Po powrocie z wczasów, drugi tydzień urlopu poświęciłem na intensywne wędkowanie. W ubiegły weekend zwiad po małych rzeczkach w okolicy ale bez łowienia. W poniedziałek Wisła z muchą nadzieją na lipienia, ale kończy się na kilku pstrągach do 30 cm i klenikach.
We wtorek zasiadka na rzece z nastawieniem na brzany. Jadę z wujkiem, który wraca do wędkarstwa. Zaczynam od ładnej świnki 43 cm.
Potem trafiają się ładne płocie, trochę leszczy.
Wreszcie wujek na mój kij łowi pierwszą w życiu brzanę 63 cm. A do wieczora doławiamy jeszcze kilka, w tym największa brzana 67 cm.
Ja przed wieczorem nastawiam się na sandacze z gruntu. Pierwsze branie jeszcze przed zmrokiem. Zacięcie, ale hol jakiś niesadaczowy ryba idzie do brzegu. Okazuje się, że to szczupły 66 cm.
Po zmroku kolejne branie, tym razem ryba się zgadza. Sandacz 68 cm.
W środę nocka na komercji. Celem jesiotr i karp. Wujek walczy o dwucyfrowego karpia lub jesiotra, ryby których jeszcze nie złowił. Mamy obawy, bo w nocy zapowiadają duży deszcz i burzę. Zaraz na początku branie u mnie i po zacięciu świeca, czyli Pinokio na kiju. 120 cm.
Burzowa noc upływa bez brania. Rano przewozimy zestawy. Nagle jazda na moim kiju, tym razem wujaszek holuje i podbija życiówkę do prawie 14 kg.
Wracam do domu, ale wieczorem znów ruszam nad rzekę, tym razem z ojcem. Niestety po deszczach woda kawa z mlekiem i w dodatku niesie pełno patyków. Mimo tego próbujemy i po ciężkich bojach z zestawami porywanymi przez płynący syf, ojciec ma jedyne branie dnia i holuje pierwszą brzanę w życiu, 60 cm.
W piątek kolejny etap zwiadu małych rzeczek w okolicy, na których dawno albo wcale nie łowiłem. Łowienia tylko godzinka i efektem jeden ... kiełb na nimfę.
Sobota to kolejny wyjazd na rzekę z nadzieją, że woda się ustabilizowała. Niestety, kawa z mlekiem nadal płynie. Cztery godziny bez najmniejszego brania motywują nas do zmiany łowiska. Jedziemy po raz pierwszy na dość dużą zaporówkę z nadzieją na duże leszcze, z których znana jest ta woda.
Godziny popołudniowe nie potwierdzają naszych oczekiwań. Brań nie ma a co gorsza deeper pokazuje studnię bez żadnych ryb. Mimo tego nęcimy uczciwie, z nadzieją na brania po zmroku. Pierwsza ryba wpada przed wieczorem i od razu nowa życiówka poprawiona o 3 cm. Leszcz ma 60 cm.
Potem dłuższa przerwa, ale po zmroku zaczyna się jazda bez trzymanki. Łowimy ponad 30 ryb, z których większość oscyluje ok. 60 cm. Największa ryba ma 65 cm i 3,8 kg.
Podsumowując, druga cześć urlopu spędzona bardzo intensywnie. Mimo trudnych warunków udało się nieźle i różnorodnie połowić. Niedziela już będzie tylko na regenerację po urlopie.😜