Skocz do zawartości
tokarex pontony

maryaChi

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    1 567
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Zawartość dodana przez maryaChi

  1. Odkopuję temat i podzielę się własnymi doświadczeniami. 1) Sprzęt i akcesoria wędkarskie Bezkonkurencyjny jest salon Centrum Wędkarstwa na ulicy Grunwaldzkiej. Najlepszy wybór wszystkiego, w ofercie sprzęt wielu firm. Obsługa kompetentna, choć niestety zdarza się być niemiła. W sklepie często bajzel, co jednak nie zmienia faktu, że wybór oraz ceny skłaniają do zakupów. 2) Robactwo, zanęty, materiały pierwszej potrzeby - Na świeżą pinkę, rosówki i inne zaopatruję się zwykle w sklepie Nimfa ul. Łąkowa 10 (blisko mojego miejsca pracy). Dżokers i ochotka raczej na zamówienie. - Gdy startuję z domu kupuję u Witka (ulica Kartuska, przy skrzyżowaniu z Łostowicką), również świeży wybór, dżokersa i ochotki nigdy nie kupowałem. - Gdy potrzebuję przygotować się lepiej na zawody, jadę do sklepu przy ulicy Kościuszki (zaraz za al. Rzeczypospolitej, jadąc od Galerii Bałtyckiej). Sklep prowadzi kompetentny zawodnik, ochotkę haczykową ma zwykle od ręki, dżoka też da się dostać, choć lepiej, jak zamówimy wcześniej. Dodatkowo zawsze można liczyć na konkretną i profesjonalną poradę.
  2. Domoczona zanęta spożywcza, glina zanętowa (dostępna w lepiej zaopatrzonych sklepach wędkarskich, często brakuje jej w tzw. punktach zoologiczno-wędkarskich), świeża ziemia z kretowiska. Najlepsza będzie odpowiednia glina zanętowa. Koszt to 6-8zł za 2kg. Do nęcenia na większych odległościach warto mieć procę. Odpowiednią wielkością kul da się precyzyjnie nęcić na 50-80m. Jedna wada - początki z procą bywają frustrujące i dopiero po kilkunastu rzutach nabiera się jako takiej wprawy. Niemniej proca jest rewelacyjnym rozwiązaniem, gdy ręka już nie daje rady.
  3. Z tymi dwoma tygodniami to trochę chyba przesadziłem, nie siedzę nigdy tyle non stop nad wodą. Niemniej sytuacja, którą opisuję to czas, gdy obecność lina ze 100% pewnością potwierdzam - bardzo charakterystycznym bąblowaniem, ostatnio obserwuję spławy i ślady ryby płynącej pod powierzchnią (przy czym jestem pewien, że to liny) - nie ma jednak brań. Choćby ubiegły czwartek - obserwowałem i ryby, i charakterystyczne ścieżki bąbli. Brań jednak nie było.
  4. Wczoraj byłem poszukać zielonych. Bez rezultatów. Znaki żerowania były, lecz nieintensywne. Najwięcej w okolicach godziny 18 (wędkowałem od 17 do 21). Takie dni też się zdarzają.
  5. Pięknie Panowie łowicie. Mi pozostaje pozazdrościć. 2 Nocki pod rząd na Wiśle w ostatni weekend, na zero (nie licząc drobnicy). Osobne gratulacje dla DAWIDA. Niesamowity połów.
