Skocz do zawartości
tokarex pontony

Wędkarskie poniedziałki ze zwedkowani.pl


Rekomendowane odpowiedzi

Siemka zwędkowani! :) Dziś leci do Was tekst, który nabił mi nieco wejść na bloga, bo... Pasłęka przyciąga, magnetyzuje, omamia! Pasłęka - jedno słowo, a tak wiele skojarzeń i domysłów - prawda? Dlatego nadałem jej miano rzeki legendy. Myślę, że w tym określeniu jest sporo prawdy.

Tylko czy rzeczywistość dorównuje owej legendzie? 

Zachęcam Was do lektury kolejnego wpisu na http://zwedkowani.pl:)

 

LINK DO TEKSTU ORYGINALNEGO: https://zwedkowani.pl/index.php/2019/01/27/rzeka-pstragowa-pasleka/

pasleka1.thumb.jpg.1b822e56615ac087ff24633656dacd93.jpg

Słyszysz: Pasłęka. Myślisz: rzeka legenda. I widzisz w wyobraźni nie mniej legendarne pstrągi. Ogromne! Potokowe, a więc przed oczami masz potok (górski), dzicz totalną. Z wodą po kostki (Twoje kostki). Pakujesz klamoty i jedziesz na Warmię… a tam zdziwko!

Oto bowiem spoglądasz na Pasłękę: prawdziwą. Taką jaką Bóg ją stworzył (do spółki z meliorantami). Kilka zakrętów i proste, proste, proste… Rzekę przecież nizinną (!) na większej długości swojego biegu. Tak jak tu: na odcinku od wsi Gamerki Wielkie i dalej, w dół – do miejscowości Kalisty.


Rzeka pstrągowa – Pasłęka – taka właśnie jest
Porzuć myśl o błogim brodzeniu, wielkich i łatwych pstrągach czy luksusie: odrobinie prywatności nad wodą! 

Pasłęka odarta z legendy tak właśnie wygląda! Z dostępem latem silnie utrudnionym przez wysokie trzcinowiska. Przez głębokie i szerokie rowy melioracyjne, idące od koryta w głąb otaczających rzekę pól. Ciężkie do przejścia wiosną, zimą są jeszcze bardziej zdradzieckie.  

pasleka2.thumb.png.2f46234e5f232806076b990b99341ec9.png


Ludzi w mroźnym sezonie zatrzęsienie (całe multum) – bywa że  spotykasz ich i kilkudziesięciu na kilometr. Im bliżej wiosny, im więcej gatunków innych ryb do łowienia i innych akwenów możliwych do obłowienia, tym towarzystwa tu mniej.  Ryby trudne tak samo o każdej porze roku. Zapomnij, że przyjedziesz – ot tak! – i połowisz.

Zimą na gumy, wiosną i latem natomiast na woblery – ja tak przynajmniej wędkuję, choć wiem że i muszkarze próbują po swojemu. Moje przynęty to zdecydowanie te większe: od 6 do 8 cm. Nie bawię się w drobne. Kolory typowe pod pstrąga – bez zbędnych udziwnień.

I tak to już jest. Tu, nad rzeką Pasłęka – gdzie legenda spotyka się z rzeczywistością. Nie tak kolorową, ale i nie szarą.

pasleka3.thumb.jpg.5ece564418c4610eb88f32198b09f1a0.jpg 


Powodzenia!
Tu: pięćdziesiątka, króciak, najczęściej jednak zero – wszystko się może zdarzyć.

Tyle ode mnie, bez ściemy. Powodzenia! I pamiętaj: wędkowanie na odcinku do wsi Szatanki w górę rzeki aż do Gamerek i dalej, dozwolone tylko dla członków TMP Passaria! – a i tam po legendarnych pstrągach pozostała w zasadzie jedynie… legenda.

