Ranking
Popularna zawartość
Treść z najwyższą reputacją w 03.08.2024 uwzględniając wszystkie działy
-
Na takie załamanie pogody czekałem od dawna, a już w poprzedni weekend zaplanowałem sobie dokładnie dzisiejsze popołudnie. Niestety, tydzień temu planowany był spadek temperatury, ale nie było słowa o deszczu. Dziś natomiast lało od rana, a prognozy mówiły, że wieczorem lać będzie jeszcze mocniej. Trochę się wahałem, ale żonka mnie przekonała mówiąc krótko – jak będzie źle to wrócisz. Tyle wystarczyło, bym 10 minut później już siedział w aucie. Po drodze cały czas nie mogłem się zdecydować, w które miejsce jechać i dosłowie rzutem na taśmę pomyślałem o drugiej stronie rzeki i pewnej niewielkiej, starej opasce. Gdy ją odkryłem naście lat temu, była fajna. Ostatnio jedak trochę ja przysypało, zrobiło się płytko, woda się uspokoiła i ryby jakby wymiotło. Czasami trafił się jakiś okonek, czy klenik. Niemniej zaglądałem na nią regularnie, dwa-trzy razy w sezonie, bardziej z sentymentu niż z oczekiwania na dobre wyniki. Opaska ta ma jeszcze jeden atut – jest ukryta i trudno dostępna, a co za tym idzie na ogół opuszczona. Dziś akurat o konkurencję bać się nie musiałem, coś mnie jednak tknęło, by tam zajrzeć, bo jeszcze w tym roku nie byłem. Gdy zajechałem na miejsce przestało padać. Niemniej pozaciągane z każdej strony, więc nie ryzykowałem. Kurta i spodnie przeciwdeszczowe, do tego kalosze i można było przywitać się z rzeką. Aby to zrobić trzeba było przedrzeć się najpierw przez kilkudziesięciometrowy pas traw, pokrzyw, jeżyn i innych nadodrzańskich chaszczy. Zabezpieczony od stóp do głów zrobiłem to sprawnie, ale ostrożnie, bo pod nogami kamienie, gałęzie i mnóstwo dziur, których w tym gąszczu nie widać. Pierwszy rzut tonącym „Krąpikiem” Bonito taki na rozprostowanie plecionki, kilka obrotów korbka i łuuup. Branie w pierwszym rzucie na ogół nie wróży dobrze, ale miałem to gdzieś. Szybki hol i widzę klenika - takiego czterdziestaczka. Oczywiście podbieraka nie wziąłem, bo chciałem maksymalnie uszczuplić ekwipunek na te chaszcze, a teraz zastanawiałem się jak i gdzie go podebrać. Zanim znalazłem zejście do wody kleń wpłynął w przybrzeżne trawy i się pożegnał. Tradycyjny dylemat – przedzierać się do auta po podbierak, czy szkoda czasu. Jak zawsze uznałem, że następnego podbiorę, niech tylko weźmie. W czwarty rzucie kolejny pstryk i trochę mniejszego klenika podbieram ręką. Zanim zacząłem dalej rzucać rozpoznałem teren i wiedziałem gdzie holować rybę, by ją łatwo podebrać. Deszcz leje coraz mocniej, a ja przesuwam się w górę rzeki. Jestem naprzeciw miejsca w którym niedawno połowiłem trochę okoni. Zmieniam więc woblera na szczęśliwą różową gumkę. Po kilku rzutach mam potężny strzał, którego nie zacinam. To na pewno nie był okoń. Poprawiam kilka razy i w końcu jest powtórka. Ryba dzielnie walczy na delikatnym zestawie i w końcu pokazuje się pod powierzchnią. To całkiem fajny boleń. Gumka znowu okazuje się szczęśliwą, więc jej nie zmieniam. Parę metrów dalej delikatne przytrzymanie, zacinam w tempo i za chwilę podbieram fajnego klenia. On też zassał głęboko tę gumę. Leje porządnie, woda wręcz się gotuje od kropel deszczu, a mnie to nie wzrusza. Skoro rybom nie przeszkadza to dlaczego miałoby mi? Gdy nie mam brań na gumę, zakładam wobler i znowu mam brania i tak w kółko. Wytrzymałem tak niespełna trzy godziny. Strużki wody na plecach, które zawsze łączą się i kumulują w tym samym miejscu (nie powiem głośno w którym) nie przeszkadzały mi, ale gdy zdałem sobie sprawę, że w kaloszach mam wodę powyżej kostek – postanowiłem odpuścić. W sumie złowiłem siedem czy osiem kleni, bolenia, jazia i dwa okonie. Piękny (przynajmniej dla mnie) wynik jak na tak krótki czas i równie króciutki odcinek rzeki. Zdjęć już później nie robiłem każdej rybie, bo w tym deszczu nie byłem w stanie odbezpieczyć nawet telefonu, a jak już to zrobiłem, to krople deszczu same uruchamiały wyzwalacz, więc robił się cyrk. Zdjęcia jednak przestały być ważne. W pewnym momencie oprócz rzeki nic nie było ważne. Znowu byłem małym, może 10 letnim chłopcem, który przybiegając ze szkoły prosił rodziców o zgodę na pójście na ryby, a gdy ją dostał biegł ile sił w nogach, by już być nad wodą i łowić. Nieważne wtedy było że jest mokro, czy zimno, nie przeszkadzały komary… nie istniało nic oprócz rzeki i mnie. Stojąc nad rzeką z kijem w ręku zapominałem o całym świecie. Dziś przez krótką chwilę poczułem się tak samo. Fantastyczne uczucie4 punkty