Skocz do zawartości
Dragon

Ranking

  1. KrzysiekG

    KrzysiekG

    Użytkownik


    • Punkty

      7

    • Liczba zawartości

      841


  2. jaceen

    jaceen

    Redaktor


    • Punkty

      6

    • Liczba zawartości

      5 303


  3. jarotao67

    jarotao67

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      13


  4. tomek1

    tomek1

    Administrator


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      10 641


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 30.04.2016 uwzględniając wszystkie działy

  1. Nastał kwiecień… i za jakim „rybozwierzem” by się tu pouganiać w tym miesiącu?! Jako, że potoki rozmiarem swym pozostawiały bardzo dużo do życzenia, ba nawet wymiarowej rybki nie można było trafić, a większość drapieżników ma okres ochronny więc spinningowo praktycznie zostały mi tylko klenio-jazie. Jak się jednak po całym miesiącu okazało, nie było to poszukiwanie klenio-jazi lecz samych jazi. Gdzieś wymiotło klenie z okolic, które przemierzałem choć bywały tam częstymi gośćmi. Teraz jednak nie spotkałem przez cały miesiąc ani jednego. Pierwsza kwietniowa wyprawa doszła do skutku dość szybko bo już 6 kwietnia. Z dużym animuszem ruszyłem przed pracą na dwugodzinny rekonesans. Wypad okazał się bardzo owocny i pouczający. Pokazał jak bardzo człek jest ospały jeszcze po zimie i nie nadąża z zacięciem… Miałem cztery brania lecz tylko dwa udało się w porę zaciąć. Czego efektem były dwa jaśki: Trzeba będzie poćwiczyć refleks i atakować ponownie…. Czasu jednak nie było ani na ćwiczenie refleksu ani na łowienie. Dopiero po prawie tygodniu udało się wybrać na kolejną wyprawę, która dobitnie pokazała braki treningowe – refleks nic się nie poprawił. Tym razem zanotowałem dwa brania i skuteczność jak i w poprzedniej wyprawie wyniosła 50%, jednak wielkość rybki była już zadowalająca. Niewiele zabrakło jej do przekroczenia magicznej długości 50 cm. Następna wyprawa była nie standardowa. Na forum widać było iż użytkownicy osiągają całkiem dobre wyniki łowiąc stacjonarnie, więc pomyślałem, że może i mi się uda coś skusić. Więc na wyprawę zabrałem feederka, przystawkę i oczywiście spinning…. Jakoś bez niego ciężko mi się gdzieś ruszyć. Szału przy stacjonarnym łowieniu nie było, zanotowałem kilka brań i takie odmieńce udało mi się złowić: Wytrzymałem dwie godzinki stacjonarnego łowienia… i oczywiście złożyłem wędki i spinning w dłoń. Tym razem refleks poprawiony znacząco i skuteczność stuprocentowa…. Dwa brania = dwie rybki, Może nie wielkie ale w pół godziny złowione więc cieszą. Podsumowując te dwie i pół godziny to wypad udany . Cztery rybki złowione, trzech gatunków wypad na plus. Niestety kolejna przerwa wędkarska trwała tydzień. Wygłodniały ruszyłem poszukiwać jaśków tym razem już tylko ze spinningiem. Bite dwie i pół godzinki czesania wody najprzeróżniejszymi przynętami nie przyniosły nawet najdelikatniejszego brania… zrezygnowany oddałem daleki tak zwany rzut rozpaczy na odchodne i w połowie odległości jaka dzieliła mnie od przynęty nastąpiło atomowe branie. Ryba murowała i miałem obawy, iż to zębaty przyłów… jednak po doholowaniu jej na kilka metrów ode mnie pokazała się w całej okazałości. Rybka na szczęście nie miała zębów i była tą za którą się uganiałem już przeszło pół miesiąca. Udało się ja sprawnie podebrać. Radość ogromna gdyż widać było że bariera pół metra została złamana. Po dokładnym mierzeniu 53 cm. Na tym zakończyłem ten szybki wypad. Rozochocony wynikiem, długo się nie namyślając kolejnego dnia znów byłem nad wodą. Tym razem zanotowałem dwa brania i oba udało się wciąć. Rybki jednak mniejsze niż ta z dnia poprzedniego, lecz cieszą, że są. Wracając do auta okazało się, że ktoś mi się przygląda z dużym zaciekawieniem Był bardziej cierpliwy ode mnie. Nawet przez moment nie ruszył się i czekał aż spokojnie sobie pojadę. Następnego dnia wiele…. wiadomo ląduję o świcie nad brzegiem rzeki…. Jednak tym razem nastąpiło to co musiało