To ludzie rybom zgotowali ten los! – przykre to, ale prawdziwe… niestety.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
przynęty na klenia   Dragon

Cześć! :)

Witam Was w ten zimowy...wiosenny...  jesienny... a może po prostu: w ten poniedziałkowy poranek :) Pogoda płata nam figle, także doprawdy nie wiem co tam za Waszymi oknami widać. U mnie: wczoraj deszcz, a po nocy... kupa śniegu. Aż strach pomyśleć nie tylko co będzie jutro, ale przede wszystkim co to będzie w weekend. I czy aura będzie sprzyjała wędkarskim wyprawom nad brzegi pstrągowej rzeki🤔

No właśnie: pstrągi, pstrągi, pstrągi. Tytuł artykułu, kolejnego im właśnie dedykowanego, prowokacyjny: "Pstrąg potokowy - gatunek wy...rżnięciem zagrożony". Treść nieco też. A to wszystko po to, aby pobudzić Nas wszystkich do myślenia, pchnąć do działania, a w pewne puste głowy wlać trochę oleju.

A jak jest u Was? Jak na przestrzeni lat przedstawia się liczebność populacji "Waszych" pstrągów? Waszych w cudzysłowie, bo pstrągi potokowe, jak i inne gatunku, należą do świata przyrody, a nie do ludzi. Nie zapominajmy o tym chociaż my, bo wielu niestety o tym nie pamięta.

A konsekwencje tego mogą być opłakane w skutkach...

Trochę przemyśleń przy poniedziałku na rozruszanie neuronów mózgowych nie zaszkodzi - choć w głowie ciągle pewnie jeszcze weekendowe rybki;) Pozdrawiam!

https://zwedkowani.pl/index.php/2019/02/07/pstrag-potokowy-gatunek-zagrozony/

PSTRĄG POTOKOWY - GATUNEK WY...RŻNIĘCIEM ZAGROŻONY!

haczykp.thumb.jpg.57abc158c95ffb156cfd46ea2729aa91.jpg

Artykuł ten niesie Wam moją smutną refleksję: jesteśmy świadkami zmierzchu ery pstrągów potokowych. Ryb tych jest w “moich” rzekach coraz mniej. To samo mówią koledzy “po kiju” z innych regionów Polski.  Nie oznacza to jednak, że czekamy na “trout the end” z założonymi rękoma. Ba! Im jest ciężej, tym wyżej zakasujemy rękawy i z większą jeszcze ochotą bierzemy się do roboty: odłowów tarlaków, zarybień, ochrony tarlisk – i takich tam. Niestety nasze działania niekoniecznie przynoszą efekty. Dlaczego?

Bo pstrąg potokowy to nie płoć
Nie gatunek pospolity, którego populacja składa się ze “sryliardów” tryliardów (do potęgi “entej”) osobników, pływających sobie swobodnie po niemal wszystkich akwenach naszego kraju: od Kaliningradu po Zgorzelec.


Pstrąg to pstrąg, ryba występująca gdzieniegdzie. W nielicznych polskich rzekach.  Terytorialista, którego łowić możemy przez pięć lat z rzędu spod jednego kamienia.

Teoretycznie,  mocno ograniczony zasięg występowania, powinien zatem ułatwiać ochronę tych zwierząt. W praktyce – w kompilacji z ludzką ignorancją i nieposzanowaniem dla przyrody –  doprowadza tylko do jednego: wyrzynania populacji pstrąga potokowego w Polsce.

I upadku prosto na zbity pysk, wszelkich starań mających na celu poprawę tej sytuacji.

haczykp2.thumb.jpg.b35c3711b071643acbf8a9b5999f3e49.jpgPodkreślmy to jeszcze raz: w Polsce rzeki pstrągowe z pstrągów się dosłownie WYRZYNA

Przyczyny są różnorakie. Od tych, które ochoczo piętnujemy: kłusownictwo, kormorany i zanieczyszczenia (spływający z pól, gospodarstw i oczyszczalni, wyrzucany przez ludzi  wprost do rzek, syf). I dalej: poprzez meliorantów prostujących, pogłębiających, czyszczących to czego prostować, pogłębiać, czyścić się nie da, nie powinno i nie można. Nie zapominając o zaporach, tamach, jazach i innych, stawianych ludzką ręką na rzekach budowlach przerywających naturalne szlaki tarłowe.

