Ostatni wypad to niedzielne GP Okręgu we Wrocławiu.
Taktyka z Kolegą ustalona, lecimy na mety. Jak zwykle przy takich zawodach, start wyglądał podobnie do biegu sprinterskiego 😄
Stajemy na zaplanowanej mecie, chyba trzeci rzut na powierzchniowego wobka, pierwszy strzał ryby nietrafiony, poprawka, ryba się wcina,szybko oceniam na 50-55cm, w głowie już punkty za rybę i.... Ryba spada. Szybkie pozdrowienie jej w łacinie i łowimy dalej.
Kolega ściąga w międzyczasie klenia 46cm i bolenia 55cm a ja nic...
Mijają kolejne minuty, brań brak... Myślę sobie "dawaj Ultrasa i rzucaj wahadełkami może chociaż małe klenie punktowane będą brały". Dwa rzuty i jest przytrzymanie, wcinam rybę ale za szybko! Ryba przepłoszona, pora znowu zmienić metę. Idziemy dobre 500m wyżej, ale tłok jak na targowisku. Uciekam jeszcze wyżej, rzucam wahadełkiem i nagle delikatny okoniowy pstryk i jeeest, już na zero nie będę ale żeby się chwalić...okoń 19cm .
Do końca zawodów pozostają dwie godziny, powoli zbiera się na burzę. Myślę sobie "wóz albo przewóz", albo ściągnę dobrą rybę albo zostanę z tym okoniem. Zero oznak klenia, zero oznak bolenia. Martwa woda również od ludzi.
Zakładam stosunkowo ciężkiego wobka powierzchniowego rzucam w dół kanału ile fabryka dała. Chlap chlap chlap i strzał! Nie trafił! Od razu poprawka i wcięcie! Hamulec zagrał, Siedzi duży boleń(rybę oceniam na 70+), który mocno wierzchem szedł. Jeden odjazd i wobler wyskakuje z pyska bolenia. Niestety okazało się, że rozgiął kotwicę.
Już pech wyczerpany na dzisiaj?
Powiedzmy...
Spotykam mojego Kolegę, z którym już setki godzin przełowiliśmy, wybieramy jedno miejsce i cisza, drugie miejsce cisza... Do końca zawodów godzinka. Zaczyna padać dosyć mocno, mówię do kumpla:" dawaj tu staniemy, ściągniemy po boleniu i idziemy zdać protokoły". Kolega uśmiechnął się tylko (raz już tak powiedziałem mu, tyle że mieliśmy ściągnąć po jaziu i trafiłem w pierwszym rzucie rybę 45cm😄), mój wobek już 15m od brzegu jest i nagle kocioł nad wodą, ryba na kiju! Pierwsza myśl? Zaraz spadnie 😅 szczęśliwie doholowuje rybę do brzegu ale podczas próby odpięcia podbieraka od klipsa coś mi strzela w plecach. Poprosiłem Kolegę o pomoc w podebraniu ryby. Zrobił to bez problemu a mata pokazała 66,5cm.
No i tu historia zaczyna się na nowo.
Zdałem protokół, wydrukowali wyniki i nagle jestem wezwany przez Sędziego.
Okazuje się, że jeden z zawodników widział jak rybę podebrał mi Kolega.
Oczywiście przyznałem się do takiego faktu(tłumaczyłem czym to było spowodowane) chociaż z racji że jestem totalnym amatorem nie wiedziałem, że Kolega nie może pomóc podebrać mi ryby. Nieznajomość regulaminu nie zwalnia mnie jednak z jego przestrzegania.
Czy to podebranie ryby przez Kolegę cokolwiek zmieniło? Moim zdaniem nie. Ryba była pewnie wpięta, gdyby nie plecy byłbym w stanie podebrać ją nawet ręką.
Niestety nie została ona uwzględniona w finalnym protokole, co za tym idzie uciekła mi nagroda za największą rybę zawodów i 5 miejsce w GP okręgu. Finalnie zająłem 23 miejsce w gronie 57 zawodników. Gorzej niż rok temu ale pomijając te plecy, na wodzie coś się działo i jak zwykle miło było spotkać kilku Kolegów,.których widzi się często nad wodą.
Na pamiątkę zostaje mi foto bolenia 😜
Pozdrawiam 🖐️