-
Liczba zawartości
362 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
22
Zawartość dodana przez Odys80
-
mamy wolne miejsce na San
-
ja też ale tylko po to żeby im pokazać jak mój sprzęt od nich rozpadł się na kawałki
-
Ty lepiej na San odkładaj... Akurat na opłaty
-
zaraz obiboki, specjalnie dla Ciebie @Booryss nie wstawię zdjęć z dziś. 4 klenie w podbieraku , 2 spadły. Pianka. Piękne wyjścia. Woda niska czyściutka, ciepła jak zupa. Dużo zielska już poznikało. Przy następnej ulewie i podniesionym stanie wody, wszystko już pewnie spłynie. Szkoda, że następne sznurowanie dopiero we wrześniu Sponsorem dzisiejszych much był kolor żółty i czerwony
-
rano byłem na Bystrzycy, muszę poprawić
-
brawo ja właśnie za 30 minut jadę
-
ja w tym czasie jestem na wakacjach
-
dzieje się... oj dzieje....dziś mnie lokomotywy pokarały muszę żuków dokręcić
-
łajza
-
Ano zbierały. Pojechałem po 18 i jeszcze za dnia pozowały dwa. Później jeden spiął się pod nogami a kolejny mało mi wędki nie wyrwał, lecz brak czujności mnie zgubił. oczywiście muszka
-
Pięknie,pozazdrościć, dlaczego u Nas tak nie może być.
-
-
pewnie jakieś siurki brudzą. Byłem na weekend w Radkowie i Ścinawka i inne małe siurki były koloru gliny. Ostatnie intensywne opady mogą być przyczyną, albo jakieś żwirownie.
-
wystarczy kilka stron przerzucić pozdrawiam
-
W związku z tym iż był to spontaniczny wyjazd, jechałem kompletnie nieprzygotowany ( muchy, techniki łowienia w danych warunkach jakie tam panują). Dopiero po powrocie poczytałem trochę po forach i zdałem sobie sprawę, że gdybym przed wyjazdem zapoznał się z tym, łowienie na Sanie w warunkach, które zastaliśmy było by łatwiejsze i efektywniejsze. Ale od początku. Wyjechaliśmy z czwartku na piątek w godzinach nocnych. Załadowaliśmy auto po brzegi i w znakomitych nastrojach ruszyliśmy w drogę. Już na samym początku rzucono nam kłody pod nogi… wypadek na A4, co oznaczało objazd, do tego korek na bramkach. Trochę ponad 100km przejechaliśmy w 3h. Dotarliśmy w końcu do Sanoka, gdzie na stacji benzynowej wykupiliśmy stosowne pozwolenia. Do celu zostało kilka kilometrów, można było wyczuć w powietrzu podekscytowanie, że już za chwilę nasze sznury poprzecinają najpiękniejszą lipieniową rzekę w Europie. Widzimy most i tabliczkę z napisem San. Nawet nie chcecie wiedzieć jakie mieliśmy miny gdy zobaczyliśmy rzekę. San płyną szybko a jego kolor przypominał kawę z mlekiem, którą właśnie spożywam. Padło kilka rozczarowujących słów … Zakwaterowaliśmy się w domku, przygotowaliśmy sprzęt i wystartowaliśmy na łowisko. Jechaliśmy wzdłuż Sanu w ciszy… każdy obserwował koryto rzeki. Przez głowę przelatywały mi różne myśli – „boje się tam wchodzić”, „dlaczego nie sprawdziliśmy warunków panujących i nie przełożyliśmy wyjazdu na inny termin”. Byliśmy jednak na miejscu i trzeba było szybko dostosować się do panującego otoczenia. Uzbroiliśmy wędki i spokojnym krokiem weszliśmy do Sanu. Szerokość tej rzeki onieśmielała mnie. Przesuwałem się do przodu bardzo powoli. Czułem się jak dziecko pozostawione samo w lesie. Rozeszliśmy się na pewne odległości. Co jakiś czas spoglądałem na chłopaków. Każdy sznurował wodę w poszukiwaniu lipieni. Widziałem jak Baca wyciąga pierwszą rybę, wtedy poczułem się znacznie lepiej i nabrałem optymizmu. Przeszedłem rzekę na druga stronę, ku mojemu zdziwieniu po tej stronie woda była w miarę klarowna. Okazuje się, że dopływy, a w tym