Skocz do zawartości
Dragon

KONKURS KONKURS KONKURS edycja 2007


P

Rekomendowane odpowiedzi

Napisano

Witam

Nawiązując do zeszłorocznego konkursu w tym roku zakładam kolejny temat. :cool:

Teraz po tym błyskawicznym wstępie regulamin:

1. W konkursie może wziąć udział każdy młody forumowicz, górną granicą wieku są 23 lata.

2. Konkurs polega na opisaniu przygody życia związanej z wędkarstwem (najczęściej będą to pewnie jakieś rekordowe połowy ale niekoniecznie )

3. Praca konkursowa ma być napisana po polsku nie "po polskiemu" (czyli bez błędów) z polskimi znakami tak aby przyjemnie się to czytało.

4. Mile widziane dołączone do tekstu fotki obrazujące opisywaną przygodę.

5. Każdy wędkarz-forumowicz może zamieścić więcej niż jedną pracę przy czym od razu zastrzegam, że "lepiej postawić na jakość a nie na ilość prac".

6. Termin zamieszczania zgłoszeń upływa 1 grudnia 2007 o godzinie 12:00

7. Po 3 grudnia zostanie umieszczona ankieta z pracami tak, aby ocenić je mogła forumowa brać i wybrać najlepszą.

8. Po ankiecie 10 dniowej zostaną rozesłane nagrody dla najlepszych.

9. W konkursie może wziąć udział tylko osoba posiadająca konto na forum haczyk.pl przed dniem 14.10.2007

Co do terminów są one wiążące i mam nadzieje że w tym roku uniknę opóźnień :oops: zawsze jakiś priv od młodych dyscyplinujący mnie wskazany :wink:

Punkt nr 9 jest uzupełnieniem zeszłorocznego regulaminu o spostrzeżenie wynikające z "życia"

Teraz o nagrodach

Póki co nagrodą są 2 woblerki firmy siek-m.

Postaram się w najbliższym czasie zrobić fotkę i wrzucić na forum.

Jeśli ktoś chciałby coś dołączyć do nagród tego konkursu proszony jest o kontakt z Tomikiem lub ze mną na priv

Jeśli ktoś chce komentować prace lub regulamin to proszę o założenie osobnego tematu tak aby tego nie zaśmiecać

Poniżej proszę zamieszczać prace lub jeśli ktoś chce dołożyć jakaś nagrodę wówczas informacje o niej

Pozdr

przynęty na klenia   Dragon
Napisano

Jesli uznasz ze plecionka "Quatron PT Braid 0.08,4kg.,100m jestnagroda w miare atrakcyjna to chetnie ja dolacze do opisanych "wobkow".Jesli ok-daj znac.Pozdro-Radek.

Napisano

Radku kazda nagroda jest mile widziana i mysle ze ucieszy tego (tych) ktory wygra :cool:

Jesli ktos jeszcze ma zamiar cos przeznaczyc na nagrody to albo niech wysle Tomikowi lub mnie priv albo wpisze sie bezposrednio do tematu

W imieniu konkursowiczow dziekuje Radkowi i kazdemu kolejnemu ofiarodawcy

Pozdr

Napisano
P, ja w sumie mógł bym dać żyłke, ale nie wiem jaka to jest :( to jest chyba o.24 żółta :)

Ja prosze o konkretne wypowiedzi

Jesli ktos chce przeznaczyc konkretna rzecz to prosze o dokladny opis aby "mlodzi" wiedzieli co i jak

Jesli ktos ma jakies watpliwosci to prosze priv aby nie zasmiecac tematu

Prosze uwzglednic ze w gre wchodzi jeszcze wysylka do zwyciezcy (tudziez do mnie a ja pozniej przesle do zwyciezcy choc prostsze i szybsze jest bezposrednio do zwyciezcy)

A poki co nadal czekamy na jakies opowiadanka

Kto "otworzy" konkurs

  • 3 weeks later...
Napisano

Witam

Panie i panowie mlodzi forumowicze

Licze w dalszym ciagu na wasza tworczosc a poki co nic nie ma :neutral:

Mam nadzieje ze w koncu zaczna sie i to w sporej ilosci pojawiac opowiadania

Piszcie o wszystkim co zwiazane z wedkarstwem

Nad woda przezywacie rozne przygody nie tylko hole rekordowych ryb ale .....