w końcu przyjść. Nie można przecież ciągle mieć szczęście. Czymże by było wędkarstwo gdybyśmy nie schodzili o kiju… straciło by swój urok, tak więc porażkę tej wyprawy trzeba było przełknąć, jednak w głowie już był plan działania na kolejną eskapadę. Nastąpiła ona kilka dni później. Poranek nie był napawający optymizmem, sporo czasu zeszło mi na... skrobaniu szyb auta. W nocy ostro przymroziło. Po przyjeździe nad wodę przywitała mnie zmowa sceneria – biało, lecz tylko od szronu. Było mroźno palce skostniały, co przełożyło się też na mój refleks. Aktywności ryb nie było widać kompletnie, dziwne zupełnie jakby ich nie było.... a jednak są i mają się świetnie Tego dnia zaliczyłem 4 brania i powróciłem do niechlubnej skuteczności z początku miesiąca czyli 50%. Pierwszego brania nie udało się w porę zaciąć. Przy drugim palce były mniej skostniałe, jednak przeciwnik wypiął się podczas holu. Trudno bywa i tak. Słońce zaczęło przygrzewać coraz mocniej i człowiek odtajał. Wtedy też zanotowałem trzecie uderzenie. Jak to się mówi do trzech razy sztuka i za trzecim razem wsio zagrało jak trzeba. Branie, zacięcie, hol i podebranie. Ot taki koleżka zapozował Gdy się już miałem zbierać bo słońce było wysoko, po raz kolejny oddając jeden z ostatnich rzutów.... bach.... i siedzi. Tym razem też wszystko zagrało, a nawet lepiej niż przy poprzednim braniu, gdyż zagrał jeszcze hamulec.... Szybka sesja zdjęciowa Miarka zatrzymała się na 52 cm więc kolejne 50+… buziak i do wody niech inni też mają radość. Tym mocnym akcentem wypad ten zakończyłem. Cóż było dalej robić, rybki są – chcą współpracować więc… dzień następny, godziny poranne i w drogę. Mimo tego iż padał deszcz nie było mowy o nie wyruszeniu. Wszak złej pogody na ryby nie ma… i tej myśli się będę trzymał. Niestety deszcz przerodził się w ulewę, której nie było widać końca. W akcie desperacji po prawie 3 godzinach bezowocnego rzucania sięgnąłem po paprochy. Dobrze, że przeważnie cały arsenał mam przy sobie gdyż tym razem paprochy uratowały mnie od wyzerowania. Skusiły pierwszego w tym sezonie pasiaka Nie za duży ale miarowy, pierwszy w tym sezonie i w warunkach ekstremalnej ulewy więc cieszy ogromnie. W drodze powrotnej przez głowę przeszły mi myśli o tym by dać sobie spokój na jakiś czas… ale przy tym naszym hobby to chyba nie realne, tym bardziej iż zostały ostatnie dni kwietnia. Dwa dni później, zwarty i gotowy, tym razem z trzema wędkami – (od czasu do czasu trzeba coś urozmaicić) jechałem nad rzekę chyba ostatni raz w tym miesiącu. Poranek, pogodny rześki, woda podniesiona po ostatnich ulewach ale jak najbardziej do łowienia. Strategia na dziś podejście na stanowisko, kilka rzutów spinem, następnie chwila stacjonarnie i przy odejściu ze stanowiska ponownie kilka przeprowadzeń wobka. Stacjonarne łowienie nie przyniosło zbytnich rezultatów. Miałem kilka brań i jedno nawet udało się przyciąć czego efektem był taki cudak: Ni to leszcz ni to krąp chyba krzyżówka krąpia z leszczem. Całe 38 cm, tak że jak to krąp to gigant a jak leszcz czy hybryda to ot taki sobie maluch co nie zmienia faktu, że odpłynął sobie dalej w swoje rewiry. Spinning natomiast po raz kolejny wykazał się wyższością nad łowieniem stacjonarnym. U mnie to już chyba standard, albo raczej większe przekonanie do sztucznych przynęt i aktywnego łowieni. Szału nie było. Zaliczyłem tylko jedno branie – ale konkretne. Na szczęście wszystko odbyło się tak jak powinno – branie, udane wcięcie i szczęśliwy hol z hamulcem grającym, następnie udane podebranie i sesja zdjęciowa Długość 52,5 cm, tak więc podium kwietniowe zapełnione 50+ J. Buziak… i do wody… Bonus – fontanna na pożegnanie. I na tym zakończyłem kwietniowe łowy. Czy były owocne?! Narzekać chyba nie mogę, szczęście ogromnie mi sprzyjało, choć zawsze chciało by się więcej… Teraz trzeba będzie trochę czasu w tym miesiącu poświęcić bliskim, wszak mamy 30 kwietnia… więc czasu za wiele nie została. Jutro pierwszy maja więc wiadomo jak co miesiąc początek jakiegoś sezonu…. a jak maj to czas na kaczodzioby i bolenie. Więc nie pozostaje nic innego jak ruszać do boju skoro świt, a naszym „kobitkom” zostawić karteczkę by przeczytały jak wstaną…. Mam nadzieję, że będą miały jeszcze dużo wyrozumiałości i cierpliwości oraz, że jakoś przetrwają i pogodzą się z tą naszą „chorobą”, czego Wam i sobie życzę.
