Skocz do zawartości
tokarex pontony

Łowisz , wypuszczasz czy zabierasz.


Gość Anonymous

Rekomendowane odpowiedzi

Moim skromnym zdaniem, głupotą jest twierdzić że winę za stan wód ponoszą wędkarze. Dawniej też byli wędkarze, zabierali wszystko jak leci (za komuny nie było tak że był supermarket w którym cały czas leżały ryby na lodzie) a jednak cały czas te ryby były.

Aktualnie największą zmorą są rybacy oraz kłusownicy (siatki, prąd ), biją wszystko jak leci bo ich to nie obchodzi, nie ma żadnej kontroli a tylko nieuchronność kary może odstraszyć potencjalnych kłusowników (rybacy dla mnie to też kłusownicy bo biją wszystko nie ważne czy okres ochronny czy wymiar).

Co mnie obchodzi człowiek który zabierze szczupaka 50 cm jak jestem nad jeziorem i trzy razy znajduję siatki w tym samym miejscu ( oczywiście telefon do straży, przybywają, wyjmują siatkę i cześć, nad wodą ich potem nie widać a skoro siatka stoi mimo że dwa razy wcześniej z tego samego miejsca ją wyjmowali to znaczy że ktoś tam te siatki regularnie stawia) i to jest zmora. Bo jeżeli gość przyjdzie z wędką, trochę się namacha i zabierze rybę do domu to co mnie to obchodzi? Jak kłusol stawia siatkę idzie spać i rano wyciąga 50 kg ryb.

Są wędkarze którzy biorą wszystko ale to i tak są mniejsze szkody niż siatki,prąd i odłowy, niektórzy wyliczają ilu jest wędkarzy i jakie mogą siać spustoszenie ale jest to tylko śmieszna statystyka bo statystycznie idąc z dziewczyną mamy po jednym jądrze.

Nie liczę oczywiście przypadków zatrucia jeziora, rzeki etc bo moim zdaniem firma/osoba która taką rzekę zatruła powinna mieć obligatoryjny obowiązek przywrócenia rybostanu etc do tego sprzed zatrucia ( i za przeproszeniem gówno mnie obchodzi jakie to są dla firm,rolników koszta) + jakaś kara oczywiście, wtedy by się każdy zastanowił przed spuszczeniem jakiś syfów do rzeki,jeziora.

Reasumując, uważam że u nas po prostu brakuje kontroli oraz poczucia nieuchronności kary, w innych krajach mogą zatrzymać cię 100 kilometrów od łowiska i sprawdzić bagażnik czy masz jakieś niewymiarowe ryby. U nas rzucisz w krzaki i powiesz że nie wiesz kogo i nie widziałeś nawet i po robocie. Siatki stoją na większości jezior i rzek (dopiero z środka pływającego widzi się skale tego problemu) bo po prostu nikt z tym nic nie robi. Wędkarze to promil całej skali i jeżeli ktoś obwinia o stan wód samych wędkarzy jest po prostu ignorantem.

Pozdrawiam.

Edit

Dodam do tego że za kłusoli uważam również szarpakowców na tarliskach sandaczy, leszczy i oczywiście tych którzy z siekierami przychodzą w sezonie zimowym na lód i szarpią sumy(naprawdę okropny widok jak wchodzi się na zamarznięta tafle a tam przeręble wyrąbane siekierą i pełno krwi sumów)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przynęty na klenia   Dragon

A najgorsi są tacy co na wszelkiej maści forach zaklinają się jacy to oni są cacy a nad woda walą w łeb wszystko jak leci. Ja nie widzę w trym nic złego jeśli wędkarz weżmie od casu do czasu jakąś rybę którą złowi. Problemem jest brak umiaru na który zezwala regulamin.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ci co nie zabierają obwiniają tych co zabierają co czyni ich lepszymi i bardziej cool wędkarzami na forach. Do tego czynią ze swojej grupy prawdziwą elitę.

