Skocz do zawartości
tokarex pontony

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 28.07.2017 uwzględniając wszystkie działy

  1. Drapieżniki na MASMIX. Od jakiegoś czasu w wolnych chwilach strugam powierzchniowe woblerki pod klenie i jazie. Jednak zauważyłem, że w „biżuterii” pod kontem drapieżników zaczęło robić się pustawo. Przyszedł, więc czas na zmianę.Trzeba działać zanim odpłyną ostatnie sprawdzone przynęty od rękodzielników i nie będzie, z czego czerpać wzorów. Wyciągnąłem z pudła woblery Spinnermana, J. Widła, Kreczmara, Gembale, Gloog i Jaxon. Obejrzałem je, sprawdziłem ich pracę i z dostępnych mi materiałów stworzyłem kilka woblerów na nocne wyprawy. Założenie było takie, że mają być pływające a praca powinna być w zakresie od zera do głębokości 1 metra. Pod konkretne łowiska. Prace trwały ponad tydzień. Dziennie poświęcałem kilkadziesiąt minut, ale każda warstwa lakieru potrzebowała spokojnego dobowego schnięcia. W końcu udało się je ustawić w prowizorycznym baseniku. Czekały kolejny tydzień na swoje pięć minut. Przez ten czas chodziłem koło nich, mlaskałem, podziwiałem i wychwalałem siebie, jaki to ze mnie spec od woblerów:) W duszy miałem świadomość, że mogę ponieść totalną porażkę. Może się okazać, że nie spojrzy na to nawet zabiedzony i mega głodny sandacz. I dlatego zwlekałem z ich wypróbowaniem w warunkach boju. Wtorek. Oglądam satelity z pogodą. Powinno do trzeciej wytrzymać. Dwa woblery przyozdobione złotkiem po Masmix-ie lądują w pudełku. W drodze nad wodę układam plan. Zaczynam na końcu siatki i obławiam opaskę do wlewu. Najdłużej zabawię w przewężeniu koryta. Zacznę od woblera 10cm i łowię do pierwszego brania. Później zmiana na następnego i tak aż na którymś zakończą się brania. Dobre, co? Ciekawe ile woblerów uda się zmienić? Może wystarczyło wziąć jednego?:) Jestem nad wodą. Stan się obniżył po ostatniej wizycie. Zakładam woblera i przy lampce sprawdzam, jak pracuje. Ten model nie zejdzie głębiej niż 15cm. Praktycznie smuży. To pobawimy się na wodzie po kolana. Przynajmniej przy zaczepie będę mógł go odzyskać. Po trzydziestu rzutach zaczynam tracić pewność siebie. Kolejne dwadzieścia i myśli kołatają, by zmienić jednak na fabrycznego i sprawdzonego. Przeorane jakieś 50m opaski i nagle po trzydziestu minutach następuje miękkie puknięcie. To nie było szarpnięcie linką przez nietoperza, które udawało się mi do tej pory ignorować. Błyskawicznie odpowiedziałem zacięciem. Poprawiłem jeszcze raz dla pewności. Jest opór i pulsujący ciężar daje znać, że wielkość ryby może wywołać „banana” na twarzy. Krótka walka i wiem, że mam na zestawie rybę, na którą się nastawiłem. O rany, ale się ucieszyłem! Mówię do niego, że – kolego masz szczęście, trafiłeś na mnie. Zrobię ci zdjęcie i wracasz do wody. Kusiło żeby zostać przy tym woblerze. Może jeszcze będą go gryzły inne sandacze? Oj! Kolego! A co z założonym planem? Nie ma rady. Zakładam ósemkę. Ten będzie schodził maksymalnie do metra. Przy wolnym prowadzeniu z uniesioną szczytówką dam radę zamieszać w górnych warstwach. Zmieniam miejsce, gdzie jest rynna. Przy jej obławianiu z wachlarza wobler daje znać pukaniem o kamienie, że jest na blacie. Podnoszę szczytówkę i zwalniam tempo. Przynęta idzie wyżej. I taka zabawa trwa kolejne 15-20min. Po jednym z takich manewrów przy jednoczesnym szukaniu Wielkiego Wozu na niebie następuje znowu znane szarpnięcie wędziskiem. Taki kop w łokieć. Niespotykanie skuteczny jestem tej nocy. Kwituję kopa swoim kopem i zaczyna się walka. Po pierwszej świecy wiem, że na końcu zestawu walczy szczupak. Kolejna świeca ( wszystkie przynęty w pudełku są z zagiętymi zadziorami) i ciekawe, czy utrzymam jegomościa i zdążę zrobić fotkę? Trzecia świeca. Zaciekle walczy. Raczej stoi na przegranej pozycji, bo w tym sezonie na