Dzisiaj miał nastąpić ten dzień. Dzień, w którym z wielką radością miałem wysłać SMS do Jacolana z gratulacjami za drugie miejsce w LŚ Zarzekał się, że w tym tygodniu nie zajrzy nad wodę, to jest okazja zrobić przesunięcia w tabeli. Nastawiłem się na okonie. Z pudełkiem silikonowych przynęt zawitałem w środkowym odcinku rzeki.
Żeby dotrzeć do miejscówek trzeba przejść szlak kukurydziany i poruszać się ścieżkami opanowanymi przez dziczyznę.
Po rapciach wnioskowałem, że to droga jednokierunkowa. Gwizd do przodu i przedzieram się w gęstwinie. Pierwsze minuty łowienia i delikatne puknięcie. Minęło następnych kilkanaście minut i zdecydowane branie. Odjazd. Szczupak około 60 cm daje się jednak doprowadzić do brzegu. Ślizgiem mam wciągnąć go na trawę i następuje ostatni zryw ryby. Nic to, walczę dalej. Po chwili kolejne branie. Tym razem jego mniejszy brat ląduje na brzegu. Później więcej chodzenia niż łowienia. W kolejnym miejscu piękne branie i walka po całej szerokości rzeczki. Tym walecznym przeciwnikiem okazał się całkiem fajny kleń.
Odwiedziłem jeszcze kilka miejsc i wróciłem do miejscówki, gdzie przeczuwałem coś porządnego. Założyłem „kaloryferek”, podrzucam powyżej siebie i bardzo delikatnie podbijam przy dnie. Puk! Zacinam i wędka poważnie się wygięła. Miejsce trudne do holowania i podświadomie oceniam sytuację. Czy dam radę? I w końcu zobaczyłem, co mam na kiju. Jeszcze takiego okonia nie złowiłem. Lekko 35 cm. To i tak nie chcę przesadzać, że miał więcej, a na to zasługiwał. Był w zasięgu ręki. Gdybym miał wodery, to mogło się udać. Niestety wjechał w trzciny, jig zahaczył o nie i okoń się uwolnił. W tym momencie musiałem zrobić przerwę. Nie dało rady łowić.
Po drodze sprawdziłem jeszcze kilka miejsc. Dołowiłem okonia.
Miałem jeszcze mocne przytrzymanie. Naliczyłem 7 brań w ciągu trzech godzin. Trzy ryby na brzegu. Nie było źle. W niedzielę miała być powtórka. Jednak ciągle pada i gdybym miał przejść jeszcze raz ten odcinek, to wcale bym się nie różnił od odyńca w babrzysku. Trzeba zawalczyć gdzie indziej.
PS
Przypominam, że walczymy do 3 grudnia. Jak ktoś ma przemyślenia dotyczące utrzymania rywalizacji LŚ, to zapraszam po przyszłej niedzieli do dyskusji. Rewolucji w zasadach nie będziemy sobie fundować, ale delikatna kosmetyka nie zaszkodzi;)