No wlasnie sam nawet nie wiem co moglo was spotkac ale pewnie nie tylko ja chetnie poczytam

Ten post ma was zachecic a i podbic temat na pierwsze miejsce w kategorii bo moze go nie zauwazacie :roll:

PS w odpowiedzi na pytania woblera i Magnuma ktore gdzies tu sie pojawily ale slusznie zostaly skasowane (nie ten temat - mozna bylo zalozyc komentarze do konkursu :wink: ) w regulaminie nie ma nic na temat mozliwosci ponownego startowania wiec oczywiscie autorzy prac z przed roku tez moga cos "naskrobac" no chyba ze w ciagu roku ktos postarzal sie na tyle ze nie miesi sie w gornej granicy wieku :lol:

Poza tym od siebie dodam jeszcze ze mlodzi narzekaja ze nic nie ma, nic sie nie robi a poki co jesli maja naskrobac kilka slow opowiadania poprawnie w naszym ojczystym jezyku to okazuje sie ze cos ciezko i z oporem im to idzie

Wiec wiecej energii i entuzjazmu mlodzi forumowicze

Zachecam do pisania

Pozdr

Napisano
Wiec wiecej energii i entuzjazmu mlodzi forumowicze

Bo jak nie to starsi koledzy poszukają starych legitymacji szkolnych, poprawią daty w paincie i narobią wam wstydu :mrgreen::lol::lol::lol:

Gość wobler129
Napisano

Ja na razie czekam :mrgreen: Bo może niedługo będzie wyprawa - warta opisu :cool: Jak na razie mam jedną na oku... ale czekam cały czas czekam :grin:

Napisano

No to ja dodam dla zwycięzcy 5 wobków z mojej produkcji.

Jeden pękaty 4cm, dwa podłużne 5 i 6cm, 5cm w wersji SDR (czy jak to się tam oznacza) i jeden slider.

Zrobię foto nagrody to wstawię.

Napisano

W uzupelnieniu zapytan

Limitu slow nie ma

Prosze nie pisac w temacie kto bedzie i kiedy publikowal opowiadania

Po prostu to zrobcie bo poki co sporo postow tutaj ale konkretnie konkursu dotyczy tylko polowa z czego nie ma zadnego opowiadania :roll:

Konktenbit w imieniu swoim i przyszlych uczestnikow dziekuje za nagrode

Pozdr

Napisano

W związku z tym, że jestem chory i znalazłem czas na napisanie opowiadanie opublikuje je. Ale zastrzegam sobie wszelkie prawa :mrgreen: Kopiowanie całości lub części tekstu bez mojej zgody jest zabronione :lol::cool:

Zaczynając moje opowiadanie zaznaczam, że zapewne będzie inne od innych. Nie będzie tutaj mowy o jakiś "okazach-potworach", ani kilku dniowych zasiadkach. Tylko o początku pasji, która połączyła sporą ilość ludzi na "tym haczyku"

Tak jak większość z Was bardzo dobrze pamiętam swój pierwszy wyjazd na ryby. Było to dobre 10 lat temu. Kiedy miałe 5-6 lat wujek zabrał mnie na ryby. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będzie to w przyszłości moja pasja, ba mogę rzec, że sposób na życie. Teraz nie wyobrażam sobie ciepłego weekendu bez wyjazdu nad wodę. Ale zaczynając od początku.

Po raz kolejny nie skakałem z radości, gdy zaczynały się tego roczne wakacje. Wiedziałem, że zapewne znowu nigdzie nie pojadę ze względu na wykonywaną przez rodziców pracę. Gdy jedno z nich było w domu to drugiego nie było i tak na okrągło, więc wyjazd odpadał. Ale pewnego ciepłego dnia tata zapytał mnie, czy pojadę z nim i jego kolegą na ryby. Powiem szczerze, że podszedłem do tego pomysłu dosyć sceptycznie, ale miałem siedzieć w domu? Poza tym pogoda zapowiadała się naprawdę obiecująco. Więc tak jak możecie się domyśleć pojechałem. I nie żałuję ani trochę.

