Pierwsza godzina bez efektów. Włączył się nam nocny szwędacz i w kolejnych miejscach zaczęliśmy mozolne dłubanie. Warkocze, rynny, cofki, napływy, zapływy, sprawdzaliśmy wszystkie możliwe opcje. Woblery, gumy, lekko, ciężko, w toni, przy dnie, z wierzchu, szuranie, szybciej, wolniej i w końcu, jak trafiliśmy na przyjazne przynęty i sposób, to coś zaczęło się dziać. Było sporo delikatnych trąceń. Trzy konkretne strzały zakończone rybkami. Dwa większe na kliszy:) Prawie wrocławskie;)
Wspólnik wyprawy pewnie też coś dorzuci:)