Chodzi chyba bardziej o nowoczesne podejscie do wedkarstwa. Lowienie dla lowienia, dla przyjemnosci, a nie dla zapelnienia lodowki. Nie oszukujmy sie ale wiekszosc wedkarzy (glownie starej daty, ale nie tylko) lowi po prostu dla miesa, dla zapelnienia lodowki. Dla mnie nie jest przyjemnoscia siedzenie nad woda i liczenie ile kotletow bede mial i ile musze dolowic, zeby zaneta z robakami sie zwrocila. Zeby nie bylo, lubie jesc ryby i nie mam oporow pare razy w sezonie cos zabrać. Ale wieksza przyjemnosc mam z widoku odplywajacej ryby. Wspomniales o elicie i tu masz racje, swiadomi wedkarze, ktorzy jada na ryby a nie po ryby sa dla mnie wzorcem do nasladowania. Mialem przyjemnosc wedkowac na zagranicznych lowiskach, gdzie sa sami jak to nazwales cool i elitarni wedkarze. W ciagu kilku dni zlowilem tyle pieknych ryb co przez caly sezon w Polsce. I bardzo chcialbym dozyc w Polsce takich rybnych wod.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ci co nie zabierają obwiniają tych co zabierają co czyni ich lepszymi i bardziej cool wędkarzami na forach. Do tego czynią ze swojej grupy prawdziwą elitę.

Dokładnie tak jak piszesz. A ja nie lubię tej "elity" z jeszcze jednej przyczyny - poza wypuszczaniem ryb cechuje ich najlepszy i najdroższy sprzęt, super trendy przynęty, czapki i kamizelki naszpikowane plakietkami itp. Wzorcowym przykładem takiego towarzycha jest jerkbait. A ja nie lubię wędkarstwa w takim wykonaniu, ja lubię łowić jak chcę, czym chcę i gdzie chcę, wypuszczać ryby ale też je zabierać gdy mam na to ochotę, oczywiście z umiarem i zgodnie z przepisami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja nie lubię tej "elity" z jeszcze jednej przyczyny - poza wypuszczaniem ryb cechuje ich najlepszy i najdroższy sprzęt, super trendy przynęty, czapki i kamizelki naszpikowane plakietkami itp.

Nie zgodzę się.

Bardzo często szczególnie nad wodami pstragowymi spotykam ludzi których kołowrotek muchowy kosztuje więcej niż cały mój sprzęt, którzy autem 4X4 wjeżdzają prawie do samej wody bez szacunku dla przyrody i tłuką pstrągi jak talala. Nie wspomne już o towarzystwie kolesi którzy w knajpie w Sromowcach rozprawiali jak świetne są 20 cm pstragi ze słoika a obwieszeni byli najnowszym sprzętem jak na targach rybomania.

W wedkarstwie muchowym w przeciwieństwie do reszty metod uwazam że jest coraz gorzej.

Powszechna dostępność sprzętu, moda, skuteczność, wiedza dużo łatwiejsza do zdobycia niż 10 lat temu, to wszystko przyciaga ludzi i nie nadążamy z "wychowywaniem".

A pstrąg jak bierze, to bierze jak cholera...

Poza tym jest jeszcze aspekt jakim jesteś człowiekiem. Burak to burak, w życiu i na rybach.

Jak nie szanujesz innych, uważasz że wszystko ci sie nalezy i po prostu jesteś aroganckim chamem na co dzień to nad wodą jest to samo.

Dla jednych ryba to "piekne zwierze" dla innych " s****na w łeb " pierwszy częściej odpowie na dzień dobry, drugi popatrzy jak na wariata. Kasa nie ma tu nic do tego...

Edit maryaChi: Postaraj się, nawet cytując, chociaż wygwiazdkować wulgaryzmy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim skromnym zdaniem, głupotą jest twierdzić że winę za stan wód ponoszą wędkarze. Dawniej też byli wędkarze, zabierali wszystko jak leci (za komuny nie było tak że był supermarket w którym cały czas leżały ryby na lodzie) a jednak cały czas te ryby były.

Aktualnie największą zmorą są rybacy oraz kłusownicy (siatki, prąd ), biją wszystko jak leci bo ich to nie obchodzi, nie ma żadnej kontroli a tylko nieuchronność kary może odstraszyć potencjalnych kłusowników (rybacy dla mnie to też kłusownicy bo biją wszystko nie ważne czy okres ochronny czy wymiar).