Niszczone są w ten sposób  tarliska i ikra. Trute są same ryby, unicestwiane naturalne dla nich kryjówki – słowem: umiera ekosystem, na zmiany w którym pstrąg potokowy jest nadzwyczaj wrażliwy.

Dochodząc w końcu do  przyczyny ostatniej, o której istnieniu sprawy sobie nie zdajemy (a może widzieć problemu  nie chcemy?) osiągamy pełne spektrum pojęcia “zarzynania rzek pstrągowych”. Tym ostatnim elementem jesteśmy my – wędkarze. 

I z wszystkimi tymi patologiami walczyć nam wypada. Piętnować niewłaściwe zachowania we własnych szeregach MUSIMY!
Dzięki nam niejedna pstrągowa rzeka – nawet ta najczystsza i szpadlem melioranta nietknięta –   jest pstrągową jedynie z nazwy. Ilość ryb w nich pływających jest często odwrotnie proporcjonalna do liczby łowiących na nich wędkarzy – a więc bliska zeru.

Inne  są na tyle słynne ze swojej bezrybności, że wędkarska stopa na ich brzegach nie staje.

No i mamy jeszcze kilka rzek opierających się rżnięciu – tylko jak długo pożyje cielak w rzeźni?

(O)presja
Ogromna presja wywierana na nieliczne rzeki, będące ostatnimi ostojami pstrągów potokowych w Polsce, to dla tych zwierząt katastrofa nie mniejsza od ekologicznej.

Wędkarze ogałacają rzeki z ryb skuteczniej niż ZUS Twoją wypłatę. 

I nie mówię tu tylko o tych,mających w bardzo, ale to bardzo głębokim poważaniu obowiązujące limity ilościowe i wymiarowe zabieranych z łowisk ryb. Mało tego: w kwestii olewania tej części przepisów powinniśmy się MY WSZYSCY nawet do nich upodobnic i z równym co oni uporem wsadzić je sobie “gdzieś”. Lecz niech to działa w drugą stronę: wypuszczczajmy złowione pstrągi potokowe: BEZWZGLĘDNIE! – niezależnie od danych nam w tej kwestii przez regulamin możliwości.

haczykp3.thumb.jpg.1f847f9b7e8610c6a9163693a5854d09.jpg


Tego wymaga KATASTROFALNA na obecną chwilę sytuacja. Tak być powinno! Ale ja wiem, że tak się nigdy nie stanie… 

Meliorant zawsze będzie meliorantem, człowiek – niszczycielem przyrody, wędkarze wędkarzami (z całym inwentarzem dobrych, ale i wołających o pomstę do nieba zachowań oraz przyzwyczajeń).

Zmierzch ery dzikich pstrągów potokowych
Ludzie dzielą się na mądrych i głupich. My – pstrągarze –  należymy do tej drugiej grupy: wszyscy bez wyjątku.

Część z nas wierzy, że pstrągi można wyrzynać (regulaminowo czy też nie) bez konsekwencji dla rybostanu naszych rzek. Reszta, naiwnie myśli, że ci pierwsi się zmienią – że się naród opamięta. 

Zmadrzejemy jednak – my wszyscy! Kiedy? A no wtedy,  gdy pstrągi potokowe staną się tym czym żubry: trzymanym pod ścisłą ochroną gatunkiem. Uratowanym cudownie przed zagładą z ręki człowieka. Takim zwierzaczkiem z probówki. O tak, będziemy kiedyś o wiele mądrzejszymi pstrągarzami… szkoda, że po szkodzie.

Stanie się to, bo o nędzną liczebność rodzimej populacji pstrąga potokowego oskarżamy – nic z tym nie robiąc! – meliorantów, kłusowników, syf płynący rzeką.

Mało kiedy przyczyn doszukując się w nas samych.

