kadziul
Użytkownik-
Liczba zawartości
313 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez kadziul
-
Przyszedł czas na podsumowanie wyjazdu na Turawę. Od samego początku jakieś fatum ciążyło nad tą wyprawą i do samego końca pech atakował każdego z nas. Najmniej oberwało się mi. Największymi pechowcami okazali się Mateusz i Wojtek, którzy jeszcze dobrze się nie rozgościli na Turawie, a już musieli wracać do Inowrocławia. Paweł rozwalił telefon, zgubił ulubiony kijek, ponadto dwie największe ryby wyprawy spięły się mu podczas holu. Tomkowi i Michałowi zdefektowało autko i musieli zostawić prawie cały sprzęt z samochodem w Turawie. Na szczęście mogli liczyć na Sylwka, przepakowali najważniejsze rzeczy i ruszyli wspólnie w powrotną drogę. Ojciec w drodze na Turawę narzucił ze 100 km, a na powrót złapał kapcia w przyczepce. Ponadto wędkarsko wyprawa była najsłabsza od wielu lat. Rybki słabo żerowały. Pogoda była bardzo zmienna od tropikalnych upałów, poprzez burze i szkwały, aż do chłodnych i pochmurnych dni. Przez te parę dni udało mi przechytrzyć parę rybek, które poprawiały mi humor. Wszystkie rybki złowiłem na piórka, gramatura różna od 12 gr po 25gr, o dziwo najczęściej wieszały się szczupaczki w przedziale 45 - 60 cm. Ponadto jak zwykle mogłem liczyć na kolegów i nasze wieczorne wspomnienia, opowiadania z poprzednich wypraw. Za to właśnie lubię takie wyjazdy, ten klimat i tą wspólną pasje. No cóż wyprawa bardzo pechowa, ale i takie się zdarzają. Mam nadzieję, że kolejne okażą się szczęśliwsze, bo jak mówią po największej burzy przychodzi słońce, i tego życzę moim kompanom z tej wyprawy.
-
Pierwsze tegoroczne spotkanie z Wisłą - królową polskich rzek. Celem były bolenie i okonie. Rapki nie pierwszy i nie ostatni raz okazały się sprytniejsze ode mnie. Za to właśnie kocham te rybki. Okonki - jak zwykle - na pocieszenie, fajnie gryzły, choć mogły by być troszkę większe. Najważniejsze, że parę godzin spędziłem nad wodą. Być może uda się w przyszłym tygodniu powtórzyć wypad, a później już szykowanko na rozpoczęcie sezonu sandaczowego. Standardowo parę dni zaliczę na Turawie.
-
Na początku witam kolegów z haczyka po ponad rocznej przerwie. Niestety od dłuższego czasu wolnego czasu na rybki i przeglądanie forum mam jak na lekarstwo. Jakimś cudem ostatnio udało mi się wybrać na kilka godzin w bory tucholskie, gdzie płynie mała rzeczka i w tym czasie można powojować z klenikami, jaziami, a czasem uwiesi się jakiś pstrążek. Rybki nie są duże, ale bardzo lubię tam spędzać wolny czas. Po takiej wyprawie baterie mam naładowane po brzegi. Wędkowanie zacząłem pechowo, bo w pierwszym rzucie zerwałem ulubionego wobleka. Później już tylko było lepiej , więcej strat nie zaliczyłem. Rybki wspaniale współpracowały, pogoda dopisała. W dodatku mogłem się raczyć bajecznymi widokami. Na filmiku pokazałem tylko mały skrawek tej wspaniałej przygody wędkarskiej, życzę miłego oglądania.
-
Pora podsumować w paru słowach nasz kilkudniowy wypad spinningowy na zbiornik turawski. I tak prawdę pisząc mam mały niedosyt. Niby było sporo brań, ale większość rybek to były małe sandaczyki nieprzekraczające 40 cm. Tylko kilka rybek była godna uwagi. Hol życia zaliczył nasz kolega Sylwek Kot. Na wklejkę do 15 gr zaliczył suma 166 cm. Królem Turawy został Paweł Brończyk który przechytrzył 5 miarowych sandaczy. Każdy z naszej siódemki zaliczył jakieś rybki. Jak dobrze pamiętam padło 15 sandaczy, 1 sum, 1 okoń i 1 podhaczony karaś. Ogólnie mogło być lepiej z rybkami. Najważniejszy jednak był ten klimat, wspólne całodniowe sandaczowanie, wieczorne spotkania, podczas których były wspomnienia i wspaniała zabawa. Już planujemy kolejny wypad na rozpoczęcie sezonu sandaczowego 2017. Poniżej wstawiam parę zdjęć, i filmik z holu suma.