Nie wyszedł mi ten sezon okoniowy. Dużo czasu poświęcam okoniom w listopadzie i grudniu i jest to mój ulubiony czas na okonie. W tym roku jednak pogoda a także sprawy zawodowe sprawiły, że niemal przegapiłem ten czas. W końcu jak znalazł się dzień bez wiatru to mimo moim zdaniem wyjątkowo niesprzyjających innych warunków (ciśnienie, zachmurzenie) postanowiliśmy z dobrym kumplem jechać. Sam bym odpuścił.
Ranek zakończył się zgodnie z przewidywaniami. Nie mieliśmy brania. Chyba to pierwszy raz jak sięgam pamięcią na tym zbiorniku podczas łowienia okoni.
Około 9 tej bez entuzjazmu zwodowaliśmy ponton. Kręciliśmy się długo szukając miejsc. W jednym z nich kolega ma fajny strzał zakończony spinką fajnej ryby. Nie widzieliśmy ryby ale oceniliśmy że to był sandacz i że raczej to był fuks i nie zbudujemy na nim planu na dalsze łowienie a tak w ogóle to przyjechaliśmy po okonie a nie sandacze. Popłynęliśmy dalej szukać garbusków. Jednak może godzinę później znowu przepływając blisko tego miejsca zaciekawiła nas drobnica. Nie tworzyła jakichś skupisk ale na dość dużym obszarze wszędzie widoczne były echa rybek. Rzuciliśmy kotwicę i okazało się że ten wcześniejszy strzał sandaczowy to nie był fuks. Kumpel szybko łowi dwa nieduże ale jednak wymiarowe sandacze. Przesuwamy się równolegle do brzegu i w końcu znowu kolega holuje i to jest to po co przyjechaliśmy - okoń 30 cm. Ja jestem bez brania ale w kolejnych ustawieniach w bardzo krótkim czasie łowię okonie 35, 33, potem 35 i pół, znowu 33 i ostatni 29 cm.
Mamy więc skuteczny sposób i wiemy gdzie szukać. Wracamy na początek gdzie zaczęliśmy łowić ryby ale nie widzimy drobnicy i nie mamy brań. Zaczynamy już mocno odczuwać wiatr, którego miało nie być. Przestało być przyjemnie i wracamy do aut. Cieplej się ubieramy ale już nie pływamy. Z brzegu kolega doławia 36 cm. Kolejny kwadrans bez brania i odpuszczamy. Za wcześnie ale marzymy już tylko o gorącej kawie i zupie. Przynęty to 7-8 cm ripperki dość agresywnie prowadzone, powiedziałbym że za agresywnie i za szybko jak na zimę.