Skocz do zawartości
tokarex pontony

Przygody wędkarskie


tomik

Rekomendowane odpowiedzi

Temat w którym piszcie o swoich najciekawszych przygodach wędkarskich. Temat zaproponował Artech i myślę że to świetny pomysł. Zobaczymy jak się rozwinie. Być może zrobimy jakiś konkursik na najlepsze opowiadanie :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przynęty na klenia   Dragon

Sezon 2004 muszę zaliczyć do średnio udanych, chociaż w tym roku pobiłem swój rekord – szczupak 3,2 kg, może i to niewiele ale duże ryby mnie jakoś omijają, albo po prostu nie potrafię ich znaleźć, no ale o tym trochę później, zacznijmy od początku.

Sezon spinningowy zacząłem dosyć późno, bo dopiero na początku czerwca. Moim najczęstrzym łowiskiem jest Odra Zachodnia od mostu na autostradzie do dworca Szczecin Główny wraz z kanałami na tym odcinku. Dość często (szczególnie w miesiącach letnich) odwiedzałem kanał Odyniec łączący Odrę z Regalicą, jest to jeden z większych kanałów w tym rejonie, a na pewno najczęściej odwiedzany przez kolegów po kiju i nie tylko (kąpielisko Dziewoklicz), jest to łowisko dosyć ciekawe zwłaszcza po stronie południowej, niedostępnej z brzegu, poza odcinkiem na którym znajduje kąpielisko. Jest tu kilka zatoczek, z których największa jest pierwsza od strony kąpieliska – Zatoka Śpiącego Suma – nazwa ciekawa aczkolwiek nie słyszałem aby ktoś złapał tam suma, chociaż warunki wydają się idealne, głębokość dochodzi tam do około 12 m, a może i głębiej niestety nie posiadam echosądy. Poza nazwą samo łowisko także jest dosyć ciekawe występują tu resztki zabudowy po byłym torze regatowym, na wpół zatopiony kuter lub coś w tym stylu oraz mnóstwo roślinności podwodnej i nawodnej (głównie przy brzegu).

Gdzieś w połowie czerwca wybrałem się z teściem na płotki (od kilku dni żerowały intensywnie dość duże sztuki) zakotwiczyliśmy łódkę naprzeciw wspominanej zatoki na głębokości ok. 4 m, zestawy powędrowały we wcześniej zanęcone miejsce. Na brania nie trzeba było długo czekać, pierwsza ok. 0,5 kg druga i trzecia podobne i na tym koniec. Zaczyna wiać coraz mocniej, zrobiła się nieprzyjemna falka coraz trudniej obserwować spławik (a tak szczerze to powoli zaczyna mi się to nudzić) zwijam spławikówkę i łapie za spinning, na początek 3 cm twisterek motoroil na 3 gr główce. Pierwszy rzut – okonek tak na oko około 15 cm, drugi rzut i .... nic, trzeci.......... nic jeszcze parę sprawdzonym najmniejszym ripperkiem mannsa mlecznym z niebieskim grzbietem i .......... zaczyna padać deszcz, coraz mocniej wieje, ani okonie ani płotki (teściowi) nie biorą . decyzja zapada płyniemy na drugą stronę w zatokę. Kotwiczymy na wpływie do zatoki, tu tak nie wieje ale deszczyk poczyna sobie coraz bardziej. Łowię niedaleko od brzegu między roślinnością wszelkiego rodzaju, której jest tu mnóstwo, cholera zawsze było tu pełno okoni, chociaż żeby jakiegoś malutkiego a tu nic. Zmieniam przynęty i sposoby prowadzenia...... a tu studnia, teść zaczyna narzekać bo u niego też bryndza, tam skąd przypłynęliśmy może i wiało ale od czasu do czasu coś mu brało a tu od godziny nawet skubnięcia. Znów zakładam wspomnianego już wcześniej ripperka i bez żadnego przekonania, w akcie największej już desperacji rzucam w prawo w stronę środka zatoki, przynęta ląduje jakieś 30 może 40 metrów ode mnie i dopiero teraz uświadamiam sobie, że moja 3 g główka to trochę za mało jak na tę głębokość, nawet nie wyczuję czy doleciała do dna czy nie, no ale trudno, i już zupełnie bez wiary zaczynam skokami sprowadzać przynętę do siebie z zamiarem zmiany na większą, po trzecim, może czwartym pociągnięciu czuję lekkie przytrzymanie, zacinam delikatnie i jest upragniony opór, ale to nie okoń, nie wyczuwam charakterystycznego dla okonia sposobu walki, poza tym opór jest trochę za duży jak na okonia, co ciekawe ryba nie walczy zbyt zaciekle, może to większy leszczyk a może dopiero zacznie walczyć. Proszę teścia o przygotowanie podbieraka, patrzy na mnie z niedowierzaniem – rozumiem go – ale bierze podbierak do ręki, ryba bardzo łatwo daje podprowadzić się do łodzi, ale gdy pokazuje się na powierzchni nogi zaczynają mi drżeć, boże takiego szczupaka to jeszcze nigdy nie złapałem, szybki ruch podbierakiem uniemożliwił mu kontynuowanie walki (na całe szczęście, żyłka 0,16 bez stalki) i dopiero w łódce zaczyna szaleć. Mam dosyć wrażeń, mogę wracać, i jestem cały mokry – teraz to już prawdziwa ulewa. Wracamy. Na przystani mierzę swoją zdobycz 79 cm, takiego zębacza dawno nikt tu nie złowił. Po powrocie do domu ważymy w pobliskim sklepiku (właściciel – sprzedawca też wędkarz) 3,2 kg. W domu kilka fotek i będzie kolacyjka jak się patrzy jesze tylko wyskoczę po połóweczkę wszakże rybka lubi pływać.................