  • Dzięki! 1
  • Super 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Zapraszam Was tego wiosennego wieczoru (poniedziałkowego oczywiście) do lektury kolejnego teksty, który trafił na łamy bloga http://zwedkowani.pl:)

Tym razem krótki felieton, w którym zastanawiam się na sensem pojęcia: skuteczność przynęty. W czym ona tkwi? Co na nią wpływa? Jeżeli macie własne zdanie na ten temat, zapraszam Was do dyskusji.

Trzymajcie się! No i miłej lektury :)

 

LINK DO ARTYKUŁU NA BLOGU https://zwedkowani.pl/index.php/2019/03/30/skuteczna-przyneta-na/

1656783072_54799610_306801003318262_4662359361140555776_n(1).thumb.jpg.24870ab0c39c9df271b257b61ee97c81.jpg

W CZYM TKWI SKUTECZNOŚĆ PRZYNĘTY?

Pokaż dobrą rybę, a dopadnie Cię żądny wyjaśnień tłum: na co złowiona? Pytamy, bo pragniemy mieć w posiadaniu przynęty łowne. Po trochu też (tak po cichu) myślimy, że to ona sama w sobie była źródłem Twojego sukcesu – sama rybę złowiła – i że w równym stopniu przyczyni się do sukcesu naszego. Tymczasem skuteczność jej tkwi nie w niej samej. Nie tylko.
 

Czym jest przynęta?
Na pewno nie jest niezależnym od czynników zewnętrznych, źródłem wędkarskich sukcesów. Przynęta to przedmiot. Produkt. Rzecz zwykła, o pracy najzwyczajniej w świecie przez producenta określonej – jak rozmiarówka na gaciach męskich – i o podanej głębokości zanurzenia. Posiadająca masę, długość, kształt, kolor. Specyfikacje dopasowaną, bardziej lub mniej, do preferencji poszczególnych gatunków ryb. Przedmiot, którego wykorzystanie zgodne z przeznaczeniem wpływa na osiągane przez nas nad wodą wyniki, z tym że… sukcesu nie gwarantuje.

61733975_Zdjcie-0163.thumb.jpg.d069a333d6c515a8ce43728c4cfa900e.jpg

Gdyż łowność to nie cecha, którą można nadać w czasie produkcji.
Łowny z natury to jest kot.

Na tej samej rzece, dziesięciu wędkarzy będzie równie efektywnie poławiać ten sam gatunek ryb, na dziesięć różnych przynęt. Jednocześnie każdy z nich być może odnotuje skrajnie odmienne wyniki przy wykorzystaniu tego samego dla wszystkich: woblera, twistera czy błystki. Od dobrej do złej przynęty droga bowiem krótka. Mało tego – totalny gniot i killer to często jeden i ta sam “guma” czy “blaszka”. Kwestia tego w jakie ręce trafi. A tu często decydują szczegóły.

Łowność jest bowiem zależna i zależy od…
Właściwości przynęty – o czym już mówiliśmy – który to potencjał możemy zmarnować, lub wykorzystać. Ale jeśli już go dostrzegamy to w konsekwencji przynęty będziemy używać. I to jak najczęściej.

Spędzając coraz więcej  czasu w wodzie otrzyma ona w praktyce coraz liczniejsze szanse na potwierdzenie teorii, że jest skuteczną przynętą na…, a my na naukę jej prowadzenia – przy różnej pogodzie, o różnych porach dnia czy roku i na wielu łowiskach. W konsekwencji łowiąc coraz to kolejne ryby przy pewnych warunkach, a przy innych nie łowiąc ich wcale dowiemy się czy jej skuteczność ma swoje granice. Jeżeli tak, to gdzie one leżą i kiedy powinniśmy sięgnąć po przynęty inne, bardziej niekiedy przydatne. Te, które również mamy w swoich pudełkach. Których jeżeli nie będziemy używać, łowne nie będą na pewno.

I czy wówczas nie doprowadzimy do sytuacji, w której w większości przypadków ich użycie przyniesie efekty w postaci złowionych ryb? To bardzo możliwe – będziemy je przecież wrzucać do wody w najbardziej sprzyjającym ku temu momentach wędkowania.

