Wnioski są, obserwacja jest, sporo czasu nad wodą i konsekwencja w tym, co się robi. W ostatecznym rozrachunku takie podejście musi przynieść efekty. Czasami sukcesy przychodzą szybciej, innym razem brakuje cierpliwości, bo przyroda serwuje nam opóźnienia i wkrada się wtedy nerwowość, że robimy coś nie tak. Łowienie z "partyzanta" i mówienie sobie - "dobrze, idę nad wodę, może coś się uwiesi", zazwyczaj kończy się miernymi wynikami. Oczywiście wędkarstwo to również zbiór przypadków i bywa miłe zaskoczenie, że w końcu coś się uwiesiło.
Aż się prosi aby sobie dokładnie przeczytać te kilka zdań, które koledzy zmajstrowali kilka postów wcześniej. Kilka zdań a tyle informacji. To nie chodzi o pokazanie paluchem gdzie, bo to nie załatwi sprawy. Warto się wczytać i zrozumieć.
U mnie wczorajsza nocka zakończona dwoma braniami. Odra, wyprawa za sandaczem, ale miejscówka mocno kleniowa i taką rybą się skończyło. Kleń skusił się na weterana ze stajni "Gębala" 75mm, wersja pływająca o agresywnej pracy. Wobler prowadzony z szerokiego wachlarza i przytrzymywany w nurcie. Branie nastąpiło w połowie drogi. Tym razem nie było atomowego strzału. Branie mocno wyczuwalne, ale bez fajerwerków. Walka zaś była emocjonująca. Spory nurt i ładny okaz po drugiej stronie wędki = mocno wygięty kij. Mimo, że w tym sezonie pobiłem swoje wszelkie rekordy w ilości poławianych kleni na spinning, to dopiero czwarty z piątką z przodu.