Co mnie obchodzi człowiek który zabierze szczupaka 50 cm jak jestem nad jeziorem i trzy razy znajduję siatki w tym samym miejscu ( oczywiście telefon do straży, przybywają, wyjmują siatkę i cześć, nad wodą ich potem nie widać a skoro siatka stoi mimo że dwa razy wcześniej z tego samego miejsca ją wyjmowali to znaczy że ktoś tam te siatki regularnie stawia) i to jest zmora. Bo jeżeli gość przyjdzie z wędką, trochę się namacha i zabierze rybę do domu to co mnie to obchodzi? Jak kłusol stawia siatkę idzie spać i rano wyciąga 50 kg ryb.

Są wędkarze którzy biorą wszystko ale to i tak są mniejsze szkody niż siatki,prąd i odłowy, niektórzy wyliczają ilu jest wędkarzy i jakie mogą siać spustoszenie ale jest to tylko śmieszna statystyka bo statystycznie idąc z dziewczyną mamy po jednym jądrze.

Nie liczę oczywiście przypadków zatrucia jeziora, rzeki etc bo moim zdaniem firma/osoba która taką rzekę zatruła powinna mieć obligatoryjny obowiązek przywrócenia rybostanu etc do tego sprzed zatrucia ( i za przeproszeniem gówno mnie obchodzi jakie to są dla firm,rolników koszta) + jakaś kara oczywiście, wtedy by się każdy zastanowił przed spuszczeniem jakiś syfów do rzeki,jeziora.

Reasumując, uważam że u nas po prostu brakuje kontroli oraz poczucia nieuchronności kary, w innych krajach mogą zatrzymać cię 100 kilometrów od łowiska i sprawdzić bagażnik czy masz jakieś niewymiarowe ryby. U nas rzucisz w krzaki i powiesz że nie wiesz kogo i nie widziałeś nawet i po robocie. Siatki stoją na większości jezior i rzek (dopiero z środka pływającego widzi się skale tego problemu) bo po prostu nikt z tym nic nie robi. Wędkarze to promil całej skali i jeżeli ktoś obwinia o stan wód samych wędkarzy jest po prostu ignorantem.

Pozdrawiam.

Edit

Dodam do tego że za kłusoli uważam również szarpakowców na tarliskach sandaczy, leszczy i oczywiście tych którzy z siekierami przychodzą w sezonie zimowym na lód i szarpią sumy(naprawdę okropny widok jak wchodzi się na zamarznięta tafle a tam przeręble wyrąbane siekierą i pełno krwi sumów)

U mnie w sieradzkiem nie ma kłusoli sieciowych itp, a jeśli są, to pojedyncze gady. W moim regionie rzekę spustoszyli wędkarze. Nie chce mi się na ten temat sprzeczać, każdy widzę patrzy na to swoją miarą i doświadczeniem własnej wody. Trudno zaakceptować głosy co poniektórych, że wędkarze nie wpływają na wyrybienie. U mnie sieciami się nie ciągnie, a ryb nie ma. Spustoszenie rzeki to proces. Rzeka wytrzymała do lat 80-90. Wówczas w samym Sieradzu każdy mógł w każdym miejscu wypchać siatę rybami. Do Sieradza przyjeżdżały pociągi pełne wędkarzy z Łodzi, którzy na wyścigi zajmowali miejsca a do pociągu wracali z kupą mięsa. Od ok 2000 rzeka z roku na rok zmieniała się w pustynię, nie wytrzymała naporu. Dzisiaj wygląda to tak, że jeżdżę już 8 weekend na spinning, a efekt to uwaga....1 szczupak 55 cm i jeden niemiarek. Uwierzy ktoś w to??? Wykonałem tysiące rzutów i obłowiłem najlepsze miejsca. Wyjęte są wszystkie szczupaki, nie zawiesi się nawet drobnica, bo i ona poszła do wędkarskiego wora. Łowię nad tą rzeką ponad 30 lat i mijam tylko wędkarzy, żadnych sieciarzy itd nie ma. Ostatnio wędkarz z dużym stażem mówi do mnie

- jest panie ryba w warcie ja połowiłem szczupaka

- to interesujące mówię, to ile pan tych szczupaków złowił w tym sezonie?

