Z wody udało mi się złowić parę ciekawych "rybek". Ale według mnie najciekawszą przygode miałem z 3 lata temu. Dokładniej... środek nocy, wszyscy spokojnie sobie kimają (ja, wujek i z 3 koleśi po prawej stronie ) aż tu sygnalizator zaczyna pipać, najpierw powoli cos podciąga, podciąga i.... spokój. Za jakieś 5 sek. odjazd, wolny bieg ruszył i zdenerwowany na rybe, że mnie obudziła w tak miłą noc zacinam. Kij wygięty, wujek juz z podbierakiem, trzech kolesi robi za oświetlenie i się zaczyna. Ciągne, ciągne, ciągne... Tylko coś tak mało agresywnie. Myśle sobie leszcz na rekord świata ale po paru metrach czuję, że ciągne coś po dnie A że było ciemno, zestaw rzucony na jakieś 70-80m, na dnie rosła sobie trawa a zmęczona ekipa była żądna przygód i wrażeń, nie mogłem głośno mówić, że coś jest nie tak. Po paru minutach wujek PODEBRAł a panowie już prawie mierzyli i robili sobie zdjęcia z... gaśnicą
leżała tam sobie 6 lat i przypuszczam, że odjazd mógł być spowodowany tym, że jakoś się uruchomiła, albo spadła w jakąś dziure ;p