Skocz do zawartości
Dragon

Ranking

  1. marbil

    marbil

    Użytkownik


    • Punkty

      6

    • Liczba zawartości

      373


  2. suchi

    suchi

    Użytkownik


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      201


  3. ESSOX

    ESSOX

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      1 761


  4. moczykij

    moczykij

    Użytkownik


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      575


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 01.10.2023 uwzględniając wszystkie działy

  1. Wczorajszy dzień na długo pozostanie w mojej pamięci, rano szybki wyjazd plan płocie plus jedna wędka kontrolnie na metodę. Pogoda nie rozpieszcza od rana silny wiatr i mżawka, pierwszy kij po wstępnym zanęceniu w wodzie ,nie widać najmniejszej aktywności ryb. Montuje kij do metody wybieram miejsce po zanęceniu pierwszy rzut i po około 5 minutach branie które wygina kija i następuje odjazd na środek zalewu , szybkie odklipowanie i ryba płynie dalej , po około 30 minutowym holu rybę mam w zasięgu wzroku , kilka młynków i mam ją w podbieraku. Rybą okazał się największy karp w tym sezonie cieszy niezmiernie bo nie spodziewałem się że pływają tam takie ryby
    6 punktów
  2. Okonie dzisiaj dobrze współpracowały ale tylko jeden załapał się do tabeli. Skusił się na aduste penta shad.
    2 punkty
  3. Wczorajsze popołudnie niezmiennie od kilku ostatnich wyjazdów na nowej miejscówce. Na początku godzinka eksperymentów z białym robakiem - cisza. Pięć białych to samo. Kanapka kuku+biały i też nic. Powrót więc do samej kukurydzy i zaczęły się podskubywania. Ciekawe o co chodzi. Tutejsze ryby nie znają białego, a może znają na tyle dobrze, że się go boją, czy zwyczajnie jeszcze dla nich nie pora na mięsko i oczekują tego co im ostatnio sypię? Wracając jednak do łowienia - zacinam rybę i już wiem, że będzie grubo. Z resztą na mojej matchówce, wszystkie ryby od pewnej wielkości (przyjmijmy kilogram) sprawiają takie wrażenie zwłaszcza na początku holu. Ta jednak szybko przeskoczyła ten etap i dalej parła. Równie szybko wybiła mi z głowy pomysł, że jest karpiem, karasiem czy leszczem. Karp miał na początku daleki odjazd, pozostałe po pierwszym zrywie "puchły". Ta ryba miała inną taktykę - uparcie kleiła sie do dna. Nawet gdy z czasem odawało mi sie ja oderwać, to za chwilę z powrotem sie przyklejała. Samo odrywanie też było ciekawe, bo sprawiało wrażenie jakby ryba pozwałała sie podciągać "schodkowo", tak po pół metra - tyle w górę i stop, znowu pół i stop. Wszystko to było fascynujące, a mnie w tym wszystkim naszło rozkminianie felomenu mojej przyponowej dwunastki. Kiedyś wspomniałem, że jest zleżała. To XT69 HiTech od Dragona w wersji Arctic. Na lodzie ostatni raz łowiłem pewnie z 10 lat temu, więc sami widzicie co oznacza u mnie termin "zleżała", a mimo upływu czasu wciąż mocna. Obserwowałem jak zachowuje się kij, bo te skakanie ryby z pułapu na pułap było bardzo widowiskowe własnie na kiju. Dobrze ustawiony hamulec pięknie oddawał żyłkę gdy musiał, ale uwierzcie, że większość zapędów ryby amortyzował kij. Półmetrowe skoki ryby były absolutnie w zasięgu amortyzacji szczytówki i dochodzimy do punktu, o którym chciałem opowiedzieć. Mikado Lexus Tele Match 420 pojawił sie u mnie wiele lat temu zastępując mocno wysłużonego Texas Match od Kongera. Mikado wydawał się szybszy, no i wersja tele była bardziej mi bliska (wygodniejsza) od trójskładu. Z czasem nabrałem przekonania, że być może jest nawet zbyt szybka, bo więcej ryb delikatnie zapiętych spadało mi podczas holu niż na Texasie, ale "do brzegu". Dwa lata temu podczas urlopu łowiłem z pomostu pod trzcinami. Za którymś razem nie wyhamowałem odpowiednio zestawu i zaczepił o trzciny. Próby uwolnienia haczyka skończyły sie