Swoją drogą, zastanawiam się dlaczego taki dość duży szczupak tak marnie walczył, może wpływ na to miała chłodna wiosna, może później zaczęło i skończyło się tarło i ta prawdopodobnie samica (ichtiologiem niestety nie jestem) była dopiero po, wcześniej w maju nikomu ze znajomych z przystani nie udało się złapać szczupaka, ciekawe czy to możliwe że tarło przesunęło się aż o miesiąc.

Ps. Fotki nie mam żadnej okazało się że źle założyłem film i cała klisza, nie tlko zdjęcia ze szczupakiem życia, jest pusta. Na pamiątkę został mi tylko (a może aż) łeb który do dzisiaj moczy się w formalinie, muszę się do niego wreszcie zabrać.

Artech

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Gość Anonymous

A wszystko przez linę i słaby wzrok. W czasach gdy na widok gościa z wedkami pukałem sie w czoło a moje jeziorko było jeszcze nędzną sadzawka[jezioro odkrywkowe]niepodzielnymi królami wedkarstwa na tym terenie byli pan Andrzej i pan Zdzichu .Od kiedy ich pamietam zawsze razem ,jezdzili rowerami a ich bambusowe kije i Ruskie kołowrotki błyszczały w słońcu od świeżo nałożonego lakieru. Bardzo lubiałem ich słuchać ich wyczyny zasługiwały na księgę rekordów GUINESA.A ich grube żyłki kładły cień na wodęi były widoczne z daleka. pan Zdzichu hudy wysoki w okularach z grubymi oprawkami panAndrzej gruby i niski te dysproporcje budziły u niekturych uśmiech na twarzy a ich kłutnie zmuszały do płaczu radości .Byli jednak kumplami na zabuj i nic ich nie mogło rozłączyć.Aż do pewnego razu , był to środek lata kąpaliśmy się z kumplami na jeziorze gdy nagle w zasięgu wzroku pojawili się panowie Andrzej ijego druh Zdzisio. Ulokowali sie nieopodal i zachwile usłyszałem jek kołowrotka i plusk cieżarków wpadających do wody. koledzy się dobrze bawili bo z krzaków dochodziły coraz to głośniejsze rozmowy , kłótnie a potem śmiechy.PO 2 godzinach wszystko ucichło naszych bohater€w wzieła drzemka.POwoli plaża zaczeła pustoszeć robiło sie ciemno i cicho graliśmy wtedy w karty a o wedkarzach zapomnieliśmy.Nagle w ta cisze wdarł sie warkot Ruskiego kołowrotka,pużniej coś zaczeło się szamotać w krzakach i kląć zerwaliśmy się na nogi i pędem do nich gdy zobaczyliśmy co sie dzieje pokładaliśmy sie ze śmiechu.Co sie okazało panowie po libacji posneli zbudziłich ryk kołowrotkapierwszy zerwał sięgrubszy i chcąc zaciąć wpadł na niżej leżącego Andrzejapużniej razem dopadli do wedki żaden z nich kija niechciał oddać więc zacieli razem niestety takiej siły kij nie wytrzymał i się złamał[szczytówka] jeden z nich odstąpił drugi zaczął hol jednak żadne pruby nie zmusiły kołowrotka by zamilkł.Nagle wszystko ucichło, kołowrotek umilkł a z wody w odległości sto metrów pojawiła się lina od holownika a naniej cieżarek rasówki ikłebek żyłki. Płakaliśmy z radości ale gdy spojrzeli na nas szybko z tamtąd uciekliśmy.Do dziś wspominam to wydarzenie i się uśmiecham.Natomiast jeśli chodzi o bohaterów to mają się świewtnie a coraz to nowe pokolenia wysłuchują ich opowiadań. [hodziło oline od koparki kturej jeden koniec jest na brzegu a drugi na bebnie na koparce. heja