Gdy dojechaliśmy nad łowisko było przedpołudnie, z nieba lał się żar, a z nas pot. Więc wybraliśmy zacienione miejsce i zaczęliśmy rozkładać obydwie wędki. Następną "operacją" było przymocowanie haczyka. Gdybyście widzieli moją wielce zdziwioną minę, jak zobaczyłem jak kolega ojca sprawnie przywiązuje krętlik z agrafką do żyłki, a następnie do "tego czegoś" (bo wtedy nie wiedziałem jak się to nazywa) mocuje "coś z haczykiem" (mowa oczywiście o przyponie - tego tez dowiedziałem się później). Najpierw oglądam Tatę z kolegą, chodzę między nimi, krzątam się, zadaję masę pytań i w tym momencie dostrzegam, że wędka zaczyna mi się podobać i wiem, że jest to coś na dłużej, a nie tylko jedno razowa przygoda, o której zapomnę jak tylko przyjadę do domu.

To męczenie się, żeby przechytrzyć rybę żyjącą w swoim naturalnym środowisku przez kogoś kto może się tylko domyślać co kryje w sobie woda, rzut przynętą, wielogodzinne wpatrywanie się w spławik i nareszcie spławik chowie się pod wodę, trzeba zaciąć! Ale JAK!?! W końcu po krótkiej ocenie sytuacji, "bitwie myśli" zacinasz, JEST! Na drugim końcu wędki jest RYBA! Teraz walka: Ryba walczy o życie, a Ty żeby doholować ją do brzegu. W końcu udaje się ją podebrać z wody. Bierzesz Ją do ręki i następny problem, kolejny natłok myśli w głowie, jak odczepić rybę z haczyka, żeby zadać jej jak najmniejszy ból. Decyduję się na szybki, zdecydowany, ale niezbyt obszerny ruch szczypcami, chwila niepewności ... i haczyk ląduje na trawie, ryba żyje, nadal nie daje za wygraną i wykonuje nerwowe ruchy, chwytam ją obydwoma rękami i pochylam nad taflą wody. Jeszcze jeden rzut oka na swoją pierwszą w życiu samodzielnie złowioną rybę, chwila wzruszenia i ... wracaj mała do siebie. Ryba na pewno nie wie co się dzieje i jest oszołomiona takim obrotem sprawy, ale czując na swoim ciele odrobinę wody zdecydowanie ożyła. Potem chwila która mnie ucieszyła najbardziej: ryba wraca tam z kąd wróciła, odpływa kawałek znaczy koło zatrzymuje się na moment by po chwili zniknąć w toni rozgrzanej sierpniowym słońcem wody.

Oczywiście po pierwszej wyprawie nie mogło się obejść bez wielodniowych rozmyślań na temat wędkarstwa, przynęt i oczywiście uczucia walczącej ryby "wiszącej" na haczyku. I właśnie od tej pory zacząłem patrzeć na wędkarstwo przez inny pryzmat. Zaczęło się naprawdę skromnie i nieoczekiwanie, a teraz jest to coś więcej niż hobby. Dopiero teraz wiem, że człowiek który nie miał na haku dużej ryby nie może powiedzieć, że przeżył wszystko, ponieważ jest to uczucie niemożliwe do opisania. Pamiętam jak w ostatni weekend sierpnia pojechaliśmy kupić sobie wędki. Tyle rodzajów wędek, wachlarz cenowy niewyobrażalny, w końcu po wybraniu dwóch wędek przyszedł czas na kołowrotki. Następny problem: z przednim hamulcem, czy tylnym? Lepsze wyważenie kija, czy precyzyjniejszy hamulec? Droższe, czy tańsze? Wszystkie firmy wydają mi się egzotyczne. Co to jest Daiwa? A Jaxon? Kormoran ... To raczej ptak a nie ryba przychodziło mi na myśl. A Shimano kojarzyła mi się tylko z częściami do rowerów.

Dzisiaj po zerwanych nocach, bo "musiałem doczytać ten temat na haczyk.pl do końca", po przeczytaniu ton gazet wędkarskich mogę powiedzieć, że wędkarstwo dopiero odkrywa przede mną swoje wrota, technik połowu, przynęt, rodzajów wędzisk, kołowrotków, oraz innych mniejszych rzeczy które mają tak duże znaczenie przy łowieniu ryb.

Napisano

No to jak już nie będę sam to mogę wkleić i swoją historię. Wstrzymywałem się od dłuższego czasu z jej zamieszczeniem, gdyż nie chciałem być sam.

Malutkie wyjaśnienie. Podobnie jak przedmówca nie będę wklejał żadnych historii z rekordowych połowów. Równie dobrze mógłbym wkleić ostatni opis wyprawy, bo było co oglądać, ale nie tym się kieruję.

