Skocz do zawartości
tokarex pontony

Wbity wobler w kciuk


Rytlanin

Rekomendowane odpowiedzi

szczupak28 napisał/a:
Prosty "chłop" ze wsi nigdy nie spanikuje , wyciagnie kotwice i tyle ..najgorzej panikują osoby z miasta tacy co na widok krwi panikują i jak im się byle co stanie to od razu do lekarza pamiętam jak byłem mały i sobie palec w szkle przeciołem to babcia zamiast zabandażować mi ranę i polać wodą utlenioną czy jakimś spirytusem to kazała " obsiusiać" i do wesela się zagoi.

Człowieku? Na jakim świecie Ty żyjesz? Też myślisz tak jak Twoja babcia??? Najbardziej panikują osoby z miasta? A Ty skąd właściwie jesteś?

ze wsi.....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przynęty na klenia   Dragon

Witam

Chciałem ci ja napisać podobny artykuł jako przestrogę. Ano w swoim 20letnim stażu wędkarskim podobnych przygód przeżyłem kilka. A czym większy staż tym bardziej mylne pojęcie, że co mam się może zdarzyć, że więcej umiemy, "no prawie jesteśmy profesjonalistami w tym co robimy i nie tylko o wędkarstwo mi chodzi".

A więc pierwsze zdarzenie było dość straszne, jak i dość zabawne; zatytułowałem je jako:

Ucho

Mieliśmy z kolegą po 14,15lat i dopiero zaczynaliśmy naszą przygodę z wędkowaniem. Spiningowaliśmy ze starego już nie używanego starego mostu za szczupakiem. Zeszliśmy jak najniżej a staliśmy dość blisko siebie a jedynym utrudnieniem, że rzuty wykonywaliśmy w bok lub z pod siebie. Po którym to kolejnym rzucie postanowiłem rzucić z nad głowy, a jakże wobler wylądował za betonowym umocnieniem na trawie. A wiec mówię do kolegi aby się schylił a ja spróbuję zerwać przynętę bez wychodzenia żyłka 0,30mm więc co może się stać jak pęknie żyłka to i tak po niego wyjdę. Kolega się schli a ja zamaszystym zacięciem szarpię, problem w tym, że wstał kiedy ja nadałem już impet przynęcie czego ja oczywiście nie widziałem. Słyszę AUUUU i kolega znów siedzi na kucaka i wyje z bólu z kolczykiem w uchu w postaci woblera i po jednym grocie z każdej kotwiczki. Szok, strach zimny pot mnie zalał. Kolega wyje a ja próbuje go uspokoić bez rezultatu. Całe szczęście w nieszczęściu, że żaden z grotów nie przebił ucha ani nawet chrząstki wbiły się tylko za tylną skórę. Próby wyjęcia kończą się tylko na zadaniu koledze niechcianego dodatkowego cierpienia, pomimo iż groty nie przebiły ucha to tak niefortunnie się wbiły naprzeciw siebie. Chcąc uwolnić go z jednego grotu musiałem prawie wbijać drugi. Do najbliższego lekarza z półtorej godziny drogi. Więc podejmuję jedyną mi wtedy słuszną decyzję ,,trzeba ciąć" w tym momęcie następuje prawie płacz, lamęt kolegi prawie wycie {chodziło mi o zrzucenie końcem scyzoryka naskurka z zadzioru} a on źle mnie zrozumiał ,,ciąć ucho" zapewne w tej trudnej i dla mnie chwili źle ja się wypowiedziałem. Koniec końców ucho zostało całe i zdrowe. Ale pamięć o tej całej przerażającej sytuacji została do dzisiaj.

Osy

Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku jakże modne były kamizelki wędkarskie z możliwością przywieszenia kilku przynęt na wysokości lewej czy to prawej kieszeni, wędkarze nawet sami doszywali kawałek gąbki po to aby mieć w czasie wędrówki nad rzeką kilka przynęt w zasięgu ręki.