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może to nie była przygoda tylko dość wesoła sytuacja nad wodą, niemniej często mi się przypomina i sympatycznie ją wspominam, więc postanowiłem o niej tu napisać. :D

Kiedyś moje koło (kolejowe) organizowało tygodniowe wycieczki wędkarskie. Zarząd załatwiał wagon i jechało się na drugi koniec kraju. Będąc na jednej z takich wycieczek a dokładnie zdaje się, że w Suwałkach nad miejscowym niewielkim zalwem, który z tego co pamiętam był jakoś tak w środku miasta. Miałem wtedy chyba z 14 lat a i było to z 14 lat temu, więc dokładnie niepamiętam.

W każdym razie całe nasze koło łowi sobie spokojnie ryby, a właściwie ok. 0.5kg krąpie lub leszczyki co po kilku godzinach staje się trochę monotonne i nagle jednen z wędkarzy z naszej drużyny zacina rybę i krzyczy "siedzi". Wędka wygieła się wpół. Wszyscy się zbiegli. Szykuja podbieraki. Widać, że na haku jest duża ryba. :lol:

Koledzy doradzają a szczęśliwiec zaciekle walczy, ryby nie widać, krąży, ale jest już blisko brzegu. Ja jako młody niedoświadczony wędkarz jestem w szoku. :shock: Pierwszy raz widzę tak poważną akcję wszyscy widzowie w napięciu obserwóją całą sytuację.

I nagle, coś jakby puściło..., żyłka już nie napięta, ...wędka się prostuje... z wody wyskakujej, jakieś ziele i... ryba... a wszyscy obserwatorzy łącznie ze mną padają na ziemię i zaczynają sie na niej zwijać. Nimniej nie ze strachu, że wyskoczył jakiś potwór, lecz ze szczerego, ogromnego i zupełnie rozładowującego to całe napięcie jakie panowało... śmiechu :D

Jak się okazało kolega owszem zaciął rybę, ale był to jakiś 15 cm drobiazg, chyba okonek. Ten natomiast wszedł w niezłą kupę ziela i krążył z nią w wodzie udająć co najmniej 5 kg karpia :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Trochę o moim sezonie 2004 – 2.

Takie dni jak ten człowiek wspomina z utęsknieniem bardzo długo.

Było to pod koniec lipca, po kilku słonecznych i dość ciepłych dniach, co w poprzed-nim roku nie zdarzało się zbyt często, pogoda się lekko popsuła, było ciepło natomiast słońce schowało się za cienką warstwą chmur, zero wiatru – pogoda wręcz wymarzona na ryby. Na przystań dojechałem około dziewiątej, od razu złapałem spinning, plecak, wiaderko i pobie-głem na kanał na Dziewokliczu, łowisko to jest dosyć specyficzne, bynajmniej ta jego część, znajduje się bowiem niedaleko plaży i w dodatku tamtędy prowadzi jedyna droga na tę plażę, przez drewniany mostek, przy którym zamierzałem łowić, przechodzi więc wielu ludzi, któ-rzy mają zamiar dostać się na kąpielisko lub po prostu pospacerować, co dziwne rybom to specjalnie nie przeszkadza. Niestety najbardziej okoniodajne stanowisko jest zajęte, staję 10 metrów dalej, trochę niezadowolony, bo tu przy brzegu jest pełno zielska. Ale nic to, na pierwszy ogień idzie obrotóweczka czarna w zielone- fluo kropeczki. Nr 1, trochę lekka, więc dociążam ją śruciną. Poprzednio się tu sprawdzała na okoniach. Pierwszy zarzut i przynęta ląduje jakieś 20 m od brzegu, odczekałem aż trochę opadnie i zaczynam upragnione łowienie, ale coś mi tu nie gra, to nie tak było w moim scenariuszu – miały brać. A tu co? Zaczynałem już podnosić wędkę aby ominąć przybrzeżne zielsko i wtedy nastąpiło branie, ale jakieś dziwne jak na okonia, za mocne, uczucie miałem jak by mi koń w wędkę kopnął, i walczy jakoś tak zawzięcie, może to bolek, jest ich tu dosyć sporo, podcinam pod nogi i........... A to ci niespodzianka, no klenia to tu jeszcze nie złapałem i to całkiem, całkiem, że aż nawet przy-zwoity. Fajny początek. Drugi rzut, trzy obroty korbką i łup, kolejne kopnięcie, tym razem to bolek z przedszkola, tak w kole 30 cm. Jeszcze kilka rzutów i podobnie małe bolenie (nawet takie 15 cm). Postanowiłem spróbować czy te klenie stoją jeszcze przy roślinach, krótki rzut wzdłuż brzegu, dwa obroty kołowrotkiem i bam – siedzi, moment i jest na brzegu, brat bliź-niak tamtego. Kolejny rzut w to samo miejsce, ledwo wirówka zaczęła pracować i jest branie – mocne, nawet bardzo, ale........... rybka się spina, kolejne rzuty w to miejsce nie przynoszą żadnych efektów, potwierdza się stara prawda, że mniej spłoszy się ryby wyciągając i 5 sztuk z jednego miejsca niż jak się jedną zerwie.