Przedstawię Wam historię która wydarzyła się na prawdę. Jej głównym zadaniem jest mam nadzieję dotarcie do tej częsci rozumu odpowiadającej za nasze zachowanie nad wodą.

"Zakończenie sezonu"

W życiu każdego z nas trafia się przygoda, historia życia, która na zawsze pozostanie w naszej pamięci.

Koniec roku to czas podsumowań całego sezonu. Zastanawiamy się czy był on dla nas łaskawy czy też często schodziliśmy sponiewierani przez matkę naturę o kiju. I mnie dopadła taka refleksja. Opisywana historia dotyczy sezonu 2006. Ogólnie to był udany rok, ale pozostawał pewien niedosyt. Brakowało mi jakiegoś kapitalnego zakończenia tego roku. Marzyłem o na prawdę porządnej rybie. Od jakiegoś czasu miałem problem ze złowieniem czegokolwiek. Dzień 31.12.2006r. także nie różnił się niczym od poprzednich dni. Te same czynności co każdego dnia. Pobudka o 6.30. Szybka ceremonia zakładania na siebie sterty ubrań i wychodzę na dwór. Kątem oka spoglądam w stronę spokojnej tafli jeziora. Jest jeszcze ciemno. Cały potrzebny asortyment przenoszę na łódkę.

2d0dc3bd3f30bfb5.jpg

Wszystko starannie układam, żeby każdą rzecz mieć pod ręką. I w moją dłoń trafia podbierak. Nosi znamiona po podbieraniu szczupaka, póki co największego. Chwila na refleksję i w mojej podświadomości odtwarza się cały hol. Pojawia się uśmiech i ten dziwny błysk oka. Już się rozjaśnia. Gęsta mgła nad jeziorem robi niesamowite wrażenie. Wręcz czuję się jak w magicznej krainie. Już przepadłem. Zostałem tylko ja i jezioro. Nic innego już do mnie nie dociera. Czas odbić od brzegu. Na początek kieruję się na blat położony na głębokości ok 2.5m. Latem jest obficie porośnięty rdestnicami. Teraz to ciekawe miejsce do połowienia spinnem. Już dorwałem stąd parę szczupaków o dł. ok 70cm i trafiło się parę sporych pasiaków. Teraz jednak nie mam szczęścia. Ryby ewidentnie olewają moje starania. Zmieniam przynętę na moje ulubione kopytko dł 3cm na 2g główce. Okonie z jez. Krzywego zawsze lubiły perłę, więc i tym razem może się skuszą. Pierwszy rzut i branie. Krótki hol i przy łódce pojawia się pasiaczek. Na oko ma jakieś 35cm.

83387ca3ba54f370.jpg

Szybko wraca do wody. Teraz worek się rozwiążę myślę. Niestety znów zostaję pokonany. Tylko ten jeden rozbójnik się nade mną zlitował. Przenoszę się na drugą miejscówkę. Spad z 2m na 3m. Miejsce, na którym rzadko można coś złowić. Jednak są takie 2 dni w roku, kiedy to miejsce staje się prawdziwym eldorado. W tym roku trafiłem już raz w ten okres i mogłem się cieszyć ciągłymi holami okoni i żaden nie miał mniej niż 20cm, a trafiły się sztuki dużo, dużo większe. Tym razem znów spływam i stąd na tarczy. W międzyczasie zaczęło silnie wiać z północy. Próbuje płynąć na ploso. Jednak to zły pomysł.

6688b8bc06fc84bb.jpg

Zero komfortu, a męczyć się nie mam zamiaru. Zrezygnowany pływam z miejsca na miejsce bez większych efektów. Coś mi jednak mówi, że tak ten dzień się nie skończy. Czuję w głębi duszy, że coś się wydarzy. Z zamyślenia wyrywa mnie sygnał komórki. Zastanawiam się po jaką cholerę brałem ja to dziadostwo ze sobą. Odbieram, to mama, mówi, żebym zjawił sie na obiad. Spływam do brzegu i idę się posilić. I nagle tracę chęci do ponownych wojaży. Dopada mnie zmęczenie, a może lenistwo. Trudno powiedzieć. Próbuję jednak znów lecz już bez wiary w sukces. Dochodząc do brzegu moja pierwsza miejscówka jest już zajęta przez 2 wędkarzy na łódce.

