Nie jest łatwo. We Wrocławiu Odra miesza poziomem podobnie jak w Krakowie. Ostatnio skoncentrowałem się na krótkim odcinku rzeki. Przy podniesionym poziomie było bardzo ciekawie. Gdybym wykorzystał wszystkie ataki na crawlery, to z pewnością byłby jeden z ciekawszych momentów wędkarskich w karierze. Nastawiłem się na sumy i wyjścia były wyłącznie nocne. Nad wodą byłem wcześniej, jeszcze za dnia, by ocenić sytuację. Łowiłem wyłącznie powierzchniowo. Wymagało to znalezienie odpowiedniego odcinka rzeki, by zwiększyć swoje szanse. Docierały do mnie informacje, że sumy w różnych miejscach są łowione, ale mnie interesowało łowienie powierzchniowe i na tym się koncentrowałem. Najczęściej sięgałem po crawlera.
Miałem na niego sporo ataków. Musiałem w trakcie wymienić kotwice i naprawiać skrzydełka. Z największym sumem przegrałem walkę. Branie było kapitalne. Było z tak głośnym "mlaskiem", jakby ktoś szuflą o wodę walnął. Dwa razy podciągnąłem go blisko siebie. Mętna woda nie pozwoliła na ocenę, jaki był duży. W każdym razie po blisko 5 min dostał szalonego kopa i zebrało mu się na szaleńczy odjazd. Po jednym z kolejnych susów wypiął się z kotwic. Innym razem miałem rybę jeszcze krócej na kiju i sytuacja była podobna. Na przełomie czerwca i lipca był jakiś amok wśród drapieżników. Nie wykorzystałem tego. Jednej nocy miałem pięć sumowych ataków takich, o jakich marzyłem, przygotowując sprzęt od stycznia na spotkanie z tymi rybami. Niestety, pozostaną w pamięci tylko te ataki poprzedzone sunącą falą za poruszającą się przynętą. Na pocieszenie z tych wypraw pozostanie na liczniku jedna dziewięćdziesiątka i siedemdziesiątka. Dodatkowo trafił się ładny kleń i boleń. Między nimi były jeszcze krótkie sandacze.