  6. Z linami jest tak, że trzeba je wysiedzieć nad jeziorem Patrząc na rozpaczliwe prośby o poradę jak je złowić można odnieść wrażenie, że dla wielu wędkarzy to ryba legenda. Wszyscy o niej mówią, mało kto widział Ciężko im pewnie będzie uwierzyć, że to jedna z najpospolitszych ryb w naszym klimacie. Wcale się nie dziwię, bo sam jeszcze dobrych kilka lat temu "chciałem bardzo, ale nie mogłem". Lin nie dość, że całkiem nieźle trzyma się w dość trudnych warunkach, to miejsca jakie w jeziorze wybiera, często są niedostępne dla sieciarzy - legalnych i kłusowniczych. Pierwszy etap - to znalezienie odpowiedniego łowiska. To wbrew pozorom nie musi być trudne, bo jezior z linami jest całe mnóstwo. Mała jednak część z nich to linowe eldorada, choć strzelam, że niemal każdy ma takie pod nosem, często o tym nie wiedząc. Zwykle są to jednak jeziora tak niewielkie, że trudno zdecydować się na ogłoszenie takowego w internecie. Stąd - należy szukać samemu. Mam kilka swoich, samodzielnie znalezionych miejsc, którymi dzielę się tylko z najbliższymi kolegami po kiju. Znalezienie łowiska w obecnych czasach nie jest czymś nadzwyczaj trudnym. Google maps i szukamy. Ja celuję w miejscówki od 3-10 ha, potem staram się ustalić, kto bajorko użytkuje i jak już wiem, to po prostu jadę na zwiad. Kolejny etap to już samo łowienie. Nie ma raczej co liczyć na szybki wynik. Na moim ulubionym obecnie łowisku nie złowiłem lina przez pierwsze 5-7 wyjazdów. Łowiłem zwykle płocie, co paradoksalnie teraz - po rozpoznaniu - zdarza mi się już dużo rzadziej. Łowisko uznaję za perspektywiczne, gdy podczas pierwszego zwiadu łowię płocie (ale nie w ilościach zawodniczych), karasie, wzdręgi (!! ta ryba w moich linowych miejscach jest bardzo popularna, potrafi walić z linem na zmianę). Po złowieniu krąpia, lub leszcza z reguły odpuszczam. Ciężko mi przez te gatunki przebić się do linów. Jak już posiedzę nad wodą kilkanaście-dziesiąt godzin, zmieniając miejscówki jestem w stanie namierzyć liny - nawet jeśli nie biorą. I wtedy dopiero zabieram się za nie na poważnie. Łowię je z reguły z marszu, nęcąc mieszanką grubszej zanęty spożywczej z gliną kanałową. Do zanęty dodaję dużą ilość pinki i/lub białych robaków (nawet do 5-6 pudełek na jedno wędkowanie). Tak też łowię - najlepsze wyniki mam na pęczek białych, 5-8 sztuk na haczyk. Próby z rosówką, krewetką koktailową i kukurydzą nadal robię, ale bez szczególnych rezultatów. Na zasiadki wybieram się popołudniami, zajmując miejscówkę wczesnym popołudniem. Nęcenie rozpoczynam lekko, gdyż do 16-17 wyników się zwykle nie spodziewam. Na 2-3 godziny przed zachodem słońca nęcę ostatni raz. Ty razem grubo, wyrzucam wtedy 70-80% zanęty, którą przygotowałem. Po takim nęceniu przez najbliższe 20-30min można spokojnie poczytać książkę, gdyż ryby, które były w okolicy (nie licząc drobnicy typu płoć, wzdręga) oddalają się na jakiś czas. Apogeum żerowania to godzina przed samym zachodem, aż do momentu, gdy bez świetlika nie pospławikujemy. Wtedy też brania w zasadzie zanikają całkowicie i można zwijać bambetle. Trzeba pamiętać, że lin nie żeruje codziennie. Potrafi brać przez kilka dni, i nagle przestać na dwa tygodnie. Dlatego... Trzeba go wysiedzieć.
  7. To, że zadyma jest na rękę rządzącym jest sprawą bardziej niż oczywistą. Mimo wszystko uważam, że istnieje grupa ludzi, która stosując bardzo dosadne argumenty próbuje zrobić z nas - wędkarzy - sadystów z wyboru. Jakich argumentów użyć, aby wybronić się przed zarzutami że: - człowiek nie musi jeść mięsa, bo wszelkie składniki łatwo dostarczy pokarmem roślinnym - człowiek nie jest drapieżnikiem, gdyż: * nie posiada szczęki typowej dla drapieżnika * nie potrafi trawić większości surowego mięsa * ręce służyły przodkom z reguły do zrywania jabłek etc. - wędkarstwo sprawia rybom niewątpliwe cierpienie - C&R to bestialstwo, mające na celu jedynie zabawę w cierpienie niewinnych stworzeń - argumenty o pedofilii i jedzeniu dzieci pominę (choć to one wstrząsnęły mną najbardziej parę tyg. temu, podczas dyskusji z rzeczywistymi, nieinternetowymi wege-terroristami) Pierdyliard innych tego typu argumentów wypowiadanych jest z pełną agresją w naszą, wędkarzy stronę. Gdybym chciał podyskutować o żydowskich metodach zabijania bydła, o ustawie zakazującej uboju rytualnego - założyłbym temat w dziale "HydePark". Chodzi mi o coś bliższego wędkarzom, a więc atakom ludzi z wędkarstwem niezwiązanych, chcących nas po prostu zlikwidować. Wbrew pozorom liczba takich osób może być zbliżona do liczby wędkarzy, stąd zagrożenie (czy tylko merytoryczne?) może za jakiś czas stać się realne. Przede wszystkim nie być biernym - nie mam zamiaru nakreślać co robić ale przede wszystkim nie można pozwolić sobie być biernym i np. tylko słuchać. Podstawowy błąd większości to nastawienie że "mnie to nie dotknie" "mnie to nie dotyczy" tymczasem kropla drąży skałę i inni posuwają się do przodu w swoich planach coraz dalej. Pozdr. To może nie być łatwe. Mimo, że argumenty przedstawiane przez "terrorystów" są absurdalne (pedofilia, jedzenie dzieci - cały czas to powtarzam, bo zdawałoby się inteligentni ludzie mówili mi to prosto w twarz), bardzo ciężko bez przygotowania z nimi polemizować. Odnosi się wrażenie, że na każdą najoczywistszą odpowiedź mają kontrargument. I zgadzam się, że trzeba być przygotowanym na debatę na ten temat. Zdaje się, że wędkarze jeszcze nie są na to gotowi - nigdy dotąd takiej bitwy przeprowadzać nie musieli. Weganie z kolei to z reguły idealiści, którzy karmią się tym, że cały czas wojują o to, aby każdy człowiek na świecie nigdy więcej nie zjadł miodu i jajek, nie napił się mleka, nie chodził w skórzanych butach, o jedzeniu kotleta nie wspominając.