0fe532e2146e7dc8.jpg

Kątem oka spostrzegam ich boje znaczy się spławiki na żywca. Myślę sobie, pewnie kolejni amatorzy łowienia przy odrobinie %. Jak się później okazało, nie myliłem się wcale. Ledwo odbijam do brzegu i widzę jak jeden z tych "wędkarzy" wstaje oddać to co do siebie wlał. Człowiek ten traci równowagę i wpada do wody. Prawie pociągnął za sobą swojego kompana. Momentalny odruch i płynę w ich kierunku. Staram się dotrzeć do nich jak najszybciej. Po dopłynięciu to co zobaczyłem przeszło moje wszelkie oczekiwania. Ci dwaj byli kompletni pijani. Jeszcze się głupio śmieją. Mam ochotę ich zostawić na pastwę losu. Sami go sobie zgotowali, to niech sobie sami radzą. Niestety tak zostałem wychowany, że nie jestem wstanie ich zostawić. W międzyczasie ten co sobie pływał zaczął opadać coraz niżej. Przyczyna jest prosta. Tyle nasiąkniętych wodą ubrań. W ostatniej chwili łapię go za kurtkę i wciągam na swoją łajbę. Odstawiam go na brzeg i płynę po kolejnego. Temu też trzeba pomóc, bo sam nie jest w stanie nic zrobić. Odwożę go na brzeg do kompana. Słów, które mi się cisnęły wówczas na usta nie mogę napisać, gdyż po prostu się do tego nie nadają. Podziękowali i odeszli. Nawet mi nie odpowiedzieli na pytanie: Co sobie myśleli? Czy w ogóle myśleli co może się stać? To zdarzenie odbiera mi wszelkie chęci do wędkowania. Kończę na dziś i płynę do domu. Tam czeka na mnie gorąca herbatka i wkrótce przyjeżdża rodzinka. Opowiadają o tych ludziach. Jak się okazało, po całym zajściu dwaj "wędkarze" pojechali do sklepu po flaszkę na rozgrzanie. I w tym momencie powróciła myśl czemu ja ich tam nie zostawiłem. Zacząłem zastanawiać się nad tym problemem i doszedłem do wniosku, że to nie jedyny taki przypadek. Kompletny brak wyobraźni stał się już przyczyną wielu tragedii. Takie zachowanie trzeba nazwać po imieniu.To jest czysta głupota. A co gdyby mnie tam nie było? A co gdybym nie zdążył? Ludzie sami pchają się do piachu. Jednak mentalności polskiego narodu sam nie zmienię, a i przy pomocy będzie trudno. Nie mniej jednak warto. Warto, bo każdy zasługuje by żyć, nawet oni.

15e748645b4fce78.jpg

I tak to skończył się sezon 2006

Pozdrawiam

  • 2 weeks later...
Napisano

Szczerze powiedziawszy nie wiedziałem jak zacząć. Rekordy? Nic rewelacyjnego jedynie własne wzloty, naturalnie dla mnie znaczące :). Jakieś szczególne przygody? Też nie bardzo. Tak więc postanowiłem napisać Wam dlaczego, jak i co :]

Wszystko zaczęło się jakieś 15 lat temu – za dzieciaka 7-8 lat miałem. Mama miała przyjaciółkę, która równocześnie była jej szefową. Mieli oni domek letniskowy nad jeziorem w miejscowości Będgoszcz. Zapewne wiele się zmieniło od mojego ostatniego pobytu tam, ale z moich zakamarków pamięci kreśli się wspaniały obraz – nie tylko dla wędkarza, lecz także dla zwykłej osoby, która chciałaby się oderwać od szarej codzienności, zgiełku i natłoku problemów idących w parze za codzienną pogonią w szalonym tempie życia.

Domki letniskowe z łazienką. Ośrodek ogrodzony od szarej cywilizacji. Nie duży parking, a od niego dwie idące drogi – lewa, która się rozszerza i przeistacza w swoistą alejkę marzeń. Przy jej początku witające nas dwie wierzby – rozmiarów pokazowych, dalej domki jak ze snu, a przy każdym ogródek z pięknie uśmiechniętymi kielichami kwiatów. Naturalnie każda działka odgrodzona, lecz nie zwykłą siatką jak to jest przyjęte za normę dziś, lecz niskim bukszpanem lub ligustrem potocznie zwanym żywopłotem – ich formy najdziwniejsze począwszy od zębów, przez fale kończąc na kulach. Życie było pełne beztroski a i człowiek cieszył się bardziej na lato – mniejsze przyjemności dawały więcej radości.