Wszystkim tym moim, czasami nawet akrobatycznym, poczynaniom przyglądał się młody, a nawet bardzo młody, wędkarz łowiący, bez efektów, obok mnie, tuż przy mostku. W pewnej chwili podszedł do mnie i pokazując mi zawartość swojego pudełka zapytał, na co może spróbować połowić w tym miejscu. Od razu przypomniały mi się czasy, gdy to ja mając lat tyle co on, czyli około 12 – 13, podchodziłem do starszych wędkarzy i pytałem, na co łowią, że im bierze a mi nie. A co słyszałem w odpowiedzi? spadaj gówniarzu...., na wędkę...., jak dorośniesz to się nauczysz..... – zachowywali się tak jakbym miał im wszystkie ryby wyłapać, oczywiście zdarzali się i uprzejmi, ale niestety o wiele rzadziej. Wtedy obiecałem sobie, że nigdy nie będę takim bucem. Z pudełka chłopca wyciągnąłem mały zgrabny woblerek i powiedziałem aby spróbował na niego. Zamontował go i rzuca............., No tak, dopiero teraz zauważyłem, że ma żyłkę na suma na oko około 0,35, więc wobler wylądował jakieś 5 – 6 metrów od niego. Już miałem się odezwać i powiedzieć coś na temat za grubej żyłki i tego że tym woblerkiem to sobie nie połapie i.......... w tym momencie jego, dosyć solidnie wyglądająca, wędka wygięła się w pałąk. Po krótkim i raczej siłowym holu na brzegu wylądował piękny jaź, aż mnie zamurowało nie wiedziałem co powiedzieć, ryba była naprawdę piękna na oko około 1 kg może więcej. Byłem naprawdę szczęśliwy, chyba nie mniej niż łowca tego okazu, że moja rada okazała się być tak trafną, jeszcze przyjemniej zrobiło mi się jak chłopak mi podziękował, mówiąc, że dzięki mnie złowił rybę życia (nie ostatnią tego dnia jak się później okazało) i zaproponował, że pożyczy mi podobny woblerek, abym też mógł sobie połapać – nie odmówiłem i spróbowałem.

To był naprawdę szczególny dzień, na moje konto wpisały się jeszcze trzy bolenie, złowione w środku dnia, odpowiednio 53 cm, 51 cm i 50 cm, nie liczę tych przedszkolaków, oraz małe stadko przyzwoitych okoni, które jako jedyne gościły u mnie na kolacji :lol: .

A ów młody wędkarz, oprócz okoni, złowił jeszcze jedną rybę życia – bolenia 54 cm. Ogólnie tego dnia kilku obecnych tam spinningistów złowiło około 7-8 boleni powyżej 50 cm i na-prawdę sporo dużych okoni, te małe gdzieś tego dnia wymiotło. Wszystkim życzę trafienia na taki dzień i takiego „połowienia” - jest co wspominać.

Artech

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzimy sobie z kuplem na łodzi i polujemy na okazy na Martwej Wiśle w Gdańsku . Pogoda bajeczka ! Wczesne popołudnie , wiaterek, chmurki - będą brały ! Miałem nawiniętą nową plecioneczkę :D 120 m. 0.10 :D dopiero co z opakowania. Po chyba 3-5 rzucie branie ! Zacięcie i odjazd ! Ale taki jakbym zaczepił lokomotywę ! Albo intercity ! Po około minucie i prawie 100 plecionki - desperacja ! dokręciłem kołowrotek na maxa i kij do wody ! Pomogło ! :shock: Strzeliła na wężle początkowym na szpuli :oops: Co to było ? obstawiamy łososia powyżej 15 kg. spoko! No chyba że to był 007 z licencją na zabijanie w swojej nowej zabawce szpiegowskiej. Chociaż minęło kilka lat , pamiętam każdą chwilę ! Poważnie.! Zastanawialiśmy się co można było zrobić wtedy inaczej= wychodzi że nic ! Mówią że ryb coraz mniej i wytrute.......nie wszystkie !