przypadku Choczewka, bardzo brudziła lewy brzeg mniej więcej do 70% całej szerokości. Szkoda , że dopiero później dowiedziałem się, że dobrze łowi się tam lipienie na granicy brudnej i czystej wody, nie stosowałem też metody krótkiej nimfy, która zastosowaliśmy dopiero ostatniego dnia. Pojechaliśmy w górę rzeki, poniżej ujścia Choczewki do Sanu. Tam stan wody okazał się o wiele lepszy. Wielkością ryby nie powalały na kolana. Schodziliśmy w dół rzeki. Skuteczne okazały się pupy chruścika. Poruszałem się w towarzystwie Bacy, który w jednym miejscu miał dwa potężne brania, zakończone zerwaniem muchy z przyponem. Miejsce do którego doszliśmy napawało optymizmem, jednak chłopaki wyszli już z wody i musieliśmy wracać do domku żeby coś zjeść i odpocząć po nieprzespanej nocy. Zanim wróciliśmy do domku, podjechaliśmy do lokalesa kupić jakieś muchy, które pomogą nam wstrzelić się w wymiary. Muchy były śliczne, cieszyły oko. Do każdego zakupu, pan sprzedawca raczył nas kieliszkiem samogonu taki zwyczaj. Nie trzeba było Nas długo zachęcać. Po południu pojechaliśmy w miejsce porannych łowów, woda była zdecydowanie czystsza. Niestety kilka ryb, które udało się wydłubać, nie przekroczyło 15-20cm. Booryss zanotował atak potwora, który zdemolował mu przypon podczas brania. Bez spektakularnych wyników, zmieniliśmy miejscówkę. Bawiliśmy się sucharkami, królowały goddardy, bardzo dużo brań i „rybeczek wyholowanych”, jednak cały czas były to tylko maluchy. Słyszałem, że Tom@ha miał fajne branie i zerwanie zestawu. Do końca dnia nic się nie zmieniło, sucharki i brania króciaków. Wieczorem ukręciliśmy kilka much, zrobiliśmy grilla i przeanalizowaliśmy dzień. Poranek nie spowodował uśmiechów na naszej twarzy. Pobudka 4.00 a za oknem szaro buro i deszcz… przed 5.00 meldujemy się nad brzegiem. Mimo opadów, woda wyczyściła się przez noc. Przygotowaliśmy muchówki i z nowo ukręconymi muchami zaczęliśmy sznurować. Po 3h zaliczam mocniejsze branie i czuję większą rybę na kiju, jednak po 3 sekundach spada… Deszcz zacina, w kieszeniach gdzie trzymam pudełka z muchami jest już sporo wody. Ręce pomarszczone, mam trudności z zawiązaniem przyponu. Kończymy o 9.00 i wracamy do domku zjeść śniadanie i wysuszyć ciuchy. Trzech wariatów decyduje się jeszcze połowić na odcinku przydomowym. Sprawdzam pogodę i odczytuje, że o 15.00 ma być pełne słońce. Tom@ha i ja zapadamy w błogi sen. Po 12.00 jedziemy do Sanoka do sklepu wędkarskiego . Pomieszczenie wielkości 1.5 na 4m, jest lepiej zaopatrzone w artykuły dla muszkarzy, niż wszystkie sklepy we Wrocławiu razem wzięte. Kupujemy to co nas interesuje i jedziemy na obiad. 16.00 sprawdzamy wodę na odcinku przydomowym …nie chce nam się wierzyć. Woda przypomina tor dla kajakarzy górskich, na dodatek w kolorze gliny. W nurcie płyną drzewa, kołki, pralki, lodówki….. Jedziemy sprawdzić mniejsze rzeczki , których nazw nie pamiętam. Sytuacja jest taka sama. Borys wykonuje telefon do miejscowego od którego kupiliśmy muchy, z zapytaniem czy można gdzieś dziś jeszcze połowić i czy jest szansa , że do jutra poziom wody unormuje się. Wiadomości są tragiczne. Nie ma szans na „normalne” łowienie przez kilka dni. Czujemy się jak by ktoś dał nam w twarz, wbijał szpilki w nasze laleczki voodoo…. Intensywnie myślimy co tu zrobić, jedziemy na miejsce porannych łowów. Na miejscu spotykamy miejscowych muszkarzy. Okazało się , że między 14-15h fala zaskoczyła kilku