Tak oto i my wraz z kolegą ,,ucho” wędrujemy wzdłuż rzeki Bug, gdy w pewnym momencie trafiam na gniazdo rozjuszonych os. Nie wiem jakim cudem nie zostałem ukąszony ale jakie esy floresy wywijałem rękami i całym ciałem to tylko kolega widział i miał zrywanie brzucha { miał szczęście, że był dużo za mną}. Gdy kolega dociera do mnie z pytaniem czy mnie nie ukąsiły stwierdzam, że chyba w dłoń ... szok w dłoni siedzi nie osa a wobler wraz z kotwiczką. Próby wyjęcia kotwiczki miękkimi szczypcami {nie kombinerkami} kończą się zadaniem tylko bólu. Więc z pomocą kolegi zdejmujemy wobler z kółeczka łącznikowego {ból nie do opisania } i po jeszcze kilku minutach na chama sam wyrywam kotwiczkę z dłoni. Dłoń płuczę w bardzo brudnej wtedy rzece {choć kolega mi odradza ten pomysł}

Całe szczęście nic się nie stało.

Jaką powinniśmy wyciągnąć z tego lekcje. Wszelkie woblery duże czy też małe typu żuczki powinniśmy trzymać w pudełkach. To samo się tyczy woblerów wieszanych na burtach łodzi.

,,20 lat minęło''

Dwadzieścia lat uprawiania wędkarstwa amatorskiego, mamy wrażenie że pozjadaliśmy wszystkie rozumy, jesteśmy bogatsi w doświadczenia, które przeżyliśmy, błąd jakże mylne pojęcie. Uczymy się całe życie ...

Jest rok 2011 oto stałem się posiadaczem nowej łodzi motorowej Solar 360cm wraz z potężnym jak na tą łódź silnikiem jestem szczęśliwym wędkarzem aż do pewnego czerwcowego popołudnia. Piękne branie szczupaka na popera, krótki hol i ok. 55,56cm szczupak ląduje w łodzi. Jest upalnie w łódce jest jakąś tam wykładzina więc jestem bez klapek, choć i one by mnie nie uchroniły. Szczupak się nadział na dwie kotwice, próbuję więc {potężnymi jak mi się wydaje szczypcami z długimi końcówkami} wyciągnąć jedną z kotwic, udaje mi się to bez problemu przecież do tego są te szczypce stworzone. W tym momęcie szczupak nabrał wigoru i zaczął wywijać, próbuję uchylić nogi by nie dostać kotwiczką woblera ... za późno AUUUU „nowa łódź miedzy bakistami tylko 80cm” w starej zbudowanej przez siebie 120cm zabrakło przestrzeni by uchylić nogę.

57fc035a3b4589d5med.jpg

To było płytko tak się wydaje a bul był nie do zniesienia. Uwolnić szczupaka z woblera, który się wił i zadawał mi bul ... , udało się teraz wyjąć kotwiczkę, kotwiczka była wbita w dół, uciąć grot trzy rodzaje kombinerek ledwie dały rade {w tym miejscu powinniśmy mieć typowe do przecinania}. A teraz najgorsze sam muszę wywinąć grot kotwicy do góry i przebić czubkiem kotwicy własną skórę by wyjąć grot { to właśnie widzicie na zdjęciu, nawet nie wiecie jak mocna jest skóra i jak ciężko jest samemu ją przebić} ale udało się, obyło się beż powikłań.

A tej jesieni przebiłem palec przy robocie budowlanej koło domu tak na 2,3 no może 4mm pod skórę, w domu umyłem wodą utlenioną {no i tu chciałbym zakończyć, ale nie ...} zrobił się naczyniak i cięcie, szycie. I dwa miesiące bez wędkowania.

Pozdrawiam i życzę jak najmniej wypadków nad wodą i nie tylko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dokładnie - tak to ma wyglądać - ucięcie (polecam knipexa - np http://www.profitechnik.pl/producent/knipex/szczypce-tnace-boczne-dwukomponentowe.html?gclid=CO6KlfuAvq0CFYuIfAod625rBg) przebicie jednym zdecydowanym ruchem skóry po krzywiźnie wyznaczonej przez promień haka. A nie jak inni to opisują, dłoń na wylot. Warto zaszczepić się przeciw żółtaczce - może kiedyś się przydać. nawet u dentysty możemy się nią zarazić, a co dopiero hakiem kotwiczki, czy jakimś szkłem, czy drutem na brzegu (jak ja nogę w lato parę lat temu rozharatałem - to dopiero ktoś mi powiedział, że woda wokół czerwona się robi).