-----------------------------------------------------------------------------------

Ta sama woda , wiróweczka i zaczep. Wyciągam kawałek gałezi , i zdziwienie. Na końcu siedzi rak ale jakiś dziwny. Cały brązowy i porośnięty glonami. Po oględzinach wraca do wody. Póżniej przy browarku opowiadamy naszemu Guru 8) . Nie okazuje zdziwienia . Zdaża się ... mówi , to krab wełnistoręki. W domu sprawdzam w atlasie.... ze zdjęcia spogląda na mnie taki sam przybysz z Morza Północnego.

pozdroffki ! :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pare latek temu upodobałem sobie z kumplem miejsce na jeziorze .Było to zakole o głębokości jakieś 3m gdy ktoś szedł tam na ryby mówił że idzie na żelazo.[ponieważ 1m od brzegu wystawała z wody poteżna łyżka z koparki]Neciliśmy kulkami z ciasta chlebem czym się dało. były to wakacje i na rybach byliśmy codziennie o 4 rano.Jezdziłem tam poczciwym komarkiem ktury sie świetnie sprawował. POsiadałem w tamtym okresie 3 wedki 2 bambusy i rzutkę z Germiny. razu pewnegoprzyjechałem w to miesce a kolegi nie widać pomyślałem że pewnie zaspał.Rozłozyłem wędki i co się okazało że z jednego bambusa ułamała sie przylotka szczytowa.Cuż było robić założyłem spławik na rzutkę i prubowałem nią zażucić niestety wedka 1,5 m a woda ponad 2m nie znałem wtedy przelotowca więc zestaw się plątał a niechciał lecieć .Zostawiłem go 2 m od brzegu i przestałem zwracać na niego uwage.Zajołem się wyciąganiem leszczy na drugą wedke.po pewnym czasie zobaczyłem że rzutka jest mocno wygjęta a zestaw w krzakah mocno zaciołem i poczułem silny opur a następnie w wodzie metrowy cien chol trwał może 5 minut ,rzyłki to ja wtedy miałem grube a kij był niezniszczalny.Pamietam jak przyciagnołem rybę pod nogi lecz niemogłem jejpodciągnoć wyrzej żeby złapała powietrze niewidziałem jej. Przy brzegu głębokosć wynosiła 2 m a w metnej wodzie nic niemożna było zobaczyć.Nagle na ścieżce pojawił się muj kumpel szedł z dziewczyną sie kąpać ,poprosiłem go o pomoc ten niemyśląc złapał za rzyłke i po rybce pozostały wspomnienia.Musiała być poteżna :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przygody wędkarski temat rzeka. Co sezon to coś nowego,a sezonów

już wiele i co tu wybrać. Zeszły rok ,miałem już dości tumultu ludzi,

na swojch miejscówkach w pobliżu tamy, tak gdzieś w połowie sierpnia.

Postanowiłem odwiedzić stare dobre iodległe miejsca z ciszą i spokojem.

Troche daleko bo 17km rowerem, atylko tak można się dostać do

takiej oazy, to wymaga wyjazdu w nocy i na cały dzień . miejsce bardzo

urokliwe i mało uczęszczane z racj silnego zakszaczenia nad brzegiem.

Znalazłem kawałek wolnej przestrzeni wprost stworzonej dla mnie.

Miejsce to cypelek ,po lewej zatoczka z płytką wodą [dużo drobnicy]

na wprost spokojny nurt ,po prawej głuwne koryto rzeki.Miejsce

zarośnięte wokoło Wierzbą i łożiną .Po tygodniwym zanęcaniu zaczeła

brać ryba. Co mnie zmusiło do wcześniejszych przyjazdów nad wodę,

tak przed świtem,cichutko rozłożyłem wędki i do wody, jeszcze tylko

trzy garstki kukurydzy zanęcić i wtym momęcie usłyszałem za plecami

jakieś dziwne struganie ,zamarłem cisza ,w myślach przebiegło może

dzik ale tojest taki dziwny dziwny dzwięk tak jakby coś strugało

zajełem się wędkami bo zaczeło sołidnie braci, wpewnym momęci

słyszę tszask łamania sporego konara wierzby i wali się wprost namnie

normalnie mnie przywaliło, myslałem ze gostka zabiję , złapałem

za siekierkę i wte pędy a musiałem wyjści z cypla i okrążyć pare

metrów brzegu, trwało to może z 10 sekunnd, jakie było moje zdziwko

jak przypniaku spotkałem bobra który właśnie zrobił sobie śniadanko.

