Skocz do zawartości
przynęty na klenia     Dragon

z żoną na rybach...


trini

Rekomendowane odpowiedzi

przynęty na klenia   Dragon

Jakieś dwa tygodnie temu zabrałem moją ładniejszą połowę nad wodę (nawet mi się rymło :-). łapałem na dwie wędki branie i ups coś dużego (karp 60 cm) a tu na drugiej wędce branie mało co wędki nie wciągnie. Mówię Misiu tnij, ale jak zapytała po małym instruktarzu przycieła (albo sam się zacią) - karp ok 40 cm, A co się ubawiłem to moje dziewczę na początek w wielkim strachu pyta O! i co teraz? Korbka kołowrotka powędrowała najpierw w nie tą stronę ups (pierwsza ryba).

Ale chyba jej się spodobało bo była bardzo dumna jak ją chwaliłem przed znajomymi

A najważniejsze w tym jest to że teraz łaskawszym okiem patrzy na moje hobby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byly dwie takie sytuacje ostatnio na tygodniowym wypadzie :).

Pierwsza:

Siedze sobie na trawce moja luba na pomoscie - ja montuje zestaw ona lowi. Nagle trach zacina. Ja z usmiechem patrze mysle sobie nastepny leszczyk. Nie ! Nagle slysze Łuuuukasz Pomóóóżżżż !!! :D hehe rzucilem te zestawy patrze na wedke rzeczywiscie wygina sie równo. Mysle sobie alez trafil jej sie leszek (byla to okolo 13 w poludnie). Podlecialem do niej ale dawala sobie rade kreci kreci kreci i wykrecila dosc sporego wegorza ktory polakomil sie na biale robaczki :) Alez byla z siebie dumna - byl to jej pierwszy wegorz.

Druga historia:

Godzina grubo po 23 - zwijamy sie juz z pomostu - ona wziela kilka rzeczy i idzie - ja zostalem na pomoscie i zwijam reszte. Nagle slysze Łuuukaaasz cos tu jeeest. Ja mowie do niej tupnij w pomost bo to pewnie kot. Niee Łuuuukasz to nie kot. Podchodze do niej i slysze takie sapanie w trawie troszke sam sie wystraszylem bo jak wiadomo noc ma wielkie oczy. Co sie pozniej okazalo byl to jeż :) One tak sapią jakby co dopiero maraton skonczyły. Aleśmy sie rano uśmiali :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehehe, fajny temat :lol::lol::lol:

... a to było tak ... 2003 rok, sierpień ok. godz. 12-13, załadowałem swoją skrzyneczkę zawierającą wszystko co mi potrzeba, kijek. Do pełnego kompletu zapakowała się żona ze swymi nieodzownymi krzyżówkami, długopisem i resztą majdanu. Zapomniała zabrać jedynie żelazka i deski do prasowania :lol::lol::lol:

Wypłyneliśmy, ustawiłem sie na jednej ze swych dołków, kij w łape i heja. Żona długopis, krzyżówke i heja. Dodam, że żar był niemiłosierny w związku z czym ja byłem w slipach, żona w opalaczach.

Sandałki fajnie stukały ... ja zadowolony, że sie w wodzie coś dzieje i że zimne piwko w wodzie za burtą, żona zadowolona, że się opali. Przestał wiać wietrzyk, falka sobie poszła i każdy ruch w pontonie powodował jego obrót, tzn. bardziej obrazowo ... siedziałem na burcie twarzą np. w kierunku godz. 12, rzucałem na górkę w kierunku godz. od 10 do 14, potem pod wpływem ściąganych przynęt ponton sie obracał tak, że siedziałem twarzą w kier. godz. np 16-tej i by móc prowadzić przynętę po wcześniejszych azymutach usiadłem na burcie, przekręciłem tłów w wymaganym kierunku tym samym przyjmując pozycję fakira nie majaca nic wspólnego ze stabilnością.