Druga droga prowadząca z parkingu prowadziła na plażę, na której znajdował się pomost, wykonany przez mieszkańców ośrodka. Więcej w nim było uczucia niż estetyki, jednak wszystko zaczęło się od tego pomostu.

Lato, piękne, ciepłe lato – ja w krótkich spodenkach, brat elegancki i kuzynka tak samo jak ja no i moi rodzice. W głowie zabawa, psikusy i uwielbienie życia mimo nie całkowitej świadomości tego pojęcia. Matka – ekonomistka zwłaszcza w tamtym okresie zapracowana, aczkolwiek starająca się utrzymać ciepło domowego ogniska. Ojciec – geodeta jeszcze bardziej zapracowany od matki, pracujący po 12 do 14 godzin na dobę miał wyjątkowo mało czasu na spędzenie czasu z swoimi synami. Brat nigdy nie miał do niego o to pretensji – był starszy o 13 lat ode mnie, no cóż ja miałem wtedy inny system wartości i inne marzenia, dlatego liczyła się każda chwila z ojcem – autorytetem. Przyjaciele rodziców zaprosili nas na tydzień. Mąż z znajomej pary był wędkarzem. Pierwszym prawdziwym wędkarzem, którego poznałem i pierwszy z poznanych, którego pamiętam. Ojciec po ciężkich dniach pracy zawsze miał mało energii, jednak starał się to nadrabiać entuzjazmem, którym do dziś z wyjątkową łatwością zaraża innych. Ten urlop dobrze mu zrobił. Za namową znajomego kupił wędkę, kołowrotek, żyłkę i parę innych akcesoriów. No i poszli na ryby, a ja? Każda chwila była dla mnie ważna z ojcem, więc oczywiście poszedłem z nimi. Jednak wyobraźcie sobie szkraba 7-mio letniego, bez wędki gdzie wokół tyle ciekawych rzeczy. Nie mogłem tak siedzieć bezczynnie, po prostu nie mogłem. Genialny pomysł! Tak – ja też chcę połowić, ale jak? Nie ma wędki? Tata coś wymyśli! - Tato, ja też chcę – powiedziałem pełen przekonania, i ku mojemu zdziwieniu ojciec wstał, znalazł kawał grubszej trzciny, ociosał, zawiązał na nim kawałek żyłki jakiś haczyk i mi wręczył. Tu pojawił się problem. Trzeba założyć robaka, ale jak? Tata wybuchł śmiechem i przyznał się, że również nie potrafi i kazał kombinować. Trzeci robak z kolei się trzymał ;] Nie jestem w stanie określić jaki czas upłynął od przyjścia na łowisko, ale miałem swoją piękną wędkę i robaka na haczyku. Ha! To teraz na pewno złowię wieloryba – i odszedłem od nich, w kierunku pomostu, gdzie się rozłożyłem. Usiadłem na deseczkach wrzuciłem – niemal dosłownie przynętę do wody i czekam. Czekam. Czekam. Czekam. Jest! Ha – mam rybkę, srebrną, większą od moich dłoni z dwa, może trzy razy. Teraz biegiem do taty. Zdjął, pochwalił, kazał pokazać mamie. Ogromna radość – zapewne każdy z nas przeżył to uczucie, jedyne i niepowtarzalne. Naturalnie na łowisko już nie wróciłem, dzieciaki, zabawy, gry.

Okazało się, że tego dnia, była to jedyna ryba (płoć) złowiona w naszej rodzinie.

Po powrocie ojciec stwierdził, że to nie jest dla niego – mimo wypoczynku, to jednak woli poleżeć na plaży i się popluskać. W ten oto sposób stałem się właścicielem 5 metrowego teleskopu.

b038b8a72f363e47m.jpg

I nastał kryzys. Wszystko potoczyło się wyjątkowo szybko – szkoła podstawowa, liceum, matura. Każde wakacje byłem wysyłany w góry, na kolonie, do rodziny, obozy – byle w góry. Wbrew pozorom bardzo prozaiczny fakt za tymi decyzjami stał – katar.