Mój tok myślowy idealnie puentują słowa pewnego jegomościa: ludzie wygrywają w totka, a ja jeszcze nigdy – po czym po chwili dodał – ku%$# w sumie nigdy nie zagrałem.

W tym co powiedział, jest sens!

1820113717_Zdjcie-0162.thumb.jpg.f6d4cc87d2e74ec0335fbaba099fb7cd.jpg

A zatem: czym jest skuteczna przynęta na… ?
Przynęta jest łowna i dlatego łowimy na nią dużo ryb? Czy też skuteczność jej rodzi się dopiero w trakcie użytkowania? Niech odpowiedź na to pytanie każdy sobie wysnuje sam. Ja natomiast skwituję to tak: przynęta to przedmiot, który ma, albo nie – tego nie kwestionuje – predyspozycje do bycia skutecznym (szukajmy więc tych pierwszych), ale jednak ciągle tylko rzecz. Narzędzie. I tak ją traktujmy. Oczekiwać od niej możemy tyle ile od młotka: albo rozbijemy skarbonkę i będzie nagroda, albo wbijając gwoździa dziabniemy się w palec.

Niby skomplikowane… a jedna proste.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Siemka zwędkowani!!! 

Projekt o tejże nazwie zmienia się nie do poznania.  Będzie jeszcze więcej, jeszcze ciekawiej (mam nadzieję), będzie poprostu lepiej 👍 W związku ze zmianami zachęcam do śledzenia:

Instagrama https://www.instagram.com/zwedkowani.pl/

Grupy na FB https://www.facebook.com/groups/2207334972833837/

Kanału na YT

https://m.youtube.com/channel/UCyMgkaJJScXBfdUeKn_Ts2w

Dla członków grupy już niebawem konkursiwo 🙂 Zapraszam, zachęcam do... wędkowania 😉

 

Pozdro!

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siemka Zwędkowani :) Witam Was w ten piękny, pochmurny i trochę deszczowy dzień. Tak, nie mylicie się - to że lało jest piękne! I to jak! Mizerny stan wody w moich łowiskach (wspomagany moimi własnymi błędami) sprawił, że ostatnio słabo u mnie z wędkarskimi wynikami. Liczę że jak tylko podniesie się poziom wody w rzekach, tak urośnie też ten prezentowany przeze mnie :) 

Ale co tu będę gadał - zapraszam na film, w który streściłem wszystko to co ostatnio, w kwestiach wędkarskich, u mnie słychać :) PS polski wędkarz jest jak kangur -  pustymi torbami, ale podskakuje :)

Pozdro i zapraszam na grupę https://www.facebook.com/groups/2207334972833837/ Do wygrania kolejna nagroda - tym razem koszulka z pstrągiem. C&R!

60134718_1590441654433841_3840412580438867968_n.thumb.jpg.e08cb6da1e188ec4724dacb7324dfefe.jpg

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Hejo! Sezon letni w pełni, a dla mnie jak lato to przede wszystkim... klenie! Nie powiem, ciężki był początek sezonu, a i teraz szału nie ma, ale co raz człowiek coś wyskrobie z rzeki. A jak to robię? A no właśnie tak :) Mam nadzieję że tych kilka moich słów w temacie, pomoże młodym adeptom sztuki łowienia kleni, w ich przechytrzeniu :)

 

Link: https://zwedkowani.pl/index.php/2019/06/19/jak-prowadzic-przynete-kleniowa/

Jak prowadzić przynętę kleniową?

IMG_20190616_112724623_HDR.thumb.jpg.fd94a4113adb4860697822db67de51d7.jpg

Właśnie wróciłem znad hardcorowej rzeki. Nie kleń, a klenisko (!) sześćdziesiątak,on i cała reszta jego kleniowej kamandy, brały dziś na woblery  prowadzone… z prądem. Kaban pogiął hak, ale nie moje o sposobach prezentacji przynęt kleniowych wyobrażenie: te  prowadzone pod prąd dają mi jednak – mimo wszystko – najlepsze efekty. 