każde nocne wyjście zakładam przypon wolframowy. Sam nie wierzę. Tak szybko woblery się sprawdziły? Przyjemne uczucie, gdy wszystko jest po myśli. Szczupak też niczego sobie. Nie taka „szwedzka mamuśka”, ale polski nad wymiar. Kolejny wobler, po którego sięgam, jest ze stajni Gloog. Duży i pękaty Kalipso lata między nietoperzami i bombarduje środek rzeki. Bomba, wachlarz i ściąganie. Bomba, wachlarz i sciąganie. Zaczynam przysypiać. I po którejś „bombie” następuje natychmiastowy atak w woblera. Niestety tym razem się nie udało. Zmieniam na Longusa firmy Jaxon. Krótki wachlarz. Tak mi te woblery najlepiej się sprawdzają. Wtedy mam najlepszą kontrolę nad ich pracą. Prawie, jak łowienie na krótką nimfę przez muszkarzy. Może długą? A licho wie, ważne, że sposób się sprawdza. Do trzeciej jeszcze czterdzieści minut. Nie ruszam się, więc z miejsca i dokładnie metr po metrze czeszę wodę. PUK! JEST! Szczytówka wariuje a ja zdziwiony, bo branie porządne a ryba chyba niezbyt duża. Po sekundach okazuje się, że to kleń. I mam trzeci gatunek na trzeciego woblera tej nocy. Zaczyna padać. Nie czekam do trzeciej. Zwijam sprzęt i wracam. Mordka się cieszy, bo wypad udany. Teraz trzeba wysmarować Masmix i kupić nowe pudełko. Będzie sreberko i powstanie nowy wobler do testów. Pzdr. PS
    8 punktów
  2. Rzadko ostatnio zaglądam nad rzekę - ze dwa wyjścia na początku lipca przyniosło kilka małych kleni. Kilka dni temu na wysokiej wodzie było jeszcze gorzej. Wczoraj wracając z pracy wypatrzyłem nad Ślęzą @Płatka88 z muchą, a że woda jak lubię (płynie! i trącona) rzuciłem obowiązki i zameldowałem się po zmroku nad wodą Na początku kilka puknięć, potem cisza i... w końcu przyzwoity ciężar Przy podbieraniu ryba wypina się i spada do wody, ale jakoś udaje mi się ją złapać - micha się cieszy jak nie wiem To zabawne bo podobnej wielkości kleń złapany np. w Odrze nie budzi takich emocji Branie bardzo delikatne, w rynnie na skraju szybkiej wody, wobler minnow 4cm. Potem, w kroplach deszczu, trafiłem jeszcze mniejszego 30+ - ten już się nie patyczkował przy braniu Powrót do domu rowerem w strugach deszczu i w blasku piorunów... bezcenny
    3 punkty
  3. Dzięki Na przestrzeni 10lat na forum już wspominałem o tym ale powtórzęNie jestem 100% wędkarzem "no kill",szanuję przyrodę i staram się jej nie szkodzić.Łowiąc kilka pięknych ryb zabieranie ich wszystkich uważam za idiotyzm,dlatego większość odpływa dalej.Sumy,szczupaki o te ryby jest u mnie naprawdę trudno,dlatego zabijanie ich sprawia że serce się kraje...Jeśli zaś widzę naprawdę rekordową rybę,zawsze zwracam jej wolność a to chyba daje największą radość.Zabranie z łowiska jednej ryby raz na naście,dziesiąt złowionych moim zdaniem to nie jest nic złego i takie jest moje zdanie którego nigdy nie bałem się powiedzieć.
    3 punkty
  4. Dobre miejsca na nockę są z drugiej strony jeziora na przeciwległym brzegu. Dojście od plaży, przy niej też można zaparkować auto. Na jednym miejscu jest nawet na brzegu solidna ławka Jak trafisz na żwirowe dno można trafić sandacza. Jest też już od brzegu znacznie głębiej niż przy "cyplu", o którym pisałeś. Pozdro
    1 punkt
  5. Będę uparty. Nie!!! :))) Jak ja bym wyglądał z wędką z Caperlana z wytartym korkiem i gumowcami ze Stomilu? :))) A w nocy, to co innego;)
    1 punkt
  6. Jacek, nie bądź taki, idź na mistrza. Bede Ci przypony prostował,,wodę podawał i w głebsze miejsca na barana wezmę ale wystartuj 😆!
    1 punkt
  7. Wydaje mi się, że to pionowe wyskoki nad wodę zwykle z szarpaniem pyska.
    1 punkt
  8. Wczoraj sobie potańczyłem na łodzi zanim wyciągłem bolenia 75cm z Topoli. Wędka piąteczka od Sebastian Mazur miała jeszcze troche zapasu w przeciwieństwie do moich rąk haha. Szkoda że taki bonusik nie wpadł tydzień temu na Topoli na zawodach GPP.
