-
Liczba zawartości
131 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Zawartość dodana przez madman
-
tomek, nie mam pytań... Jeszcze mi powiedz, że to dzika woda a zapiszę się do Ciebie na jakieś odpłatne korepetycje. Będę płacił w naturze... np w ziemniakach!
-
Nauki smużaków ciąg dalszy... kolana bolą od skradania się Taki chudzielec trochę przed czterdziestką... kadziul - piękny garbus! Gratulacje.
-
IX Ogólnopolski Zlot Sympatyków Haczyk.pl
madman odpowiedział tomek1 → na temat → Społeczność haczyk.pl
Panowie, dzięki za fajny wypad. Choć z wyspy było do Was daleko, to rybom wszędzie blisko Poniżej wspomniany amur (czy ktoś pobił te 12 kg? bo już sam nie wiem) oraz druga 'dyszka' wydłubana dwa metry od brzegu Pod koniec trafił się jeszcze linek... No i oczywiście cały czas łowienie na drobny pellet dewastowały leszcze, oto nasz największy drań (trochę się umorusał i niestety nie przeżył, połknął pół przyponu ;/). -
Mnie się wczoraj taki kolega trafił - niespełna 40cm. Poza tym było jeszcze parę pluśnięć, w tym jeden grubas sporo ponad 50cm wypiął się zaraz po ataku. Przyznam się szczerze, że na stojącej wodzie łapanie tych ryb to niezły survival - nad rzutami przez gałęzie muszę jeszcze popracować
-
szczupak 28 FTW XD pawciobra - no widzisz, a ja co nie pójdę na karpie to łowię leszcze i to na pellet. Wniosek prosty - stosuj karpiową zanętę z pelletem i kulami na leszcze, a ja na karpia zanęcę jakimiś kulkami wielkości ziemniaka i przerośniętą kukurydzą spod Czarnobyla
-
Coś panowie lipa... Więcej ostatnio gadania, niż ryb pokazywania Gratki co połapali no i zazdroszczę adeptowi jaceen'a - z pewnością wiele się nauczy! U mnie lipa - dziura sumowa sprofanowana przez trole i lokalne dziadki. Szukam nowej dziury...
-
mza - piękny bole... leszczyk Dzięki! Marienty - ostatnio też parę większych kleników mi się zapięło na Ślęzy. Kto wie, może stare dobre czasy powrócą na tej małej rzece. dobekfooto - widzę, że nie tylko ja dobrałem się do większych kleni za pomocą kukurydzy a nie spiningu Gratki! Weekendowa nocka za większym wąsem zakończona kompletnym fiaskiem. Na żywca cisza (może za małe?), na kiszone wątroby dwa odjazdy. Jeden maluch na brzegu, drugi większy wąchal spiął się gdzieś po drodze między zaczepem a płynącymi wodą badylami... a szkoda. Mimo to wrażeń nie brakowało. Jak to zwykle na tym łowisku bywa, wieczorem pojawia się lokalny wędkarz ze spiningiem. Przychodzi tam dzień w dzień na godzinkę, dwie szybkiego spinu z opadu. Guma rozmiarów leszcza 'patelniaka' i jechana. Chwilę pogadał i poszedł główkę wyżej majtać na kancie silikonem. Po chwili widzę, że ma jakiś zaczep i szarpie badylem. Po pięciu minutach zacząłem się zastanawiać czemu nie odciął pletki i ciągle zmaga się z konarem. Gdy minęło dziesięć minut uznałem, iż chyba coś jednak holuje. Następne pół godziny. Widzę jak wędkę biedak wkłada między nogi i potrząsał ręką z pełnym bólu grymasem. Postanawiam podejść do jegomościa. Suma sumaru męczył przy samym brzegu półtora metrowego napastnika, który nieszczególnie zwracał uwagę na jego zestaw. Brzeg paskudny, stromy. Zanurałem głową w dół (rękawiczki oczywiście zostawiłem w samochodzie, brak doświadczenia robi swoje), złapałem za plecionkę, która rzecz jasna omal nie odcięła mi paluchów, podciągnąłem bydle do góry... i raptem 20cm od mojej głowy pojawiła się druga, czarna głowa większa od mojej... Co tu dużo mówić: "Osrałem się dokumentnie" i zanim rękawice dobiegły (a raczej zanim dobiegł z nimi mój ojciec) sumisko omal nie urwało mi ręki szarpnięciem. Musiałem ratować paluchy i w panice szybko zacząłem odplątywać pletkę z dłoni. Za szybko i zbyt panicznie. Szarpnięcie suma i moje sprawiło, iż mocny węzeł przy twisterze strzelił. Najgorsze chyba było to, że bydle jakby nigdy nic przez jakąś minutę kręciło się przy samym brzegu, mówiąc: "Przynajmniej sobie mnie pooglądajcie." Lokalny wędkarz wyznał, iż to jego trzeci taki sum w tym roku. Wszystkie, ze względu na brzeg, wygrały walkę. Ah wędkarstwo
