Wędkarzyk1 kręcił się w tych okolicach. Fotorelacje są do wglądu. Cały wątek, to kopalnia wiedzy o rzece.
Mam nadzieję, że Jacolan się nie zniechęci. To mega zawodnik któremu trudno dotrzymać kroku.
Wyleczyłem się z myślenia, że duża rzeka, to dużo dużych ryb i niekończące się emocje. Była taka blokada na Ślęzę. Żałuję straconych lat. Ponad dwudziestoletnia przerwa dobrego łowienia nie do odzyskania. Wtedy umiejętności delikatnie mówiąc, były mizerne. Teraz to nie ta sama rzeczka. Faktycznie, trzeba wznieść się trochę ponad przeciętność. Na odcinkach miejskich jest taki problem, że nie ma gdzie się zamaskować. Trudno zaskoczyć rybę stojąc jak świeca na wygolonym brzegu.
Na peryferiach miasta jest inaczej, ale wcale nie łatwiej. Dotrzeć w niektóre miejscówki graniczy z cudem.
W tej rywalizacji/zabawie nie chodzi o łowienie ton ryb. Jak załapie się, w czym rzecz, to wędkarz powinien poradzić sobie na każdej innej wodzie. Te wszystkie rynny, burty, mini „kieszonki”, cofki, rafki itp., itd., to jest na wyciągnięcie ręki. Siedzę czasami nad ślumpą i patrzę. Mam całe koryto do ogarnięcia. Od jednego brzegu do drugiego. Mogę podać przynętę, gdzie chcę. Jak warunki pozwolą, to pod drugi brzeg, w górę, wzdłuż swojego brzegu. Dyskusja, które łowisko może dostarczyć więcej pozytywnych doznań, jest zbędne. Dla każdego z nas będzie to coś innego. Tutaj, w tej „grze”, chodzi o coś innego. Integracja, znajomości, wspólne wędkowanie, dzielenie się wiedzą i dawanie dobrych bodźców, gdy mamy słabsze dni i brakuje sukcesów. Wiem, że po jakimś czasie część z Was popatrzy na to wszystko z lekkim uśmiechem. Może zacząć się np. od Ślęzy, potem Skandynawia i ogromne szczupaki, dalej Mongolia i tajmienie. Pociągnijmy dalej, sumy – Ebro, a następnie tuńczyki w Chorwacji. Potem co? Potem może taki gościu, który goni ciągle za czymś, czego nigdy nie osiągnie, wróci nad Ślęzę? Przypomni sobie, jak skradał się, aby nie nadepnąć gałązki, która trzaskając pod nieostrożnym krokiem, płoszy upatrzonego klenia. Spotkamy się ponownie ramię w ramię, łowca dwumetrowego suma z Ebro i łowca czterdziestocentymetrowych kleni. Często mam nieprzyzwoite oczekiwania odnośnie do dużej wody. Dostaję w zamian… mało. Z małej wody mam oczekiwania niewielkie a obdarowuje pięknymi rybami i emocjami. Tu bardziej o te emocje chodzi. Cała ta otoczka, rozmowy, podpatrywanie, czytanie wody i jak inni to robią.
Szacun dla Was. Dla każdego, kto wpisuje się na listę uczestników.
To sygnał, że też w tym uczestniczycie. Mimo że nie udało się, że brakowało czasu,
lub kolejny raz wygrała Odra i te wielkie bolenie, sandacze i szczupaki;)