złamaniem drugiego składu. Całkiem przypadkowo na miejscu znalazł się znajomy znajomego, który hobbystycznie zajmował sie naprawą takich usterek. Po cenie kosztu materiałów, czyli za jakieś 30zł przywrócił mi kij do życia. Początkowo nie skupiałem się na sposobie naprawy. Widziałem, że coś jest inaczej podczas składania/rozkładania i że rozłożony kij jest nieco dłuższy ale nie zagłębiałem sie w to. Przyznaję, że na początku nie byłem zbytnio zadowolony z naprawy, bo miałem wrażenie, że kij nie jest już taki szybki (przynajmniej na sucho). Później podczas łowienia moje obawy tylko sie potwierdziły. Kij zrobił się batowaty, spolegliwy. Od samego trzymania w ręku zaczynał się lać, a jego wyciszenie trwało dłużej niż wcześniej. O dziwo zrobił się niesamowicie cięty i nie gubił ryb. Za 30zł dostałem nowe wędzisko z usuniętymi wadami, które moim zdaniem miał model fabryczny. Teraz obserwując kij pod rybą jeszcze bardziej zachwycałem sie jego pracą. Gdy więc hol zakończył się sukcesem, szybko wypuściłem rybę i zamiast podać zestaw w to samo miejsce zacząłem oglądać kij. Pierwsze dwa składy zostały zastąpione jednym z zachowaniem trzech przelotek (przelotka z drugiego skłądu została przerobiona na przelotową), trzeci został wyraźnie skrócony. To wszystko. Zastanawiam się, czy to przypadek, czy sprawca tych zmian był w pełni świadomy tego co robi? Ale czy to ważne? Ważne, że kij działa jak należy. A no i tą rybą okazał się sumek - amator kukurydzy. Mały, ale grubiutki i bardzo uparty w swoim dążeniu do dna, co zresztą udowodnił, gdy go wypuściłem - zanurkował jak strzała.
    1 punkt
  4. Wczoraj zaliczyłem wypad na 1h za okoniem nad zalew w Żyrardowie. Przez to godzinę udało się złowić 7 okoni. Wszystkie praktycznie w jednym rozmiarze i wszystkie na woblera. A co do zdjęcia to tak teraz wygląda moje łowisko wcześniej w koło zalewu była trawa, drzewa a teraz beton. Tragedia nawet nie ma jak podporki wbić.
    1 punkt
  5. Za mną trzy dni łowienia, piękna słoneczna bezwietrzna pogoda o tej porze roku musi być wykorzystana. Zacznę od drugiego dnia łowisko PZW "no kill" Werynia. Łowiłem od godziny 10 do 18.30 Jedna wędka na metodę stawiana niezbyt daleko, około 20 metr żeby dało się donęcać peletem z procy. Druga wędka rzucana tak ze 3 metry od brzegu i pod skosem do fotela w odległości tak z 10 metrów , tu klasyczny koszyczek i delikatny pickerek. Do wody poszło ze 2 szklanki 2 mm peletu, zrobiony dywanik długości z 1.5 metra i tam kładłem koszyczek, na haczyku 5 pinek i liczyłem najbardziej na karasie. Pierwsze branie po około 30 minutach na metodę i na 8 mm zielonego waftersa (czosnek) carpzoom siada pierwszy jesiotr............... I tak można by opisywać cały dzień w sumie przewaliłem w tym dniu lekko licząc z 80 kilo ryb. Wyjąłem 15 jesiotrów od 90 do 108 cm i dwa karpie 74 i 80 cm , dodatkowo 3 jesiotry spięte przez rozgięty haczyk i jednego wyjął wędkarz łowiący obok bo już jechał w jego zestawy a ja holowałem na 2 wędce rybę . Łowisko wymaga stosowania haczyków bezzadziorowych i pod pinki musi być jednak mały haczyk, co już przy lekkim wygięciu grota robi zły kąt i haczyk wyskakuje rybie z pyska, zadzior by pewnie jeszcze przytrzymywał rybę a bez niego przy bardziej stanowczym holu niestety najsłabsze ogniwo w zestawie zawodzi. Doszło już do tego że zacząłem kombinować z przynętami tak żeby uniknąć jesiotrów ale nawet na takie cudo jak niebieski 7 mm TOP DUMBELLS od MatchPro (guma balonowa) wpadły 3 sztuki. To był najwidoczniej dzień jesiotra Na pickerku łowiłem tylko na pinki i tu wyciągnąłem 6 jesiotrów i tego karpia na 80 cm. Skoro w środę było tak fajnie to postanowiłem wczoraj powtórzyć łowisko i znowu od 10.00 do 18.30 zająłem się łowieniem. Miejsce z dnia wcześniejszego zajęte więc przesunąłem