Żona usnęła, ja na kolejnych górkach młuciłem wodę siedząc na burcie powykręcany na maksa. I wszystko było ok, az do chwili kiedy .... coś latającego (moze mucha, może inne latające stworzenie) usiadło śpiacej żonie na ramieniu (chyba ... nie widziałem)

No i zaczęło się .... Łaaaaaaaaaaa, łooooooooooooooo, aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, a sioooooooooo itd. !!! I machanie rękami, nogami, skakanie całym ciałem ... jakby we śnie diabła zobaczyła a ten ja dźgnął widłami :lol::lol::lol:

A ja? .... No cóż .... w przyjętej skręconej pozycji zdażyłem jedynie wedkę porzucić w pontonie, złapać tyle co otwarte piwo i ... plummmmmmmm!!! Oczywiście ręka z piwem była nad wodą, no bo jak inaczej :mrgreen::mrgreen::mrgreen:

Kiedy w końcu wgramoliłem się do pontonu i zobaczyłem przerażenie na buzi mojej połowicy ... wściekłość gdzieś odeszła a ogarnął mnie paniczny śmiech.

THE END :cool:

A wniosek z tego taki i przestroga dla tych, którzy pływają na ryby z żonami j ... jak tylko uśnie, natychmiast zawiązać Ją w kaftan, powiązać ręce i nogi i całość solidnie przymocowac do pływadełka :mrgreen: Tylko po spełnieniu tego warunku mozna otworzyć .... zimne piwko :cool::lol::lol::lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do założenia tego tematu zainspirował mnie Keri :)

Heyka :lol::lol: extra temat i jeszcze bardziej extra że ja byłem jego inspiracją a może jednak moja żona.

A oto moja inspiracyjna przygoda :lol:

W niedzielę wybrałem sie nad Narew z synem i żoną, to nie przejęzyczenia z żoną / pierwszy raz od dwóch lat/ . Efekt był taki że żona w leżaczku przy wędkach a ja z synem rąbaliśmy w piłę.

Dwa razy żona tylko zawołała mnie i powiedziała " kochanie czy te dzwonki na wędkach muszą dzwonić bo przerszkadzają mi w czytaniu" :evil: :evil:

Oj chyba nigdy nie nauczę mojej jedynej wędkarstwa :???:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja przygoda z żoną na rybach była nieco podobna do historii Shoguna. Ja także spakowałem swoje pudełka i kijek natomiast moja żona swoje spargały, książka (dla mnie najlepiej żeby była ciekawa i jak najgrubsza :mrgreen: ) kremy i inne cuda do opalania, ręczniki itd. aż w końcu zastanawiałem się czy oby napewno zmieścimy się na łódce, no ale udało się. Dopłynęliśmy do ładnej głębokiej zatoczki zakotwiczyłem łódź i zabrałem się do uzbrajania wędki natomiast żona zabrała się do dziwnych rytułałów, w których chcąc nie chcąc też musiałem wziąć udział i nasmarować żonce plecy oliwką do opalania, ręce potem miałem tak tłuste że mało mnie szlag nie trafił. Po około godzinie bezowocnego biczowania wody i prażeniu się na słońcu wpadliśmy na pomysł aby się wykąpać. Jak wymyśliliśmy tak zrobiliśmy i myk do wody :lol: rewelka ...... przyjemna, chłodna i mokra. trochę sobie popływaliśmi i wracamy do łodź, no ale to nie takie proste..... cholera burty jakieś takie wysokie..... drabinki nie ma nogi pod łódkę uciekają nie ma się za co zaprzeć, od czego odbić..... no ale po jakiejś chwili udało mi sie wgramolić na rufę.

- No dawaj, pomogę ci, podaj ręce to cię wciągnę............ o cholera co jest :shock: .....aaaaaaaaaa oliwka do opalania.

Za żadne skarby świata nie mogłem utżymać żony ponieważ odrazu mi się wyślizgiwała. Było się smarować tym cholerstwem? Kazałem podpłynąć jej do dziobu, może tam będzie prościej? Zacząłem być już wściekły. Do brzegu niby nie daleko ale brzeg zakrzaczony tak że nie dopłyniesz a zaraz przy krzakach głębia na 3-4 m. Ja wściekły a moja małżonka wręcz przeciwnie zanosi się od śmiechu przez co tym bardziej nie może się wgramolić do łódki. W akcie ostatecznej desperacji złapałem ją za rękę potem za włosy za ....... dolną część stroju kąpielowego, z którego zrobiłem stringi i wrzuciłem ją na dziób i tam zostawiłem sam udająć się do podnoszenia kotwicy..............

