Skocz do zawartości
przynęty na klenia     Dragon

Ranking

Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 10.06.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. Zainspirowany wynikami Jacka zakupiłem nietoperze i w zeszłym tygodniu zacząłem polować na wąsy z powierzchni.Na pierwsze branie nie czekałem długo sum zassał nietoperza i zaczęła się walka niestety znów popełniłem błąd i nie wymieniłem kotwic hol siłowy spowodował pęknięcie trzonka kotwicy.Po pół godzinie usiadł kolejny ale się wypiął.potem zaliczyłem kilka wypadów bez brania aż w końcu w środę uśmiechnęło się do mnie szczęście.Nad wodą byłem przed zmrokiem.Poztanowiłem brodzić w wodzie żeby mieć możliwość obławiania miejscówek niedostępnych z brzegu.Zaczałem od wobków i na załamaniu dnia i nocy miałem pierwsze puste branie na Salmo whitefish.Po zmroku założyłem nietoperza I po kilku rzutach mam uderzenie suma ale znów nie wcięte.Łowię dalej wiem, że nie mam za dużo czasu bo idzie burza'widzę błysk na horyzoncie podnoszę wzrok i w tym momencie z 10m ode mnie mam branie,mega kocioł na powierzchni prawię wyskakuje z woderów.Pierwszy bardzo długi odjazd i w głowie pojawią się myśl ,że wąs ma conajmniej 180cm,kilka minut i na brzegu ląduje pierwszy powierzchniowy sum,miarka pokazuje 159cm.Ryna mega silna i w świetnej kondycji.Kończę łowienie i uciekam do domu.Dzięki Jacek za wskazówki.Teraz mam cel 200?+ z powierzchni zobaczymy czy się uda.
    18 punktów
  2. Sporo dni upłynęło, zanim coś sensownego złowiłem. Musiałem coś postanowić. Zostawiam sprzęt na sandacze i z delikatniejszą wędką szukam okoni. Kilkanaście udało się złowić. Jednak nie zadowalało mnie to i szukałem czegoś, co mogłoby wyciągnąć z nory okonie giganty:) Wziąłem kilka woblerów, które zaczęły się sprawdzać w twitchu i prawie się udało. Zmieniałem wabiki, szukając tego jedynego, który miał zaskoczyć wypasionego pasiaka. Założyłem Kamatsu 9 cm i zacząłem pogrywać nim tuż pod powierzchnią. Po kilku minutach widzę jakieś monstum, które podąża za woblerem i w chwilach pauzy między podszarpywaniem podpływa i przygląda się woblerowi. Pierwszy raz bez ataku. Drugi raz podpłynął, prawie muskając przynętę. Za trzecim razem wyraźnie zauważyłem, że chwycił i nawet delikatnie poczułem to na wędce. Niestety moja reakcja jest do bani. Zareagowałem, gdy pradziadek dawno zostawił woblera. Kolejnych okazji już nie było. Właściwie to był prapradziadek okoni. Duży garbaty okoń. Wcześniej na twitcha złowiłem bolenia, a na gumkę pijawkę na wolframowej główce ładną 40 cm płoć.
    17 punktów
  3. Czy 13 musi być pechowe? Kolejna wyprawa za sumem z wielkimi nadziejami. Zapowiadane upały nie zostawiały wątpliwości, że na ryby będę wybierał się tylko w nocy. Dotarło do mnie kilka nowych powierzchniowych przynęt i będzie okazja je testować. Niemal zachwycony jestem z Whopper Ploppera River2 Sea 13 cm/39 g. W porównaniu do mniejszych braci w.ploppera ten góruje przynajmniej o klasę. Bezbłędnie startuje śmigło. Dźwięk jest niski i „głęboki”. Bardzo ładnie ustawia się podczas pauz. Mam nadzieję na dobre z nim wyniki. Noc z poniedziałku na wtorek jest już cieplejsza. Po kilku przegranych wyprawach, gdzie sumy nie trafiały w przynęty, postanowiłem postawić na sprawdzoną Cicadę 58 mm/12,5 g. Zdecydowanie wiedzie prym wśród moich sumowych zabawek. Część z nich nie ma w opisach, że są dedykowane sumom, ale ryby o tym nie wiedzą i dają się czasami zwieść. Nad wodą byłem po 22:00 i w planach było zostać do 2:00. Pierwsza godzina minęła z jednym kleniowym braniem. Chwilę miałem go na wędce, ale na takim sprzęcie często się spinają. Do północy mam pięć brań i tylko jednego pod 40 cm udaje się wyholować. Klenie są bardzo częstym przyłowem na crawlery, którymi łowię. W zasadzie to one podtrzymują mnie na duchu w poszukiwaniu sumów. Gdy mija kilka dni bez kontaktu z tą wielką rybą, to klenie wypełniają tę pustkę. Gdyby nie one, to prawdopodobnie zarzuciłbym to sumowe szaleństwo. Mijają dwie godziny. Doliczyłem się kolejnych pięć brań. Wszystkie wyglądały na kleniowe. Jedno okazało się niewielkim sumkiem pod 60 cm. Zadzwonił alarm. Czas zawijać się do domu. Nagle, około 10 m ode mnie jest „wodna bomba”. To był sum. O rany, znowu pudło. Jakaś klątwa mnie dopadła ostatnio. Kilka brań już nietrafionych. Można z tego powodu popaść w załamanie. Ryzykuję i zostaję godzinę dłużej. Przynętą ciągle jest cicada. Dziesięć brań to nie jest mało. Najwięcej w tym sezonie. Postanowiłem zmienić troszeczkę sposób prowadzenia. Do tej pory rzucałem cicadą niewiele powyżej swojego stanowiska i z leniwym nurtem sprowadzałem do siebie po szerokim wachlarzu. Teraz rzuty wykonywałem poniżej siebie pod kątem 45° i jeszcze wolniej wprowadzałem crawlera w taniec na wodzie. Mija 2:30 i łubudu! Wędka w ręku mi faluje, ale nie czuję szarpnięcia. Trwa to ułamki sekundy i nie wytrzymałem, zacinam. Crawler wylatuje w powietrze i już po wszystkim. Gdybym nie spanikował, to może by powtórzył? Tak kilka razy się zdarzyło. Tej nocy, to było dwunaste branie. Zbliża się nieuchronnie godzina powrotu. Mam jeszcze piętnaście minut łowienia i zostaje w zapasie trzydzieści na powolny powrót do autobusu. Teraz się uśmiecham na myśl, która mi zaświtała w głowie. Podobna sytuacja była, gdy złowiłem swojego największego wąsa. Wziął tuż przed trzecią i już nie zdążyłem na ostatni nocny autobus. Musiałem zostać do dziennej komunikacji. Ale nie narzekam. To była ciekawa akcja. Gdyby teraz było branie, to już trzynaste tej nocy. Mało prawdopodobne. Dochodzi godz. 2:45. Zaglądam częściej na zegarek. Może się jednak powoli zbierać do drogi? A może jeszcze kręci się ten sum w pobliżu? Nie ukłuł się, to jest szansa, że nie odpłynął. Nie zdążyłem skończyć tej myśli, gdy około kilkunastu metrów od mojego stanowiska jest niezbyt głośne ”klop” w miejscu tańczącego crawlera. Poczułem lekkie szarpnięcie. Nastąpił bezwarunkowy odruch i wygarnąłem wędką za siebie, czując nagły betonowy opór. Zaczęło się. W pierwszym momencie nastąpił odjazd na kilka metrów. Zatrzymał się i dał podciągnąć. O, to może jakaś metrówka? Szybko się uporam i na jednej nodze spokojnie zdążę na autobus. Jak ja się myliłem. Znowu się zaczęło. Szybkie susy pod nurt uświadomiły mnie, że metrowy sum by mi tego nie robił. Spoglądam na szpulę, ile zostało plecionki. Dochodzi do połowy zapasu. Jeszcze chwilę poczekam i najwyżej przejdziemy się na spacer. Z tym nie będzie problemu. Wolę mieć hamulec trochę luźniejszy i korygować ręką. Tak właśnie robię teraz. Czas go zatrzymać. Nieoczekiwanie wystrzelił ogonem w powietrze. Co się dzieje? Bark pracuje, jakby był na testerze amortyzatorów. Chwila niepewności mija i zaczynam powoli kontrolować sytuację. Zaczęło się pompowanie. Cała walka trwała około dziesięciu minut. Najtrudniejsze zadanie dopiero mnie czekało. Gdy już go zobaczyłem w całości, to oceniłem na 200 cm. Chyba nie dam rady. Cicada wpięta lekko z boku szczęki. Jest miejsce na rękę. Gdy nie dam rady, to będę starał się wypiąć ją w wodzie. Prawą ręką zagarnąłem grubą wiązkę trawy, jakbym chciał rżnąć sierpem. Szarpnąłem dla sprawdzenia, czy mnie nie zawiedzie podczas poślizgu z nabrzeża. Lewą klepnąłem suma kilka razy w czoło i za trzecim razem udało się złapać go za dolną szczękę. Nogą znalazłem jeden jedyny kamień wbity w miękki brzeg. Zaparłem się nogą, ścisnąłem mocniej trawy i lewą rękę na szczęce. Raz, dwa, trzy i hop! Do połowy jakoś poszło. Ogon jeszcze w wodzie a mi zaczyna w ręce brakować mocy. Dla faceta o posturze XS to spore wyzwanie. Wszystko oceniam błyskawicznie. Cały czas mam z tyłu głowy ostatni odjeżdżający autobus. Już po wszystkim. Wąsal leży i strzela oczkami jakby chciał powiedzieć: - Stary, daj spokój, zrób sobie zdjęcie i wracamy każdy do swojego domu. Tak właśnie postąpiłem. Szybka seria zdjęć z samowyzwalacza, obowiązkowe mierzenie i sum wraca do wody. To już trzecie PB w tym sezonie. Ryby rosną u mnie w tym roku jak inflacja. Co będzie dalej? Miara pokazała na nierównym terenie trochę ponad 180 cm. Podczas holu obserwowałem bacznie zachowanie nowej wędki. Łowię w dość komfortowych warunkach i mogę sobie pozwolić na sprzęt dość delikatny, jak na podchody na sumy. DAM Yagi 269/12-42 g sprawił się dobrze. Nieźle współpracuje pod crawlerami i to jest drugi sum, na jakim przeszła test. Klenie niestety dalej odpadają. Nie da się pogodzić wszystkiego i mam tego świadomość. Myślałem, że te dolne cw 12 g będzie sprzyjało na hol z większą amortyzacją ryb o mniejszej masie. Nic z tego. Za to dokładnie jest tak, jak opisywana jest ta seria wędek z cw powyżej 42 g. Można je przeciążać dość znacznie. Moc też wyczuwa się podczas holu na więcej niż na sucho. Przez jakiś czas wędka zostanie ze mną i jeszcze będę chciał ją sprawdzić na kilku rybach. Oby tylko szczęście mnie nie opuściło, bo mam jeszcze kilka woblerów do testowania. pzdr., jaceen👊
    17 punktów
  4. Przypominam zasady. Wklejamy tylko dwa sandacze. Gdy dołowimy większy okaz, to mamy prawo wymienić. TABELA 1. Konrado 76,5+ 72 = 148,5 2. lechur1 92 + 0 = 92 3. Elast93 78,5 +0 = 78,5 4. jaceen 71 + 0 = 71 5. tomek1 67 + 0 = 67 6. RafalWR 7. Marienty 8. moczykij 9. MarianoItaliano85 10. suchi 11. Fido Angellus 12. RSM 13. boseib 14. SebaZG 15. McGregor 16. Płatek88 17. Larry_blanka 18. jamnick85 W końcu i mi szczęście dopisało. A mógł być dublet:) Miałem wsparcie, a w zasadzie wspieraliśmy się nawzajem z Marientym. Trochę więcej szczęścia mi dopisało. Mariusz złowił trzy mniejsze sandacze i okonia. U mnie zameldował się wpierw sandacz 71 cm na Shad Teez z główką 8g. Fajne kropnięcie i guma cała w pysku. Nie było zmiłuj. Branie od strony napływu na odrzańską ostrogę. Później na woblera "Gębalę" łowię krótkiego sandaczyka i pod koniec kolejne solidne branie na woblera, chwila walki, kocioł i luz. Branie przy opasce na cofce w klatce. Trudno, jest jeszcze trochę czasu i mam nadzieję na dołowienie kolejnego.
