Pojechałem jakby odhaczyć kolejną bezrybną wodę, a tu malutka niespodzianka. Wilgotno, zimno i "tańcujący"lód, to w lewo, to w prawo. Była chwila, że musiałem odpuścić, bo wiatr przepchał taflę pawie pod nogi. W zasadzie pojechałem na okonie. Na miejscu oceniłem sytuację i zdecydowałem spróbować złowić wzdręgę. Kawałek Tanty na muchowym haku i malutki koralik leciał w różne strony. Próbowałem też na mikro jigu. Ciężko było wciąć rybki, bo były niewielkie. Największe w granicach 20 cm. W dwie godziny złowiłem około 15 sztuk. Brań, takich skubnięć, było całkiem sporo.