    1 punkt
  9. Wyszedłem wczoraj znowu na wieczorno-nocne połowy. Odcinek miejski ale w innym miejscu niż ostatnio. Większy komfort łowienia bo oddalenie wody od ścieżki rowerowej i ławeczek większe a dodatkowo mniej "lansowy" dla młodocianych. Do zmroku jeden klenik pod 30 cm i zerwana wirówka . Po zapadnięciu zmroku cisza na wodzie zapanowała totalna, nawet małego chlapnięcia, tak jak bym spiningował na łące lub krytym basenie. Nie widać najmniejszych oznak życia w wodzie. Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało a wędkuję już 30 lat. Zawsze coś tam się spławiło, jakaś ryba chlapnęła się w wodzie a tu nic przez 2 godziny tak stałem i rzucałem i .......martwa woda, nawet oczka na powierzchni nie było. Totalne zaciemnienie pomimo miejskiego rejonu. Zerwałem za to fajnego woblera w typie sandaczowym. Zwinąłem się i o 23.30 pojechałem do domu. Jako że mieszkam po drugiej stronie Wisłoka niż łowiłem podjechałem do oświetlonego mostu i widok wody skłonił mnie do rozłożenia wędki na nowo woda żyła i widać było cały czas oznaki żerowania. Kilka puknięć w małe wobki, klenik prawie 30 cm tez do ręki wpadł i nagle zaczęły się ataki drapieżników. Z częstotliwością 1-2 minutowa i dokładnością jak by miały zegarek podpływały 2-3 ryby i na przestrzeni około 20 metrów atakowały żerującą drobnicę. Atak zawsze z prądem , było widać nadchodzącą pod powierzchnią rybę bo robiła się fala i albo ściganie drobnicy albo ze dwa trzy wirki gdzie nastąpił atak i rozprysk. Następnie bezgłośnie i bez śladowo musiały zawracać pod prąd i po chwili sytuacja się powtarzała. Siedziałem i rzucałem tam do 1.30 i nie złowiłem nic rzucanie pod prąd i uciekanie woblerem przed rybą, rzucanie z prądem i podprowadzanie go pod atakującą rybę , rzucanie w przewidywany punkt ataku, rzucanie w już widoczne miejsce ataku i nic , kompletne zero. Nawet przypadkowego podczepienia. Nie wiem co to za ryby były, nie jakieś okazy raczej takie do 50 cm, podobnie atakują bolenie ale bardziej widowiskowo, w dzień mógłbym podejrzewać okonie (może to oświetlenie wody sprawiało że to jednak okonie były ) , nie wiem czy akurat sandacze tak długo by żerowały i ciągle w ten sam sposób. Całkowite ignorowanie przynęty sugerowało by jednak bolenie, nie wiem już sam. Nie byłem zbytnio widoczny, kucałem za kępką trzcin, siedziałem na betonowej opasce blisko , stawałem kilka metrów od rejonu ataków i rzucałem z daleka, nie złowiłem nic przez 2 godziny. Zwinąłem kija i pojechałem do domu a ryby wciąż atakowały. Pewnie to nie był mój dzień
    1 punkt
  10. Peekol ma ciapanie opanowane:) Ja nie boję się sięgać po dobre wzory i je naśladować. Nie mówię, że kopiować kropka w kropkę. Bryła, jakiś ogólny kształt na wzór a reszta po swojemu. Nie do powtórzenia i najbardziej łowny wobler, który nawet ostatniej nocy skusił porządnego drapieżnika ma kilka swoich sobowtórów. Ostatnio przekonałem się do modelu ze zdjęcia niżej. Wersja boleniowo-sandaczowa. Lekkość, delikatne kładzenie na wodzie, minimalny opór. Te właściwości zadecydowały, że na odcinkach o mocniejszym uciągu kilka razy się sprawdził. Powstają już jego następcy. Już kiedyś wspominałem, że malowanie jest moją słabą stroną i czasami sięgam po gotowe rozwiązania. Zamiast malować można nakleić np. srebrną folię. Wobler u góry. A prościej jest pomalować wobler na czarno i dodać żółte groszki. Z moich doświadczeń wynika, że takie umaszczenie jest bardzo uniwersalne i każdą rybę można skusić.
    1 punkt
  11. No i fajnie! Najważniejsze że jest frajda i że coś się wiesza Do malowania polecam gąbki - szykujesz nieduże kawałki, maczasz w farbie, odciskasz jej nadmiar i paciasz Ważne jest pozbycie się nadmiaru farby - dzięki temu przy odrobinie wprawy można uzyskać przejścia tonalne 'prawie' jak z aero ;) Na przykład takie Powodzenia w dłubaniu! Może znów spotkamy się na jakimś zlocie we Wro to pochwal się koniecznie efektami!
    1 punkt
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.