    16 punktów
  5. Miał być sandacz , a jest szczupak. Trzeci wypad za sandaczem i trzeci w tę samą miejscówkę gdzie w poprzednich latach łowiłem sandacze. Teraz jak narazie dwa małe sandacze na brzegu. W sobotę rano dam jeszcze szansę w tym miejscu jeżeli nic się nie zmieni trzeba będzie zmienić miejsce.😎
    15 punktów
  6. Dzisiaj szybki wypad z synem na wąsy.Nad wodą jesteśmy po 21 .Zaczynam od Salmo Whitefish ale nie mam efektów.Przed zmrokiem widzę atak u Jacka ,który łowi niżej.Wąs zassał mu powierzchniowca ale się nie wpiął.Wcześniej niż zamierzałem zakładam nietoperka i biczuje wodę.Po zmroku przybiega syn i mówi,że za jego poperem przez kilkanaście metrów szła duża fala ale ryba nie zaatakowała.Mówię,żeby wrócił w tamto miejsce i dalej próbował.Wraca po kilku minutach zrezygnowany i zmienia popera na Fanatica.Po chwili słyszę, że miał klenia ale się spiął.Przed 23 mam w końcu branie, głośne mlaśniecie i już wiem co mam.Ryba silna ale na bank nie taka o jakiej marzę.Po kilku minutach syn podbiera mi suma dajemy mu 140cm i prawie trafiliśmy , miarka pokazuje 142cm.Ryba gruba w brzuchu czuć coś sporegoo.Syn również zakłada nietoperza łowimy jeszcze pół godziny ale nie mamy już brania.Do tej pory sumy łowiłem sumy głównie z łodzi ale chyba spinning wygra z pływaniem.Wystarczy plecak i kilka sprawdzonych wobków a nie cały bagażnik maneli i te akcje jak z horroru jak na echosondzie widać wąsa wąchającego przynentę po kilka razy bez brania.
    15 punktów
  7. Tak czasami bywa. Miodem posmarujesz, złotym brokatem pudrujesz i nic. Drugim razem pojedziesz i na ostatnie strzępy przynęty biorą jak szalone. Nie nadąży za nimi:))) U mnie podobnie. Mało czytelna woda tam, gdzie ostatnio bywam. Opieram się na doświadczeniu i przekonaniu, że to chwilowy kaprys ryb. Że są i mają się dobrze, tylko trzeba je czymś zaskoczyć;) _________________________________ 18/19-06-2022 Odra. Miałem jedną z ciekawszych nocnych wypraw w tym sezonie. Mocno skoncentrowany i z nastawieniem złowienia suma przyjechałem nad Odrę około godz. 23:00. Szedłem pod nurt i w praktyce każdą dostępną miejscówkę sprawdzałem obławiając chińskim crawlerem. Pierwsze rzuty przynęty nie były dłuższe niż kilkanaście metrów. Tak sprawdzałem każdą miejscówkę. Gdy nic się nie działo, to wydłużałem rzuty do środka i po lekkim łuku obławiałem dalszą część koryta. Najwięcej brań miałem blisko brzegu. Prawdopodobnie była to sprawka kleni. Trzy udało się wyholować. Największy z nich, obdarzony imponującymi płetwami mierzył 47 cm. Dwa pozostałe miały +/- 40 cm. Dwa brania miałem w okolicy środka koryta. To były sumy. Jeden brał na trzy tempa. Nie poczułem ciężaru na wędce, tylko zakłócenia w pracy przynęty i charakterystyczne głośne zassania. Drugie branie i już nie było wątpliwości. Lepszego wybudzenia nie można sobie wyobrazić. Bardzo głośne zebranie, wir w wodzie, fontanna i "kopnięcie" w bark. Po kilku minutach widzę i oceniam jego długość. Podejście do brzegu mało komfortowe i szczęście, że to nie okaz pod dwójkę:) Miara wskazała na 120 cm. Łowiłem od 23:00-3:00. Pzdr 👊
    15 punktów
  8. Jest moja pierwsza rzeczna trotka 😍 rzeka Prarsęta 💪 walczę jeszcze dwa dni może coś dołowie 😀
    14 punktów
  9. Dużo jeżdżę w sprawach zawodowych i zawsze jeżdżą ze mną wędki. Tym razem udało się już o 11.30 dotrzeć nad wodę. Nastawiony byłem bojowo i tylko na okonie. Nawet szczupaki były niemile widziane ze względu na długi hol na delikatnej okoniówce i niepewny wynik tego holu. Taktyka to szybkie przemieszczanie się i zmiany sposobów aż do trafienia na ryby. W pełni dnia brania bardzo delikatne przy dnie i dalej od brzegu. Wieczorem przerwa w braniach do momentu gdy namierzyłem je w toni na płytszej wodzie. Szczupak trafił się jeden i jak to szczupak zdemolował przynętę i zmusił to przewiązania całego zestawu. Złowiłem chyba 12 okoni. Jeden maluch miał poniżej 25 cm. Reszta 26 - 37 cm. Te najmniejsze mierzone na oko wg kresek na wędce. 30 + miałem 7 sztuk. Największe do tabeli na podmianę - 37, 35, 34, 2 x 32 cm. W dzień mimo większej odległości i głębokości łowiłem na 1,2 gr a wieczorem na płyciznach już agresywniej a więc 1,8 gr.
    14 punktów
  10. Dzisiaj miałem w planach pływać z Olkiem za sandaczami ale zapowiadany deszcz mnie zniechęcił.Na wypad z brzegu też nie miałem ochoty i wtedy zadzwonił Jacek i zmieszał mi w głowie, że noc ma być ciepła bez wiatru I ogólnie warto było by wyskoczyć nad wodę.I tak też zrobiłem.Nad wodą byliśmy o 19.30.Miejsce ,w którym chciałem łowić było zajęte więc poszedłem w inne.Co kilka rzutów obijałem się o białoryb ale nic oprócz tego.Po godzinie łowienia na ciężko założyłem swing impacta 4" na 8g główce i postanowiłem obłowić stok blisko brzegu.Po kilku rzutach mam bardzo mocne branie I po krótkim holu podbieram ładnego sandacza,z pyska wystaje tylko główka a hak mocno wbity w podniebienie.Miarka pokazuje 72cm,kilka fotek i odpływa.Po jakimś czasie podchodzi do mnie wędkarz,którego mijałem i okazuję się, że to kolega z forum Marcin.Chwilę pogadaliśmy i musiałem z młodym uciekać bo rano szkoła i praca.
    14 punktów
  11. Dawno nie pisałem w dziale "jak dziś było na rybach", ponieważ zazwyczaj w tym roku weekendy spędzałem na łowiskach karpiowy h i relacje z mojej strony byłyby raczej monotonne Jednak jesień, a w dalszej kolejności zimą to mój ulubiony okres na włóczęgę w poszukiwaniu innych gatunków. Październik to był okres podchodów na Odrze z łowieniem ciężkim sprzętem za okazami bytującymi w silnym nurcie. Testowałem miejskie kanały jak i podwrocławskie główki i prostki. Szybko okazało się, że ser staje się jak co roku w chłodnych miesiącach, niezwykle skuteczną przynętą w poszukiwaniu kleni. Ciężarek, przypon, haczyk, ser na włosie, bez zanęty- ekstremalnie minimalistyczne sprzętowo i ekonomiczne wędkarstwo, dające mnóstwo brań, holi dużych ryb, frajdy zarówno stacjonarnie jak i spacerowo. Jednak w ten weekend, wraz z synem, przygotowaliśmy bardziej rozbudowaną strategię. Na wieczór przed wyjazdem w zaplanowane miejsce przygotowaliśmy sobie duże, spłaszczone kule zanętowe, ekstremalnie mocno sklejone. Zanęta o Lini smakowej Robin red, sklejona gliną i bentonitem, z frakcją pelletów 6-8mm o tym samym smaku. Tak przygotowani o świcie zawitaliśmy na prostce o uciągu przekraczającym 150g. Rynna w której planowaliśmy łowić znajdowała się w odległości kilku metrów od brzegu, dlatego postanowiliśmy nie przekraczać 120g wagi koszyczków. Koszyczki bez kolców o obniżonym profilu zawiesiliśmy na feeder linkach własnej produkcji, wykonanych z żyłki o mniejszej wytrzymałości niż masze żyłki główne. W ten sposób zwiększaliśmy szansę na skuteczne łowienie na kamienistym odcinku. Ryba po zacięciu często sama wyrywała do góry koszyczek że szczeliny, ale gdyby to nie nastąpiło, to zerwanie feeder linka nie oznaczało końca holu. Do koszyków poszła zanęta, któ dla moich ludzkich zmysłów wydawała się niemal bezzapachowa. Jej podstawowym składnikiem były zielone kastery i jako dodatek mięsny, wprowadziliśmy tylko kastery. Przynętą i były robaki i kastery po 6-7 na haczykach w rozmiarze 12, lub kulki serowe na włosie w asyście haczyków rozm. 10. Ser dodatkowo mieszaliśmy z ciastem pacyfic tuna cc moore, dodając tym samym mocno rybną nutę smakową. Brzany, klenie, płocie i certy odwiedzały nas prze cały dzień. Płoci i cert było kilkadziesiąt, ale praktycznie tylko grupa młodzieżowa do 30cm i oczywiście tylko na wędkach z robactwem. Tu okazjonalnie trafiały się też ukleje i małe bolenie. Serek natomiast szarpały co chwila klenie, które ciężko było zaciąć, jeżeli nie trzymało się ręki na wędce. Brzany natomiast jedły wszystko i pojawiały się regularnie co jakąś godzinę, w czasie swoich wędrówek wzdłóż rynny. Dwie sztuki powyżej 60cm i całkiem spora gromada osobników 40-60cm. Nie trafiła się żadna "lokomotywa", ale i tak uważamy że jest to świetna zapowiedź przed listopadowym łowieniem.
    14 punktów
  12. Dziś nie był wieczorem przyjemny czas wędkowania. Wybrałem się w polarze i przemokłem do koszulki. Co chwilę cośna mnie kapało. Branie. I jakby cieplej się zrobiło, deszczyk mniejszy się już wydawał. Sandacz 72cm. Wobler własnego wykonania.