-
Witam! Przed pracą mini zasiadeczka, rozgrzeweczka przed jutrzejszym wędkowankiem... Raniutko w autko i w dróżkę, co by przed słoneczkiem zdążyć jakiegoś malutkiego sumiczka przygibać... A po kawie już było normalnie, myśli jakby przyśpieszyły i wszystko przestało być malutkie, jakby na końcu tunelu. Obudzony, już nad wodą, zastanawiałem się kto cały ten majdan porozkładał. Chwilę mi zajęło dobudzenie się i uzmysłowienie sobie, iż to musiałem być ja. Nikogo innego nie widziałem. Nie dziwne, ponuro, szaro a duszno i porno. Branie... Po dłuższych oględzinach zdobyczy stwierdziłem, iż był to patyk. W zasadzie to fragment drzewa, jakby gałąź. Zaskoczony faktem, iż na wątróbkę biorą drzewa postanowiłem zmienić przynętę. Wyjąłem ukiszoną wątróbkę, taką trzydniową z czego jeden dzień na pełnym słońcu, zalaną dodatkowo śmierdzącym dipem... takim ni to owoce morza, ni bajora. Przez jeszcze lekko zaklejone oczy dopadłem szczypce do odhaczania ryb, złapałem nimi śmierdzący flak i bezdotykowo nałożyłem na haczyk. Czy obrzydliwe? Co za różnica, przecież za plecami płynie woda - wystarczy się odwinąć i prosto do spustu wczorajszą kolację pogonić. Na szczęście udało się bez takich ekscesów. Ah! Bo zapomniałem dodać, że już raz byłem parę godzin nad wodą, jakoś w tygodniu. Miałem trzy turbo odjazdy, przy których żyłka i przelotki śpiewały pieśń pochwalną ku czci... czegoś tam. No nieważne, niczego nie udało się zaciąć. Ponoć kije sztorc i hamulce dokręcić, żeby sum się zaciął. No dobra, niech będzie po waszemu. Kije postawione na sztorc, hamulce dokręcone, "niech się zatnie", myślę. Długo nie myślałem, choć może trwało to z dwie godziny (oczy jakoś ciągle się zaklejały), gdy prosta wędka zamieniła się w pałąk. No ale nie jedzie, bo sygnalizator milczy... Ku(*&*^! Nie włączyłem sygnalizatorów! Rzucam się na wędzisko przypominające wykres sinusa (czy tam czegoś). Adrenalina w końcu stawia mnie na nogi, oczy jakby lepiej "paczą" zaś kończyny lepiej reagują. No i jak to w każdym tanim artykule wędkarskim bywa: "potężne uderzenie, cięcie i odjazd!". Co ja poradzę, że tak właśnie było? Niedługi hol, trzeba w końcu wyczuć sprzęt i jego możliwości. Hol... no dobra, ściągnąłem biedaka siłowo jak szmatę. Raz - z emocji, dwa - żeby nie splątać zestawów, które nurt kapryśnie ustawił jeden na drugim. No i udało się ponowić sukces. Wymiar (75cm 3kg), nieduży, ale świadomy. Rozkosz. Jak tylko zacznę mieć większą skuteczność zacznę jedną wędkę usadzać na nieco większe sztuki. Na ten moment trochę głupio byłoby czekać dwie doby na kolosa, który by się po prostu nie zaciął... albo zerwał łączenie przyponu na lewym węźle... albo mnie wymęczył na śmierć... albo na przykład zasnąłbym podczas holu... Dzisiaj jedna lekcja, najważniejsza... WYŚPIJ SIĘ PRZED RYBAMI Koleżka oczywiście pływa dalej. Niech pływa, niech się wyśpi przed kolejnym starciem
-
haczykforum, niestety temu Panu w mercedesie wszystko wolno, bo jest zarządcą prawnym zbiornika i jak chce, to może sobie koparką wjechać na wał i w tę i nazad sobie jeździć. Nie mówię, że zachowuje się kulturalnie czy w porządku, ale jest pod tym kątem nietykalny, bo prawa nie łamie. No a za brak kultury czy wyzwiska raczej nikt mu mandatu w tym kraju nie wlepi Nie mniej z laguną trzeba czekać, aż dziadki dadzą sobie siana (czyli jak się nieco ochłodzi, albo jak rybę już tak przekłują, że im nic brać nie będzie ).