- dwa - odpowiada

Super, to ludzie dziś uważają za sukces

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich.

Do zarejestrowania na forum skłoniła mnie wasza dyskusja odnośnie wypuszczania ryb.

Moim zdaniem nie da się nie odnieść wrażenia, że to o dziwo ludzie zabierający ryby (nieważne w jakiej liczbie) są bardziej negatywnie nastawieni do tych "cool" itd. jak to niektórzy złośliwcy określają, a przecież zasada sama w sobie jest godna pochwały i co do tego chyba nie ma chyba co dyskutować. Oczywiście ludzie mieniący się CR owcami, a nie robiącymi tego są szujami i nie ma co na takich tracić czasu. Myślę, jednak, że prawdziwi CRowcy są przedstawieni na tym forum trochę w krzywym zwierciadle - jako wypacykowane wędkarskie modeleczki z wypasionym sprzętem. Fakt można spotkać wędkarzy ubranych i wyposażonych jak komadnos wybierający się na tydzień do dżungli, ale Panowie i Panie to jest nasze hobby, nasza przyjemność, nasz świr - więc nie oceniajmy innych - niech każdy robi to co lubi i jak lubi, byle w granicach rozsądku. Czasami takimi ocenami można bardzo skrzywdzić czlowieka - znam mnóstwo (sam do nich należę) ludzi, którzy dużą część zarabianej kasy wydają na sprzęt, a później zastanawiają się czemu 3 rok łążą w tych samych dżinsach...

Ja, ze swojej strony mogę napisać, że wypuszczam wszystko i zawsze od czasów moich samodzielnych wypraw, kiedyś (jakieś 15 lat temu) jak jeździłem na ryby jeszcze z ojcem zdarzało nam się zabierać ryby, chociaż już wtedy raczej większośc wypuszczaliśmy. Nie uważam się za CRowca bo przyznam szczerze nigdy nie czytałem ani nie zapoznawałem się z jakimiś zasadami CR. Ja po prostu wypuszczam każdą złowioną rybę i niestety nad wodą częściej ja spotykam się z niezrozumieniem innych wędkarzy niz na przykład, jakis jełop pakujący 30 cm szczupaczka do wora. Sam nie narzucam swoich zasad współłowiącym, ale zawsze namawiam do wypuszczania ryb, przeważnie nieskutecznie zwłaszcza "wędkarzy od święta", ci świadomi tzw. fachowcy :) częściej ulegają moim namowom. Nie jestem w tym oczywiście natrętny i sytuacja dotyczy tylko i wyłącznie moich kolegów lub znajomych.

Podsumowując moje wypociny, niech każdy łowi jak lubi i nie czepia się innych, jednoczesnie używa głowy i szanuje środowisko.

Ps. oczywiście wolałbym żeby wszyscy wypuszczali wszystko :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do samego sporu czy wędkarze mogą ogołocić wodę podam przykład Wisły pod Wawelem.

Od połowy lat 90tych na zakolu i pod manghą siedziało dziesiątki wedkarzy. Ja sam jeżeli nie złowiłem 10 karpi uważałem dzień za słaby. Jednak ludzie ryby brali, słynne wycieczki ze śląska napychały bagażniki,takie były czasy... i ryb niema albo jest bardzo mało.

Wodę da się ogołocić i nie trzeba do tego sieci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z reguły nie wtrącam się w rozmowy tego typu, ale pozwolę sobie dodać od siebie "3 grosze".

Sam osobiście nie zabieram ryb ze sobą, wszystkie ryby wracają do wody.

Wychodzę z założenia, że większość wędkarzy (przynajmniej zarejestrowanych na forum) STAĆ na KUPNO ryby w sklepie. Przy wartości sprzętu, którym łowicie oraz kosztami każdej wyprawy na ryby, te 30zł wydanych w sklepie nie zrobi większej różnicy.