    14 punktów
  13. Dzisiaj wybrałem się z synem na starą miejscówkę,na której gryzą grube sandacze tyle,że w listopadzie.O pół godzinie mam strzał z pierwszego opadu.Cały czas myślałem,że mam metrową kijankę a kółka strzałów ogonem po pletce mnie w tym utwierdziło.Przy brzegu wynurzył się piękny sandacz.Miarka pokazała 92cm.Pierwszy wymiarowy w tym roku i do tego PB.Ryba wzięła na Shakera 4" na 20g główce.Po wypuszczeniu sandacza syn ma mocne branie ale ryba się nie zacina.Po kilkunastu minutach zakładam Shakera 6" i znów m mocny strzał.Ryba się nie zapina chociaż po wyjęciu gumy widać dwa ślady po zębach zaraz przy dozbrojce.Teraz będę męczył miejscówkę koło na ,której byłem w zeszłym tygodniu,wygląda obiecująco.
    14 punktów
  14. Cześć. U mnie październik prawie w całości poświęcony sandaczom. Niestety nie mogę się przebić do tych wymiarowych. Łowiłem wyłącznie na rippery. Kilka razy byłem z lżejszą wędką na okoniach. Szczerze, to musiałbym szukać daleko pamięcią wstecz, żeby przypomnieć sobie o takiej skuteczności. Coś za coś, przekroczenie bariery 25 cm było niemożliwe. Ostatnio wybrałem się z myślą o jesiennych klenio-jaziach. Niestety kanał Odry był z tak niską wodą, że w niektórych miejscach można by przejść w kaloszach. Prawdopodobnie taki stan będzie na czas nasuwania przęsła nowo budowanego mostu. W tym roku górny odcinek odpuszczam. Wróciłem na główną Odrę i tam wykorzystałem kilka brań. We wtorek wziąłem dwie wędki, jedna uzbrojona w linkę 0,08 i woblery "Krakuski". Druga z linką 0,16 i jako przynęty woblery sandaczowe. Łowiłem między godziną 18:00-22:30. W każdym obiecującym miejscu dawałem jednej i drugiej kilkanaście minut szansy. Lżejszy zestaw miał większe powodzenie. Złowiłem trzy klenie, jedna fajna ryba spadła i miałem jeszcze kilka brań. Na mocniejszy zestaw miałem trzy brania. Złowiłem sandaczyka, klenia i na jednej z ostróg mam w końcu mocne uderzenie z samego szczytu. Tam właśnie spodziewałem się sandacza. Ucieszyłem się, bo czułem coś poważniejszego z drugiej strony wędki. Trochę mnie zdziwiły mocne i zdecydowane zrywy. Na dodatek ryba robi jazdę na ogonie. Po krótkiej walce sandacz okazuje się...szczupakiem. pzdr., 👊
    14 punktów
  15. Przeczekałem nadciągającą burzę i po 22;00 pojechałem testować nową „zabawkę” Adusty Zacrawl Yajirobee 6,5 cm/19 g. Gdy go znalazłem w sklepie internetowym, to nie mogło inaczej się skończyć. Klik w dodaj do koszyka, kup teraz i pozostało cierpliwie czekać aż dwa dni:) Gdy już dotarł, to znowu pół dnia obserwowałem satelitę pogodową, czy będzie szansa na wyjazd. Crawler Yajirobee jest w dwóch wersjach, ta większa ma 9 cm/42 g. Jestem zwolennikiem, że jak się da lżej, to schodzę z masą przynęt i wielkością, ile się da. Zresztą, sam jestem w rozmiarach ”S” i w zasadzie mój sprzęt i przynęty, które dobieram, można by sklasyfikować do łowienia sumów na ultra lekko. Ostatnia noc była ciekawa. Nowe przynęty, niepewna pogoda, parno i zbliżający się wyraźny wzrost ciśnienia mieszał w głowie okrutnie. W pierwszych kilkunastu minutach mam pierwszy atak, chyba klenia. Wielokrotnie przekonałem się, że one takie przynęty lubią i czasami mam przyłów pięknych kleni. Czasami trafi się boleń i szczupak. Największym zaskoczeniem bywały jazie. One mają zdecydowanie mniejsze pyszczki i zdumiony byłem, że porywają się na takie spore do przełknięcia przynęty. Może działa tylko instynkt zabijania? Mniejszy, słabszy, to połamię mu kości i już. Później mam jeszcze trzy ataki. Dwa klenie jednak spadają ze sztywnego zestawu. Jedno z tych brań mogło być sumowe. Atak na maksymalnym wyrzucie. Nietrafione, tylko poczułem wibracje na wędce. I tak od 23:00 do 2:00 więcej nic nie wskórałem. Powoli myślałem o powrocie. Autobus mam za 35 minut, to jeszcze zostało mi 10 minut na sprawdzenie miejsca, gdzie zaobserwowałem dwie głośniejsze zbiórki na środku kanału. Nie byłem pewien, czy stanąłem na wysokości tego miejsca, ale próbować trzeba. Tym razem założyłem „chińskiego nietoperza”, który jest moją najlepszą sumową przynętą. Mimo że Adusta ma prześliczne crawlery, jednak ten gacek od trzech lat darzy mnie pięknymi emocjami i nie wyobrażam sobie nocnej wyprawy bez tej przynęty. Hit nad hity. Jeżeli ktoś znajdzie podobne miejsca z rybami, jak u mnie, taki gacek może otworzyć drogę do innego łowienia, takiego bardziej widowiskowego, z dodatkowymi efektami:) Wykonywałem rzuty zgodnie z zegarem, czyli pierwszy rzut na godzinę 12:10 i powolne ściąganie klakiera:) po łuku, drugi rzut na godzinę 12:05, trzeci na 12:00, czwarty na 11:55, piąty na 11:50 i BĘC!!! To był rzut za trzy punkty. On tam stał i czekał cierpliwie, aż gacek wpadnie mu do otwartej paszczy:) Branie spektakularne. Głośne „klop”, wir, fontanna wody i gwizd hamulca. Nauczyłem się mieć hamulec luźniej nastawiony. Zdarzyło się niestety tak, że kiedyś impet brania był tak silny, że rozpadło się kółko łącznikowe 29 kg. Jego atak plus moja reakcja w rezultacie dała pewnie dwa razy tyle, co wytrzymałość tego elementu. Po braniu oczywiście już w myślach powrót przesunąłem o godzinę później. Ryba bardzo silna a ja nie preferuję bardzo siłowego holu. Mógłbym przegrać:))) Hamulec dokręcałem co kilka chwil, by z upływem czasu sum poczuł zmęczenia podobnie jak i ja:) Branie miałem po godz. 2:05. Zdjęcie zrobione 2:17, tyle trwała cała akcja. W moim odczuciu trwało to wieczność. Najdłużej trwało bezpieczne dla nas obu podebranie z trochę niewygodnej miejscówki. Szczęście dopisało kolejny raz. Ryby u mnie wracają do wody. Jest więc szansa, że kolejny wędkarz będzie miał szansę spotkać takiego przy następnej okazji. Sum zmierzony 140 cm. Pzdr., Jacek
    14 punktów
  16. OldBolo, mucha ani krzty nie ma nic wspólnego z takim łowieniem. Muszkarstwo dawno mnie rozczarowało. Sprowadziło się do łowienia na sztuczne glizdy i gdyby trochę pofolgowano w przepisach, to pewnie muszkarze bez skrupułów łowiliby na żywe robaki. Statystyki? Aż tak do wędkarstwa nie podchodziłem, żeby prowadzić statystyki. Może by to pomagało, ale w czym? Żeby łowić jeszcze więcej i jeszcze więcej niż więcej?:) Teoretycznie porównuję na świeżo wyniki z poprzednich miesięcy lub w stosunku rok do roku, o ile zapamiętam lub przypomnę sobie wydarzenia z katalogu zdjęć. Jeżeli ktoś potrzebuje do oceny, czy wartość strat energetycznych będzie opłacalna, to u mnie wyglądało to mniej więcej tak: Na około 40 wyjść nad wodę za każdym razem po 4 godz. spędzone z chlapakami, złowiłem 12 sumów 100 cm+. Matematycznie wygląda, że łowiłem jednego suma na 3,3333333 wyjść, w równym rozliczeniu biorąc pod uwagę 4 godziny łowienia (40 dni ÷ 12 szt.). Przeliczanie na godziny nie ma sensu. Gdy ktoś takie statystyki weźmie sobie do serca i spędzi ilościowo tyle samo co ja, ale w rozliczeniu po 1-1,5 na jedno wyjście, to może srogo się rozczarować, bo... u mnie brania w zdecydowanej większości były w drugiej, trzeciej lub czwartej godzinie wędkowania. Będąc nad wodą od 23:00, raptem złowiłem 3 sumy. W godzinach 0:00-3:00 było 9 sumów. Brań zepsutych, pustych, nie jestem sobie w stanie przypomnieć i w jakich godzinach. Z pewnością chodzi mi po głowie godzina 3:00, bo miałem kilka akcji na pograniczu powrotu i martwiłem się czasami, żeby mi zbyt duży kaban nie wziął. Ostatni dyliżans niestety na mnie nie był łaskawy poczekać. Taka zabawa w statystyki jest ciekawa, ale po co?:) Czy nie warto wziąć wędkę i pójść nad wodę i miło spędzić czas?:) Skuteczność? Na 40 dni miałem około (żeby nie przesadzić:) 1 atak sumowy na jedno wyjście, czyli 40 brań. Przypomnę ponownie, że jedno wyjście, to około 4 godzin nad wodą. Biorąc pod uwagę ilość brań do ilości zaciętych, wychodzi średnio 1 zacięte na 3,33333 brań. Oczywiście upraszczam te dane, bo ich nie notuję. 100% akcji na woblery powierzchniowe typu crawler. Warto wspomnieć, że nie bywałem sam, o tym wspomnę na końcu. U innych może to wyglądać lepiej lub gorzej. Jest jeszcze trzecia opcja, że mogło być podobnie:) Dla tych, co mieli pecha, bywało, że statystyki były mało pocieszające. Ilość wyjść = X, skuteczność = 0. Biorąc pod uwagę presję, ilość ryb ukłutych, porę roku i ilość, która wyjechała z wody bezpowrotnie, to będzie coraz trudniej:) Nie ma miękkiej gry:) Trzeba się postarać o każde branie. Za każdym razem poprzeczka jest coraz wyżej. Wąsy się uczą, zaczynają ignorować przynęty, trzeba zmieniać powoli na inne, które nie wzbudzają podejrzeń. Ostatnio podgoniłem statystyki;), bo złowiłem dwa sumy na jedno wyjście. Szkoda, że zepsuło je jedno puste branie:) Mocnego przygięcia i pzdr.,👊 PS Zdaję sobie sprawę, że zaglądają tu wędkarze incognito. Czerpią wiedzę i nic poza tym. Chciałbym zaapelować o trochę kultury, takiej wędkarskiej, o ile coś takiego w ich mniemaniu występuje. Nastała jakaś moda, być może chęć "błyśnięcia":) swoim wyposażeniem na czole? Może spotykam czasami kogoś z obrony przeciwlotniczej? Przecież takim oświetleniem, jakie używacie, można wypełnić światłem całą halę produkcyjną:) Rozumiem, że czasami trzeba. Trzeba zmienić przynętę, zawiązać przypon, wyjąć kotwicę z dłoni, czy pomóc sobie podczas holu, ale dajcie żyć tym po drugiej stronie. Świeć sobie człowieku pod nogi, a nie miotaj światłem po oczach kolegom. Ech!:)💡💡 💡