 

Nie zawsze, nie wszędzie i nie stricte pod prąd.

Ale jednak najczęściej.  Dlatego od prowadzenia woblera pod nurt właśnie (rzut  w dół rzeki, pod drugi brzeg i sprowadzanie wachlarzem pod brzeg mój), ZAWSZE zaczynam łowienie. Gdy spłynie na moją stronę,  powoli ściągam go do siebie (wtedy to często następują brania ryb, ukrywających się w podmytych burtach czy pod nawisami traw).

I dopiero w sytuacji, gdy nie mam efektów zaczynam kombinować i prezentować woblera z nurtem. W swych kombinacjach jednak nie przesadzam. Niemal nigdy nie dopuszczam się prowadzenia dosłownie z prądem. Droga jaką pokonuje przynęta,  przebiega zazwyczaj pod jakimś w stosunku do niego kącie. 

I jest też jeden jeszcze szczegół (w którym tkwi diabeł). No właśnie: ŚCIĄGAĆ- czy woblera takiego należy prowadzić tylko ruchem jednostajnym prostoliniowym (tak chyba brzmi pełna definicja 😉)? A może tchnąć w niego trochę życia ruchami nadgarstka?

 IMG_20190613_055743266.thumb.jpg.2653c144e0665128a464ea4397ba8cb1.jpg
Jak prowadzić przynętę kleniową? – przede wszystkim na spokojnie.

Nawet najagresywniejszego woblera prowadź “na lajcie”. Czasem nawet ściągać go nie należy. Niech postoi sobie w miejscu! Zaś w przypadku prowadzenie z nurtem, ograniczaj się do wybrania luzu na żyłce.

Taka agresja – umiarkowana – wydaje się mi być źródłem sukcesu w połowie kleni. O ile przynęta może być bowiem demonem agresji i nie będzie tym wzbudzała podejrzeń czujnego klenia (one to lubią!), o tyle zbyt szybko poruszająca się torem (nienaturalnie) “rybka” da mu wiele do myślenia…

Dalej nie bierze? Bierz sprawy w swoje ręce. To znaczy w swoje nadgarstki. Spróbuj też prowadzić szybciej – ogólnie: kombinuj!

 
Wiesz już jak prowadzić przynętę kleniową ?
Pewnie myślisz, że tak. Wszak dałem Ci garść wskazówek dotyczących łowienia kleni, ale… (zawsze jest jakieś “ale”!) Myślę, że będą pomocne – i oby były – ALE pamiętaj, że dopiero gdy poznasz swoje łowisko, będziesz mógł dobrać odpowiedni sposób prezentacji woblera: adekwatny do panujących na rzece warunków i preferencji pływających w niej ryb. 

No i apel, tak na koniec! Nie myl pojęć: niezależnie czy schodzisz w dół czy w górę rzeki możesz łowić z prądem jak i pod prąd. Wielu o tym zapomina!

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, wasyl1968 napisał:

Dawid super relacje dajesz , a propo wakacji , co byś polecił żeby dobrze zjeść regionalny obiad ( cepeliny , pielmieni ) żeby też limit na karcie starczył 😜

Z regionalnych to jednak podlaski bimber 😆 Kuchnia Warmii to wciąż nieznany dla mnie rejon tej przyjemnej części życia jaka jest jedzenie 😉

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panie kolego bimber to ja mam z " gór" jeżeli można nazwać kolegę który robi taki wynalazek że te wszystkie kupne pedzane na myszach to się chowają , a że mieszka na szóstym a ja na pierwszym tak że po wizycie chwalę Boga że winda jest 😜

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Heja! Na głównej śmiga już kolejny artykuł dotyczący zmian jakie nas dotykają czy dopiero dotkną. Zachecam nie tyle do czytania co do zastanowienia się nad tym co możemy dla dobra naszej wędkarskiej społeczności robić oraz - przede wszystkim - do działania. Pozdro 🙂

http://haczyk.pl/index.php/news/359-nadeszlo-nowe-przyszedl-czas-na-zmiany

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Za oknem złota, polska jesień. Nad wodą tłum wędkarzy, w wodzie okonie, sandacze szczupaki. Na te trzecie jeździmy nad stawy, rzeki, jeziora. Niektórzy może na jezioro Drużno. Ja też tam byłem, coś tam złowiłem, a com widział i złowił jak Mickiewicz (prawie) opisałem 😉