Niekiedy jeden zerwany wobler wychodzi drożej niż kupno 1kg szczupaka w sklepie, do tego dochodzi ewentualnie paliwo wydane na dojazd nad wodę itp.

Policzcie sobie jaki jest Wasz koszt wyprawy (+/-) na ryby.

W moim przypadku samo paliwo wychodzi jakieś 70zł + do tego zerwane przynęty (spining), jedzenie i opłaty rozbite na ilość wypraw.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jajnik, dzięki za te obliczenia, u mnie nie wychodzi taniej (no może poza paliwem, chyba że jadę na łowisko 150km od domu, co zdarza się wyjątkowo rzadko).

Wychodzisz jednak z całkowicie błędnego założenia, że osoby, które stać na kupno ryby w sklepie, przeliczają kg ryby złowionej, zabranej i zjedzonej na złotówki (u mnie pewnie blisko 1000zł za taki kilogram). Zapominasz przy tym, że kupując rybę w sklepie tworzysz popyt na towar dla naszych ukochanych rybaków. Jakość i świeżość tego towaru pozostawię już bez komentarza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wcale nie twierdzę, że przeliczają :)

Ogólnie chodziło mi o założenie, że jeśli stać Cie na sprzęt za xxxx zł to i stać Cię na kupno ryby raz w tyg za 30zł. I jak już ktoś wcześniej wspomniał błędne myślenie jest to, że wydane pieniądze na sprzęt/opłaty muszą Ci się zwrócić w postaci mięsa...

Ja sam jestem tego zdania, jeśli zabiorę rybę ze swojego łowiska, to już nie będę miał możliwości jej ponownego złowienia. Tym bardziej, że w tym sezonie, co prawda tylko na kilkanaście wyjazdów, złowiłem 1 wymiarowego szczupaka i ze 3 wymiarowe okonie...

Słusznie, popyt się zwiększy, ale należy zwrócić uwagę na to, że część ryb w sklepach pochodzi z hodowli i dam sobie rękę uciąć, że przeciętny Kowalski nie odczuje różnicy w smaku między rybą z hodowli, a rybą z "wody".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i dam sobie rękę uciąć, że przeciętny Kowalski nie odczuje różnicy w smaku między rybą z hodowli, a rybą z "wody".

To lepiej niech Waść na ręce uważa, bo niejeden smakosz tę różnicę odczuje, zwłaszcza jedząc wigilijnego karpia. A dochodzi do tego jeszcze fakt, czym te ryby z hodowli są faszerowane. W zapewnienia hodowcy to jak tak wierzę jak w to co mówią w dzienniku. I nie ma różnicy czy to jest drapieżnik, czy ryba spokojnego żeru. Jeżeli sum hodowlany zżera żywce nafaszerowane chemią to jest tak samo trefny jak nafaszerowane karpie. A te wszystkie pangi wyhodowane w azjatyckich kałużach to już w ogóle masakra.

Ale wracając do tematu; wypuszczać czy zabierać. Niejeden z PZW pewnie by wolał by wszyscy ryby wypuszczali a on sobie te pieniądze przeznaczone do zarybienia przeżre z kolegą na zagranicznej wycieczce. Wie Pan kto ma w Polsce te wszystkie komercyjne/prywatne łowiska? Skąd zdobył te ryby w nich żyjące ? Zakupił, tak ? Wyhodował sobie w brodziku ? A może ukradł najzwyczajniej i teraz zarabia ,legalnie' ?

Każda woda jest inna; jedne są lepiej zadbane a inne gorzej. Podobnie z kłusownictwem; przecież kłusol nie rozpowie publicznie że spacyfikował w ciągu miesiąca np. pół rzeki Warty. Dlaczego w jednym miejscu jest w brud leszcza, płoci i krąpia mimo, że dziadki biorą przez cały czas wszystko jak leci a w innych miejscach Polski jest bezrybie ? Może mi to ktoś wytłumaczyć ?