    6 punktów
  2. Coraz ciekawiej jest na naszych spotkaniach. Nawet naczelny nas dzisiaj odwiedził. Wielkie dzięki! Chciałoby się dużo opowiedzieć, ale kto bywał, ten wie, że luksusów nie ma a liczy się atmosfera:) Rzeczka robi się z dnia na dzień trudniejsza do łowienia. Wyszedłem na spotkanie dwie godziny wcześniej. Niestety, tradycyjnie w takim dniu jestem bez kontaktu z rybą. Kilka kleników odprowadziło woblerka i tyle. O dziewiątej pierwsi ligowicze już żywo rozmawiali o naszych wędkarskich sprawach. Do przysłowiowego kapelusza powędrowały upominki dla najlepszego wędkarza za pierwszą turę. Został nim jacolan. Wielki szacun za wyniki Jacku. Tomek był naocznym świadkiem, jakie wyzwanie stawia ta rzeczka. Złowienie wymiarowego spinningowego np. klenia, to niezły wyczyn. A jacolan wyśrubował wynik, który chyba długo będzie nie do pobicia. Dla najlepszego został uzbierany pakiet przynęt, gadżetów i bon do zrealizowania w wędkarskim sklepie. Tomek uraczył nas koszulkami, czapeczkami, miarkami i firmowymi woblerami ze sklepiku haczyk.pl Były też nasze rękodzieła. Każdy został obdarowany upominkiem. Ja uzbierałem wypasiony zestawik;) I oczywiście nie obyło się bez grupowego zdjęcia. Teraz trzeba się cofnąć w naszym temacie i sprawdzić kiedy rozpoczyna się druga część zmagań. O nowościach o których wspomniałem poinformuję w najbliższym czasie. Dziękuję wszystkim za udział, za przybycie na spotkanie a tym, co tylko obserwują za wyrozumiałość. Niezdecydowanych zapraszam!
    4 punkty
  3. Byłem dzisiaj i wypatrzyłem kilka miejsc z kleniami i to sporymi. Dwa brania na smużącego wobka na przeciwległym brzegu. Zmieniłem woblerka na swoją glapkę i obławiam kolejne miejsce. Kilka rzutów i sprowadzanie wachlarzem. Strzał był tak agresywny, że wędeczka uratowana koniuszkami palców. Dodatkowo ryba robi metrowe salto i zwrot w przybrzeżne kołki. Suche zwisające gałęzie strzelają pod plecionką jak pod kosiarką. Tym razem ja byłem górą:) Miejscówka i wobler, wspomniany sprawca zmieszania. Tu zakończyłem dzisiejsze wędkowanie
    2 punkty
  4. Panowie, było mi bardzo miło Was odwiedzić i poznać! Spotkałem ekipę zakochaną w swojej wodzie a nawet zwariowaną na tym punkcie (Jacolan- kocham Twój entuzjazm) To było raptem kilka godzin a zdążyłem dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o przynętach, sposobach połowu i rybach. Sporo informacji udało się nagrać, wiec powstanie filmik. Żałuję tylko jednego- szkoda, że nie mieszkam bliżej, bo pewnie często byłbym gościem na Waszych spotkaniach.
    1 punkt
  5. Koledzy dzięki wszystkim przybyłym na spotkanie,troszkę pogawędziliśmy,wymieniliśmy się spostrzeżeniami,co na pewno zostanie wykorzystane przez wszystkich z nas w naszej dalszej przygodzie z kleniami.Mistrzostwem świata natomiast są wasze woblerki i zastosowane w nich rozwiązania,cudeńka!Pewnie przyśnią się w nocy.Szczególne podziękowania dla Tomka,który przybył na nasze spotkanie ze Śląska.Jutro jadę nad Widawę,jak ktoś chętny niech da znać.Jaceen musisz zorganizować kilka wspólnych wypadów nad wodę,to bardziej zjednoczy naszą ekipę.Jeszcze raz wszystkim dziękuje i do zobaczenia nad wodą.
    1 punkt
  6. 1 punkt
  7. Witam majówka już pojutrze więc trzeba było się na nią przygotować I cos na sandacze ale bolenie też nie gardzą
    1 punkt
  8. Jak tam Panowie, łowicie? ja dziś 2h na kukurydze i sporo bran i kilka rybek wyciagnietych, niestety nic do ligi...:) W niedziele planuje cały dzien w spokoju nad Widawa spędzic Może wtedy coś trafie PS. woda opadła
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.