Przychodziło lato – katar, lekarz nie potrafił go wyleczyć, jedynie sugestie by zmieniać dziecku klimat, najlepiej na górski, – bo tam inaczej, czyściej. Naturalnie swoją ogromną rolę w odłożeniu mej pasji na plan dalszy miały inne czynniki – dziewczyny, szkoła, koledzy. W moim otoczeniu nie pojawił się żaden wędkarz. Może też tutaj problemem było otoczenie, które nie ukrywam nie było górnolotne, czy też szczególnie ambitne.

Kwiecień – rok 2007 – porządki, wymuszone likwidacją garaży pod nową hale widowiskowo-sportową, mimo że kilometr obok wybudowali nowy stadion borykający się z problemami finansowymi. Wysoki niebieski pakunek znaleziony w kącie garażu. Z zaciekawieniem rozwijam, a w nim niebieski pokrowiec w białe grochy. I wspomnienia wróciły. Zrobiłem kartę wędkarską, opłaciłem składki, kupiłem nową żyłkę, parę spławików, śruciny i masę innych klamotów. Pierwsza wyprawa nad jezioro Głębokie.

1ef389fb27299a1c.jpg

92beaaca60642fac.jpg

Efekt – kilka metrów żyłki zerwane, parę haczyków utopionych, lecz radość, euforia uczuć – bezcenne. Niedługo później stałem się posiadaczem teleskopu krótszego – 2,4 metra wraz z kołowrotkiem i starszego kijka bambusowego. Wszystko marki Crocodile, a bambus odziedziczony po dziadku sąsiada. No i przyszły wakacje.

Po 3-cim roku studiów chce się gdzieś wyjechać – zwłaszcza, że każde wakacje zwykle sumiennie i pracowicie spędzałem, by zarobić trochę grosza na własne potrzeby. Z drugą połówką zdecydowaliśmy się pojechać do Wisełki.

c33363a215b9b7c7.jpg

Jako nowo-odrodzony wędkarz zakupiłem dodatkowo kilka błystek – tak w razie, czego.

Wybraliśmy się na całodniowy wypad na ryby. Nie ukrywając doświadczenie moje można uznać, co najmniej za znikome. Więc się położyliśmy na pomoście i rozmawialiśmy o życiu, studiach, naszych planach. Postanowiłem spróbować spinningu. Bardzo ogólnie pojętego w moich słowach ;). Do bambusa założyłem błystkę z „oczkiem” (na paletce w dolnej części namalowane jest czarne oczko). Pierwszy rzut i opór. Krzyczę podekscytowany – Bierz aparat mam coś dużego! :D”. Oczywiście moja połówka leżała niewzruszona na deskach i dalej oddawała się kąpieli słonecznej i usłyszałem odpowiedź „Ta – jasne!”. Musiałem jej udowodnić wyciągając szczupaczka z wody ;D Wrócił oczywiście do zbiornika.

2fd982bdcfe6b185m.jpg

ae4b8d2c69cd956am.jpg

To był cały połów z naszego tygodniowego wyjazdu ;) Nie był on duży :P Ale dla mnie znaczył więcej niż możecie sobie wyobrazić, bo tylko utwierdził mnie w moich przekonaniach, że lata które wędka stała w garażu mogę uznać za lata stracone…

a3d62ef47f7f4587.jpg

zdj. Jezioro Dąbie

53e699b81478ded8.jpg

zdj. Jezioro Dąbie

Czym dziś jest dla mnie wędkarstwo? Nie byłoby przesadą, że wszystkim – przynajmniej ryby pojawiają się w niemal każdej dziedzinie mojego życia. Studiuję Biologię (IV rok) ryby często są moim obiektem zainteresowań, w domu mam 2 akwaria, Matka –aktualnie emerytka zaczyna haftować wizerunki rybek, na wyprawach (najczęściej na jezioro Głębokie i jezioro Dąbie) poznaję nowych ludzi i nawet zaczyna udawać mi się zarazić tym cudownym hobby moją drugą połówkę.

c279dfe11709530c.jpg

Próbuję sam robić przynęty – na razie z marnym skutkiem, jednak sama radość tworzenia i łowienia nimi jest ogromna :)

5e3fc04a8c247207m.jpg

3c1568adaec75e61m.jpg

Więc jeśli znacie kogoś, kto chowa wędkę, bo nie ma czasu – zabierzcie go na ryby i nie pozwólcie by zapomniał te wspaniałe uczucie obcowania z naturą, jak i trzymania ryby na haku.

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.