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

podoba mi się :mrgreen:

piszcie dalej, jak ja lubię czytać o innych kobitkach na rybach :mrgreen:

I wypominać potem mojemu chłopu, że ma jedną na milion, taką co bojówki ubierze, w największe błoto wlezie i się jara każdą akcją szczytówki, bombki czy spławika podczas gdy inne kobity rozdziawają buzie w wyrazie "a o co chodzi :shock: "

:twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zgadzam się z poprzednikiem czysta prawda :smile:

artech bardzo mnie rozbawiła mnie twoja historia, bardzo bym chciał w tj :lol::lol::lol: l chwili być sandaczem i móc w tej chwili patrzeć na twoją połówkę jak jej z bikini robisz stringi sam bym wlazł do twojej siaty, ażeby widziec co si dalej działo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

podoba mi się :mrgreen:

piszcie dalej, jak ja lubię czytać o innych kobitkach na rybach :mrgreen:

I wypominać potem mojemu chłopu, że ma jedną na milion, taką co bojówki ubierze, w największe błoto wlezie i się jara każdą akcją szczytówki, bombki czy spławika podczas gdy inne kobity rozdziawają buzie w wyrazie "a o co chodzi :shock: "

:twisted:

I ja mam w domu taką miłośniczkę wędkarstwa. Nie dość, ze z upodobaniem łowi, to jeszcze rybę sprawi i fantastycznie przyrządzi :grin: Wciąż jednak pamiętam, jak w dawnych czasach, podczas wakacji, przed wyjściem na pomost ustalaliśmy kto łowi, a kto zajmuje się dzieckiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I wypominać potem mojemu chłopu, że ma jedną na milion, taką co bojówki ubierze, w największe błoto wlezie i się jara każdą akcją szczytówki, bombki czy spławika podczas gdy inne kobity rozdziawają buzie w wyrazie "a o co chodzi "

Tak szczerze to nie wiem co jest lepsze:

Wciąż jednak pamiętam, jak w dawnych czasach, podczas wakacji, przed wyjściem na pomost ustalaliśmy kto łowi, a kto zajmuje się dzieckiem.

chyba wolę żeby sobie tą książkę czytała :mrgreen::mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na ryby można brać :wink:

Prawdziwym nieszczęsciem są panie na zlotach motocyklowych, albo samochodowych. Czasem wygląda to, jak zlot dla owych pań, gdzie motocykle są tylko tłem :roll: Siedzi taka roznegliżowana, a tyłkiem zasłania przepiękne szparunki na baku :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdziwym nieszczęsciem są panie na zlotach motocyklowych, albo samochodowych. Czasem wygląda to, jak zlot dla owych pań, gdzie motocykle są tylko tłem Siedzi taka roznegliżowana

:shock: aż nie wiem co napisać... Poprostu szok. Wyobrażasz sobie taki zlot bez roznegliżowanych "pań"?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z osobistą małżonką często jeździłem na ryby jak jeszcze nie byliśmy małżeństwem. Ona leżak, książka i koszyk piknikowy a ja toboły wędkarskie i wypad nad wodę. Do czasu kiedy nastąpiło takie wydarzenie.

Siedzimy nad Odrą jest godz. 23 i leszcze biorą jak wściekłe. Wszystkie powyżej 50 cm. Zabawa na całego że na dwa federy nie mogłem nadążyć. Zaciąłem jednego a widzę że drugiego już gnie do wody. Mówię do mojej ściągnij tego a ja łapię drugiego kija. Swojego wyholowałem szybciej wyhaczyłem odłożyłem kija i podbieram żony leszcza. Wyciągneliśmy go na brzeg (kamienna umocniona skarpa) żona trzyma wędkę w ręce. Wyhaczyłem puściłem haczyk albo raczej hak a Ona podnosła kija z tym że głowę miała oczywiscie obruconą tak, żeby nie widzieć co się dzieje. W tym momencie koszyk 50 g razem z hakiem zaczął podążać w stronę jej twarzy podziwiającej okolicę (nie wiem za czym się w nocy rozglądała). Puściłem rybę podnosłem się, złapałem za kija i skierowałem tak żeby koszyk ominął "wędkarza". W tym czasie leszcz machnął dwa razy ogonem i zrobił plum. Odzyskał wolność.

