W końcu nadszedł ten dzień - 20.10 - jedziemy pociągiem na Bagna u Mańka! Weekendowy pobyt w gospodarstwie kol. maniek72 był jedną z nagród w GP Haczyka w zeszłym roku. Już prawie jestem na przystanku, w czasie, jedzie tramwaj, myślę: "nie biegnę z tym majdanem, za 3 minuty mam kolejny". 4 minuty... 6... nie przyjechał. Ostatni mam na styk. Spóźnił się dwie minuty. W głowie podczas jazdy literackie epitety na komunikacje miejską. Wybiegam jak szalony z tramwaju (mam 2 minuty). Jakimś cudem nie taranuje żadnej z babć tłoczących się z przeciwka, wbiegam na peron - jeszcze stoi. I wtedy Marcin mówi: "Gdzie masz wędki?" K#$%@. Już wiem, że z tego wszystkiego zostawiłem je na przystanku. Wybiegam z dworca i wsiadam w pierwszy byle jaki powrotny tramwaj... ufff dalej stoją. Na Bagna docieramy o północy, 4 h później niż planowaliśmy.
Z rana idziemy zapoznać się z dołkami. Pierwsza rybka pada dosyć szybko.
Niestety biorą tylko gluty. Koło 10 podjeżdża do nas Maniek i podpowiada nam, co w wodzie piszczy. Ciepła jesień, pełno zielska, duże ryby pochowane, ogólnie lipa. Łowimy do południa, trafiamy po 60tce, ale stwierdzamy, że popołudniu atakujemy Bug.
Rzeka piękna. Każdy zakręt - skarpa, od drugiej strony plaża. Powalone drzewa, zwaliska drzew na połowę szerokości rzeki.
Woda bardzo niska. Mimo, że Maniek bardzo tonował nasze zapędy co do Bugu (multum zaczepów, bardzo słaby sezon), jesteśmy podjarani jak dzieciaki. Marcinowi odbija się stykowiec od Morsa, ja tylko co jakiś czas zrywam. Na wieczór ustawiamy się na fajnej skarpie. Wymycie, twardo. Marcin zakłada sandaczowego 12,5 cm Reno Killera. Pstryk! Siedzi potwór w pasy.
Mimo słabych wyników decydujemy jednogłośnie, że kolejny dzień poświęcamy głównie rzece. Z rana zahaczamy dołek, na którym Maniek trafił zeszłego dnia mamuche i garba. Biorą okonie, głównie niewielkie i pistolety.
Idziemy na skarpę, na której skończyliśmy wczoraj. 100m bez kontaktu. Kolejne miejsce - zatoczka z dołkiem. Drobno pracująca guma - echo. "Założyłbym coś bardzo lejącego, może twister?" W ręce wpada mi zielony ripperotwister Storma(chyba), w pudełku z przynętami do urwania. Zbroję. "To prawie nie pracuje, a miało zamiatać... Aaaa, co mi szkodzi!" Schodzi w dołek, zbliża się do wyjścia z przegłębienia, opad... Jak nie prz(...)ał! Kopie mocno, z dużą częstotliwością. "Boleń? A może nieduży sumek?" Szczupak. Gruby. Wyjeżdża. 74 cm.
Chwilę potem na tą samą gumę mam stykowca, niestety spada. Około 14 Marcin ma dość, ja walczę do końca. Pod wieczór wracam na ten sam zakręt, gdzie trafiłem szczupaka, lecz na wejście. Predator w wolnym opadzie schodzi do zagłębienia na napływie zwalonego drzewa... Pstryk! Znowu.
Tego dnia ciśnienie skacze mi jeszcze raz, gdy za spadem z wypłycenia na wbijającą się w nasz brzeg rynnę mojego Keitecha w kolorach zgniłej zieleni z czerwienią atakuje krótki szczupaczek. Złośliwiec oczywiście również puknął tak elektrycznie, że nie powstydziłby się tego ataku żaden przyzwoity sandacz.
Przedpołudnie ostatniego dnia poświęcamy na bagna. Z rana festiwal szczupaków w przedziale 40-54 cm. Najładniejszy niestety spada Marcinowi.
Koło południa udaje mi się uzbierać komplecik łowiąc 61 cm na 13 cm wahadło z Corony.
Nasz czas na Bagnach dobiegł końca i mimo, że jakoś niesamowicie nie połowiliśmy i mamy tu ponad 500km... dla klimatu Kresów chyba jeszcze kiedyś tu wrócimy.