witam, łowię od niedawna i próbuję wszystkich metod. Ostatnio spróbowałem gruntu i tak to wyszło: zestaw składał się z ciężarka 10g, krętlika nr 6 (taki większy) i haczyka do tego wędka 2,4m (na razie na niej próbuję wszystkiego), żyłka sneck 0,22, sygnalizator typu ping pong najmniejszy . Za pierwszym razem spróbowałem wątróbkę na suma w Wiśłe . Rzuciłem czekam chwilę i ping pong poszedł trochę do góry a potem całkiem. Próbuję zacinać, usłyszałem hamulec i tyle... wyciągam a na końcu odważnik z krętlikiem, haczyka z żyłką brak. W zasadzie nie poczułem nic silniejszego! Jak to się mogło zdarzyć że się urwało? Czasem wyciągam zaczepy to wędka nieźle się nagina i nic się nie urywa a co tutaj mogło się stać?
Nic. próbuję następnej nocy tym razem stwierdziłem że dokładnie zrobię węzły. To samo: ciężarek, krętlik haczyk tym razem 4 kamatsu. Przynęta: dwa robaki, kaster i kukurydza. Rzucam nie za daleko, czekam, ping pong do góry. Próbuję zacinać, i wyciągam w efekcie samą żyłkę na końcu skręconą. Ryba chlupnęła ogonem i tyle ją widziałem. W zasadzie nie poczułem żadnej siły na wędce która usprawiedliwiła by zerwanie się węzła.
Co robię źle? Jaki węzeł jest polecany? Czy krętlik 6 nie był za duży? Na razie mój węzeł wygląda tak że owijam ok. 8-9 razy żyłkę i przeciągam przez pętlę czyli chyba standard?
Jeszcze pytanie o tego ping ponga - czy on się ma sam wypiąć? Czy mam ściągać żyłkę gdy nadal na niej się znajduje? Niestety przy tego typu wędce chyba nie mam innej opcji sygnalizacji?