Czynników wpływających na brak ryb w poszczególnych miejscach jest wiele i każdy przypadek jest inny a nasze wiedza jest co najmniej ograniczona...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jajnik,

Zaczynając karierę wędkarską było do przewidzenia, że prawdziwa choroba wędkarza nie zaczyna się na 100zł, ale też nie kończy się na 500zł. Nikt nie powiedział, że wędkarstwo, to jest tanie hobby. Dobrze, że np. ja mam odmienne podeście do wędkarstwa, bo ja nie przeliczam pieniędzy na udanie spędzony czas nad wodą.

Rob36,

Nie wszystkie ryby z hodowli są faszerowane chemią. Znam jedną hodowlę gdzie człowiek karmi swoje ryby pelletem i suszoną kukurydzą. Tym samym czym karpiarze łowią i nęcą swoje miejscówki, a nie raz kupiłem od niego czy, to wędzonego jesiotra, pstrąga czy karpika.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wczoraj kupiłem sobie makrelkę i 3 matiasy i objadłem się do syta za 6 zł! Za 12 zł miałbym już kolację dla całej rodziny (to tyle ile większość filcowych dziadków mięsiarzy wydaje codziennie na fajki i/lub alkohol). Gdyby mięsiarze podliczyli ile wydają miesięcznie na papierosy, alkohol, dojazd do wody, sprzęt, przynęty itd. to wyjdzie, że mogliby spokojnie codziennie raczyć się porcją łososia - ze sklepu:) W tym świetle dobrze widać, że mięsiarzowi nie zależy na porcji kulturalnego posiłku, a na zwałach mięcha, które ma za zadanie zastąpić mu wydatki na jedzenie, które są częścią budżetu każdej rodziny. W sklepie musi kupić, a z wody może wyjąć za darmochę ile zdoła. Taki styl życia. Do tego bardzo często ryby są przez mięsiarzy sprzedawane, a głupi ludzie od takich dziadów kupują. Polacy się świetnie uzupełniają taki naród. Przykładów mam full, nie chce mi się przytaczać. No może chociaż jeden przykład, na targu w Sieradzu są skupowane ryby przez dziadów sprzedających nasiona (to ci przy samym wejściu na targ). Kupuję u kolesi groch bo idę na klenie, a jeden z tych dziadygów do mnie po cichutku spode łba "masz pan jakieś szczupaczki do sprzedania"? A przecież pan napędza kłusownictwo - odpowiadam mu. Spojrzałem mu w oczy i zobaczyłem za jakiego idiotę on mnie ma. Od dawna mam przekonanie, że nie pasuję do polskiej mentalności

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żebyśmy się dobrze zrozumieli :)

Ja też nie przeliczam pieniędzy na czas spędzony nad wodą.

To był tylko przykład, który ma pokazać, że przeciętny wędkarz nie musi zabierać złowionej ryby ze sobą, tylko może tą ryba wypuścić, a na obiad kupić rybę w sklepie bo go na to STAĆ.

I tutaj, żeby nie powstała kolejna teoria spiskowa - NIKOMU BROŃ BOŻE NIE ZAGLĄDAM DO KIESZENI :)

Co do samej jakości ryb w sklepach... ja nie wiem w jakich sklepach Wy robicie zakupy skoro macie takie zdanie w temacie, ale może warto byłoby pomyśleć o zmianie tego sklepu na inny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jajnik, myślę, że w tym przypadku sam sklep nie będzie grał roli.

Nie ma fizycznej możliwości, żeby dostać w sklepie rybę uśmierconą 2 godziny temu. W Gdańsku znam parę miejsc, gdzie spływają rybacy i sprzedają np. ryby złowione wczoraj, lub nawet dzisiaj, ale to dalej są ryby nie aż tak świeże, a co najważniejsze żaden sklep takiego czegoś nie oferuje. Minimum 24 godziny ryba leży, najpierw na kutrze, potem w jakimś chłodnym miejscu. Zwykle są to ryby kilkudniowe. Sprowadzanych zza granicy nawet nie ma co wrzucać w dyskusję, bo zwykle bez mrożenia i rozmrażania się nie obędzie.