  8. Ja już sam zaczynam się w tym gubić. Najpierw myślałem, że popieram zakaz uboju zwierzęcia żywcem, co w przypadku klasycznego chowu nie powinno mieć miejsca. W dużym uproszczeniu - gdy zabieram rybę, którą chcę zjeść, najpierw ją ogłuszam lub zabijam pojedynczym, silnym uderzeniem w potylicę. Potem dopiero, gdy ryba w jednej chwili traci wszelkie zmysły zabieram się za patroszenie. Ubój rytualny wg mojej wiedzy to to samo, co skrobanie i patroszenie żywcem, tylko z krową.. Teraz czytam artykuł za artykułem i zaczynam się zastanawiać czy to nie był przypadkiem pierwszy schodek ku całkowitemu zakazowi chowu, myślistwa, wędkarstwa, a w finale jedzenia mięsa, potem też jajek i przetworów mlecznych Póki co wygląda to jak S-F, ale natarczywość niektórych mnie przeraża.
  9. Po głośnym odrzuceniu propozycji ustawy zezwalającej na ubój rytualny (czemu notabene kibicowałem i cieszę się, że ustawa nie przeszła) pojawiają się, jak grzybki po deszczu, wegaterrorystyczne artykuły (dziś już drugi w GW): http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,14299304,Jedzenie_miesa__To_nic_zlego__Ale_polowanie_i_przemyslowa.html?as=3 Jak na to patrze, to może być tak, że będziemy się musieli zadowolić w przyszłości archiwalnymi wpisami na forach i literaturą wędkarską. Temat ten chciałem założyć już niecały miesiąc temu, gdy zupełnie przypadkiem na spotkanie do mojego mieszkania wpadli znajomi znajomych i przerzucili całkiem przyjemną imprezę na dyskusję nt. jedzenia mięsa. W największym skrócie wg. tych Państwa, jedzenie mięsa można porównać do: - jedzenia małych dzieci - jedzenia ludzi - pedofilii - ... Zdaje się, że lobby zaczyna krzyczeć u nas coraz głośniej, co nieuchronnie wędkarstwu (a już w szczególności C&R) może niedługo zacząć szkodzić. Zastanawia mnie jeszcze gdzie się ci ludzie znajdują. Jak popatrzeć na komentarze w internecie to 60-80% od nastu lat nie je mięsa.. Podczas gdy jak rozglądam się wkoło, wszyscy wcinają miąsko aż uszy się trzęsą. Założyłem temat nie po to, żeby zapytać czy zgadzacie się z takowymi profesórami filozofami etykami, bo odpowiedź jest raczej do przewidzenia. Pytanie - jak się przed tego typu terrorem bronić?
  10. Lin już u mnie się powoli budzi. Tydzień temu w sobotę (06.07) dostałem jednego niewymiarowego. Śladów żerowania było jednak bardzo mało. W ubiegłą niedzielę (14.07) odpiął mi się jeden ok. 40cm. Tym razem od 20:00-21:00 zaobserwować dało się już agresywną orkę dna i intensywne bąblowania. Mimo to brania były niemalże zerowe. Ale ciśnienie podskakiwało. W najbliższych dniach spodziewam się intensyfikacji brań. Apogeum planuję mniej więcej od 28 lipca do 15 sierpnia, gdy księżyc będzie w okolicach nowiu. Z pewnością zrobię wtedy kilka zasiadek.