    14 punktów
  17. Tak robię. Te łączniki, które mam, pozwalają na trzy owinięcia na pierwszym haczyku i sześć na trzonku, co daje razem dziewięć zwojów. Pochwal się jednoskładem z pracowni. Bardzo mi się spodobał. Pięknie się wyginał. To o nim mowa? _________________________ 20/21-07-2022 W zasadzie to nie ma co wiele pisać. Można by wkleić zdjęcie i odhaczyć kolejnego suma w statystykach. Ale u mnie to nie przejdzie. Nurt tej nocy był silniejszy niż zazwyczaj. Sporo traw czepiało się o kotwice. Początkowo nie dało się łowić. Na takie sytuacje mam w odwodzie żuka Molix Supernato Beetle 7,5 cm/17 g. W tym sezonie zaliczył pierwsze branie. Do tej pory nie musiałem po niego sięgać. Gdy się z trawami trochę uspokoiło, to założyłem najskuteczniejszą, jak do tej pory cicadę 58 mm/ 12,5 g. Po północy łowię klenia około 45 cm. Klenie są dla mnie pewnym wyznacznikiem. Gdy biorą one, to mam przeczucie, że tam też będą podchodziły sumy. Gdy przynęty pasują kleniom, to też wabią wąsy. Tak sobie to poukładałem i wychodzi, że podążam dobrą drogą. Następną godzinę nic się nie dzieje. Poza tym, że czasami sum w oddali zgarnie z powierzchni jakąś nieostrożną rybę. Tej nocy łowię bardzo dokładnie. Rzuty wykonuję krótkie i gęsto czaszę każde miejsce, w które co kilka metrów wchodzę. Tym sposobem, łowiąc około 3-4 godzin, nie przejdę więcej niż 200 m. Czasami wracam się i ponownie przechodzę ten sam odcinek. Przynęty staram się rzucać w to samo miejsce kilka razy. Chcę mieć pewność, że ryba, która być może w pierwszym przepłynięciu nie zdecydowała się, miała kolejną szansę na podjęcie decyzji. Wchodzę na kolejną miejscówkę. Bardzo ostrożnie. Krótki rzut lekko powyżej siebie, dwa razy zakręciłem korbą i BUM! Jeden atak. Nic nie czuję. Kręcę dalej. BUM! Drugi atak. Dalej nic nie czuję. Widzę tylko młyn w wodzie i jakąś w niej zawieruchę. Kręcę dalej. Wędka tylko się buja. BUM! DUP! SIEDZI! Uf, ale akcja. Jak moje nerwy to wytrzymują? Patrzę na zegarek. Jest godzina 2:04. Sum płynie pod nurt. Sprawdzam ustawienie hamulca i odkładam plecak. Zakładam rękawiczki i oceniam jeszcze raz miejsce do podebrania. Jest dobrze. Nawet przy większym nie powinienem mieć problemów. Po tym, co w tym sezonie się wydarzało, w życiu nie stanę w miejscu niepewnym. Jeżeli będzie to jakaś norma, to skuteczność Lewandowskiego będzie zagrożona. Żarty żartami, ale szczęście mam niesamowite. To nie jest tak, że stanął gościu nad wodą i zawołał: - taś taś moje ptaszki, cip cip, podano do koryta! To wielki wysiłek z mojej strony, dziesiątki zarwanych nocy i zdartych zelówek. Mogę podziękować znajomym, którzy dzielą się swoimi spostrzeżeniami i wynikami. To jest motywujące. Miłe. Hol był ciekawy. Sum nie dawał za wygraną. Zestaw nie zawiódł. Wymienione kotwice na Ownery, po kilku rybach nie mają żadnych oznak słabości. Cała akcja holu ze zdjęciem i wypuszczaniem trwała dokładnie 14 minut. Miarka wskazała 130 cm. Pamiętajcie, sum dostojnie wygląda u siebie, w wodzie. PS Łowiłem do 3:00. Przed samą trzecią mam kolejne branie na opasce. Nie trafione. Który to już raz, gdy zbieram się na ostatni nocny autobus, sumy chcą mi zrobić psikusa? A niech tam, niech robią:) pzdr.,:)
    14 punktów
  18. Dodam dodam 😉 Weekend u mnie mocno wędkarski. Najpierw sobota i komercja razem z kolegą Booseibem, który złoił mi skórę łowiąc piękne karpie. Mi trafił się jedynie jesiotr i dwa mniejsze karpie oraz kilka niedużych wzdręg na spławik. Niedziela wieczór i wypad z jaceenem na Odrę w centrum. Na miejscu był też Fido. Kilka słów przywitania i do dzieła. Do dzieła ale... bardzo długo nic się nie działo. Dopiero na pół godziny przed końcem łowienia zakładam salmo fanatica, żeby wydłużyć trochę rzuty. Najpierw trafia się szczupaczek - dokładnie ten sam, który został złowiony przez jaceena (warto wypuszczać) a potem dorzucam jeszcze pięknego jazia - równo 44cm i tym samym pobijam swój spinningowy rekord w tym gatunku równo o 1cm.
    13 punktów
  19. Wczoraj wieczorem decyduje się na szybki wypad nad Odrę. Czas ograniczony bo o 5 trzeba wstać do pracy. Chwilę po 21 jestem nad wodą. Odra podniesiona mętna i szybko płynie. Znajduje miejsce ze spokojniejsza woda i już w 3 rzucie mam branie przy samych trawach. Rybą mocno walczy ale udaje się ją wyholować. Miarka pokazuje 59cm i jest to moje PB😀 Łapalem na 4 cm woblera( dobrze że wymieniłem kotwice bo ryba pokiereszowała nawet te mocne). Później mam jeszcze jedno branie ale nie zacinam.
    13 punktów
  20. Marzec i łowienie na smużaki? Czemu nie:) Pierwszy przedwiosenny ciepły powiew od razu przypomniał mi poprzedni sezon na rzece Odrze. Pod koniec miesiąca zacząłem łowić właśnie na smużaki i było miłe zaskoczenie. W tym roku kalendarzowo zacząłem wcześniej i się udało. Było kilka akcji, kilka powierzchniowych zbiórek i trzy klenie złowione. Jeden na żuka i dwa na klasycznego woblerka 4 cm prowadzonego tuż pod powierzchnią (Lovec Rapy). Nadchodzący weekend ma być w końcu z przyzwoitą temperaturą i w ogóle pogoda zapowiada się lepsza niż w poprzednie wolne. Może lekki spinning?
    13 punktów
  21. Z premedytacją zacząłem szukać Białorybu ze spinningiem i efekty są 💪 Takie 40stki potrafią chodzić na kiju a same brania istna poezja, okonie niech się uczą 😆
    13 punktów
  22. Korzystając z okazji, że byłem w pobliżu, dziś po raz drugi zajrzałem na Barki. Pomny tego co tu przeczytałem, a mianowicie, że gdy mi nie brały to innym brały tylko na tanty, czy inne robactwo - zaopatrzyłem sie w takowe. Woda jednak szybko zweryfikowała moje łowienie takimi przynętami w dodatku na leciutkich jak dla mnie 1-2g główkach. Czasu miałem mało, więc wytypowałem trzy sąsiednie miejsca, na każde chciałem przeznaczyć 10 minut i zobaczyć co będzie. Nie było nic. Stwierdziłem, że albo okoni tu nie ma, albo nie są aktywne, albo ja nie umiem ich łowić na Barkach w styczniu na tanty. Wróciłem więc na utarte ścieżki, zakładałem rybkopodobne gumy, które zbroiłem dwa razy cięższymi główkami. Przez kolejne pół godziny, łowiąc w trzech tych samych miejscach doliczyłem się kilkunasu mniej, bądź bardziej wyraźnych brań z czego połowę wykorzystałem. Ryby nieduże, ale cieszyły strasznie. Raz, że to moje pierwsze w życiu ryby z Barek, dwa to chyba pierwsze styczniowe, niepodlodowe okonie i trzy że mój upór, konsekwencja i wierność sprawdzonym metodom prowadzenia przynęt i samym przynętom się opłacił I tu coś Wam powiem, sprawa niby oczywista, a jednak: Dawno, dawno temu, gdy pierwszy raz stanąłem z kijem na brzegu Odry, byłem jednocześnie zachwycony i zagubiony. To był akurat zlot innego forum, którego wtedy byłem użytkownikiem, a pierwszy dzień był zaplanowany jako koleżeńskie zawody. W tamtych czasach Odrę znałem jedynie z wędkarskich gazet. Facynowały mnie ostrogi, opaski, klatki... wszystko to czego nigdy na żywo nie widziałem, bo na "mojej" ówczesnej dużej rzece, czyli Bugu niczego takiego nie było. Po jakichś dwóch godzinach zawodów wpadłem na Daniela - kolegę z Opola, który też brał udział w tych zawodach. Wiedziałem, że Odrę zna bardzo dobrze, bo wychował się nad nią i wciąż zasypywał tamto forum opisami i zdjęciami znad Odry, więc poprosiłem o szybkie wskazówki, bo do tej pory nie miałem nawet kontaktu z rybą. Liczyłem na wykład, na techniczny instruktaż połączony z prezentacją najskuteczniejszych przynęt... Przeliczyłem się. Daniel miał dla mnie jedną, krótką radę. Powiedział wtedy - Grzechu, jeśli nie wiesz jak łowić to łów po prostu tak jak lubisz. Najpierw myślałem, że mnie zbył, gdy się jednak nad tym zastanowiłem, stwierdziłem, że to ma sens. Posłuchałem go i... wygrałem te zawody Mądrość tak oczywista, że człowiek zwyczajnie o niej zapomina. Kilka dni temu rozmawiałem z jednym z Was o łowieniu na Barkach. Ten ktoś nie pierwszy raz mi pomógł opisując czym i w jaki sposób łowi okonie na tym łowisku. Na koniec dodał i tu też zacytuję: "Warto po swojemu dłubać..." Czyż to nie piękne? Ludzie, okoliczności, przynęty, techniki połowów i wszystko wokół nas może iść naprzód, zmieniać się, ewoluować, ale życiowe mądrości pozostają niezmienne i bez względu na wszystko będą zawsze na czasie, bo są prawdziwe i ponadczasowe. Wracając na ziemię - sam prosiłem, by w opisach połowów wspominać o technice, sprzęcie... więc mimo, że niewiele i niewielkich ryb dziś połowiłem to wspomnę, że łowiłem klasycznie jigując, chociaż zdecydowanie wolniej i leniwiej niż w cieplejszych porach roku. Najwięcej brań miałem i rybek złowiłem na przyciętego do połowy Dragona Agressora widocznego na pierwszym zdjęciu. Szybko jednak stracił ogon, a drugiego nie miałem więc eksperymentowałem z tym co miałem i pojedyńcze rybki oszukałem różnymi wariacjami Mikado Real Fish na 4-5g główkach. Kij Microflex 230 2-10, kołowrotek też DAM 2500, plecionka Shimano 0,06; fluorocarbon Dragona 0,18. Ufff,następnym razem po prostu napiszę, że sprzęt bez zmian (jeśli tak będzie).