Cała frajda z ryby złowionej samodzielnie polega na samej świadomości upolowania (jeśli komuś instynkt łowcy jeszcze całkowicie nie umarł, u mnie definitywnie nie umarł) plus niepowtarzalnej świeżości. Jeśli ktoś wrzuca złowione ryby do zamrażarki to faktycznie nic nie zyskuje i dla takich osób nie znajduję wytłumaczenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

niejeden smakosz tę różnicę odczuje, zwłaszcza jedząc wigilijnego karpia. A dochodzi do tego jeszcze fakt, czym te ryby z hodowli są faszerowane.

Bo akurat 80% karpi pływających w wodach PZW jest z naturalnego tarła i sa to dzikie karpie, a pozostała część zreszta sporadyczna zeby nie powiedzieć marginalna to ryby z zarybień i zdaje się ze stawów hodowlanych. Moim skromnym zdaniem chyba jest odwrotnie.... Wędkarze i tak wcinają 99% karpi pozyskanych wcześniej ze stawów hodowlanych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...Nie ma fizycznej możliwości, żeby dostać w sklepie rybę uśmierconą 2 godziny temu...

Faktycznie, ten argument do mnie trafia i tu się zgodzę.

Co nie zmienia faktu, że jeśli chodzi o mnie, jedyny bodziec do zabrania ryby to gdy widzę, że ryba nie ma szans przeżycia po złowieniu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wczoraj kupiłem sobie makrelkę i 3 matiasy i objadłem się do syta za 6 zł!

Do syta za 6 zł; no cóż... A ile ważyła ta makrelka ?

Wie Pan, mój kolega w ogóle to je tylko przecenione jabłka albo marchewkę z groszkiem i mówi, że jest Fruktarianin. Poza tym waży 45 kilo i ładnie rysuje.

Bądźmy choć trochę poważni...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jajnik, myślę, że w tym przypadku sam sklep nie będzie grał roli.

Jeśli ktoś wrzuca złowione ryby do zamrażarki to faktycznie nic nie zyskuje i dla takich osób nie znajduję wytłumaczenia.

Mrożenie karpia, płoci lub leszcza to nonsens, ale sandacz po rozmrożeniu nie traci walorów smakowych zaś sum po odleżeniu jest nawet smaczniejszy.

Są ryby typowo sportowe, które z reguły puszczam; tj. brzana, boleń, kleń, jaź, płoć, krąp. Okonie też wypuszczam bo jest ich mało. Leszcza biorę tylko jak ma ponad 2 kilo, więc 90 % złapanych leszczy też puszczam wolno. Bardzo lubię sandacza i kilka w roku zjem. Czasami zjem suma lub szczupaka, ale łapie ich niewiele. Znam jednak wędkarzy, którzy gardzą drapieżnikiem, szczupaka uważają za chwasta i w ogóle nie lubią chudych ryb. Najwięcej zabierają leszczy i płoci. W mojej okolicy to właśnie koszykowców jest najwięcej i oni najwięcej zabierają. Znajomi Spinningiści bardzo rzadko coś zabierają, bo chcą iść dalej bez obciążenia. Znam też kilku wędkarzy, którzy mówią ,,zjadłbym nawet czasami świeżą rybę, ale nie chce mi się z tym patroszeniem babrać''. Nie jest więc tak, że wszyscy wszystko biorą, przynajmniej wśród moich znajomych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co nie zmienia faktu, że jeśli chodzi o mnie, jedyny bodziec do zabrania ryby to gdy widzę, że ryba nie ma szans przeżycia po złowieniu.

U mnie tych bodźców jest pewnie więcej, tj. mam akurat czas i chęć się w to bawić i ryba spełnia "moje" kryteria. Nie za duża nie za mała, to że złowiona zgodnie z regulaminem chyba dodawać nie muszę.

W każdym razie np. w tym roku taki bodziec miałem raz, kiedy to wziąłem ze sobą pięć płotek 25-30cm. Nie ukrywam, że gdyby nie mocno ograniczona ilość czasu na wędkowanie i skąpe wyniki to pewnie byłoby tego więcej, ale los chciał inaczej :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.