Cześć!
Witam Was w ten zimowy...wiosenny... jesienny... a może po prostu: w ten poniedziałkowy poranek Pogoda płata nam figle, także doprawdy nie wiem co tam za Waszymi oknami widać. U mnie: wczoraj deszcz, a po nocy... kupa śniegu. Aż strach pomyśleć nie tylko co będzie jutro, ale przede wszystkim co to będzie w weekend. I czy aura będzie sprzyjała wędkarskim wyprawom nad brzegi pstrągowej rzeki🤔
No właśnie: pstrągi, pstrągi, pstrągi. Tytuł artykułu, kolejnego im właśnie dedykowanego, prowokacyjny: "Pstrąg potokowy - gatunek wy...rżnięciem zagrożony". Treść nieco też. A to wszystko po to, aby pobudzić Nas wszystkich do myślenia, pchnąć do działania, a w pewne puste głowy wlać trochę oleju.
A jak jest u Was? Jak na przestrzeni lat przedstawia się liczebność populacji "Waszych" pstrągów? Waszych w cudzysłowie, bo pstrągi potokowe, jak i inne gatunku, należą do świata przyrody, a nie do ludzi. Nie zapominajmy o tym chociaż my, bo wielu niestety o tym nie pamięta.
A konsekwencje tego mogą być opłakane w skutkach...
Trochę przemyśleń przy poniedziałku na rozruszanie neuronów mózgowych nie zaszkodzi - choć w głowie ciągle pewnie jeszcze weekendowe rybki;) Pozdrawiam!
https://zwedkowani.pl/index.php/2019/02/07/pstrag-potokowy-gatunek-zagrozony/
PSTRĄG POTOKOWY - GATUNEK WY...RŻNIĘCIEM ZAGROŻONY!
Artykuł ten niesie Wam moją smutną refleksję: jesteśmy świadkami zmierzchu ery pstrągów potokowych. Ryb tych jest w “moich” rzekach coraz mniej. To samo mówią koledzy “po kiju” z innych regionów Polski. Nie oznacza to jednak, że czekamy na “trout the end” z założonymi rękoma. Ba! Im jest ciężej, tym wyżej zakasujemy rękawy i z większą jeszcze ochotą bierzemy się do roboty: odłowów tarlaków, zarybień, ochrony tarlisk – i takich tam. Niestety nasze działania niekoniecznie przynoszą efekty. Dlaczego?
Bo pstrąg potokowy to nie płoć
Nie gatunek pospolity, którego populacja składa się ze “sryliardów” tryliardów (do potęgi “entej”) osobników, pływających sobie swobodnie po niemal wszystkich akwenach naszego kraju: od Kaliningradu po Zgorzelec.
Pstrąg to pstrąg, ryba występująca gdzieniegdzie. W nielicznych polskich rzekach. Terytorialista, którego łowić możemy przez pięć lat z rzędu spod jednego kamienia.
Teoretycznie, mocno ograniczony zasięg występowania, powinien zatem ułatwiać ochronę tych zwierząt. W praktyce – w kompilacji z ludzką ignorancją i nieposzanowaniem dla przyrody – doprowadza tylko do jednego: wyrzynania populacji pstrąga potokowego w Polsce.
I upadku prosto na zbity pysk, wszelkich starań mających na celu poprawę tej sytuacji.
Podkreślmy to jeszcze raz: w Polsce rzeki pstrągowe z pstrągów się dosłownie WYRZYNA
Przyczyny są różnorakie. Od tych, które ochoczo piętnujemy: kłusownictwo, kormorany i zanieczyszczenia (spływający z pól, gospodarstw i oczyszczalni, wyrzucany przez ludzi wprost do rzek, syf). I dalej: poprzez meliorantów prostujących, pogłębiających, czyszczących to czego prostować, pogłębiać, czyścić się nie da, nie powinno i nie można. Nie zapominając o zaporach, tamach, jazach i innych, stawianych ludzką ręką na rzekach budowlach przerywających naturalne szlaki tarłowe.
Niszczone są w ten sposób tarliska i ikra. Trute są same ryby, unicestwiane naturalne dla nich kryjówki – słowem: umiera ekosystem, na zmiany w którym pstrąg potokowy jest nadzwyczaj wrażliwy.
Dochodząc w końcu do przyczyny ostatniej, o której istnieniu sprawy sobie nie zdajemy (a może widzieć problemu nie chcemy?) osiągamy pełne spektrum pojęcia “zarzynania rzek pstrągowych”. Tym ostatnim elementem jesteśmy my – wędkarze.
I z wszystkimi tymi patologiami walczyć nam wypada. Piętnować niewłaściwe zachowania we własnych szeregach MUSIMY!
Dzięki nam niejedna pstrągowa rzeka – nawet ta najczystsza i szpadlem melioranta nietknięta – jest pstrągową jedynie z nazwy. Ilość ryb w nich pływających jest często odwrotnie proporcjonalna do liczby łowiących na nich wędkarzy – a więc bliska zeru.
Inne są na tyle słynne ze swojej bezrybności, że wędkarska stopa na ich brzegach nie staje.
No i mamy jeszcze kilka rzek opierających się rżnięciu – tylko jak długo pożyje cielak w rzeźni?
(O)presja
Ogromna presja wywierana na nieliczne rzeki, będące ostatnimi ostojami pstrągów potokowych w Polsce, to dla tych zwierząt katastrofa nie mniejsza od ekologicznej.
Wędkarze ogałacają rzeki z ryb skuteczniej niż ZUS Twoją wypłatę.
I nie mówię tu tylko o tych,mających w bardzo, ale to bardzo głębokim poważaniu obowiązujące limity ilościowe i wymiarowe zabieranych z łowisk ryb. Mało tego: w kwestii olewania tej części przepisów powinniśmy się MY WSZYSCY nawet do nich upodobnic i z równym co oni uporem wsadzić je sobie “gdzieś”. Lecz niech to działa w drugą stronę: wypuszczczajmy złowione pstrągi potokowe: BEZWZGLĘDNIE! – niezależnie od danych nam w tej kwestii przez regulamin możliwości.
Tego wymaga KATASTROFALNA na obecną chwilę sytuacja. Tak być powinno! Ale ja wiem, że tak się nigdy nie stanie…
Meliorant zawsze będzie meliorantem, człowiek – niszczycielem przyrody, wędkarze wędkarzami (z całym inwentarzem dobrych, ale i wołających o pomstę do nieba zachowań oraz przyzwyczajeń).
Zmierzch ery dzikich pstrągów potokowych
Ludzie dzielą się na mądrych i głupich. My – pstrągarze – należymy do tej drugiej grupy: wszyscy bez wyjątku.
Część z nas wierzy, że pstrągi można wyrzynać (regulaminowo czy też nie) bez konsekwencji dla rybostanu naszych rzek. Reszta, naiwnie myśli, że ci pierwsi się zmienią – że się naród opamięta.
Zmadrzejemy jednak – my wszyscy! Kiedy? A no wtedy, gdy pstrągi potokowe staną się tym czym żubry: trzymanym pod ścisłą ochroną gatunkiem. Uratowanym cudownie przed zagładą z ręki człowieka. Takim zwierzaczkiem z probówki. O tak, będziemy kiedyś o wiele mądrzejszymi pstrągarzami… szkoda, że po szkodzie.
Stanie się to, bo o nędzną liczebność rodzimej populacji pstrąga potokowego oskarżamy – nic z tym nie robiąc! – meliorantów, kłusowników, syf płynący rzeką.
Mało kiedy przyczyn doszukując się w nas samych.