To ja też coś dodam od siebie w ramach podsumowania.
Na wędkowanie w Ślęzy zdecydowałem się po lekturze Waszych postów na jej temat. Przeczytałem cały wątek, na co poświęciłem kilka wieczorów. Nie wierzyłem początkowo, że siurek ten zamieszkuje cokolwiek godnego uwagi z punktu widzenia wędkarza i nadal pewnie by tak było, gdyby nie to forum. Jako, że najbliżej i w drodze z pracy do domu mam odcinek przy stadionie i Żernikach, pomny wpisów peekola wędkującego w tej okolicy, spróbowałem z lekkim spinem w kwietniu właśnie w rejonie Mostu Żernickiego. Żeby zagrać w Lidze nawet nie myślałem. Początki były zniechęcające. Wielkie NIC - tak w skrócie mogę określić moje wczesnowiosenne zmagania. Wreszcie po kilku próbach uprawiania indiańskich podchodów na gołych wówczas brzegach, udało się złowić pierwszego klenika. Radość była niewspółmiernie wielka do kalibru ryby i... nieco absurdalna. Bo jakże to cieszyć się z takiego szczyla złowionego w siurku, który codziennie przekraczam w te i wew te bez wzbudzania łowieckich emocji?
Po wpisach jaceen o skutecznym wywijaniu muchą, postanowiłem spróbować i tego sposobu. Przyznam, że gdyby ktoś kilka tygodni wcześniej zaproponował muchowanie pośród psów na spacerze, biegaczy i rowerzystów, zrobiłbym chyba kółko na czole. No i stało się - pierwsze kleniki na suchara dawały nie mniej radości niż ten pierwszy w ogóle ze Ślęzy. I pierwsze ligowe punkty. Obawy w czerwcu budziła coraz bardziej ekspansywna wodna roślinność zarastająca moje łowisko. Streamera też próbowałem (to a'propos pytania jaceena zadanego w wirtualnej przestrzeni). W wąskich pasażach między roślinnością dało się w miarę poprawnie muszkę poprowadzić, ale położenie linki na długim dystansie, by nie płoszyć ryb, pomiędzy roślinami w korycie a wysokimi trawami na brzegu nie jest łatwe, szczególnie podczas wiatru. Tak więc skuteczne łowienie tą metodą na zarośniętej wodzie dla mnie jest już z pogranicza wędkowania przyjemnego i irytującego. Nie wspominam o stratach... Sucha lub lekko przytopiona prowadzona na krótkim dystansie i podana "w punkt" jest, wydaje mi się, skuteczniejsza.
Wczesnym latem straciłem serce dla stojącej w korycie między łanami niewielkiej ilości wody na rzecz Bystrzycy. Brawa dla tych z Was, którzy w tych warunkach skutecznie łowili. Mogłem i nadal mogę tylko pozazdrościć rzemiosła wysokiej próby. Brawo Panowie.
Nad Ślęzę wróciłem jesienią, by pomiędzy obumierającymi łodygami poczuć dwa razy na kiju szczupaki. Niestety za krótkie, by zapunktować. No i wreszcie "za pięć dwunasta" przed końcem tury udało się, w prawie zimowych warunkach, wyjąć jeszcze klenia dającego kilka punktów.
Łowisko niełatwe, wymagające, czasami irytujące a przede wszystkim weryfikujące umiejętności. Może określenia nieco na wyrost, w porównaniu do rangi rzeczki, ale takie skojarzenia przychodzą mi na myśl. Nie pałam wielką miłością do Ślęzy. Większe emocje i wrażenia estetyczne budzi we mnie choćby Bystrzyca, jednak jako łowisko "po drodze i przy okazji" Ślęza jest w sam raz. Aha, słowo "pokora" też do tego kontekstu pasuje - gdy już się wydawało, że jestem bliski rozbicia banku i ślęzański sejf prawie stał otworem, dostawałem po nosie, a właściwie kopa w zad.
Przy okazji - dzięki Koledzy za inspiracje i motywację. Do zobaczenia przy kufelku wieńczącym sezon