I wiecie co?? Zamiast podziękowań za uratowanie twarzy usłyszałem coś takiego:

"Moja pierwsza w życiu ryba i to taka duża a Ty ją wypuściłeś!!!" :shock: W jednej sekundzie euforia przemieniła się w smutek, żal i pretensje. Nie odzywała się do mnie do końca wędkowania i przez następny dzień a do dzisiaj opowiada wszystkim znajomym jak to jej mąż wypuścił rybę jej życia do wody.

Od tamtej pory jeżdżę bez żony na ryby. :mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a jak ją udobruchałeś

A mam swoje sposoby :wink: ale i tak wypomina mi to kiedy tylko może :evil: . Ona była gotowa poświęcić swój image i dać sobie wbić hak w policzek a ja niedobry rzuciłem się na ratunek zamiast leszcza pilnować :grin:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

podoba mi się :mrgreen:

piszcie dalej, jak ja lubię czytać o innych kobitkach na rybach :mrgreen:

I wypominać potem mojemu chłopu, że ma jedną na milion, taką co bojówki ubierze, w największe błoto wlezie i się jara każdą akcją szczytówki, bombki czy spławika podczas gdy inne kobity rozdziawają buzie w wyrazie "a o co chodzi :shock: "

:twisted:

I ja mam w domu taką miłośniczkę wędkarstwa. Nie dość, ze z upodobaniem łowi, to jeszcze rybę sprawi i fantastycznie przyrządzi :grin: Wciąż jednak pamiętam, jak w dawnych czasach, podczas wakacji, przed wyjściem na pomost ustalaliśmy kto łowi, a kto zajmuje się dzieckiem.

no to tak jak u nas :D:lol:

Teraz to ja mam niezły tekst na to - jeśli tylko z dzieciem jedziemy :P

mówię swojemu tak :twisted:

"No dobra kochanie to teraz ja jestem Sprite a Ty jesteś pragnienie" :mrgreen:

I wypominać potem mojemu chłopu, że ma jedną na milion, taką co bojówki ubierze, w największe błoto wlezie i się jara każdą akcją szczytówki, bombki czy spławika podczas gdy inne kobity rozdziawają buzie w wyrazie "a o co chodzi "

Tak szczerze to nie wiem co jest lepsze:

Wciąż jednak pamiętam, jak w dawnych czasach, podczas wakacji, przed wyjściem na pomost ustalaliśmy kto łowi, a kto zajmuje się dzieckiem.

chyba wolę żeby sobie tą książkę czytała :mrgreen::mrgreen:

zależy od przypadku z którym mamy do czynienia :cool:

Na ryby można brać :wink:

Prawdziwym nieszczęsciem są panie na zlotach motocyklowych, albo samochodowych. Czasem wygląda to, jak zlot dla owych pań, gdzie motocykle są tylko tłem :roll: Siedzi taka roznegliżowana, a tyłkiem zasłania przepiękne szparunki na baku :wink:

nooo wieeeeesz cooooo... :roll:

wiesz że kobietom tyłka się nie wypomina? :evil:

no ta - wam to trzeba mówić - zapomniałam :twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja pozwole sobie opowiedziec przekomiczna historyjkę, co prawda w roli mojej żony wystapił kolega, ale ... ;)

To było jakieś 13-14 lat temu. Zbiornik Dziećkowice, lipiec albo sierpień, lato podobne do obecnego. Godzina ok. 4-tej rano, mgła, że końca wędki nie widać, bierzemy ze Zbychem łódke nr 13 z rybaczówki, pakujemy sie ze spiningami, wojskowy kompas na kolana i strzała na wodę odszukać podwodna wyspę. Płynelismy na azymut z kompasa z zamiarem dobicia do przeciwległego brzegu, który od rybaczówki znajdował sie na godzinie 10-tej, krótka orientacja w terenie i potem zwrot w tył, prosto na wyspe ... to były sposoby nawigacji, no nie ;):lol: A nie jakies tam GPS-y i sondy :lol:

