Zjechałem na Wielkanoc do Bydgoszczy i udało mi się znaleźć dwa dni na odwiedzenie swoich miejscówek. Rybki się chyba za mną stęskniły, bo na pierwszym wypadzie udaje mi się pobić zyciowkę. Prowadzę woblera delikatnie po łuku, delikatne branie i po fajnej walce do fotki pozuje wytarty i ładnie już odpasiony jaź, 46cm.
Następnego dnia odwiedzam pstrągowe rejony i to okazuje się strzałem w dziesiątkę. Po godzinie łowienia z rynny pod drugim brzegiem kuszę lorbasa, który wcina się dopiero po drugim braniu. Zaczyna się jazda, plecionka wplątuje mi się w gałęzie nad głową. Ryba wietrząc okazję zaczyna wariować jeszcze bardziej. Jakimś cudem udaje mi się pstrąga wylądować, goniąc go w spodniobutach i w końcowej fazie przechodząc na hol ręczny. Miarka pokazuje 50cm.
Po kolejnej godzinie z hakiem dochodzę do płani z szybką wodą poniżej zwalonego drzewa i delikatnym dołkiem. Kilka rzutów, mocne uderzenie, sytuacja z wplątana linką powtarza się znów. Tego dnia jednak szczęście mi sprzyja, bo i tą rybę udaje mi się psim swądem do podbieraka zapakować. Mniejszy, ale bardzo przyzwoity, no i już w dużo lepszej formie niż zimą. 41 cm.
Następne 3 godziny wędruję bez brania. "Jeszcze tylko dwie rynny i spadam". Mam tego dnia nosa bo po paru rzutach przy pierwszej z planowanych oddaję rzut pod sam podmyty brzeg i widzę jak zawija do przynęty fajny pstrąg. Lekkie puknięcie i idzie za nią... podszedł tak z 5m ode mnie na 20 cm wodę, puknął i wrócił do rynny. Jednak ciche podejście dało wymierne korzyści, bo nie zauważył mnie i po kilku kolejnych rzutach w końcu kuszę go do brania. Lekkie przytrzymanie, gejzer i odjazd na wodzie po kostki w dół rzeki. Tym razem hol przebiega już normalnie i za chwilę w podbieraku melduje się kolejny silny wiosenny zbój, 44cm.
W ostatnim planowany miejscu też udaje mi się skusić do brania rybę słusznych rozmiarów (ok. 45), ale wypina się po kilkunastu sekundach. O dziwo w kolejny rzucie poprawia mi on w tą samą przynętę 😲, ale tą szansę też psuję. Na pocieszenie łowię maluszka na wlocie rynny, obławiam jeszcze parę miejsc dalej, ale po kolejnym pustym strzale stwierdzam, że chyba limit szczęścia(albo sił) wykorzystałem i czas wracać. Nie ma to jak w domu 😃 C&R