IMG_20191012_123049778.thumb.jpg.afc38005c7873f1d592167878bdb2d2b.jpg

Jezioro Drużno ( https://zwedkowani.pl/index.php/2019/10/15/jezioro-druzno/ )

Jezioro Drużno to fenomen przyrodniczy (i pewnie też wędkarski) nie tylko na skalę północno-wschodniej Polski, ale i całego kraju, a podobno i Europy. Półtora tysiąca hektarów wody, a tam szczupaki: długie, a niejeden dłuższy od średniej głębokości łowiska. I to nie mit! Rokrocznie kolejne zdjęcia ponad metrowych ryb zasilają internetowe portale. Musiałem to sprawdzić!

Jezioro Drużno od strony organizacyjnej.

Nim jednak wygodnie się rozsiadłem, a ze mną dwóch kompanów, pewnego październikowego poranka w naprawdę zacnej łajbie – jednej z kilkunastu, które można wyłącznie na stronie www.lodkidruzno.pl odpłatnie (70 zł) zarezerwować – opłaciłem, drogą internetową, składki jednodniowe PZW Elbląg (a to już można zrobić na miejscu – w bazie mieszczącej się w miejscowości Węgle – Żukowo).

I tak oto, przeszedłszy jedyną legalną, pozwalającą łowić na jeziorze Drużno drogą, uniesieni wędkarska nadzieją i mocą silnika (bez niego ani rusz, a musisz mieć swój – elektryk i spalinę ) ruszyliśmy na łowy!

IMG_20191012_154446369.thumb.jpg.762d230790ef272523410a4f6c674e91.jpg

Jezioro Drużno – akwen jedyny w swoim rodzaju!

A tam… jakbyśmy pływali po łące!

Nie licząc kanału przez jezioro przepływającego, Drużno nawet w połowie października zarośnięte było na tyle, by wymusić użycia haków offsetowych bądź tzw. antyzaczepowych. I najlżejszych główek jigowych.

Wędkowaliśmy jednak nie tylko gumami, ale też na obrotówki. Na wszystko równie nieskutecznie, aż do chwili gdy pierwsza ryba, niedługo potem druga i trzecia (mierząca już fajne 83 cm) wylądowały na pokładzie. Gumy w białym kolorze i rozmiarach 10-15 cm przez kilkadziesiąt minut robiły robotę.

Wędkarskiego Eldorado jednak nie zasmakowaliśmy, tak jak zresztą i inni wędkarze, którzy z podobnymi wynikami wracali popołudniu na bazę. Ja zaś z nadzieją czekałem kolejnego dnia, który – jak się okazało – przyniósł nam niestety tylko jedną rybę.

IMG_20191013_140133215_HDR.thumb.jpg.3330464890694b00c95587a9f175705a.jpg

Reasumując: szału nie było, ale…

Ładne ryby widzieliśmy. Uciekały nieraz spod łodzi, więc wiem, że tam są i że warto te łowisko co jakiś czas odwiedzić: liczę że jeszcze w tym roku nad Jezioro Drużno pojadę!

Ps Na łowisku obowiązują liczne ograniczenia. Szczegółów szukajcie na stronie PZW Elbląg i www.lodkidruzno.pl

IMG_20191013_134859613.thumb.jpg.e13aed7a78ad7c8f28c4cdf5703fa148.jpg

  • Lubię to 1
  • Super 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Siemka! Zapraszam do lektury ostatniego w tym roku wpisu na blogu http://zwedkowani.pl😊 Tym razem - a raczej powinienem rzec: po raz kolejny - zajmuję się problematyką C&R. Dlaczego ideologia to nas dzieli zamiast łączący (i dlaczego uważam iż jest ona bliska wszystkim, nawet tym, którzy lubią rybkę zjeść)? O tym w artykule😉