Złapaliśmy rów ok. 7 m, kotwica na dół i powolutku do przodu w poszukiwaniu krawędzi stoku wyspy. W końcu została namacana, kotwica w dół, kije w łapy i ognia :cool:

Siedzimy cichutko i słyszymy jak gdzieś w oddali jacyś wędkomaniacy dymdaja wiosłami. Prawie na nas wpłyneli i pytają się zasapani:

" chopy, kaj tu na bulgot?" :lol::lol::lol:

Wyjasniam, ze bulgot, to popularna nazwa wyrzutu wody pod wodą w wyniku czego na powierzchni wody tworzy sie efekt, jakby okręt podwodny tonał :) Dodam dla orientacji, ze był połozony o jakies 2 - 2,5 km od naszej pozycji :cool:

Wskazaliśmy wioślarzom azymut i znikneli we mgle. Mija jakieś 2 godziny, mgła jak stała, tak stoi, i z oddali znowu słyszymy plusk wioseł i z mgły wyłaniają sie nasi znajomi :lol::lol::lol:

I znowu ... "chopy, kaj k.... ten bulgot? Dupimy dechami przez te hektary i zaś my tu są kaj dwie godziny nazad"

Myślałem, ze wypadnę z łódki ze smiechu :lol::lol::lol:

A oni nic, powaga. Krótka narada na łódce i decyzja ....

"chopy a jak by my se stneli za wami, bedzie dobre?"

A stawajcie ... odparł Zbysiu :lol:

No i chopy popłyneli w strone brzegu, który był od nas jakieś 150-200 m. Słychac było plusk kotwicy, świst wędek, i mruczenie ... opowiadali se cś o "babach" :lol::lol::lol:

Co jakis czas z mgły słychać wołanie ... "i jak tam chopy, bierw wam cóś, bo u nas spokój?

Padła jakas tam odpowiedź, musieli słyszeć plusk wyciaganych z wody okoni, które co jakies 20 min. waliły jak głupie stadem, potem znikały i znowy waliły ... w obrotówki. I tak ciagle ... chopy, i jak tam? biero wam?

Dochodzi godzina ok. 11-tej, mgła zaczyna opadać, zaczyna być widoczny juz zarys wału i krzaków na brzegu, znajomą łódke z jej dzielna obsadą i nagle rozlega się przeraźliwie wściekły głos jednego z sąsiadów:

... kajś ty mnie ci*lu jeden przywiódł!!! Wejżyj sie kaj my stoimy!!!

Padły jeszcze jakieś teksty w ich języku, z których mozna było wywnioskowac ich pozycję na wodzie :lol:

Okazało sie, że "zaparkowali" łódkę ok. 20 m od brzegu i wszystkie 4 kije z wyrzuconymi żywcami wisiały na przybrzeżnych krzakach albo lezały na brzegu :lol::lol::lol:

Pomimo, że taki okresu czasu minał od tego zajścia, jak sobie przypomnę te "wołania we mgle", których naturalnej i oryginalnej treści nie jestem w stanie przytoczyć, to chichram sie sam do siebie :lol::lol::lol:

... Chopy i jak tam, biere wam co??? :lol::lol::lol::lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

shogun_zag,

Ślązacy mają taką dziwną przypadłość. Mój ojciec ze szwagrem z Rybnika wypuścili się kiedyś nocką na "Zalew Rybnicki" na sandacza. Mgła jak cholera a w dodatku woda ciepła paruje no i po trzecie przed wyjściem rozpracowali po jakieś 0,75 na twarz. Rano jak się obudzili żywce leżały w trawie a wodę mieli dokładnie za plecami. :mrgreen:

Do dzisiaj z wujasa drą łacha jak to sandacze na łące poławiał. :grin:

Wyobrażam sobie jaki ubaw musieli mieć jego znajomi jak przychodzili nad wodę a oni spali przy wędkach zarzuconych na łąkę. :grin::grin::grin:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat został przeniesiony do archiwum

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.