    13 punktów
  23. W poniedziałek wybrałem się za okoniem. Po złowieniu 3 jazgarzy postanowiłem zmienić przynętę na większą 7.5cm w kolorach podobnych do jazgarza główka 10g pierwszy rzut, 2 delikatne podbicie i jest 69cm rybka złowiona w samo południe. Był jeszcze jeden krótki i niestety nic więcej się nie wydarzyło.
    13 punktów
  24. I mogło być ciekawie. Sobota. Przed 19:00 byłem na miejskich bulwarach. O dziwo dzisiaj nikogo nad wodą nie było. Wcale się z tego powodu nie zmartwiłem;) Założyłem na początek BullTeeza Pinkheadlight 9,5 cm/6g. Nurt bardzo leniwy to z obciążeniem nie szalałem. Po kilkunastu minutach mam dziwne zachowanie linki. Prowadzę gumę dalej i ponownie coś skubnęło. Następnym razem mocniej szarpnęło i zaciąłem. Mikado się wygiął i po kilku sekundach sandacz był na brzegu. Niestety o kilka centymetrów za krótki:) Zaplanowałem, że będę obławiał krótki odcinek Odry, ale bardzo dokładnie. Wzdłuż burty, z wachlarza, podbijanie od dna, w toni i pod powierzchnią. Pierwsze branie było dokładnie o godz. 19:09. Na kolejne czekałem ponad godzinę. Przed 20:18 mam delikatne pstryknięcie przy dnie. Zaciąłem na pusto. Trzy razy prowadziłem gumę po podobnym torze i w połowie drogi jest wyraźniejszy pstryk. Udało się w tempo zaciąć. Drugi sandacz był mniejszy. To nic. I tak się ucieszyłem, bo ostatnio nie miałem z nimi w ogóle po drodze. Przynęty nie zmieniałem. Mam wiarę w tą gumę. W następnej godzinie mam jeszcze dwa skubnięcia. A na koniec został deser. Tym razem prowadzę gumiaczka jednostajnie przy burcie. Chwilę wcześniej, coś jakby zakołysało wodą. Nie miałem pewności, czy miałem złudzenie, ale dla spokoju poprowadziłem BullTeeza pod powierzchnią przez to miejsce. Co to się nie działo! Porządny strzał. Fontanna wody i z upływem czasu oceniam, że wpadłem w panikę:) Mimo że coś pod skórą czułem, to i tak mnie, ta sytuacja zaskoczyła. Sandacz szaleje, ja staram się wydostać podbierak przytroczony do plecaka i to zdecydowało, że kolczasty wykorzystał chwilę luzu i właśnie nastąpił luz:) Oczywiście luz na lince, a napięcie trzyma mnie do tej pory:) Szkoda. Nie była to dziewięćdziesiątka, ale siedemdziesiąt, a nawet lepiej mogło być. Kilka minut przed zakończeniem łowienia, byłem do 22:20, miałem jeszcze jedno pstryknięcie z opadu. I to byłoby na tyle. W końcu miałem jakieś akcje. Czasami jest tak, jak z Milikiem i Lewandowskim, obijają słupki i poprzeczki. Podobnie miałem i ja, brania były, ale trochę szczęścia zabrakło.
    13 punktów
  25. Moje podsumowanie października. Nad wodą byłem bardzo często. Najczęściej w godzinach popołudniowych z przedłużeniem na nocne. Razem wychodziło od 5 do 7 godzin. Kilka razy uszczknąłem z tych godzin coś na okonie. Wyniki? Draaamat!!! Jeździłem na sprawdzone miejsca, które kilka lat temu dawały emocje. Mowa o Odrze w granicach Wrocławia (Osobowice, Biskupin). Drobny sandacz jest. Łowiłem takie do 40 cm na gumy i na woblery. Rzadko się zdarzało, żebym był na zero. Poza kilkoma przypadkami przeważnie kończyło się na 1-3 sztukach. W ciągu całego miesiąca miałem na wędce trzy, powtórzę, trzy wymiarowe sandacze. Jeden pod 60 cm złowiony na rippera, który i tak nie pozwolił się schwytać do ręki:) Kolejne dwa były na jednej z wypraw z Marientym. Pierwszy wziął na rippera w klasycznym jigowaniu, drugi w nocy na woblera. Tego drugiego miałem krótko na wędce. To była fajna ryba. W mojej ocenie mogło być 60-70 cm. Po kilkugodzinnym wędkowaniu wkradło się rozluźnienie i zabrakło zdecydowanej reakcji. Brań, takich delikatnych pstryków nie brakowało. Nie podejrzewam, że to były lepsze okazy, raczej jakieś maluchy, lub okonie. I teraz moje pytanie. Właściwie do samego siebie. Czy jest sens w takim przypadku poświęcać tyle czasu na rybę widmo? Od kilku lat zadaję sobie to pytanie i przychodzi jeden wniosek. NIE! Trochę statystyk. W 2019 roku od października do końca grudnia złowiłem 8 wymiarowych sandaczy. W 2020 od października do końca grudnia 24 wymiarowe sandacze. W 2021 od października do końca grudnia 4 wymiarowe sandacze. W 2022 w październiku mam złowionego 1 wymiarowego sandacza. Nie wspominam o miesiącach letnich, bo też różnie bywało. Może to wynik przerwy i pierwszy miesiąc po ochronie wygląda u mnie lepiej niż inne miesiące. Chodzi o czerwiec. Nie sięgam po wcześniejsze lata. Wyniki są podobne. Najlepszy rok skończyłem na +/- 40 wymiarowych sandaczach. Większość z nich złowiłem na woblery. To było w momencie, gdy doszedłem do wniosku, że styl ciężkiego jigowania nie jest moją silną stroną. Przejście na łowienie woblerami i szukanie sandaczy przy powierzchni daje mi lepsze rezultaty. Z chwilą, gdy nastają zimniejsze miesiące i trzeba jednak częściej sięgać po jigi, lub woblery głęboko schodzące, to moja skuteczność woła o pomstę do nieba:) Nie piszę tego, by się nad sobą użalać. To raczej trzeba potraktować jako informację od statystycznego wędkarza, co może spotkać każdego przy nastawieniu się na konkretną rybę w granicach Wrocławia. W tym przypadku chodzi o sandacza. Może ja akurat wykraczam poza statystycznego wędkarza, bo nad wodą jestem zdecydowanie częściej, niż mogłem pozwolić sobie 10 lat temu. Być może w przyszłym sezonie dokonam całkowitej zmiany swoich planów. Jeżeli w ogóle sandacze, to prawdopodobnie czerwiec-sierpień. Jednak te miesiące rezerwuję na sumy. Jak zdrowie pozwoli, to jeszcze z nimi powalczę. Wynika z tego, że na sandacze nie ma miejsca. Lepiej podłubać jesienno-zimowe okonie i przynajmniej nacieszyć się z ich aktywności. Wbrew temu co pisałem, że lepsze wyniki zacząłem mieć łowiąc woblerami, największe sandacze złowiłem na silikony. Dwa 94 i 95 cm na białego twistera łowiąc w toni (jigowanie w pół wody). Największy na białe kopyto z opadu na dno. W każdym z tych przypadków gumy były dociążone główkami maksymalnie 8 g. Pozostałe trzy, to wynik łowienia na woblery. 👊
    13 punktów
  26. Miały być sandacze:) Coś mnie tknęło i dołożyłem do pudełka glidery, cykady i "krąpiki" Oleixa. Jak już je wziąłem, to wypadałoby trochę nimi połowić. Pierwsze trzy rzuty gliderem Lovec Rapy i jest branie. Boleń patrolował klatkę między ostrogami na wstecznym nurcie. Ryba pod 60 cm pochlapała się pod nogami i uwolniła. Po tym zdarzeniu zakładam krąpika Oleixa. Łowię dwie klatki dalej. Po kilkunastu minutach jest kolejne branie. Sytuacja podobna. Wsteczny nurt i obławianie strefy brzegowej kończy się następnym boleniem. Idę dalej. Kątem oka zauważyłem jakąś akcję na napływie ostrogi. Wyglądało na coś konkretnego. Dalej na agrafce krąpik. Zbliżyłem się jak tylko możliwe pod ostrogę, ale nie wchodziłem na nią, tylko przykucnąłem kilka metrów od podstawy. Kilka rzutów i jest kolejny boleń. Ten już wygląda na poważnego przeciwnika. Przyzwoite 70 cm poprawia mi i tak dobry humor. Zostałem jeszcze na nocne łowienie. Ryby trochę aktywniejsze powierzchniowo, to postanowiłem spróbować szans na woblera Assan 7cm K. Gębskiego. Zostałem miło zaskoczony. W dość krótkim czasie łowię dwa nocne bolenie i dwa kolejne brania przegrywam po krótkiej walce. Rozgięły się groty. W sumie miałem siedem brań i pięć ryb pod nogami. To było we wtorek, a w środę już się skończyło. Mimo pięknej pogody, do ryb nie mogłem się dobrać. Złowiłem okonia, szczupaczka i sandaczyka, ale to były maleństwa. Miałem już trochę dość i dałem sobie czas 30 minut na ostatnią ostrogę. Założyłem woblera krakuska i to był dobry pomysł. W ciągu godziny (trochę 30 minut się przedłużyło:) mam cztery brania i wyciągam trzy klenie. Największy może lekko ponad 40 cm. Już na sam koniec zakładam sprawdzonego Assana i na odchodne mam zdecydowane branie w warkoczu. Kolejny nocny boleń na woblera, którego niejeden wędkarz w życiu by nie założył, by łowić bolenie;)
    13 punktów
  27. Pogoda taka, że rano w ogóle nie myślałem o rybach. Koło południa dotarło jednak do mnie, że to być może ostatnie chwile na wskoczenie w wodery i poszukanie klenio-jazi. Przeprosiłem długi kij i kolejny raz sięgnąłem po żyłeczkę. Nad rzeką byłem około 12:30. Wędkarzy tłumy, spacerowiczów też. Ciężko było znaleźć kawałek wolnego brzegu, a gdy go już znalazłem stwierdziłem, że klenie mają mnie gdzieś, a przynajmniej moje woblerki. Założyłem więc obrotówkę i zaraz złowiłem pierwszego okonka. Po jakimś czasie tą samą obrotówką wjechałem w zaczep, którego w tym miejscu nie powinno było być. Za chwilę zaczep ruszył z takim impetem, że w duchu dziękowałem opatrzności, że wziąłem długi, kluchowaty kij, który pięknie przygiął się pod rybą do samej wody dając mi czas na korektę hamulca. Gdyby to była krótka okoniówka pewnie nie byłoby o czym pisać. Po nieco dłuższym holu ląduję szczupaczka, jak się okazuje - swoje tegoroczne PB Zaczepiony samym dziobkiem, więc nie przegryzł żyłeczki. Potem doławiam jeszcze jednego okonka i dwa krótkie szczupaczki i w ten sposób kończę ostatnią pewnie w tym roku woderowo-kleniową wyprawę
    13 punktów