  11. maryaChi

    Połów na wodach PZW

    Po wykupieniu składki na wody górskie, będziesz uprawniony do wędkowania na wszystkich wodach użytkowanych przez PZW okręg Gdańsk. Bez żadnego wyjątku. Musisz jedynie pamiętać, że nie każde jezioro i rzeka jest w użytkowaniu PZW. W województwie pomorskim z reguły wręcz nie jest. Aktualny (2013) wykaz łowisk PZW okręg Gdańsk znajdziesz pod adresem: http://www.pzw.gda.pl/images/dok/2013/wodygdanska.pdf
  12. Możesz rozważyć Okuma Travertine - dwóch wspólników od paru sezonów posiada i chwali. Sam chyba go w tym roku kupię. Cena allegro ~180-200 za wersję FD30.
  13. Pawciobra, jsli mozna wiedziec, to gdzie w okolicach braniewa biora swinki? W pomorskich rzekach jest sporo cert (tez maja koslawy nos), a swinka to mi sie raczej z poludniowa Polska kojarzy. Pzdr
  14. Wow! Czyli jednak zdarza Ci się wrócić o kiju ! Patrząc na fotki, które co chwila wrzucasz, brzmi niewiarygodnie. Uspokoiłeś mnie. Wczoraj byłem nad Szkarpawą, bez specjalnych efektów Rybę od czasu do czasu było widać, brania nawet się zdarzały, ale bez historii
  15. Fajny temat. Sam zamierzam w tym roku zmusić się do Wisły i wolałbym uniknąć głupich błędów, aby ponownie się nie zrażać. Moje pierwsze podejście skończyło się wzywaniem ciągnika do wyciągnięcia auta z błota. Następnie natraciłem z 8 koszyków na jakichś pięknych zaczepach. Wyprawa skończyła się dla mnie kilkoma babkami byczymi (tymi sprowadzonymi) i odpuściłem na 2 lata.. Z tego co pisze bumtarara wędka jak najbardziej pionu. Czy mogę rozumieć to tak, że wędka ustawiona poziomo umieszcza więcej linki w wodzie przez co nurt ma łatwiej ciągnąć za nią? Też nie mogę sobie wyobrazić gumki czy zapałki trzymającej mi zestawu w silnym nurcie.. Inna sprawa - rzucać w górę, czy w dół rzeki? Wady i zalety obu rzutów? Co ze stanowiskami ryb w pełnym nurcie? Łowiąc z główki mamy zwykle z pół hektara wody spokojnej. A może warto pomyśleć o granicy nurtu i spokojnej?
  16. Max liczba przynęt na choince śledziowej to 5. Poza tym tutaj mamy gołe haki na czymś w rodzaju wolframu. wygląda to na jakiś zestaw kłusowniczy węgorzowy odporny na szczupaki..
  17. No to wpadliście na złą teorię. Zakładając to na spina z całą pewnością złamiecie prawo i staniecie się kłusownikami. Najlepiej wyrzućcie to narzędzie i zapomnijcie o wędkowaniu nim. Jakakolwiek kontrola nad wodą skończy się bardzo nieprzyjemnie, jeśli takie coś użyjecie jako "przynęty". Nie jest to przystosowane ani na żywca ani tym bardziej na spina.
  18. Wygląda na jakieś narzędzie kłusownicze. Jak tego użyć? Nie wiem.
  19. O ile plecionka faktycznie zwiększa sztywność zestawu, nie zniweluje ona miękkości szczytówki. Owszem, feeder nie jest wędką, która kompletnie nie nadaje się do żywca. Jednak pisanie, że zastosowanie plecionki w feederze da ten sam efekt co zastosowanie innego wędziska np. karpiowego jest nieprawdą. Szczytówka feedera będzie na zawsze kulą u nogi przy zacinaniu grubymi hakami (bez znaczenia czy to szczupak, czy sandacz)
  20. Jeśli chcesz powiedzieć, że komentarz "Każda wędka ma inną akcję" jest wyczerpującym komentarzem do tematu zacinania szczupaka wędką typu feeder, to rzeczywiście mój post był zbędny, a twój mógł zakończyć temat .
  21. W tym sezonie matchówkę zarzucałem tylko z myślą o linie. Złowiłem do tej pory 4 sztuki, w tym jednego 46cm/~1.5kg. Jeden lin po zacięciu poszedł mi w trzcinę. Nie znam jego rozmiarów bo mignął mi tylko oliwkowozielony kolor, ale była to jedyna ryba, którą straciłem na żyłce gł. .18, przypon .16. Żyłka przyponowa w moim przypadku to znów trabucco, tym razem przyponówka competition 0.16.