Catch and Release: dlaczego nas dzieli choć powinno łączyć?

received_2653776464657942.thumb.jpeg.93ed05483eb8f21b3093d39fc01282b5.jpeg

Ideologia Catch and Release ma w Polsce wielu zwolenników, jak i przeciwników: dzielimy się na wypuszczających wszystkie złowione ryby i lubiących rybkę zjeść. W toku dyskusji na temat obu postaw ostro nieraz wojujemy językami. Przy okazji wiele sobie nawzajem wytykamy. Ja natomiast – choć gorliwy propagator zasady C&R – zauważam coś zgoła innego: to jak niewiele w zasadzie się od siebie różnimy!

Przede wszystkim, wbrew temu co sobie nieraz zarzucamy, wszyscy my postępujemy zgodnie z przepisami: one bowiem dopuszczają zabieranie pewnej części złowionych ryb z łowiska, lecz nie nakazują tego. A skoro tylko ograniczoną ich ilość wziąć na obiad można, to żadnemu wędkarzowi zwracanie rybom wolności nie powinno być czynnością podczas wędkarskich wypraw nieznaną (w końcu chyba każdemu z nas zdarza się połowić więcej niż to tylko, co na patelnię wrzucić regulamin pozwala). Czyli – co z całą stanowczością stwierdzam – w zasadzie wszyscy zasadę Catch and Release w jakimś zakresie stosujemy. A przynajmniej wszyscy szanujący przepisy prawa.

Przy czym zdarza się, że nawet najbardziej prawi wędkarze często podważają sens stosowania bezwarunkowego Catch and Release. Swoje zdanie argumentują zazwyczaj tym, że część ryb wypuszczanych przez catchandreales’owych zapaleńców i tak nie przeżywa (z którym to faktem notabene się zgadzam). Przypominam jednak w tym miejscu pewien zapominany “szczegół”: ryby, które wędkarze uwalniają jedynie ze względu na obowiązek wynikający z przepisów, również w jakiejś części nie przeżywają. A nikt przecież nie uznaje tego za argument przemawiający za zniesieniem limitów, wymiarów czy okresów ochronnych (choć żeby być konsekwentnym trzeba by i je w tej sytuacji zanegować).

Czy więc naprawdę jest o co się kłócić? Cóż, wygląda na to, że tak…


IMG_20191215_095047467.thumb.jpg.3c3169dc9bdd1cf7b526d23f56d64b43.jpg 
Catch and release a kwestia etyki w wędkarstwie.
O tym wszystkim bowiem co powyżej napisałem dyskutujemy, wylewając przy tym – w sposób nieraz bardzo dosadny – swoje żale. Ale najwięcej jednak chyba emocji i niesnasek pomiędzy nami budzą nie kwestie praktyczne, a etyczna strona sporu: która postawa jest bardziej słuszna?

Wychodząc z założenia, że wędkarstwo do końca etyczne nie jest (zawsze trzeba rybie hakiem po pysku przecież przejechać) stwierdzam, że etyczny wędkarz to ten, który wędkując stara się minimalizować cierpienie ryby: to czy ją zje, czy wypuści nie ma nic do rzeczy.

I jeżeli Wy tak do sprawy podchodzicie, i jeżeli ja też tak robię, to znaczy że wszyscy my gramy fair. Jesteśmy całkiem do siebie podobni. Przede wszystkim wędkujemy, bo to lubimy. Jaramy się wędkarstwem, które – o co apeluję! – niech nas nie dzieli, a łączy!

PS oczywiście nie bronię dyskutować, a wręcz przeciwnie: o pozytywnych i negatywnych skutkach zabierania/wypuszczania ryb rozmawiajmy – bo dysputa bywa zarzewiem pozytywnych zmian. Zachęcam jedynie, abyśmy – biorąc pod uwagę to co w niniejszym artykule napisałem – wykazywali przy tym minimum przyzwoitości i kultury :)

  • Dzięki! 1
  • Super 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.