  28. Dwa tygodnie bez wędki zrobiło swoje. Czułem się trochę dziwnie. Warunki nad wodą zastałem trudne. Po wysokiej wodzie brzegi mocno namoknięte. Nogi rozjeżdżały się jak szczeniakowi łapy na lodzie. Nurt w dalszym ciągu szybki. Dobrze, że wziąłem najmocniejszy sprzęt, którym dysponuję. Z DAM-ką do 42 g w takiej sytuacji można by się spodziewać bieganiny po brzegu. Ale ja tu o bieganiu a jeszcze nie zacząłem łowić. Spodziewałem się takiej wody i wziąłem ze sobą travela SG MPP2 243/40-80g. Posłuchałem bardziej doświadczonych i nawinąłem plecionkę 0,28 Whiplash8 Berrkleya. Dyskomfortu w rzutach i prowadzeniu przynęt nie odczułem. Linka dobrze wysnuwała się ze szpuli i dawała poczucie bezpieczeństwa. Kotwice w niektórych woblerach wymieniałem, ale u mnie to ma być najsłabszy element. Mają się w razie dramatycznej sytuacji najzwyczajniej rozgiąć, a przynęta ma wrócić do mnie. Tej nocy łowiłem z kolegą Olkiem. Tak się złożyło, że już podbierał mi dwa sumy, gdy kiedyś się spotkaliśmy. Niewiele brakowało i mógłbym się odwdzięczyć. Niestety sum nie wciął się Olkowi i rewanż został odroczony. Początkowo łowiłem na River2Sea 13 cm. Później założyłem Adustę Zacrawl-heart Blaster i na koniec na nietoperza Bat 3d 10 cm. Mieliśmy ostatnie dziesięć minut łowienia. Było już po 1:00. Sprowadziłem nietoperza po łuku w pobliże brzegu i powoli zacząłem ściągać go do siebie. Nie mogłem się spieszyć. Nurt był zbyt mocny i trzeba było to robić z wyczuciem. Kilka rzutów i BUM! Atak, pierwszy odjazd i siła nurtu, od razu dała do zrozumienia, że plany powrotu ulegną zmianie. To był najdłuższy hol suma, z jakim się mierzyłem. Ryba odjechała około 20 metrów i stanęła mniej więcej na środku kanału. Nie dała się przez 20 minut podciągnąć więcej niż na dwa/trzy metry. Nawet w momencie, gdy już widzieliśmy wąsa na powierzchni, to siła nurtu i masa ryby nie pozwalała na szybszy hol. Trzeba było cierpliwie walczyć o każdy metr. Pod koniec mieliśmy jeszcze dwa odjazdy, ale niespodzianek jako takich nie było. Kolega szybko i sprawnie podebrał mi kolejnego suma. Jeszcze trochę i się nie wypłacę w rewanżu:) Po zmierzeniu wyszło z małym plusem 170 cm. Ogólnie warunki trudne. Nurt silny i brzegi mocno rozmiękczone, błotniste. Szczęśliwie, spływające trawy nie były dokuczliwe, jak bywało ostatnio. 🇵🇱🎣👊
    13 punktów
  29. Na początek mały dodatek do ostatniego posta. Na drugi dzień powtórzyłem łowienie na tym miejscu, godziny te same przynęty te same. Na pewniaka rzuty w ten nurt i nic nawet jednego brania w miejscu gdzie 24 godziny wcześniej było uderzenie za uderzeniem . Ale rybki też brały, tyle że tym razem trzeba było rzucić za główną rynnę, pod drugi brzeg, tam siedziały w spokojniejszej wodzie. Kilkanaście podejść do ploppera i niestety nic skutecznie nie wcięte. Przed zapadnięciem zmroku kilkanaście metrów wcześniej na wodzie o trochę innej charakterystyce, nie tak rwącej wyjąłem 2 sumki, 2 okonie i malutkiego sandaczyka. W czwartek wieczorem mecze Rakowa i Lecha więc czas mam tylko do 18. Postanowiłem świadomie podejść do brzany. Wytypowałem miejscówkę , wiem że brzany tam są bo już kilka razy widziałem jak się spławiały. Taka typowa rynna z szybką wodą , ale łowiłem na jej samym końcu, tam już nurt jest słabszy i rozmywa się na boki, liczne zawirowania na wodzie i większa głębokość niż na początku rynny. Łowiłem stojąc w wodzie w jednym miejscu, bez przemieszczania się. Nie zmieniałem nawet przynęty, uznałem że 5 cm wobler krakusek najbardziej będzie imitował małego kiełbika i penetrował przydenne obszary łowiska. Rzuty jak najdalej w dół rzeki i powolne ściąganie pod prąd . I taka monotonia przez 4 godziny od 13.30-17.30 . Brań miałem kilkanaście , w ręce wylądowały 2 klenie, 2 małe sumy , okoń i brzana .Wszystkie ryby wyjęte na krakuska. Brzana to prawdziwa Królowa Rynny piękna kłoda na 71 cm Po braniu byłem pewien że mam albo dużego suma albo podczepioną brzanę , żadnego nerwowego szaleństwa i odjazdów, powiedział bym że bardziej spokój , majestat i pewność swojej siły. To jest ciągłe trzymanie się dna w szybkim nurcie , przesunięcia się ryby to ledwie 2-3 metry w górę lub w dół. Tak duża brzana ma niesamowitą siłę to było kilkanaście minut dosłownego siłowania się na rękę. Taki hol który pamięta się do końca życia. Moja największa miała do tej pory 69 cm więc te 71 to jest nowy PB Nie chciałem dodatkowo ryby męczyć więc nie wychodziłem nawet na brzeg, wolałem się poświęcić i położyć wędkę w wodzie do zdjęcia Ryba po chwilowym odpoczynku na spokojnej wodzie majestatycznie odpłynęła w nurt. Nie miałem świadków połowu więc miejscówka nie została "spalona" i mam nadzieję że jeszcze kiedyś się spotkamy. Miałem jeszcze jedno "brzanowe" uderzenie w woblerka ale bez skutecznego wcięcia.
    13 punktów
  30. Ostatni tydzień spędziłem na wakacjach w okolicy Giżycka. Była to już kolejna próba połączenia wakacyjnie atrakcyjnego miejsca dla rodziny z możliwością łapania ryb. Wędkarsko kończyło się to nieciekawie( w tamtym roku w okolicy Łeby na łowisku specjalnym z obowiązkowa matą i płynem do dezynfekcji skończyłem na zero. Na 10 domków przez tydzień trafił się jeden karp 7kg). Teraz jesteśmy na małym ośrodku 4 domki i obok staw z rybami. Właściciel nie reklamuje ośrodka jako wędkarski ale wiadomo że ryby są. Z Tatą próbujemy różnych metod. Większość czasu łapiemy na method feeder ale próbujemy tez na spina. Przez tydzień udaje mi się złapać jak na moje umiejętności i doświadczenie z karpiowatymi 4 fajne rybki 2 amury i 2 karpie i kilka mniejszych ryb. Na spina trochę okoni i parę szczupaczkow jednego wymiarowego. Tato 2 amury i na spina 3 wymiarowe szczupaki w tym 92cm. Wyjazd uważam za udany i rodzina zadowolona bo jak na polskie warunki pogoda dopisała i sporo czasu spędziliśmy na plaży.😀
    13 punktów
  31. U mnie lipa. Ostatnio na mojej podwrocławskiej mecie pustki i same porażki. Zmieniłem miejscówkę na bardziej popularną ale tam teraz, w okresie letnim zbiera się ryba. Łowiłem z kolegą ok 20:00-00:00. Brań bardzo dużo. Szybie puknięcia. Wyjąłem 3 żarłoczne krąpię i niebrzydką płoć. Klenia o dziwo nie uświadczyłem ale to pewnie kwestia przynęt bo łowiłem na max 3cm wobki. @moczykij łowienie białorybu na spinning wciąga. Może wciągnie i Ciebie 😉
    13 punktów
  32. Jak pisałem tak zrobiłem, wczoraj było drugie podejście za węgorzem. Łowiłem od 19:45 do 23:45, w sumie były 4 węgorze ale tylko ten pierwszy miał sensowny rozmiar - 68 cm PS. Kolejne wypady planuję już spiningowe, może uda się złowić jakiegoś bolenia.. Liczę też że namierzę jakieś porządne okonie i wzdręgi lub płocie Na węgorze kolejny wypad dopiero w czerwcu
    12 punktów
  33. Wydłużony weekend nad morzem. W czwartek z plaży pojedyncze ryby, ale za to słońce, plaża i belony krążące wokół... Wieczorem port i całkiem dobre brania fląder po zmroku. Kilkanaście sztuk wyjęliśmy we dwójkę. W piątek z łodzi na zatoce było już bardzo dobrze. Mnóstwo holi, niewiele mniej spadów. Belony nawet osiemdziesiątki. Dużo nowych doświadczeń zebrane. Na koniec rejsu u kolegi nietypowe branie i niespodzianka. Po krótkim holu podbieram trotkę. Wywołała niemałe poruszenie na radiu, bo okazuje się że to pierwsza złowiona w tym roku na tym terenie.
    12 punktów
  34. Gratulacje wszystkim.. U mnie od ostatniego wpisu były 3 wypady, ale tylko na tym ostatnim ( wczoraj ) udało się coś sensownego złowić. Pojechałem na dosłownie niecałe 3 godziny na Wisłę ze spinem, przez ten czas zaliczyłem aż jedno branie które na szczęście wykorzystałem.. Dobrze że dojechał do mnie znajomy bo pomógł sprawnie podebrać rybę którą okazał się nażarty pewnie około 2 kilogramowy kleń - 53 cm Wrzucam tylko jedno pamiątkowe lekko przerobione zdjęcie ( konkurencja nie śpi ) : PS. Cel na kwiecień osiągnięty, kleń 50+ zaliczony.. Jednak jazia nadal brak 😕 Ale oczywiście jeszcze do maja będę próbował bo wiem że tam gdzie jeżdżę może się trafić
    12 punktów
  35. We wczesnej młodości, gdy nie było feederów, pickerów... wiosna nad rzeką kojarzyła mi się zawsze z dwiema metodami. Tam gdzie nurt i dno były w miarę równe rządziła przepływanka, natomiast tam gdzie woda kręciła, a dno było pełne uskoków, zaczepów i innych niedogodności - przystawka. Jako, że ostatnio polując na klenie odkryłem, że w klatce tej bytują też płotki, zamarzyłem sobie że następnym razem fajnie byłoby spróbować się do nich dobrać starym sposobem. Dziś po południu wylądowałem więc nad tą klatką odpowiednio przezbrojony. Matchówka z żyłką 0,14 i przyponem 0,12, haczyk może 14, a do tego krępy, około 4g spławiczek i 6g oliwka. Zanęciłem łowisko skromnie, ale treściwie. Zanętę stanowiła czarna płoć Bolanda z odrobiną pieczywka fluo, "szczyptą" wyprażonej konopii i garstką pinki. Oczywiście to mniej więcej połowa mieszanki. Resztę wypełniła glina i jak zawsze ziemia z kretowiska. Na pierwsze branie czekałem jakieś pół godziny. Spławiczek nawet nie drgnął, po prostu zniknął pod wodą. Zacięcie spudłowane, ale w wyobraźni już widziałem grubą, odrzańską mamuśkę. Zmieniam pineczki i na następne branie czekam może 3 minuty. Spławik znów znika błyskawicznie i tym razem zacinam i czuję na kiju tę "mamuśkę", która uparcie chce się wbić w brzeg. Dobrze, że miałem długi kij, więc udało mi się ją powstrzymać i po chwili zobaczyłem ją pod powierzchnią. Moją mamuśką okazał się być 40 cm kleń. Następne mocne branie mam 20 minut później. Scenariusz ten sam, więc podejrzewałem, że to też będzie kleń i tak było. Ten jednak walczył dzielniej, mimo że był o centymetr mniejszy. Po tym holu zapanowała cisza. Na następne branie czekałem pewnie z godzinę. Tym razem spławik zaczął subtelnie drgać, podskakiwać i już wiedziałem, że tym razem to chyba płotka. Miałem rację. Od tamtego brania do zmroku złowiłem ich kilkanaście. Nie było wśród nich żadnej mamuśki, ale kilka nadaje się do GP, więc zaraz je tam wrzucę To było udane, wiosenne popołudnie w starym stylu
    12 punktów
  36. Sezon. 2023 uważam oficjalnie za otwarty. Tradycyjnie mała rzeczka, przydomowy odcinek. Na końcu zestawu skórka chleba wymazana w mielonce tyrolskiej. Jako picker posłużył mi mój kleniowy spinning 2,7m. Za plecami mnóstwo spacerowiczów, również tych z pasami, które przez tę mielonkę czepiały się mnie jak rzepy 😁 Brań kilka i jeden klenik na brzegu.