-
Potwierdzam. W miejscu, które teraz męczę na robala czy jedną rosówkę co chwilę bierze sumik +- 50cm. Na dużą wątrobę czekam na branie nawet po kilka(naście) godzin, ale jak już się zaciął to sporo ponad wymiar.
-
jaceen - masz rację, wbrew pozorom nie chodzi mi o przerzucenie się na 30cm żywce, tylko 10cm uklejki Drugi zestaw będzie taki sam jak był. Jeśli uda mi się kilkukrotnie powtórzyć efekt i będzie to, jak mówisz, "regularne" łapanie - wtedy pomyślimy nad jednym zestawem zdecydowanie cięższym. Szczerze mówiąc po dwu sezonach szukania sumowej miejscówki ogromną radość da mi każdy wymiarowy "kijanek" Na medalowce przyjdzie jeszcze czas. Co do sprzętu to mam jeszcze dużo zapasu. Odkupiłem zestawy od znajomego, który ciągnął na nie 25kg okazy więc wiem, iż się da. Umiejętności to druga kwestia Gratuluję Panom wyżej ataku na białoryb i przegonienia dziadka PS - szkoda, że musiałem napisać ten post... ilość postów 69 jakoś bardziej mi się podobała...
-
Dzięki Panowie. Zapomniałem dodać, iż pozostawiona w wodzie na noc siatka z żywcami została zaatakowana przez jakieś rybsko. Podejrzewałbym wydrę czy jakiegoś innego gryzonia, gdyby nie fakt, iż spód siatki jest wyraźnie poszarpany a wszystkie żywce były po prostu zmiażdżone (aż im wsio na wierzch powychodziło)... Dobrze, że zawsze mam w siatce kamień. Leżała z pół metra dalej w wodzie odczepiona od widełek.
-
Tak oto korzystając z ostatniej nocki mojego tygodniowego, wędkarskiego urlopu kontynuowałem pogoń za wymiarowym sumem. Pościg ten trwa od tamtego roku, kiedy to zrobiłem sobie serię sześciu nocek. W ich czasie miał paść pierwszy wąsaty... tak się nie stało. W tym roku trochę chleba zjadłem i wiem, że zeszłoroczne miejscówki, które obierałem, były kompletnie nietrafione. Zestawy były źle uzbrojone i ustawione w złych miejscach... W tym roku zaczęło się raz jeszcze. Miejsce po miejscu, noc po nocy wciąż poszukując właśnie "tego dołka", właśnie tego odcinka dzikiej Odry... ... bez doświadczenia oraz pomocy "łowcy sumów" u boku mogłem tylko strzelać najlepiej jak umiałem, opierając się na "ogólnych legendach" o tym czy tamtym odcinku rzeki... Wszędzie pełno drobnicy. Ze złapaniem żywca nigdy nie było najmniejszego problemu. W końcu przypomniałem sobie o odcinku rzeki, w którym NIGDY nie bierze mała ryba, a nawet stu gramowy ciężarek długimi sekundami opada na dno. Woda jest tam czarna, a jedyny białoryb jaki czasami się tam zapinał to ogromne leszcze. Złote. No tak, ale czemu drobnica się tam chowa? Czemu jest przetrzebiona i trzyma się dosłownie linii brzegowej? Jeszcze tego dnia wybrałem się tam na kolejną nockę. To była przedostatnia szansa. Szybki test - jedna wędka na koszyk. Nic. Cisza. Ni puknięcia ni kuknięcia... Dobrze. Poleciały rosówki. Po krótkiej chwili okazało się, że ich nie ma. Przerzucam zestawy. Coś szarpie kijami, zacinam - pusto. Zarzuciłem raz jeszcze koszyczek z czerwoną, małą pinką na haczyku. Dokładnie tam, gdzie chwilę temu były rosówki. Wyciągam 10, może 15cm kijankę. Dobrze, są sumy. Ale jak mam czekać na większego, skoro te małe rozbójniki dewastują moje jakże wdzięczne "Canadian Crawler"y? Kolejna noc na pusto. Rosówki skończyły się przed północą, na koszyk nic... wracać trzeba było. Jednak był plan! Powrót w to