jaceen Napisano 13 Września Share Napisano 13 Września Być może w oczach wielu wędkarzy, to mało znaczący wyczyn, o którym poniżej opowiem. Jednak chciałem spróbować i sprawdzić, jaką siłą dysponuje sum. Na portalu jest wielostronicowy wątek o sumach, jednak zdominowany jest łowieniem metodą stacjonarną. Przeczytałem wszystko po napisaniu swojego wywodu o spinningowym i powierzchniowym łowieniu. Interesowało mnie, czy znajdę potwierdzenie w swoich obserwacjach. Szczerze? Niewiele z tych kilkudziesięciu stron komentarzy bym skorzystał. Konkretów tyle, co wody na pustyni. Postanowiłem dodać coś od siebie, gdyż jest to niezły sposób łowienia nie tylko sumów. Ale o tym poniżej i zapraszam do dyskusji. Macie inne pomysły na spinningowego suma, godziny, przynęty? _________________________________________________________________ Sum-wszystko o sumie, spinningowe metody. Miałem okazję zmierzyć się z kilkudziesięcioma sumami (+/- 30 szt.). Podobna ilość w jakiś tam sposób uwolniła się podczas holu, lub branie nie było do końca pewne i możliwe do wcięcia. Wszystko działo się na przestrzeni 4 lat, łowiąc w porze nocnej z brzegu i w 90% na powierzchniowe przynęty. Powierzchniowe, czyli wszelkiej maści crawlery chlapiące na powierzchni, przypominające np. nietoperza, żabę, szczurka, dużą cykadę itp. Znalazłem sposób i miejsce, gdzie to się sprawdzało. Nie trzymałem tego w tajemnicy i część spinningistów poszło tym tropem. Z informacji, które do mnie docierały, wiem, że też sporo ciekawego się działo. Może nawet lepiej niż u mnie? Jeszcze dopowiem, że na sumy nastawiałem się wyłącznie w czerwcu, lipcu i sierpniu zahaczając w zależności od pogody o kilka pierwszych dni września (od czerwca, bo zmieniły się przepisy). Przyjmuję, że 20 wyjść nad wodę, to była średnia ze wspomnianego okresu. Gdyby nie ograniczenia z powodu zakazów i podupadającego zdrowia, które potrafiło mnie dwukrotnie wyłączyć prawie na miesiąc z aktywności, to statystyki mogłyby wyglądać lepiej. W międzyczasie, w chwili zainteresowania sumami, docierały do mnie informacje, że na trolling wędkarze potrafili w całym sezonie łowić do 200 szt. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ktoś wyposażony w łódź, wszelką dostępną elektronikę, łowiąc w wydłużonym czasie, teoretycznie powinien osiągać lepsze wyniki, niż wędkarz z brzegu. I jeszcze jedna istotna sprawa, łowiłem przeważnie na jednym z odrzańskich kanałów, na którym w sezonie letnim utrzymuje się często niski poziom. Kanał nie posiada budowli typu "ostrogi". Jest to rynna prawie o prostym odcinku o długości około 4 km. Oczywiście przyroda nie próżnuje. Po modernizacji trudno było wychwycić różnice w ukształtowaniu dna, ale nurt po wysokich stanach swoje zrobił. Gdzieś dosypał, a gdzieś indziej zabrał. Rozpoznanie tego w dużej mierze pomaga w typowaniu ciekawszych miejsc. Może to zbyt dużo powiedziane, ale łowniejszych, to z pewnością nie jest nadużyciem tego słowa. Szukając wskazówek, gdzie ich szukać, często pisano o głębokich stanowiskach. Oczywiście ma to sens, tylko nie bardzo w stosunku do ryb aktywnych w środku lata. Podobnie miałem z sandaczami. Wszelkie opisy w czasopismach utrwalały mi w głowie, że sandacze spotkam tylko w wodzie o słusznej głębokości. Trochę wody upłynęło, zanim to się u mnie zmieniło i po drastycznej zmianie sposobu łowienia skuteczność z sandaczami wzrosła z kilku sztuk na sezon do kilkudziesięciu. Nastawienie moje było tylko na ryby aktywne. Oczywiście w całości nie da się tego ocenić, ale przeważnie aktywność sumów była widoczna. Łatwiejsza sprawa była wtedy, gdy ataki powtarzały się w tych samych miejscach. To była kwestia czasu, by nastąpiło uderzenie. Nie jednego wieczoru, to w następnym. Jakiś dziwny jest/był sezon 2024. W tym roku