    12 punktów
  37. No i dziś przy tak pięknej pogodzie wreszcie wszystko ładnie zagrało Pomyślności w Nowym Roku.
    12 punktów
  38. U mnie tak szczerze to cisza 😱 ciężko się do czegoś konkretnego dobrać. Dochodziły mnie słuchy o łowieniu sporych okoni, postanowiłem to sprawdzić. Na wodzie byłem około 9 o 10 pierwsze branie i melduje się piękny garb 40cm już nie pamiętam kiedy złowiłem takiego okonia 🤦. Zapisy białorybu miałem do godz 11. Później nie mogłem już namierzyć rybek. Niestety tylko jeden duży i kilka palczaków 😮‍💨 one na pewno tam są tylko trzeba się do nich dobrać. 4 gramy i shadteez który kiedyś miał 5 cm 🤣
    12 punktów
  39. Nie udziałem się w temacie od samego zgłoszenia ale walczyłem uparcie, żeby zapunktować od początku trwania tej zabawy. Z uwagi na brak czasu jedynie spinningowałem i to głównie w godzinach ok 20:-23:00. Zostawiłem woblerki kleniowe (żeby nie kusiło) i łaziłem jedynie za sandaczem. Przez ostanie kilka wypadów złowiłem łącznie ok 10 krótkich sandaczyków - wszystko do 40cm. Wczoraj nastąpił punkt przełamania. Wziąłem mrożone uklejki i pojechałem posiedzieć stacjonarnie. I co?!?! No i minęło niecałe pół godziny od zarzucenia i miałem już pierwsze konkretne branie i po chwili ładnego sandacza w podbieraku. Byłem o najlepszej porze, czyli na przełamaniu dnia i nocy. Była szansa na dublet ale zmarnowałem pięke branie. Jak dotąd jest to moje skromne PB w tym gatunku (...i pomyśleć o tych dziesiątkach nocnych wypadów spinningowych za tym gatunkiem) - tym samym zgłaszam rybkę 61cm. TABELA 1. Konrado 76,5+ 72 = 148,5 2. lechur1 92 + 0 = 92 3. Elast93 78,5 +0 = 78,5 4. jaceen 71 + 0 = 71 5. tomek1 67 + 0 = 67 6. RafalWR 7. Marienty 61 + 0 = 61 8. moczykij 9. MarianoItaliano85 10. suchi 11. Fido Angellus 12. RSM 13. boseib 14. SebaZG 15. McGregor 16. Płatek88 17. Larry_blanka 18. jamnick85
    12 punktów
  40. W piątek rano tylko dwa brania. Jedno typowe sandaczowe trzepnięcie z opadu. Niestety kolejny raz na pusto. Drugie, też mocne w chwili ściągania gumy Westin Shad Teez 9 cm na główce 10 g. W zależności od miejscówki czasami dzielę prowadzenie po połowie. Częściowo jiguję, a drugą część prowadzę gumę w toni, zmieniając tempo. Czasami uderzy okoń, szczupak, lub zainteresuje się boleń. Ostatnio nie mogły sobie z gumą poradzić okonie, ale jegomość boleń nie miał dla Shad Teeza litości.
    12 punktów
  41. Odra; 25.10. słońce w zenicie; kij 2,40 10-35g, plecionka Power Pro 0,13 główka 17g, a na niej Lunker City Shaker 3,25" Tak to wyglądało dokładnie 8 lat temu, gdy złowiłem swoją życiówkę. Rano wyskoczyło mi na fb jako "wspomnienie" i nie mogłem sie powstrzymać, by tej sesji tu nie wrzucić Dodam, że te główki odwiedziłem w tym roku już kilkukrotnie i nie miałem nawet pstryknięcia, ale wiem, że kolega z tego forum rok temu też wyjął tam ładnego smoka, więc nie odpuszczę dopóki plecionka nie zacznie przymarzać do przelotek
    12 punktów
  42. Wczoraj 20:30-00:00. Przez cały wypad konsekwentnie łowiłem tylko na jedną przynętę - na to ustrojstwo z drugiego zdjęcia. Brań miałem aż sześć. Pięć brań to były mniejsze ryby. Jedno było na bank sumowe. Trzy razy poczułem, że ryba trafiła w przynętę. Jedno zacięcie było skuteczne. Taki już urok powierzchniowego łowienia. Jako przyłów trafił się pierwszy w tym sezonie sandaczyk i to wymiarowy. C&R.
    12 punktów
  43. Mimo fatalnych prognoz na weekend, postanawiamy z ojcem nie zmieniać planów i zrobić zasiadkę na sumy. Między deszczami rozwijamy sprzęt i stawiamy zestawy ze zrywkami. Przynętę stanowią karasie ok. 30 cm. Piątkowa noc mija bez brań, podobnie jak sobotni dzień. Po południu wraca deszcz. Zmieniamy umiejscowienie bojek, dwie z nich lokując blisko brzegu, na gwałtownym przejściu z 2,5 na 5 m, co jak się okaże wygeneruje problemy. Sobotnia noc nie była spokojna, silny wiatr i deszcz utrudnia wywózki zestawów, ale daje nadzieję, że sumy się uaktywnią. Przed 4 rano, branie na jednym z daleko postawionych zestawów. Ojciec zacina, ale hol nie wskazuje, żeby ryba była duża. Tata ocenia ją na max. 1 metr bo idzie dość lekko do brzegu. Niestety wchodzi w ustawioną blisko boję. Wsiadam do pontonu z myślą, że na wodzie podbiorę rybę i wrócę z nią do brzegu. Dopływam do bojki, chwytam za plecionkę i próbuję ją odplątać z liny kotwiącej. W tym momencie ryba robi zryw, plecionka prawie tnie mi dłoń a z brzegu słyszę gwizd hamulca, który wcale nie był lekko ustawiony. Czyli żarty się skończyły. Jednym zdecydowanym ruchem przerzucam plecionkę nad sobą i bojką. Ryba uwolniona. Spływam do brzegu po drodze jeszcze wkręcając w śrubę uwolniony z tej bliskiej boi zestaw... Ojciec w tym czasie mocuje się z rybą, która podrażniona odjechała dodatkowe kilkanaście metrów. Hol nie może być delikatny, bo w pobliżu są inne podesty a ryby doskonale wiedzą, gdzie można wiać. Dociąga rybę do brzegu i niepotrzebnie próbujemy zmieścić go w dużym podbieraku, na co oczywiście nie ma żadnych szans. Siatka tylko wplątuje się w zestaw. Na szczęście przy podeście stoi ponton. W sekundzie wskakuję do niego. Nie ma czasu na wkładanie rękawic, wiem że drugiej szansy nie będzie. Wkładam dłoń w pysk, dokładam drugą i z trudem utrzymuję miotającą się rybę. Czekam aż się uspokoi i wciągam suma do pontonu. Wiatr, deszcz, przygody podczas holu, ten sum nie przyszedł łatwo. Miarka pokazuje 186 cm, nie bardzo mamy go jak zważyć, ale ryba jest gruba, szacujemy ją na ok. 50 kg. Ojciec zmęczony holem i emocjami, ale szczęśliwy- ryba złowiona parę godzin po jego 66 urodzinach- decyduje, że wypuszcza suma. Jeszcze kilka zdjęć- niestety niezbyt ostrych ze względu na padający deszcz i ciemności i ryba wraca do wody jak widać na poniższym filmie.
    12 punktów
  44. Gratulacje dla bywających nad wodą! Wczoraj wypad 19:00-23:00 na popularny wrocławski odcinek. Kilka brań i jeden fajny kleń 52cm. Miałem jeszcze jednego, chyba jeszcze większego bo pięknie się pokazał przy braniu ale zacięcie było nieskuteczne i spadł po sekundzie. Warunki niełatwe - dużo płynących traw czepiających się w prawie każdym rzucie. Przynętą dnia była własnoręcznie wystrugana i poświęcona oska od kolegi @jaceen. Ciekawe czy ją jeszcze pamięta bo dostałem ją chyba więcej niż 5 lat temu. @Elast93 dobre samojebki z rybami to lata doświadczeń. Najgorsze wychodzą, kiedy najbardziej Ci zależy - czyli z tymi największymi rybami 😈
    12 punktów
  45. "Okienka pogodowego", czyli odpoczynku od upałów, które zapanowało dziś nad Dolnym Śląskiem, nie można było przegapić, zwłaszcza że prognozy chyba nawet nie przewidują w najbliższym czasie kolejnego takiego. Byłem służbowo trochę daleko od domu, ale Odra cały czas wiła się obok. Wracając do domu popatrzyłem na mapę, sprawdziłem gdzie zaczyna się dolnośląska Odra i gdy tylko zobaczyłem ten moment, zacząłem się rozglądać za jakimś zjazdem, a gdy go zobaczyłem, skręciłem i dojechałem niemal do główki. Celowałem w stare, dawno nieodwiedzane miejsce, przestrzeliłem się o kilka głowek, ale i tak było fajnie. Rzeka szybka, mimo niskiego stanu woda wciąż kręciła się w klatkach, główki wyraźne, teraz najeżone odsłoniętymi faszynami... Mój klimacik. Koniec pierwszej klatki i napływ. Coś chyba spłoszyło rybki. Obławiam jeszcze koniec warkocza, ale kątem oka już spoglądam na ten napływ i po chwili wyraźnie widzę kilka rybek uciekających na brzeg. Trochę jakby boleniowo, ale bez bolenia, może jakiś okonek? Na agrafce niezmiennie od dłuższego czasu obrotówka, teraz akurat Aglia. Kilka mierzonych rzutów i nic. Zmieniam na Cometa, wciąż nic. Sięgam więc po Longa i próbuję przeczesać bardziej zewnętrzną część napływu - nic. Może przeprosić gumy? Zakładam twisterka, potem ripperka, a gdy tego ostatniego mam już pod nogami znów na napływie wyskakuje kilka rybek. Grzebię w pudełkach bez konkretnego pomysłu, bo wciąż nie wiem co tam siedzi. Stawiam na malutką "pstrągową" wahadłóweczkę. Pierwszy rzut dosłownie między wystające z główki resztki faszyny, dwa ruchy korbką i pstryk, a za chwilę podbieram ręką okonka. Jak się chwilę później okaże to pierwszy trzydziestak z Odry od ponad dwóch lat! Następna klatka i następny napływ na zero. W międzyczasie znów wracam do obrotówki, bo wydaje mi się bardziej uniwersalna, zwłaszcza latem, gdy nie nastawiam się na konkretny gatunek. Obławiam warkocz trzeciej główki. Nurt jest tu na tyle silny, że gdy przynęta wchodzi w sam warkocz kij gnie na tyle mocno, że mam wrażenie, że brakuje już ugięcia na ewentualne zacięcie i właśnie gdy o tym myślałem poczułem Łuuup i nie zaciąłem. Przepraszam wahadłóweczkę i poprawiam kilka razy, ale bezskutecznie. Cofam się więc do podstawy główki i cichutko w chaszczach wyższych ode mnie przedzieram się do klatki, a gdy na nią wchodzę, robię to niemal na kolanach. Oddaję dwa rzuty w stronę szczytu główki, trzeci niemal na wprost siebie, bliżej końca warkocza i gdy tylko błystka opuszcza warkocz i wchodzi we wsteczny nurt czuję lekkie przytrzymanie. Zacinam i... mam rybę Wiedziałem, że tym razem to nie okoń. Hol troszkę dłuższy, bo sprzęt delikatny i za chwilę podbieram pierwszego w tym roku bolenia. Kolejne dwie główki na zero. Zaczyna się przejaśniać, przestaje wiać... robi się flautowo. Postanawiam wracać. W miejscu, w którym trafiłem bolka zaczynam kombinować jakby tu go jeszcze raz oszukać, ale mimo wszelakich prób nie udaje mi się. Pewnie za szybko chciałem powtórki (tak to sobie tłumaczyłem ). Zamiast bolenia oszukuję za to jeszcze jednego okonka i to akurat wtedy, gdy na agrafce miałem tę szczęśliwą wahadłóweczkę. Po 18-ej, gdy słońce jest już w pełnej krasie, rzeka jakby zamiera, widzę też, że przez te dwie godziny poziom spadł o jakieś 20-30cm, więc wracam do domu.