chłopaków i nie zdołali wrócić na stronę Sanu gdzie mieli zaparkowane auto. Zostali odcięci a zabranie ich z drugiego brzegu to jakieś 20-30 km objazdu. Postanawiamy jechać na zbiornik Myczkowski. Przejrzystość wody mineralnej, ustawiamy się na linii brzegowej i machamy w nadziei na jakiekolwiek branie. Wyglądało to jak konkurs rzutów na odległość. Był to moment na rozładowanie negatywnych emocji związanych z naszą frustracją na panujące warunki na Sanie. Po powrocie zostało nam już tylko jedno, grill oraz spożywanie płynów regeneracyjno rozweselających. Blisko 1.00 w nocy kładziemy się spać. 3.45 dzwoni telefon. Ignorujemy to, ale sytuacja trwa bez przerwy. Jeden wariat siedzi na dole ubrany w śpiochy gotowy na poranne łowy i dzwoni raz po raz a to do mnie a to do Borysa i Patryka. 4.00 poddajemy się. Wstajemy i już po 15-20 minutach jedziemy na San. Wskaźnik w Internecie pokazuje 194cm, czyli wyższy niż 2 dni temu o 12cm. Woda przez noc spadła tylko o 20cm. Podczas wieczornej biesiady ustaliliśmy, że łowimy tylko na krótką nimfę. Ostrożnie wchodzimy do wysokiej wody. Nie czuje się bezpiecznie, spałem zaledwie 3h. Zaczynamy zabawę. Już po 3 minutach u Tom@hy melduje się pierwsza ryba w granicach 31cm. Szok!!! Taka woda i są efekty. Obławiamy rynny wymacane stopami . Tomek łowi pstrąga. Podchodzę do mistrza i proszę o rady w doborze nimf i długości przyponów. Jestem jednak za bardzo zmęczony, co jakiś czas wychodzę na brzeg i odpoczywam, grzejąc się w promieniach słońca. Po 3h czuje się już troszkę pewniej. Borys i Baca mieli brania, wyjechały ryby. Łowimy blisko siebie, obławiamy rynny metr po metrze. Postanawiam ostatni raz zmienić muchy. Zakładam rudawego kiełża i po kilku minutach strzał…. linka muchowa napina się, ryba wybiera ponad 5m linki. Czuję, że ryba jest ciężka a na dodatek pomaga jej szybki nurt. Wychwood w 4 klasie pięknie pracuje. Baca pomaga mi podebrać rybę a Borys filmuje hol. W podbieraku ląduje gruby lipień w granicach 42-43 cm. Po szybkiej sesji zdjęciowej każdy wraca do obławiania rynny. Niestety już po kilku minutach zaczynają płynąć gałęzie i różne syfy. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy „Idzie fala, wracamy” Do przejścia mieliśmy całą szerokość Sanu, poprzecinanego rynnami, kamieniami. Woda cały czas przybierała. Rzuciłem się do ucieczki. Chłopaki mieli niezłą radochę widząc jak biegnę, potykając się co chwile o kamienie. Całe szczęście moje nowe buty zdały egzamin i pozwoliły mi na bezpieczny powrót bez zanurzenia. Na brzegu czekał już Tom@ha. Oznajmił, że San przybrał dobre 15cm w czasie około 10minut. Nurtem znowu płynęły ogromne kłody …..o łowieniu nie było już mowy. Czekając na Patryka, który smacznie spał, postanowiliśmy testować sznury muchowe na różnych wędkach. Był to znakomity pomysł. Mój wychwood z linką Tom@hy (vibra65) latał jak marzenie. Podsumowując tak mizerne wyniki mojego sznurowania: małe doświadczenie nieznana woda nieodpowiedni dobór metody połowu warunki hydro (woda kakao, deszcz, fala po zrzutach z elektrowni) Wyjazd można zaliczyć do udanych. Mimo mizernych wyników, nauczyłem się bardzo dużo, a wyborowe towarzystwo nie pozwoliło mi się nudzić. Do następnego
-
Witaj. Jest wiele metod w wędkarstwie. Sprecyzuj czy ma to być wędka pod spławik, czy może na grunt - tzw. picker lub feeder, czy też może pod metodę spiningową. Jeśli sprecyzujesz wymagania to ktoś Ci chętnie pomoże.
