Dzisiaj parę godzin na Bystrzycy w poszukiwaniu kleni a i może jakiś przyłów, nie pogniewałbym się. Nie jest regułą że tam gdzie wczoraj lub parę dni temu coś wydłubiemy spod krzaczka lum głębszej burty dzisiaj będzie też tam stać, choć warto próbować. Ja przekonałem się o tym dzisiaj na własnej skórze, "moje" miejscówki były puste, lecz schodząc w dół rzeki na nowych miejscach coś się działo. Udało mi się złowić 4 klenie, jeden z nich miał 20 cm więc nie pozował przed aparatem, reszta od 32 do 35 cm pokazały swoje wdzięki. Spotkałem kolegę po kiju na przeciwległym brzegu, narzekał że chodzi dłuższy czas i nic, nawet skubnięcia, był zniechęcony. Podpowiedziałem mu że musi zastosować większy wobler, taki 4-5 cm w ciemnym kolorze a nie mikruska, bo ryby o tej porze roku słabo żerują a żeby je zachęcić do ataku musimy odpowiednio zaprezentować wabik. Małe woblerki mają sens....mówię to z własnego doświadczenia... gdy woda jest cieplejsza a ryby takie jak kleń przestawiają się na pokarm w postaci żuczków, koników polnych czy wszelkiego robactwa. Musimy też pamiętać że mamy dopiero luty, więc ryb szukamy na wszelkich spowolnieniach nurtu, w głębszych partiach wody, tuż przy dnie ciągnąc woblera jak najwolniej, bez pośpiechu a efekty przyjdą same. W jednej miejscówce widziałem resztki po kleniu jakim się posilała wydra lub norka, łuski były tak ogromne że moim zdaniem ryba miała z 50-60 cm....szkoda takiego okazu, no ale taka jest przyroda.