    12 punktów
  46. Z tymi ptakami, to takie moje dorabiane teorie;) Wyobrażam sobie, że w tym momencie wszystko, co w przyrodzie jest żywe w pobliżu, to uszy stawia na sztorc:) Faktycznie, poszczęściło mi się kolejny raz i złowiłem suma i dwa klenie. Warunki delikatnie inne niż poprzednio. Z pewnością uciąg był słabszy. Za to płynące trawy mniej czepiały się o kotwice. Przynęty nie zmieniałem i łowiłem jak poprzednio na chińskiego nietoperza. Nadałem tej przynęcie dodatkową nazwę "blaszany bębenek":) Plumka to i dodatkowo te metalowe skrzydełka niemiłosiernie dzwonią. Ogólnie miałem trzy sumowe brania i trzy kleniowe. Ostatnio po równo tu i tu. Sum i dwa klenie na brzegu. Ryby w rozmiarach 130 cm i +/- 40-45 cm. Dziękuję Krystianowi, że wyholował wąsatego:) Kręgosłup mi ostatnio dokucza i pomoc okazała się zbawienna. Dzięki temu ta noc minęła prawie bezboleśnie:) pzdr., jaceen👊
    12 punktów
  47. Ja, po bardzo długiej przerwie wracam na moje ulubione rewiry. Tym razem na lekko. Jeszcze za dnia, obserwuję dużą aktywność na wodzie. Ryby zbierają aż miło. Łowię 21:20-00:15. Dosłownie w pierwszym rzucie, na dorado magic zacinam piękną płoć. Stawiałem na pierwszego w sezonie jazia ale ich tam chyba nie ma. Miarka wskazuje 35cm. Płoć zachęciła mnie do tego, żeby już do końca wypadu łowić małymi, maks 3cm woblerami o migotliwej akcji. Na kolejne branie musiałem bardzo długo czekać. Tuż przed końcem łowienia, na 10 minut przed północą, kiedy traciłem już nadzieję, 3cm Sendala dziubnęła piekna, odrzańska płoć. Rozmiar zrobił swoje. Taka płoć zachowuje się w holu bardziej jak kleń niż jej mniejsze poprzedniczki czy nawet jazik podobnych rozmiarów. Po kilku chwilach walki w podbieraku ląduje moja rekordowa płoć. Miarka wskazała 39cm. Jest to największa jak do tej pory płoć złowiona przeze mnie na spinning i wyrównanie życiówki w płoci. Mega.
    12 punktów
  48. Czerwiec zacząłem od wyjść na sandacza. Trzy popołudniowe wypady nad Odrę dały jedną rybę. Następnie przyszły długo wyczekiwane wakacje na mazurach a dokładniej w Mikołajkach. Niestety z mojego "Ryserczu" wyszło, że jezioro Mikołajskie nad, którym znajdował się mój hotel oraz większość okolicznych, zarządzane jest przez różne Gospodarstwa Rybackie. Moje doświadczenia z Gospodarstwami są bardzo złe a ceny podawane na stronach tychże odklejone od rzeczywistości więc byłem zmuszony poszukać alternatywy. Szukałem czegoś małego bo plan był łowić z Belly i najlepiej w środku lasu, żeby nie było tłumów. Trafiłem na stronę http://flosek.eu/ Opis stanowił: "Szczupakowo okoniowe łowisko wędkarskie położne w samym sercu Warmii i Mazur - Jezioro Flosek" Do tego w regulaminie, że No Kill i że Szczupaki tylko na bezzadziorowe haki dawały nadzieję na fajne wędkowanie. Co prawda ich profil na FB już taki różowy nie był bo ostatnie fotki z 2018 i większość ryb prezentwonych ryb nie miało szans pływać dalej ale podjarany No Killem i bezzadziorem wykupiłem pozwolenie. Już w dniu przyjazdu postanowiłem podjechać na chwilę i zobaczyć jak to wygląda. Pierwsze wrażenie było bardzo dobre - małe, w samym środku lasu, dzikie. no kurde takie jak sobie wyobrażałem. W ruch poszła okoniówka i małe obrotówki. W kilku pierwszych rzutach uderzył mi szczupak. Wziął pod samymi nogami ale podczas świecy przeciął fluo i tyle go widziałem. Samo branie upewniło mnie w przekonaniu, że to będzie moje miejsce... Nic bardziej mylnego. To była jedyna oznaka drapieżnika na tym łowisku a obłowiłem je bardzo dokładnie pływając belly. Więc jeżeli kiedyś będziecie w tych okolicach to nie dajcie się nabrać. Nie pozostało mi nic innego jak szukać dalej. Tym razem wybór padł na Jezioro Wersminia. Było ono oddalone o 30km od miejsca pobytu ale nie miałem za bardzo wyboru. Samą nazwę kojarzyłem, gdzieś jakieś informacje o nim musiały się przewijać. Tanio nie było bo 40 pln za dzień + obowiązkowo łódka, kolejne 40. Profil na FB był jednak aktualny i ostatnie zdjęcia dodane w maju dawały nadzieję. Samo jezioro okazało się bardzo urokliwe, woda kryształ - w słoneczny dzień widać było dno na 4-5 metrach. Opiekun łowiska Jurek okazał się bardzo w porządku gościem. Opowiedział mi o charakterystyce łowiska i podpowiedział gdzie szukać szczupaków na początku. Łodzie w bardzo dobrym stanie, smukłe, z dwoma kotwicami i systemem do ich opuszczania i wyciągania. Podczas pierwszej 2h sesji udało się złowić 4 szczupaki w przedziale 40-60cm.Złowione w jednym miejscu wskazanym przez Jurka. Kolejne sesje były równie owocne i praktycznie każda dawała kilka zębatych. W sumie udało mi się złowić 24 szczupaki w 5 dni a nie wszystkie sesje poświęciłem im. Niestety nie udało mi się dorwać do tłustych mamusiek i największy mierzył 65cm. Jestem przekonany, że są tam piękne sztuki. Rozmawiałem z wędkarzami, którzy jeżdżą tam regularnie i opowiadali o metrówkach. Piękne okonie też widziałem ale niestety nie udało mi się do nich dorwać. Garbusy spotykałem głównie w najpłytszej części łowiska, stały pochowane w bardzo zarośniętych miejscach głównie wśród mieszanki grążeli i innego zielska. Próbowałem tam rzucać offsetami ale ciągłe poprawianie gumy i sćiąganie zielska było frustrujące na dłuższą metę. Woda kryształ nie pomagała, przypon z fluo stanowił duże ryzyko a stalka odstraszała okonie, które tylko odprowadzały taki zestaw nie decydując się na atak. Ogólnie tych mniejszych złowiłem kilkadziesiąt a największe miały po 25cm. Na zdjęciach może nie być tego widać ale wszystkie były pięknie ubarwione takie bardziej zielone niż te, które łowiłem do tej pory. Pływając w tych płytszych miejsach widziałem wszystko jak w akwarium. Piękne liny, ogromnego karpia, suma, ławicę pięknych okoni.... Zasadniczo to się zakochałem w tym miejscu i na pewno tam wrócę. Polecam każdemu.
    12 punktów
  49. Piękne szczupaki Tomku. Gratulacje!👍🔥💪 Możesz coś więcej o przynętach napisać? Nie mam pewności, ale chyba przed chwilą zamówiłem podobnego woblera. Może tej samej firmy?;) Taki przypadek:) __________________________________ U mnie ostatnio szczęście dopisuje. Spinningowe łowienie sumów z brzegu nie należy do łatwych. Trzeba bardzo starannie rozważać możliwości holu. Łowiąc w pojedynkę, całe wykończenie akcji staje się ekstremalnie trudne. Każde centymetry PB tej ryby dobitnie o tym przypominają. Z niedzieli na poniedziałek miałem dwa brania. To drugie było trafione i mogłem zrobić pamiątkowe zdjęcie z rybą mierzącą 160 cm. 👊
    12 punktów
  50. Cześć. Czerwiec u mnie taki...nijaki. Częściej wychodziłem z nastawieniem na okonie. Po obiecującym początku z dnia na dzień gorzej. Okonie na poppery reagowały słabo. Natomiast na gumki brały same mikrusy. Kilka złowiłem na woblery otrzymane w prezencie od moczykija👍 Pasiaki pluły liniejącymi rakami. Na dłuższe nocne wypady nie miałem ochoty. Noce nie były takie, jak w innych sezonach. Nie dało się w cienkiej koszuli dłużej funkcjonować. Bywało, że wieczorem wzmagał się chłodny wiatr i robiło się mało komfortowo. Jakieś małe sukcesy się pojawiły. Boleń około 60 cm na SNIPER-a Lovec Rapy. Boleń około 70 cm na Savage Gear Bat 3D-7 cm. Wziął w miejscu planowanego spotkania przy marinie. I ostatni połów, sum pod 135 cm, również na SG Bat 3D. Wsparcie sprzętu miałem w spinningowym travelu SG MPP2 243/40-80g, Ryobi Arctica 6000 i plecionką 30LB. Dzięki Lechu za zdjęcia:) pzdr 👊
    12 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.