ataków, które zdradzały miejsca drapieżnika, było mało. Żerowały bardzo dyskretnie. Zdradzały swoje miejsca, gdy jakimś ruchem wzbudzały fale i kręgi, które nie było łatwo dostrzec w nocy. Powiem wam coś, co być może pomogło mi zbliżyć się do tych ryb i mieć to szczęście, że zdążyłem w miarę systematycznie je łowić. Otóż zacząłem bawić się przynętami w takim sensie, że chciałem spróbować łowienia bardziej widowiskowego. By tak się stało, to przynęty powierzchniowe doskonale do tego się nadają. Zachwycamy się powierzchniowymi braniami boleni, kleni, czy też okoni, ale sumy potrafią zrobić, jakby Armagedon na przynęcie. Impet ataku w nocnej ciszy robi ogromne wrażenie. Nie znałem nikogo, by tak łowił. Informacje, które do mnie docierały były tylko w zakresie łowienia na cykady, gumy, woblery głęboko schodzące i łowienia stacjonarnego. Wspomniałem, że opisuję swoje doświadczenia z przedziału czterech lat, ale wcześniej też się trafiały, tylko nie były wtedy głównym celem. To przyszło powoli. Po tych zdarzeniach doszedłem do wniosku, że to jest to miejsce, by jeszcze zdążyć się z nimi zmierzyć, póki nieuchronnie ubywające siły i zdrowie na to pozwalają. Wiedziałem, że tam są i to w dość dużej ilości. Wiedziałem, że reagują na wspomniane crawlery. Pozostało tylko wzmocnić sprzęt i kilka miesięcy im poświęcić. Z biegiem czasu znajomi, którzy też w podobny sposób zaczęli łowić podsyłali informacje o kolejnych ciekawych powierzchniowych przynętach, które pojawiały się na wędkarskim rynku. Trzeba mieć na uwadze, że prawie w całości są one dedykowane bassom, szczupakom, boleniom. Wskazane jest, by w miarę możliwości je wzmocnić przez wymianę kotwic i kółek łącznikowych, ewentualnie wzmocnić stelaż. Można doszukiwać się w takim łowieniu mankamentów. Jestem tego świadomy i myślę, że znajomi również. W tym sposobie jest coś, co go wyróżnia i w jakimś sensie hipnotyzuje nad samą wodą. Cała historia łowienia na crawlery w nocy jest u mnie dłuższa niż wspomniane cztery lata. Wcześniej łowiłem tak klenie, bolenie, jazie. Czasami przyłowił się szczupak. Nawet złowiłem na jednego z większych crawlerów z mojego arsenału, solidnego sandacza. Taka metoda generuje sporo brań nietrafionych i możliwe, że sandaczowych było więcej. Zdarzenia te dały dużo do myślenia. Wiem, że po odpowiednim doborze powierzchniowego woblera, możemy dobrać się w nocy do wielu gatunków. Jeżeli ktoś lubi nocne wędkowanie z dala od hałasu i rozdzierającego ryku silników motorówek i skuterów, to ciche "plumkanie" nocnego crawlera może być dla ciebie. Jeszcze spostrzeżenie dotyczące holu. Nie jestem posiadaczem sprzętu, by hol odbywał się sposobem siłowym na maksa. Powodem są moje warunki fizyczne. Te większe mają możliwość kilka minut dyktowania warunków. Łowisko na to pozwala. Po chwili zaczynam dokręcać hamulec i oceniając sytuację w boju, albo przyspieszam, albo cierpliwie kilka minut pozwalam jeszcze rybie hasać. Hol sumów w rozmiarze 150-180 cm razem z sesją zdjęciową i do momentu wypuszczenia trwał do 15 minut. Jedyny przypadek okazu, konkretnie 175 cm holowanego przy mocno podniesionej wodzie z dużym uciągiem trwał z sesją 25 minut. Nie podaję tego do wiadomości, by się zrobiła jakaś niezdrowa polemika. To jest tylko w celu, by porównać swoje doświadczenia i ewentualnie tak zestroić sprzęt, by walka nie przerodziła się w trzyipółgodzinne zmagania z rybą ważącą np. 40 kg. Podsumowując, jeżeli macie w swojej rzece jakieś ciekawe płytsze odcinki, to spróbujcie wieczorem pochlapać powierzchniowym crawlerem. Często na różnorodne wypłycenia wpływają drapieżniki w poszukiwaniu swoich ofiar. Gwarancji nie ma, ale gdy się uda, to można przeżyć niejedną ciekawą wędkarską przygodę. 2 3 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.