Od wody utlenionej się odchodzi, bo niszczy tkanki - należy udrożnić małą ranę, by krew wypłukała brud. Spirytusu i innych podobnych metod nie komentuję nawet. Mocz jak człowiek zdrowy, to zdezynfekuje ładnie i nie narobi szkód.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

szczupak28 napisał/a:
Prosty "chłop" ze wsi nigdy nie spanikuje , wyciagnie kotwice i tyle ..najgorzej panikują osoby z miasta tacy co na widok krwi panikują i jak im się byle co stanie to od razu do lekarza pamiętam jak byłem mały i sobie palec w szkle przeciołem to babcia zamiast zabandażować mi ranę i polać wodą utlenioną czy jakimś spirytusem to kazała " obsiusiać" i do wesela się zagoi.

Człowieku? Na jakim świecie Ty żyjesz? Też myślisz tak jak Twoja babcia??? Najbardziej panikują osoby z miasta? A Ty skąd właściwie jesteś?

ze wsi.....

:mrgreen:

:mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen: czyli nie do zajeba..a.

Ale serio , bardziej bezbolesne w przybadku większego haka czy kotwicy jest przewlec go przez mięcho i obciąć niż wyrywać na żywca .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może ja podzielę się swoją historią z października 2009 (początki mojej spiningowej "kariery")...:

Dostałem z kolegą z firmy zaproszenie na 2 dniowy wyjazd szkoleniowy do Bornego Sulinowa, myślę sobie - pięknie. Jeszcze tam nie byłem, podobno dziewicze tereny, odpoczniemy, popijemy, pogadamy z ludźmi z branży :)

Wyjazd - oprócz rzeczy do samochodu pakuję jak zawsze spining, pudełko z przynętami i to wszystko... Kolega po drodze "robi" kilka piwek i po kilku godzinach docieramy bez przygód na miejsce. A na miejscu: las, jazda Ziłem po poligonie, paintball, bunkry itp. Na następny dzień decyzja, że nie idę na spływ kajakowy ponieważ chcę odpocząć: plan - znaleźć jezioro. Pan uprzejmy w recepcji informuje mnie, że muszę iść z 1,5 km przez las, pomiędzy budynkami, które zostały po wojskach radzieckich i przy charakterystycznym wielkim budynku są schody, zejdę i jest jezioro. Zabieram wędzisko, kilka przynęt, kombinerki i idę.

Dotarłem gładko: 3 rzuty woblerkiem i JEST! Siedzi pięknie. Wylądowany na brzegu bez podbieraka (bo go nie miałem). Pysk owinięty roślinnością, jakieś moczarki. RADOŚĆ! Ze 3 kg lekkim rucham. Przymierzam się do wyciągnięcia kotwicy z pyska, odwijam zielsko i QRWA MAĆ...!!! ja siedzę, ból, szczupak się wije i podskakuje. Jedna kotwica w pysku, druga w palcu serdecznym prawej ręki... Zimno, pot mnie zlewa, klęczę, Wyciągam scyzoryk z kieszeni i niestety musiałem zabić krokodyla, straszna scena... Ręka do wody, opłukane czoło, za chwilę zemdleję. To ja sobie chwilę poleżę w trawie. PANIKA

Ogranięty z woblerem w palcu zaczynam kombinować... Zadzior nie pozwala wyjść, idzie z "mięsem"... chłodna kalkulacja: do Poznania 170km. Chirurg? Nie. Idą jacyś spacerowicze, wołam czy mogą pomóc. Jeden z nich mówi, że jest ratownikiem pogotowia wodnego, że mam się uspokoić - czy ja tonę??? Próbujemy wyciągnąć, nie. Zawożą mnie do hotelu... Niedziela, przychodnia nieczynna, strażacy każą jechać do szpitala a ja dalej z woblerem... Po godzinie decyzja: stacja benzynowa, tam musza mieć ostre narzędzie. Pokazując palec ubłagałem gościa by pożyczył z nowego kompletu na sprzedaż ostre cążki. Kotwica przycięta... ALE, po co jechać do chirurga jak może uda się przepchnąć? Proszę na stacji o setkę żołądkowej gorzkiej - miało być na odkażenie, ale wypiłem na odwagę. Chwila decyzji - przepchnięte na wylot. Wyciągam szybkim ruchem i padam, mdleję. Zahaczyło o jakiś nerw. Wstaję, wydaliłem z siebie setkę bo przecież muszę jechać do Poznania...

Do dzisiaj nie mam czucia w palcu serdecznym prawej dłoni :(

Od tej pory mam przy sobie ZAWSZE!

- ostre cążki

- rozwieracz

- apteczkę

i zaginam zadziory!

do tego często setkę albo i dwie żołądkowej, ale to w celach innych niż wędkarskie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.