  22. Nie widzę większych przeciwwskazań, żeby użyć feedera jako zywca. Po prostu zapominasz o szczytówce, otwierasz kabłąk i jedziesz. Sama metoda przy wędce z tym CW oczywiście się sprawdzi - bo czemu nie? Jest jednak zagrożenie, które nie zostało skomentowane, a autor wyraźnie zapytał - co ze szczytówką i zacięciem. No właśnie tutaj może zdarzyć się (ale oczywiście nie musi), że miękkie zacięcie feederem może nie wystarczyć do wbicia grubego grotu żywcowego haka lub kotwicy. Zacinanie żywca różni się znacząco od zacinania feedera, bata czy matchówki. Używa się do tego sporo więcej siły, bo samo podniebienie takiego szczupaka czy sandacza jest inne niż leszcza. Musisz o tym pamiętać, bo feeder sam z siebie tą siłę zacięcia będzie amortyzował miękkością szczytówki. Jeśli nie jest ci na rękę, żeby wydawać teraz pieniądze na dodatkową wędkę, po prostu łów feederem. Sam ocenisz, jak metoda cię kręci i jak często zacinasz na pusto (w przypadku żywcowania to nawet z idealną wędką dość częsty efekt, jeśli nie czekasz z zacięciem 5minut - u mnie jakieś 30-50% zacięć żywca bywa pustych). Jeśli ci się spodoba to po prostu kupisz sobie coś za jakiś czas. Ja do żywca używam taniej teleskopowej wędki karpiowej 3.3m. Finezji do tej metody nie potrzeba i jest to moj najtańszy zestaw.
  23. Wędka typu match, którą posiadasz, może być nieco za delikatna na żyłkę 0.22/0.20. Tego tupu połączenie zastosowałbym raczej do jakiegoś średniego feedera, lub lekkiej wędki karpiowej. Hol siłowy, na granicy wytrzymałości takiej żyłki, może skończyć się uszkodzeniem matchówki. Ja do wędki tego kalibru używam 0.18/0.16. Bałbym się podskoczyć oczko wyżej, właśnie ze względu na wędkę. Nie ma sensu stosować mocniejszej, gdy i tak ustawimy hamulec kołowrotka tak, aby nie łamać wędki. Pamiętaj, że dobór żyłki to nie tylko ryby, na które będziemy się nastawiać. W gruncie rzeczy ja staram się łowić najmocniej, jak bezpiecznie pozwoli mi wędzisko. Nie założę przecież do bata żyłki 0.22 i przyponu 0.20, bo zamierzam łowić grube liny? Nawet jak weźmie coś ładnego (na bacie stosuje kombinację 0.12/0.10), to staram się poprowadzić rybę na tym co mam, zachowując niepołamaną wędkę. Oczywiście trzeba się liczyć ze stratą ryby wraz z przyponem, choć i duże ryby da się sprowadzić na brzeg lekkim zestawem. W tym roku na Nogacie na takiego właśnie bata wyszarpałem japońca 1050g - owszem, trochę rządził się i bronił ze 2-3minuty, ale nie było raczej zagrożenia że ucieknie. Dzień później z tego samego miejsca trafiłem coś sporo większego (też bat 0.12/0.10). Chodziło przy dnie bez najmniejszych szans na uniesienie tego na choćby 10cm. Hol skończył się wypięciem haczyka, a nie zerwaniem żyłki. Stąd zakładam, że nawet 0.50 by mi w tamtej konkretnej sytuacji nie pomogło. Owszem, zdarzają się łowiska, gdzie nie da się łowić lekko, ze względu na zaczepy. W takich sytuacjach odstawiam matchówkę w kąt, i jeśli bardzo zalezy mi na metodzie spławikowej montuję ją na karpiowej wędce. Tam z powodzeniem zakładam żyłkę 0.25/0.22 i nie boję się zakręcić kołowrotka dużo mocniej. Co do konkretnego modelu, znów się powtórzę i polecę żyłkę Trabucco T-Force Match Sinking. 150m to wydatek 20-25zł. Żyłka sprawuje się naprawdę najlepiej, z tych, które miałem okazję używać. Dodatkowo, w Gdańskim Centrum Wędkarstwa ten właśnie model wygrał test na liniową wytrzymałość wśród tego co było w ofercie sklepu (informacja od jednego ze sprzedawców).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.