Podobnie jak szczotek grafitowych. W końcu na jakimś forum modelarskim przeczytałem o poxilinie. I tu trafiłem w dziesiątkę. Forma nie kurczy się, dobrze znosi wlewy ołowiu, odlałem z każdej po kilkanaście główek i nie widać śladu zmęczenia. Może nie jest to najtańszy materiał na formę, ale jak ktoś jest zdesperowany jak ja, to może się skusi. A więc przedstawiam przepis, jak zrobić formę z poxiliny, choć za duża filozofia to nie jest. Potrzebujemy: -poxilinę – 2 małe opakowania mnie starczyły na zrobienie trzech dwuczęściowych form. -zwykłe główki jigowe o gramaturze takiej, jakiej chcemy otrzymać główki do kogutów -coś na obudowę naszej formy. Nadają się do tego klocki dziecięce lub, jak w moim przypadku, pudełka po filmach fotograficznych. -piłka włosowa lub ząbkowany nóż. -nóż -kleszcze do cięcia drutu względnie obcęgi -coś tłustego. Może być krem, byle tłusty a nie nawilżający. W moim przypadku był to wosk do włosów p.o. małżonki:) -dwa małe gwoździe lub duże spinacze do papieru na zamki -pilnik. Też może być naszej towarzyszki życia:) No to robimy. Od główki odcinamy haczyk tak blisko główki, jak to możliwe. Uszko na razie zostawiamy. Od pudełka po filmie odcinamy dno zostawiając ok. 2,5 cm kołnierza. To pierwsza część formy Podobnie postępujemy z górą – kołnierz poniżej wieczka. To wraz z wieczkiem druga część formy. Wyrównujemy pilnikiem brzegi. Natłuszczamy główkę jigową. Smarowidła nie żałujemy, ale bez przesady. Formę też natłuszczamy. Zagniatamy odpowiednią porcję poxiliny i wypełniamy nią pierwszą część formy. W tym momencie musimy zacząć się spieszyć. Poxilina wiąże w kilka minut. Centralnie, trzymając główkę za uszko, wciskamy ją w poxilinę do połowy. Nożem dociskamy poxilinę do główki i wyrównujemy powierzchnię poxiliny. Wciskamy uprzednio pozbawione główek gwoździe po przekątnej. Idziemy na ćmika, a jak ktoś nie pali, to w dowolne miejsce na dwadzieścia minut:) . Po powrocie wyciągamy główkę z formy, obcinamy uszko, ponownie ją natłuszczamy i wtykamy w poprzednie miejsce. Natłuszczamy drugą część formy, powierzchnię poxiliny w pierwszej formie oraz zamkowe gwoździe. Ponownie smarowidła nie żałujemy, ale ponownie bez przesady. Ponownie zagniatamy odpowiednią porcję poxiliny, umieszczamy ją w drugiej formie po brzegi i równo wciskamy ją na pierwszą formę. Dociskamy dość solidnie. Nadmiar poxiliny, który wypłynie z boków zbieramy dokładnie nożem. Zostawiamy formę na pół godziny, opukujemy ją nożem i rozdzielamy. Jeżeli wszystko zostało dobrze natłuszczone, nie powinno być kłopotów z rozdzieleniem. Zostawiamy połówki formy na godzinę. Wyciągamy formę z plastikowych pudełek. Następnie wycinamy ząbkowanym nożem miejsce na uszko i drut dolny. Nawiercamy wlew. I WRESZCIE MAMY FORMĘ! Przed pierwszym wlewem forma rozłożona powinna schnąć przynajmniej 24 godziny. Tak otrzymana forma z pewnością nie jest tak dokładna, jak Shogunowa aluminiowa, jednakże jej dokładność jest, moim skromnym zdaniem, zadowalająca. Tzn. Główka z niej odlana przypomina główkę, a nie jakiegoś potworka jak moje główki z form gipsowych. Na razie formy poxilinowe w zupełności mi wystarczają. Oczywiście docelowe są te z aluminium, ale na razie wciąż intensywnie szukam kulek. Jak znajdę, to zabieram się za ich zrobienie. Jeżeli nie znajdę, to pozostaje mi jeszcze eksperyment z Gumosilem T, ale mam pewne obawy co do jego wytrzymałości temperaturowej. Ponoć wytrzymuje ponad 300 stopni celsjusza, więc może wlew ołowiu wytrzyma. Teraz parę słów na temat samego odlewania. Z początku miałem kłopoty z niedolewami. Zacząłem kombinować z kanałami odpowietrzającymi, ale nie pomogło. Problem niedolewów całkowicie likwiduje obecność w ołowiu 1-2 procent cyny. Do nabycia w sklepach z art. do lutowania. Tylko bez kalafonii! Jak już pisali moi szanowni poprzednicy, nie jest to najbezpieczniejsza zabawa. Metal, który wlewamy do formy, ma ok. 400 stopni celsjusza. Forma musi być ABSOLUTNIE SUCHA. W tym celu suszymy ją przed wlewami nad palnikiem. Jeżeli mamy formę z gipsu, to musi ona schnąć co najmniej tydzień, a i tak dobrze ją na koniec podsuszyć w piekarniku. Dlaczego? Ano dlatego, że forma, w której jest choć kropla wody, potrafi eksplodować bryzgając naokoło roztopionym ołowiem. Tak, eksplodować. Jest parę opisów w necie eksplozji form z ołowiem, cyną czy brązem. Tak więc, drogie koleżanki i koledzy, przed topieniem ołowiu ubierzcie się w coś, co ma długie nogawki i długie rękawy i zadbajcie o ochronę oczu. Oparzeliny wywołane roztopionym ołowiem potężnie bolą i długo się goją. Kończąc ten przydługi post, jeszcze parę słów na temat ołowicy. Zdania są podzielone, jedni twierdzą, że żeby jej dostać trzeba codziennego odlewania po parę godzin przez lata. Inni twierdzą, że dużo krócej. Ja na prośbę p.o. małżonki załatwiłem temat w ten sposób, że na allegro kupiłem sobie maskę p-gaz za 25 zł. Oprócz zabezpieczenia przed ołowicą (taką mam nadzieję uzyskałem doskonałą ochronę twarzy i oczu. Jeżeli zrobiliście formę, samo odlewanie i kręcenie potem kogutów to już czysta przyjemność. Życzę miłego odlewania i kręcenia:)
  15. solver

    Robinson Marshall

    Dziękuję Tomek. Coś skopałem:)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.