miejsce, jednak tym razem z żywcem i uzbrojoną przyponówką wątrobą... bleh! W pierwszej kolejności zginął żywiec, niestety drapieżnika nie udało się zaciąć. Tuż przed zmierzchem na zestawie z wątrobą zaczęło coś się dziać... Coś jakby kiwa, coś jakby buja... ale skąd ja mam wiedzieć co robić, skoro w życiu suma nie złapałem? Nagle odjazd... No nie! Ciąć? Czy czekać? Ciąć, czy czekać... a pierd*&&^ć to! Tnę! Opór. Opór który bardzo niechętnie chciał się oderwać od dna, natomiast z dużą ochotą uciekał w przybrzeżne konary. Opór, który trwał jakieś pięć minut, potem zamieniał się w zaczep i ponownie znowu stawiał opór. Siła, siłą go wezmę - pomyślałem. Czułem że mam jeszcze duży zapas mocy na sprzęcie. I pooompa - wyłania się przy brzegu długi, ciemny, jakby cętkowany... sum... ... i choć nie jest to kolos, na widok którego każdemu "sumiarzowi" przechodzi zimny dreszcz po plecach (80cm 3kg) - założenie spełnione. Po dwu sezonach udało mi się dotrzeć do wymiarowych sumów. Bo brań było więcej! Tak więc w całej tej radości już zacząłem sklecać w głowie nowy zestaw pod wywózkę... Skoro wymiar zaliczony, czas zacząć ścigać metrówkę, prawda? I choć trwało to prawie dwa sezony, to radość z wynagrodzonego uporu i konsekwencji - bezcenny. PS - oczywiście rybka pływa dalej, mamy ustawioną randkę za parę lat
-
bumtarara - no to teraz mnie zachęciłeś. Czyli moje przesiadywanie po 30h nad wodą w celu sprawdzania miejscówek to nie objaw choroby, tylko całkiem naturalne zachowanie wędkarza karpiowo - sumowego? XD Oczywiście jeszcze takowym się nie mianuję, ale aspiracje już są
-
Czołem! Może ktoś z kolegów się orientuje jak wygląda sytuacja w okolicy jazu rędzińskiego?
-
Pięknie panowie łowicie, gratulacje łapiącym Wypad sobota, noc, niedziela z nastawieniem na suma Ratowice "topole". Ni odjazdu, ni cmokania na wodzie. Były jeszcze dwie ekipy sumowe, więc suma sumaru na suma sześć wędek było... i nic. Za to białoryb brał ładnie cały czas, łapiąc żywce złapało się parę leszczyków około 40cm i kilka większych krąpi 20-30cm. Chociaż tyle się działo. Szukam nowej miejscówki w okolicach wro na suma. Jeśli jakiś dobry człowiek poradzi gdzie można na wąsatego usiąść - postawię browara albo i dwa. Dopiero zaczynam z tą rybą i jak przyswajanie teorii idzie mi nieźle, tak efekty wciąż mizeria
-
tomek1, jeszcze ja, jeszcze tylko ja! Proszę! Ja też chcę wziąć udział w tej dyskusji! Proszę! Nie wywalaj mojego posta, proooszęęęę! No tomek, bobra? Mogę? Dzięki! Dzięki! Jesteś wielki i łapiesz fajne sumy! Panowie, a tak serio serio to ostatnio kadrę wędkarzy w wieku 20-30 lat trochę porąbało. "Catch & Release" to nie religia, tylko światopogląd i nie ma co się kopać z koniem. Czy jeśli jestem zwolennikiem C&R to znaczy, że NIGDY, PRZENIGDY nie mogę wziąć ryby do domu? A właśnie, że biorę. I niejeden sandacz czy karp dostał ode mnie w łeb. Tak, a jesiotr to mi opaskudził połowę garażu. Co nie zmienia faktu, że 99% ryb wraca do wody. Tak, też jestem zwolennikiem C&R, ale jak jednego sandała w sezonie upichcę na grillu to cała populacja nie wyginie. Mam jednak nadzieję, iż kolega mimo wszystko nie zniechęci się i pozostanie na forum. Kto wie, może jednak wrzuci co jakiś czas fotkę z rybką PS - sandacz ma wielkie, wyłupiaste oczy...
