Będąc trochę czasu we Wrocławiu zamarzyło mi się choć w części połowić tak jak jaceen, ale ryby brutalnie zweryfikowały moje marzenia: Do Jacka nie ma podjazdu. 😉 Gdy w pewnym momencie woda poszła do góry jednej nocy bolki klepały jak wściekłe, ale nie miałem nawet brania. Wcześniejsze wypady dały sporo kleniowych trąceń, raczej niedużych ryb i jednego na styk miarowego sandaczyka, na obronę honoru.
Postanowiłem zmienić taktykę i zaatakować dzienne bolki i ku mojemu zaskoczeniu, umiem jeszcze złowić coś w dzień 😂 - w trakcie dwóch niedługich wypadów wyjechały bolki 69 i 57. Ostatniego dnia pobytu na zmierzch udało się też złowić mniejszego poperkowego chlapaka koło 45cm, ale zwiał przed lampą błyskową.