się około 50 metrów w bok i rozstawiłem zestawy identycznie jak w środę . Pogoda dosłownie identyczna , zestawy i przynęty identyczne jak dzień wcześniej, nastawiam się na eldorado z rybami a tu..............2 godziny mija i nie mam ryby nawet delikatne trącenia zestawów świadczą raczej o obcierkach niż o zainteresowaniu ryb przynętami. W trzeciej godzinie wpada na metodę pierwsza ryba , karp 83 cm ( 7 mm TOP DUMBELLS kwas masłowy) i znowu 2 godziny bez ryby. Wędkarze na innych stanowiskach podobnie, co kilkadziesiąt minut gdzieś tam widać że coś ktoś holuje ale nie ma takiego ożywienia przy wędkach jak dzień wcześniej. Widzę jak inni zmieniają odległości łowienia , "na bombki" , "na metodę", zestawy karpiowe klasyczne daleko od brzegu, bliżej , nie przynosi to efektów, ryby słabo aktywne, jak nie zmieniam nic, konsekwentnie rozstawiam tak samo i co jakiś czas donęcam delikatnie. Do wieczora łowię ładnego lina na 51 cm ( pyszczek zdeformowany świadczy o wcześniejszych kontaktach z haczykami) , 4 jesiotry, dodatkowo 2 wyjmuje na moją wędkę wędkarz łowiący po sąsiedzku, dosłownie w jednym czasie brania na obu wędkach pomimo tego że dzieliła je odległość około 20 metrów. Zdażyło się to 2 razy co świadczy że jesiotry krążyły po łowisku falami. Do tego dwa jesiotry spięte (znowu rozgięty haczyk) i przygoda z karpiem którą opiszę Takie szarpane branie na pickerku, typowo jesiotrowe, zacinam czuję rybę na haku, jestem pewien że kolejny jesiotr. Ryba nawet nie szaleje za bardzo, nie ma odjazdów , krąży sobie w kółko po kilka metrów raz w jedną raz w drugą stronę. Ale czas mija, ja nie mogę podciągnąć ryby do brzegu, jesiotr już by był w podbieraku dawno, nawet nie wiem co jest na końcu zestawu, nie holuję siłowo bo znowu haczyk się rozegnie, myślę sobie że mam podczepionego jesiotra gdzieś za ogon, bo takich olbrzymów na taką walkę tu nie ma. Po około 20 minutach ryba pokazuje się przy powierzchni, widzę takie karpisko jakiego jeszcze nie widziałem nigdy, na 100% ma 90+ cm, aż mi się nogi ugięły Hol już spokojny, chcę go za wszelką cenę wyjąć. Ryba już nie trzyma się dna jest cały czas przy powierzchni, płetwa grzbietowa jak u rekina nad powierzchnią ale nie mogę podnieść mu pyska nad wodę żeby powietrza łyknął. Hol już trwa ze 30 minut, ręka już zaczyna boleć i dygotać , o przypon się nie martwię plecionka 0.10 wytrzyma kilka kilo , ale haczyk to 16 bezzadziorowa, niby mocny ale jednak się rozgina lekko przy zbyt siłowym ciągnięciu lub przytrzymaniu uciekającej ryby. W końcu udaje się rybę podciągnąć do podbieraka, podnoszę kosz w górę i nagle czuję luz na wędce, haczyk się wygiął, ryba leży na powierzchni, duży metrowy podbierak stawia jednak duży opór w wodzie i ryba nawet nie musi odpływać, siłą bezwładności przelewa się przez krawędź podbieraka. Pech był taki że nad podbierakiem miałem część ogonową a ciężka głowa wysunęła się za krawędź i ryba wysunęła się z kosza. Brawo dla niego I dla kontrastu do wędkowania ze środy i czwartku, łowienie z wtorku. Łowisko Lipie 1 , to też "no kill", na metodę nawet sygnalizator nie zapiszczał. Na pickerka i pinki malutkie płotki i leszczyki takie do 15 cm, po zmroku posiedziałem jeszcze 2 godziny to podeszły większe leszczyki, większe oznacza takie giganty po 25 cm 2 łowiska "no kill" i całkowicie różne warunki łowienia. Na Lipiu karpiarze królują z rakietami i ryba odciągnięta jest od brzegów na środek , na Weryni obowiązuje zakaz nęcenia rakietami i łódkami zanętowymi więc duża ryba jest wszędzie i dostępna praktycznie na każdą metodę połowu Tylko kilka fotek jesiotrów dodaję bo do GP potrzeba mi 4 sztuki a nie ma sensu wstawiać podobnych zdjęć , te mniejsze to od razu wpuszczałem do wody bez robienia zdjęć .
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.