-
Pięknie panowie łowicie, gratulacje! Dolny Śląsk ponownie padł ofiarą załamań pogody, niskiej temperatury... ogólnie wisielcza pogoda, aż psy o okna stukają. Tylko Ci, co spiningują zacierają ręce. Proteinowcy i "koszykarze", łączmy się w bólu... Ostatnia zasiadka od 14:00 do 22:00 zakończyła się jednym ugryzieniem sandała. Sztuka raczej nie duża, pożarł połowę zdechłej rybki, wyciągnął kawał szpuli i popłynął w swoją stronę. Kolega maniu pewnie by coś wyjął, gdyby zamiast opowiadać o sumach pilnował wędek, które pary razy ładnie przygięło Kolega numer dwa połapał żywce, a mój ojciec w sumie mógł spać - tyle się działo. Pięknie jest
-
Ano prawda i wczoraj rybki dały o tym znać Buszowałem po zarośniętym brzegu przez jakieś dwie i pół godzinki. Z lenistwa (albo przez trwający już za długo remont...) zostawiłem na szpuli cieniutką plecionkę. Mimo to brania miałem dosłownie co kilka rzutów! Miałem wrażenie, że ktoś napuścił do moich miejscówek ryb Oczywiście tradycyjnie kilogramy maluchów niewymiarów (w tym nawet jeden szczupaczek się trafił, taki 20cm). Na koniec postanowiłem podejść do mojej ulubionej podwodnej dziury, która w tym roku zarosła doszczętnie trzcinami (czy co to tam jest bo zwykła trzcina to nie jest). Rzucam malutką błystką w sumie w same te chaszcze. Kontakt przynęty z wodą, chlupot i leciutki spinning wygięty jak tralala. Pierwsza wymiarowa ryba ze Ślęzy w tym roku 30cm Co dziwne (ale co było do przewidzenia) pstrąga ani śladu w miejscach, w których rok temu było go pełno
-
2x Tandem Baits Phantom Ex + Mata Jaxon + sygnalizatory Konger 2+1 + wózek karpiowy (nie mam pojęcia jaki, mała taczka dwukołowa) + fotel Elektrostatyk + tona bibelotów karpiowych - karpiowanie na dzikich wodach czas zacząć
-
Pierwsza zasiadka za karpiem na dzikiej wodzie. Łapanie z marszu, trudne warunki (drzewa, krzaczory, kalie, lilie i co tam jeszcze tylko pod wodą rośnie). Łapałem jakieś 6 godzinek i byłem nastawiony na kompletny brak kontaktu z rybą - ku mojemu zdziwieniu dwa odjazdy prosto w rośliny a potem "w dziurę" do brzegu. Jednego nie udało się zaciąć drugie zakończyło się krótkim holem amura (albo nienaturalnie dużego klenia ) i spadem... No nic, dzisiaj wieczorkiem lekki spin i na Ślęzę!
-
Gratki wszystkim zwłaszcza wzdręg, które sam próbowałem na spina wytargać bez efektów (no dobra, parę chlupnięć było ale bez zacięcia) Ostatnia nocka w weekend dłuuugo owocowała ciszą permanentną, by nagle na dwu wędkach niemal jednocześnie zaskowytały odjazdy mokrych od mgły sygnalizatorów. Niestety rozmiarowo znowu bez polotu - dwa czterdziestaki (niecałe 2.5kg), czyli pewnie znowu "tegoroczniaki" No i jako że znowu zapomniałem maty ze sobą biedaki wylądowały na trawie...
-
Piękne sandacze Panowie na pierwszej stronie! Ja niestety wciąż nie mogę się odkleić od karpiowania mimo lichego okresu (pogoda, tarła etc.). Testowałem wczoraj nowe kije (TB Phantom Ex) i niestety nie miałem dużego pola do popisu. Trafił się tylko jeden 2.5 kg... No nic, czekam na lipiec, czystą Odrę i sumy
-
IX Ogólnopolski Zlot Sympatyków Haczyk.pl
madman odpowiedział tomek1 → na temat → Społeczność haczyk.pl
Biorę. Ślij dane do przelewu. Jak rozumiem ile osób będzie w domku nikogo nie interesuje? Znaczy mamy w planach w dwie rodzinki (cztery dorosłe osoby, 3 latek i dwa maluchy poniżej roku). EDIT: Domek od 14 do 17 - czyli że cztery doby. Czy w przypadku najmu na tydzień byłaby opcja zniżki? Fajnie by było ten domek wziąć na tydzień, ale 2100 pln to trochę przeginka -
Tak więc wracając do tematu ryb Spining omija mnie w tym roku szerokim łukiem (karpie zaczynają mnie uzależniać XD). Nie zmienia to faktu, że wczoraj kibel totalny jak na siechnice. Jeden karpik (niecałe 40cm) i dwa jesiotry 80cm przez prawie 7 godzin łapania (wsie rybki wzięły na dzień dobry a potem kibel). Gratulacje ładnych spinningowych zdobyczy! Może i mnie w tym roku coś uda się złapać na dzikim terenie