Wczoraj po pracy zameldowałem się na mojej nowej "karpiarskiej" mecie na pewniaka. 3/4 puszki kukurydzy od razu w miejscówkę, bo nie było czasu na zabawę i brania też niemal od razu. Co z tego, skoro nie byłem w stanie żadnego zaciąć. Brania były, krótkie, nerwowe i za każdym razem po zacięciu haczyk był pusty. Coś nie pasowało, a ja długo dochodziłem o co chodzi. Zabawy z lokalizacją spławika i ze zmianą wielkości obciążenia nic nie dawały. Dopiero zmiana przyponu na niemal dwa razy dłuższy rozwiązała problem. Ostatnie trzy brania skutecznie zacięte, a na brzegu zameldował sie fajny leszcz i dwie płoteczki.