Brechtałem z siebie cały dzień , spotkałem go jeszcze pare razy,

ale już nie wchodzil mi w drogę,pozwolił mi zostać na swojm terytorium

bo nie on był intruzem tylko ja. A ryby łapałem do konica Listopada.

W następnej histori będzie jak gumjak uratował mi życie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

A ja Wam opowiem to, co widziałem i po czym mnie boki ze śmiechu bolały:

Zbiornik Przeczyce gdzieś 95-98 rok. Kij przy kiju, chłop przy chłopie. Nocka, woda jak szkło, bezrybie, nic. Kazdy pociska jakieś pierdoły. wtem 4 stanowiska obok krzyk

.... tnij!!! Tnij k....a.

Jak nic nie bierze i nagle komus cos tam skubnie ... wszystkie oczy na niego :lol:

Nagle z samochodu wylatuje gościu , leci, leci, dolatuje i .... zacin!!! odskok do tyłu o jakies 5 m i jeszcze raz zacina :lol:8):shock:

Kij wygina mu sie w pałąk, wszystkie latarki na niego i na kij, dziesięciu stoi z podbierakami i zaczyna sie "wedkarskie doradztwo" ..

... popuść hamulec, podciągnij go, poluzuj mu, owtórz "kabłonek" :lol: i tak dalej :lol::lol::lol:

Hol trwa juz prawie 5 minut, szczęśliwca upocony (nie wiem czy z nerwów, czy z tego snopu świateł skierowanych na ten brzeg)

żyłka chodzi po wodzie w prawo i w lewo i licytacje ...

... karp, amur, tołpyga itd az do kiełbia :shock:

No i zbliza sie finał .... podciaga, pompuje, podciąga, pompuje i ....

.... z wody wyłania się

.... piękny parasol plażowy :lol::lol::lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Gość Anonymous

Pewnego razu wybrałem się na ryby i miałem super branie.Spławik odrazu zanużył się cały pod wodę.Próbowałem zacinać i myślałem że to jest duża ryba. po wyciągnięciu jej z wody okazało się że to mały karaś był taki waleczny

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...
Gość bogdan39

poszliśmy raz z kumplem na żywca na spławiki. ustawiliśmy się z wiatrem żeby zestawy dalej leciały.Noi sru i poszły. nic niebrało więc zaczeliśmy sączyć browca i opowiadać pierdoły.Nagle na kumpla kiju zacza jęczeć kołowrotek,kumpel podbiega zacina kij się gnie .Lecz co to do holery żyłka idzie do góry.A na końcu żyłki mewka walczy o utrzymanie się w powietrzu.Śmiechu było co niemiara. może wy coś złowiliście innego niż rybe. Ja na końcie mam raka a kumpel żułwia :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bogdan to nic niezwykłego ptak na wędce osobiście już kilkakrotnie mjałem kaczki dzikie na haczyku przy połowie karpi na skórke chleba i walke trzeba było stoczyć w powietrzu, ale najbardziej niezapomnianą przygodą było zlapanie perkoza przy połowie sandacza na jeziorze , wyglądalo to jak branie sandacza ale w pewnym momęcie żyłka zaczeła

uciekać w powietrze bo perkoz jak wyczuł opór to odrazu startował w góre, ale najgorsze się właśnie zaczynało bo ten perkoz narobił takiej wrzawy że z calego jeziora zlatywały wszystkie perkozy na pomoc i wiesz co czułem jak nad głową całe stado pikowało jak na filmie "ptaki" najgorzej było z tym pierwszym bo nie chciałem żeby się męczył z hakiem w przełyku ,następne to już wędka pod wode i sprint do łodzi i wpodbierak skubańca bo jak się rozwrzeszczał to miałeś całe stado nad głową.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Witam wszystkich. 8)

Z nietypowych wydarzeń nad wodą opiszę coś takiego:

Siedzieliśmy z KISEM w Tarnowie Jeziernym poławiając leszczyki i leszcze. Po któtym z kolei braniu zacinam i wyciągam krąpika ok 7 cm. I nie było by w tym nic dziwnego gdyby nie to, że wyciągnąłem go w koszyku zanętowym a przynęta swobodnie dyndała 30 cm niżej :D:wink:

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś, dawno, dawno temu jak jeszcze byłem piękny i młody :mrgreen: siedzieliśmy z kolegą na pomoście nad małym jeziorkiem Wirów, gdzie spędzaliśmy wakacje. W siatce, takiej zwykłej sznurkowej bez żadnych obręczy mieliśmy małe żywczyki na okonia, jakież było moje zdziwienie gdy po wyciągnięciu siadki z wody na jej rogu zobaczyłem dyndającego okonka, który przez siatkę zaatakował rybkę i trzymał ją w pysku, trwało to może z dwie, trzy sekundy i to on pierwszy wyrwał się z osłupienia, puścił "zdobycz" i wrócił pod pomost 8):lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kiedyś z kumplami poszliśmy na sandacza noc ciemno nagle branie zacinka jest coś potężnie walczy i dziwnie zchodzi na boki raz w jedną strone raz w drugą jakie było zdziwienie po wyciągnięciu zestawu żywczyk ruszał się żwawo a metr wyżej zaplątany wżyłke tak w połowie długości ciała dyndał mały sandacz :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
Gość bogdan39

kiedyś za kawalerki gdy chodziliśmy na sandacza korzystaliśmy z barek które przywoziły żwir miały około 50 m dł więc gdy stały pod kontem p[rostym w stosunku do brzegu bardzo nam pomagały razu pewnego gdy przyszliśmy nad wode[cholera może miały troche mniej] barka stała bokiem do brzegu trudno zażuciliśmy wędki i nic. po 2 godzinach gdy biesiada była w pełni a brań zero kumpel postanowił odepchać barke nic szczegulnego rzekłby ktoś ale sposób wykonania kolegi wzbudził w nas entuzjazm i śmiech . zaparł się nogami na brzegu a rekami na barce barka odpłyneła a kumpel przy głośnych protestach wylądował w wodzie po uszy. dosłownie płakaliśmy ze szcześcia a kumpel m,usiał maszerować do domu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było to 2 lata temu jestem na rybkachna Śniardwach łowie sobie spokojnie okonie na gumki

już ich pare wyjąłem wrzuciłem do siadki a że siadka była bez obciązenia wypływała do powirzchni wpewnym momencie zacinam oknia swierdziwszy że jest mały to go szybko holuje do góry jest już przy powierzchni jednak jeszcze kilka metrów od łódki nie wiadomo

skad pojwia sie mewa siwa i to ta duża i uderza w okonia ja zacinam żeby zerwać okonia bo

niemam zamiaru z nią walczyć i się udaje mewa odlatuje z okoniem,ale nie daleko i siada na wodzie więc zarzucam wedkę ipatrze na mewa ta siedzi na wodzie i przybliża sie do łodki podnosze twistera z dna branie zaciecie i mam okonia ale ten jest większy i holuje go spokojnie mewa jakby wyczuła że mam rybę izerwała sie do góry i wisi mi nad głowa kilka metrów przyznam sie że troche sie przestraszyłem jak ją zobaczyłem w całej okazałosci z rozłozonymi skrzydłami i tym dziobem ale okonia wyjąłem wrzuciłem do siatki a mewa odleciała kilka metrów i usiadła na wodzie sytuacja powtarzała sie kilka razy jednak już nie udalo jej sie zabracmi żadnego okonia tak nisko podlatywala że odganiałem ją wiosłem i myślałem że się przestraszyła bo odleciala myślac ze przygoda sie zakończyla postanowiłem wstawić wode na kawe bo mam taka mozliwość na łódce przygotowując sobie kawe w kabinie byłem odwrócony tyłem do pokładu i nie widziałem co sie dzieje za mną az tu nagle krzyk mewy i głosne poruszenie w wodzie przy łódce odwracam sie i widze mewe buszujacą w siatce z rybami wstaje krzycze a ona nic dopiero

wioslo ją odstraszyło i odleciała i już wiecej sie nie pokazała a ja już sobie spokojnie łowilem okonie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
Gość bogdan39

razu pewnego wybrałem się ze swoimi synami nad zek [jezioro] chodzimy sobie chłopaki puszczają kaczki widzimy spiningującego gościa woła mnie pyta czy moge pomuc jego błystka utkwiła gdzieś w trawie 50 metrów od brzegu. niema sprawy muwie i otrzymuje do reki spining mam naprężyć żyłke on w tym czasie po żyłce opuszcza jakieś kułko przywiązane na sznurku muwi że to jego złoty środek na odchaczanie . spoko czego się nie robi dla gości po fachu . Kółko zanurza się pod woda a facet każe pompować. każe chodzić po brzegu zmieniać pozycje. lecz efektów zero. 10 min no dobrze lecz po 15 min zaczynam się czuć nieswojo co on tam miał na końcu żyłki że tyle zawraca dupe.Gościu poirytowany zaczyna mówić że to ja coś żle robie jeste nerwowy z cywila więc łapie za kij żucam w jego strone i dodaje pare epitetów kturych nie przytocze i tak przy pulsie 200 opuszczam porypa. diagnoza shizofremia początki paranoidalne :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 years later...

