Biorą i to dość dobrze. W zasadzie początek września wymarzony. Bardzo dużo brań. Inną historią jest fakt, że dużo ryb miała krótki kontakt z przynętami spinningowymi. Brania złodziejskie, nie do zacięcia. Były za dnia i w nocy. Nocki mega udane. Licząc pobieżnie z dwóch, miałem kilkadziesiąt brań ( 70?). Łącząc ostatnie wyprawy sierpniowe, to ilość tego, jak dla mnie imponująca. Nie przełożyło się to, na jakieś oszałamiające wyniki łowionych okazów. Czasu na znużenie nie było, jedynie sił brakowało na przedłużanie pobytu. Co pozostało w pamięci? Niewielkie 2 sumki, 2 szczupaczki, kilka kleni od 40-51 cm, kilkanaście sandaczyków w przedziale 35-45 cm. Największy z wtorkowej nocy, oceniam na 70+, jechał już do ręki i ostatnim szaleńczym zrywem uwolnił się od woblera.
Za dnia udało się wydłubać kilka boleni i kleni. Dzienne łowienie, to nauka z woblerami bezsterowymi. Jako początkujący spinningista z kilkuletnim stażem śmiem twierdzić, że tego typu przynęty mają piekielną moc. Od jakiegoś czasu podpatrywałem, co i jak z nimi robić. Nawet wystrugałem kilka woblerów, wzorując się na przynętach od naszych wrocławskich twórców. Oczywiście zmieniłem co nieco pod swój gust i warunki, w jakich łowię. Woblery typu „walk the dog”, poppery , jerki, są u mnie brane na poważnie dopiero pierwszy sezon. Nie ma odwrotu. A była kiedyś taka akcja, że kilkadziesiąt przynęt tego typy wypchałem do ludzi, bo nie łowiłem nimi.
Kilka ryb z pierwszych dni września.