Wczoraj rano znów wypłynąłem na jeziorko "pod oknem". Złowiłem 4 szczupaczki ale nic większego.
Wieczorem próbuje z gruntu na większym jeziorze. Rybkę na sandacza złowili mi świeżo poznani Niemcy- ojciec z małym synkiem. Do północy jednak nic nie wzięło. Na drgającą szczytówkę kilka średnich leszczy i płotek.
Dziś o 5.30 już jestem na podeście przy wynajętej wczoraj łódce. Plan jest prosty, na większym i głębszym (do 14 m) jeziorze trafić porządnego szczupaka.
Sprawdzone przynęty i ruszam do boju. Optymizm jest bo woda żyje a na sondzie co chwilę ciekawe zapisy. Wreszcie porządne branie i casting kupiony parę tygodni temu ochrzczony. Nowa życiówka 96 cm.
Odpływam jezioro i po dwóch godzinach wracam w rejon brania, tym razem lżejszy zestaw i mniejszy wobler z myślą bardziej o sandaczu. Tym razem branie nie tak gwałtowne, ale ryba walczy mocniej. Po chwili jest w podbieraku. Mierzę 97 cm.
Przez chwilę myślałem że to ta sama ryba. Porównuje kropki na zdjęciach- nie, to dwie różne ryby o podobnej wielkości.
Pływam jeszcze godzinę i doławiam siedemdziesiątkę.
Dość na dzisiaj... przynajmniej do wieczora.😁