Odswierze temat: Byl rok1989,wlasnie wrocilem z emigracji 11miesiecznej z saksow. Kupilem na szybcika FIATA 125p, zapakowalem zonke, sprzet, ponton, i kierunek -morze, bez zadnych planow. Wyladowalismy w koncu w Mielnie- bo jeszcze tych rejonow nie znalem. Pole namiotowe przy samym jeziorze Jamno. Krotka decyzja rozbijamy sie, podczas tej operacji spotykam kolege po fachu.. :shock: no to mi pasuje :lol: tez wedkarz, ktory z rodzinka przyjechal dzien wczesniej.Pogoda nie dopisywala :mrgreen: lalo przez pare dni, Co robic- wiadomo :lol: pogoda gastronomiczna, a miedzy czasie poznalismy wesole towarzystwo tez z emigracji ale dluzszej bo 17sto letniej z kanady- nadziany gosc :lol: no to co-PEWEX. bo jak wiadomo wóda byla na kartki :mrgreen: no i tak spedzilismy ze dwa dni :lol: W koncu powitał nas piekny poranek- szybko obudzilem kolegow-ryba czeka :lol: kolega po fachu mial lodke stynke ja ponton, a ze kolega znał tą wode zaproponował wyplyniecie na srodek jeziora-ponoc sa tam jakies skałki-no to manele zapakowalismy i wioslowanie , ja sam a kolega z kanadyjczykiem.. wioslowalismy z dobre 20min-wkoncu na miejscu :grin: woda tafla- pieknie, kije rzucone a tu nic :sad: po jakiejs godz. patrzymy w niebo a nie daleko czarne niebo :mrgreen: - dlugo sie nie namyslajac - kotwice do gory i za wiosla..kolegą szlo to sprawniej byli szybsi gdy mielismy ze 300met do brzegu..zaczeo tak wiac i lac i fala wielka ze stracilem ich z oczu. Ale ja zaciekle walcze z falami i wiatremi i spogladam na brzeg, po jakies dluzszej chwili zorietowalem sie ze moj wysilek jest nadaremny gdyz brzeg coraz bardziej mi sie oddala-kolegow juz nie widze wogole...pomyslalem ze pewnie wyladowali na brzegu. Ja natomiast poddalem sie fali a przypuszczam ze miala okolo 2 met.- wyciagnelem szybko sznur ktory zawsze mam na pontonie, przywjazalem sie nim do pontonu. i plynelem z fala do drugiego brzegu- oczywiscie walczac z falami zeby pontonu nie wywrocily , :shock: obserwujac czy sa jakies domostwa, nie stety. Kiedy gdzies okolo 3godz ostatna fala rzucila mnie na czcine walczylem dalej z czcina, bo bylo jej chyba z 50m w glab- w koncu przytargalem ponton do brzegu :grin: przede mna bylo jeszcze ze 3km do zabudowan-dotarlem- pukam do gospodarstwa a juz zmieszch.. otwiera kobicina zaskoczona :shock: co ja tu robie- pyta- opowiedzialem jej po krutce.. kobita mowila ze mialem straszne szczescie ze wyszedlem caly..ze na tym jeziorze mnustwo kajakarzy-wedkarzy -potopilo sie. Wkoncu wioza mnie z Jamna..bo tam wyladowalem na pole namiotowe... myslalem sobie ze koledzy czekaja na mnie i zas bedzie okazja na uroczystosc....nie stety ku mojemu zdziwieniu kolegow nie bylo...czarne mysli przeszly mi po glowie...zony beczaly panika. byly w WOPR - zadnej pomocy nie udziela bo nie maja sprzetu ratunkowego-koszmar. :shock: Na szczescie okolo godz 22 przywiozl ich gosc stara(SYRENKĄ) w ktorej podloga odpadala- jeszcze drewniana- opowiadali ze przezyli koszmar na wodzie..a nie gorszy jadac ta syrenka. :grin: Kanadyjczyk zarzekł sie ze nigdy nie siadzie do zadnego srodka pływajacego. "zona kanadyjczyka nie byla upowazniona do konta bankowego :lol: Wszystko szczesliwie sie skonczylo. Ale wrazenia pozostaly :lol: Oczywiscie zapomnialem dodac ze wrocilismy o kiju :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.