-
na klozecik wędka w kroku. Baca w akcji a tu myśli dlaczego nie biorą żywot moich keeperów dobiegł końca a wyjazd na San za 4 dni
-
http://www.sezonnaleszcza.pl/dragon-guide-select-boxer-275-cm-10-35-g-p-5797.html http://www.sezonnaleszcza.pl/dragon-guide-select-fanatic-275-cm-7-28-g-p-5795.html http://www.sezonnaleszcza.pl/dragon-guide-select-sting-275-cm-6-25-g-p-5794.html http://www.sezonnaleszcza.pl/dragon-viper-hd-pike-35-275-cm-10-35-g-p-7321.html http://www.sezonnaleszcza.pl/dragon-viper-hd-wobbler-28-245-cm-7-28-g-p-7312.html http://www.sezonnaleszcza.pl/dragon-guide-select-veltica-260-cm-7-28-g-p-5786.html do wyboru do koloru
- 10 odpowiedzi
-
- do 300zł
- kołowrotek
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Spodniobuty do 400zł, dla nie wędkarza.
Odys80 odpowiedział pieklo → na temat → Pozostałe akcesoria wędkarskie
tak jak wspomniał kolega, oddychające spodnie nie sprawdzą się w trudnych warunkach, z racji tego że materiał jest podatny na kolce jeżyn itp. Może jakieś modele z wyższej półki , tylko , że ja takich nie miałem bo to już cena 3-4tyś . W gumowych nie będziesz miał komfortu cieplnego, jak będziesz dużo chodził na lądzie to spocisz się straszliwie. Musisz sam ocenić na czym Ci bardziej zależy. Ja osobiście bym brał oddychające i uważał z nimi na lądzie, bo z gumowymi mam przykre wspomnienia podczas 30 stopniowych upałów. -
rok temu gadałem z menadżerem to było 10zł/h o resztę już się nie pytałem
-
ja wczoraj byłem na Widawie....ostatni raz na weekend się tam wybrałem. Tak jak piszesz, pielgrzymki. Środek lasu, gęstwina dookoła, namierzone 2 tłuste klenie, podanie przynęty i .....nagle z krzaków wychodzi 3 panów zza wschodniej granicy w miejscu gdzie stoją kluski.... myślę sobie"jak to, dlaczego..." złożyłem wędkę i pojechałem do domu. A co będzie jak zacznie się sezon na żwirowni?
-
Boleń teraz ma co jeść. Pływa bardzo dużo sieczki, przy każdym rzucie ciężką boleniówką mordujesz kilka uklejek . Moim zdaniem wszystko zależy od prezentacji przynęty. Zmiana tempa prowadzenia, głębokość, z prądem, pod. Swego czasu brały tylko na obrotówki, próbowałeś?
-
Próbować można, ale... coś podobnego z zapytaniem wysyłałem o Bobrze i zrzutach wody w Plichowicach, niestety racja jest tylko po ich stronie. Nie sądzę by to coś zmieniło.
-
Byliśmy dziś z @Booryss przy milenijnym....Odra to dalej syf kiła i mogiła... na barkach I miałem boleczka